Aktualności
[WYWIAD] Katarzyna Kiedrzynek: Do Wolfsburga idę po to, by wygrywać i zdobywać trofea
Nie wiem, czy wiesz, ale to jest historyczny transfer, bo jeszcze nigdy polska piłkarka nie była bohaterką transferu na absolutnym szczycie kobiecego futbolu, a myślę, że nawet trudno znaleźć jego odpowiednik w piłce męskiej.
Nie zastanawiałam się nad tym, to bardziej robota dla dziennikarzy. Ja jestem bardzo szczęśliwa, że przez siedem lat udało mi się wyrobić sobie markę w świecie piłki kobiecej. Trenerzy, z którymi przez te lata pracowałam nawet teraz do mnie dzwonią i bardzo dobrze się o mnie wypowiadają, co jest bardzo miłe. Może nie jestem nie wiadomo jak znaną osobą i nie mam milionów followersów, ale przez ludzi z mojego fachu jestem uznawana za jedną z najlepszych bramkarek na świecie. Oczywiście chciałabym być nie jedną z, ale najlepszą i mam właśnie nadzieję, że przejście do Wolfsburga mi w tym pomoże. Mam 29 lat i duże doświadczenie, ale wciąż jestem głodna sukcesów i chcę być jeszcze lepsza. Nigdy zresztą nie czułam się tak dobrze w swojej karierze, jak teraz. Myślę, że to idealny moment na zmiany.
Jak odchodzi się z klubu, w którym przez 7 lat przebyło się drogę od anonimowej piłkarki do legendy uwielbianej przez kibiców? Nikt nie miał dłuższego stażu w obecnej drużynie PSG, w zasadzie pamiętasz początki profesjonalizacji tego klubu.
Z pewnością odejście z PSG nie jest łatwe, bo czuję się częścią tego zespołu, który był przez wiele lat budowany. Tak jak mówisz, przyjechałam do Paryża w zasadzie jako nikt, dziewczyny nawet nie wiedziały na jakiej gram pozycji. Nie znały mnie, nie interesowały się polską ligą, a w tamtych czasach nie mówiło się w ogóle o polskich piłkarkach. Musiałam sobie, a przy okazji innym Polkom, wyrobić markę przez lata ciężkiej pracy na boisku. Patrząc po tym jak jestem żegnana chyba mi się to udało. Pracownicy klubu zapamiętali, że nawet w czasach, gdy nie potrafiłam jeszcze mówić po francusku, to zawsze się uśmiechałam i próbowałam zagadać. Szkoda mi tylko tego, że wyjeżdżam w takim momencie. Przez koronawirusa nie mogę pożegnać się z kibicami na stadionie, bo to nie samego miasta, a ich będzie mi najbardziej brakowało. Tych wszystkich ludzi, którzy przychodzili na każdy mecz i fantastycznie nas dopingowali. Czuję się trochę tak, jakby mi coś bardzo pięknego odebrano, bo nie mogę się z nimi pożegnać. A nie ukrywam, że przez te 7 lat bardzo mocno związałam się zarówno z klubem, jak z Francją i Francuzami. No cóż, musiałam się z tym pogodzić.
119 meczów w barwach PSG, dwukrotnie finał Ligi Mistrzyń, sześć razy wicemistrzostwo Francji, raz Puchar Francji, cztery razy najlepsza bramkarka ligi. Całkiem niezły dorobek. Tak sobie wyobrażałaś swoją karierę, gdy tu przychodziłaś, czy przerosło to Twoje oczekiwania?
Szczerze mówiąc bardziej liczyłam na osiągnięcia drużynowe niż indywidualne. Miałam nadzieję, że zdobędziemy w końcu to mistrzostwo Francji i wygramy Ligę Mistrzyń. Przychodząc tutaj to w ogóle nie zastanawiałam się nad tym, co mogę osiągnąć indywidualnie. Wiadomo, że takie nagrody jak dla najlepszej bramkarki w tak silnej lidze czy znalezienie się w jedenastce Ligi Mistrzyń to są bardzo miłe wyróżnienia i dają dużą satysfakcję, ale jednak brakuje mi tych trofeów drużynowych. A nie udało mi się zdobyć żadnego poza Pucharem Francji, którego i tak nie zaliczam do swoich sukcesów, bo nie grałam w finale.
Wolfsburg wybrałaś właśnie po to, by zacząć wygrywać trofea drużynowe, a nie tylko indywidualne?
Tak, to była moja główna motywacja. Może to dziwnie zabrzmi, ale marzę o świętowaniu sukcesu z drużyną. Wiele razy widziałam jak inne kluby cieszą się z mistrzostw, podnoszą puchary, a ja w zasadzie nigdy tego nie doświadczyłam. Bardzo chciałabym to przeżyć, bo na razie to całe życie jestem druga. Trofea indywidualne nie są w stanie tego osłodzić. VfL Wolfsburg to właśnie klub, którego główną ambicją jest wygrywanie. A w Paryżu jeśli nie zmieni się podejście to przez wiele lat jeszcze może im się to nie udać, chyba, że już nikt nie będzie chciał przyjść grać do Lyonu.
No właśnie, Ty nie chciałaś. Podobno stoczyły o Ciebie bój dwa najlepsze kobiece kluby w Europie. To prawda, że miałaś ofertę z Olympique Lyon?
Tak, mogę powiedzieć, że to prawda. Miałam konkretną propozycję z Lyonu, dzwonił do mnie trener i namawiał na transfer. Wracałam akurat ze spaceru z psem i zaskoczył mnie ten telefon. Myślałam, że to dzwoni jakiś bank albo ktoś z jakąś marketingową ofertą, bo nieznany numer. Zorientowałam się dopiero, jak powiedział do mnie Kasia, bo tu we Francji praktycznie nikt nie umie wymówić mojego imienia (śmiech). Rozmawialiśmy dosyć długo, mówił, że jestem pierwszą bramkarką, do której dzwoni i bardzo chciałby, żebym przyszła tam grać. To oczywiście dla mnie bardzo miłe i budujące, ale nie był w stanie mnie przekonać, bo ja takiego rozwiązania nie brałam pod uwagę.
Trzeba mieć jaja, żeby odmówić Olympique’owi Lyon. Przecież każda piłkarka na świecie marzy, żeby tam zagrać. Musieli chwycić się za głowę, że im odmawiasz.
Faktycznie, byli zaskoczeni. Nie mogli zrozumieć, że jak to, przecież to jest najlepszy klub na świecie i każdy chce tutaj grać. Ja mam do tego trochę inne podejście. Nie chodzi wyłącznie o szacunek do PSG i kibiców, ale po tych wszystkich latach, gdzie ze sobą zaciekle rywalizowaliśmy, gdy było mnóstwo emocji, tysiące ludzi, którzy dawali show na trybunach, po prostu nie mogłam tego zrobić. Widziałam jak moje koleżanki przechodziły z PSG do Lyonu i zawsze mnie to zniesmaczało. Jednego roku przegrałyśmy z nimi w półfinale Ligi Mistrzyń 0:7, a kilka dