Aktualności

[WYWIAD] Katarzyna Kiedrzynek: Po telefonie od selekcjonera miałam łzy w oczach

Reprezentacja20.09.2016 
Możemy wygrać z każdym. Nieważne, czy są to Niemki czy Szwedki. Trzeba tylko uwierzyć w siebie – przekonuje Katarzyna Kiedrzynek, która po prawie dwóch latach wraca do reprezentacji Polski. Bramkarka PSG w szczerej rozmowie z Łączy Nas Piłka opowiada m.in. o obawach przed przyjazdem na zgrupowanie, rozmowie z Grzegorzem Krychowiakiem i o tym, jak została... pomocnikiem kierownika.

Długo zastanawiałam się, od czego zacząć tę rozmowę. Wiem, że nie chcesz wracać do przeszłości w kontekście Twojej dwuletniej nieobecności w reprezentacji. Wiem też, że denerwują Cię pytania o Zlatana Ibrahimovicia.
Nie ma go już w PSG, więc pewnie te pytania zaraz znikną. Teraz jest Grzesiu Krychowiak. Ale częściej pytają mnie o Zlatana niż o Grzesia, a powinno być odwrotnie. W końcu to mój rodak, który trafił do znakomitego klubu. Zadzwoniłam do niego, kiedy przyszedł do PSG. Zaoferowałam pomoc, której na pewno nie będzie potrzebował (śmiech).

Kojarzył Cię?
Wydaje mi się, że tak, ale to już trzeba by jego dopytać, czy kojarzył, czy dobrze zagrał (śmiech). Podszedł do rozmowy bardzo sympatycznie i serdecznie. Mam nadzieję, że wkrótce będziemy mieć okazję poznać się osobiście. W końcu trenujemy kilka kilometrów od siebie. Jest też szansa natknąć się na siebie w głównym ośrodku treningowym. No i mam nadzieję, że będę miała wkrótce wolną chwilę, by wybrać się na mecz. Oglądanie PSG z Polakiem w składzie to zupełnie coś innego.

Temat Zlatana umarł więc śmiercią naturalną. Co z drugą kwestią? Miałaś już dość pytań, dlaczego najlepsza polska piłkarka, finalistka Ligi Mistrzyń, jedna z czołowych bramkarek na świecie nie gra w reprezentacji Polski?
Chyba miałam, ale tylko dlatego, że pytali mnie o to często ludzie, niemający o wielu sprawach pojęcia. Nie mam nic do ukrycia, zawsze mówię to, co myślę. Prawda w końcu wychodzi przecież na jaw. W większości odpowiadałam jednak na te pytania z grzeczności. Na przykład, ludzie pytali czemu nie wrócę do kadry? Mówili, że mam się przestać obrażać. A ja sama sobie powołania wysłać nie mogłam. Zresztą, już długo przed oficjalną rezygnacją nie byłam powoływana przez selekcjonera. Moja rezygnacja była więc tylko formalnością, bo trener i tak nie widział mnie w kadrze.



Wykasowałaś z głowy wszystko to, co było?
Powiem tak: podeszłam do tego psychologicznie. W czasie mojej nieobecności w kadrze bardzo dużo myślałam o reprezentacji, o piłce, o sobie, o zachowaniu różnych osób. Nie ma sensu wykasowywać przeszłości. Należy z niej wyciągać wnioski. Teraz jestem mądrzejsza. Będę jednak cały czas sobą. Nie będę się zmieniać pod niczyim wpływem, chociaż kiedyś próbowano mnie stłamsić. Może jestem zwariowana, spontaniczna, ale za drużynę oddałabym serducho.

Jak to bramkarka.
Dokładnie. Ale lubię to w sobie. Może z czasem zweryfikuje to wiek, ale liczę na to, że nie. Cokolwiek by się nie działo, zawsze będę sobą. Jeszcze grając w Górniku Łęczna zdarzało się, że nazywano mnie gwiazdą. Gwiazdą nigdy nie byłam, nie jestem i nie będę. Nie mam zresztą powodu, żeby „odlecieć”.

Trochę jednak masz. I niektórzy tak Cię oceniają…
To wyobrażenie kreują media. Piszą, że gwiazda zrezygnowała z gry w kadrze, a kompletnie mnie nie znają jako człowieka. Jestem otwarta na rozmowy, na ludzi, nie mam z tym problemu. Tylko dlatego, że gram w takim klubie jak PSG, ktoś nazywa mnie gwiazdą? Wystarczy porozmawiać z osobami, z którymi na co dzień współpracuje i zapytać ich, czy „odlatuję”. Nawet teraz, na kadrze, dziewczyny mówią do mnie „Kacha, ty się nic nie zmieniłaś”.

Kierownik drużyny opowiadał, jak to szukał pomocnika, a po chwili „Kiedra” biegała już z koszem i zbierała po pokojach rzeczy do prania. Tak chyba nie zachowuje się gwiazda.
Nawet sama szukałam jakiejś miednicy do zebrania prania, bo taka była akurat potrzeba (śmiech). Zawsze staram się jakoś pomóc, mimo że wiem, że nikt ode mnie tego nie wymaga. Taka jestem, że cały czas muszę coś robić.



Miałaś obawy przed przyjazdem na zgrupowanie kadry po takiej przerwie? Bałaś się, jak przyjmą Cię koleżanki?
Były obawy. To wszystko, co się wydarzyło, miało na mnie jakiś wpływ. Wiedziałam jednak, że wracam do dziewczyn, które znają mnie od wielu lat, z którymi się dogaduję i nie mam żadnego konfliktu. Dziewczyny przyjęły mnie tak, jakbym tu cały czas była, jakby ta przerwa nie istniała. Za to im bardzo dziękuję. To też dzięki nim to moje ponowne wejście było łatwiejsze.

Drużyna się jednak znacznie zmieniła. Młodsze dziewczyny trzymają do Ciebie dystans, czują respekt?
Nie chciałabym, żeby tak było. Jestem taka sama jak one. Jedziemy na jednym wózku. Wiadomo, że do starszych czy bardziej doświadczonych piłkarek zawsze czuje się respekt. Ja też kiedyś jako osiemnastolatka wchodziłam do drużyny. Przeżyłam to traumatycznie (śmiech). Zaczynałam przygodę z reprezentacją ze wspaniałymi zawodniczkami – z Patrycją Pożerską, z która mam okazję być dziś w jednym pokoju, z Anią Żelazko, dla mnie najlepszą polską piłkarką w historii, z Agą Winczo, Martą Stobbą. Wszystkich nie wymienię, bo nie chcę żadnej pominąć. Do dziś wspominam telefon od ówczesnego trenera bramkarek kadry Mateusza Smudy. Szłam do szkoły i byłam pewna, że coś nabroiłam. A on mi mówi, że chciałby mnie powołać do reprezentacji Polski A. Na pierwszych zgrupowaniach po śniadaniu od razu się biegło do pokoju i się z niego praktycznie nie wychodziło. Człowiek się chował po kątach. Dziś dziewczynom jest łatwiej. My jako starsze dziewczyny wiemy, co trzeba zrobić, żeby te młodsze czuły się swobodnie. Sama w końcu to przeżywałam i to dwa razy – wchodząc do pierwszej reprezentacji Polski i do nowego klubu.

To prawda, że pierwszy telefon trenera Miłosza Stępińskiego wywołał u Ciebie łzy?
Tak było! Przebywałam akurat w Lublinie z przyjaciółmi, chodziliśmy po mieście. Przyszła mi wiadomość na portalu społecznościowym, która wpadła w folder „inne”. Patrzę, a tu Miłosz Stępiński... Podałam mu swój numer telefonu, bo nikt w PZPN go nie miał. Za chwilę do mnie zadzwonił. Adrenalina się podniosła. Ale od samego początku rozmowa przebiegała bardzo pozytywnie. Pogadaliśmy o różnych rzeczach, a później trener zapytał „Kasiu, mam bardzo ważne pytanie, czy chciałabyś ze mną współpracować?''. Stanęły mi łzy w oczach. Emocje były bardzo duże. Długo na to czekałam. Kolejne moje wielkie marzenie zostało zrealizowane. Musiałam chwilę odczekać, żeby z rykiem nie krzyknąć „tak trenerze!" Gra z orzełkiem zawsze była dla mnie priorytetem. Wszędzie, gdzie tylko się da, podkreślam, skąd jestem. To jest dla mnie bardzo ważne. W finale Ligi Mistrzyń byłam mega dumna z faktu, że mam rękawice z orzełkiem, że reprezentuję Polskę na takiej imprezie.



Trener Stępiński chyba szybko Was do siebie przekonuje?
Ja potrzebuję tego, żeby mi ktoś czasem powiedział „Kacha, k...., weź się skup". Nie lubię podchodów. Trener jest konkretny, wie, czego chce. Dla mnie to jest autorytet. Zresztą, póki co, jestem pod dużym wrażeniem, jeśli chodzi o cały nowy sztab, począwszy od kierownika, a na masażyście skończywszy. Jesteśmy jednym zespołem. Atmosfera naprawdę jest fajna. Sztab ma pomysł na grę, wierzy w nas i potrafi nam to pokazać.

Na co stać tę reprezentację? Jesteśmy w stanie rywalizować z zespołami z najwyższej półki czy nie?
Tak. Szczerze. Nie chcę się w żaden sposób wywyższać, ale przez te ostatnie półtora roku wielokrotnie zestawiałam zawodniczki, z którymi rywalizuję na co dzień w lidze i Lidze Mistrzów, z piłkarkami z kadry. Wstawiałam Ewę Pajor czy Olę Sikorę w miejsce najlepszych zawodniczek na świecie. I zdawałam sobie sprawę, że wcale nie ma takiej dużej różnicy, jeśli chodzi o umiejętności. My się spalamy mentalnie, bo nam tak mówią, że jesteśmy gorsze. Mówię to z pełną odpowiedzialnością, że możemy walczyć z każdym. I z każdym możemy wygrać. Nie ważne, czy są to Niemki czy Szwedki. Trzeba tylko uwierzyć w siebie. Też miałam z tym problem. Też kiedyś nie wierzyłam w siebie. Do czasu, kiedy zadałam sobie pytanie „czego ja się w sumie boję?" Że inny kraj, że inny język? W czym one są lepsze ode mnie? Trener Stępiński nam mówi, że mamy być królowymi swoich pozycji. Nie możemy się bać. Staram się też tak dziewczyny nakręcać, że potrafimy grać w piłkę, że możemy wygrać każdy mecz. Mam nadzieję, że jeśli my uwierzymy w siebie, to uwierzą w nas też inni, całe środowisko piłkarskie. I nie będzie tyle krytyki, wzajemnego podszczypywania. Mamy wspólny cel – Mistrzostwa Świata 2019. Ja tam chcę być. Mamy być zawsze pionkami do bicia? Trenujemy tyle lat, codziennie to samo, wylewamy poty, doznajemy kontuzji, dajemy z siebie wszystko, tracimy życie prywatne. Poświęcamy się piłce i dlaczego mamy dawać się ogrywać? Może kiedyś tego nie dostrzegałam. Ale teraz to widzę i w to wierzę.

Rozmawiała Paula Duda

Mecz kończący eliminacje do Mistrzostw Europy 2017 z Mołdawią dziś o 18:00 we Włocławku. Transmisja od 17:40 w Polsacie Sport.


TAGI: Katarzyna Kiedrzynek, reprezentacja Polski kobiet, PSG, Grzegorz Krychowiak,

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności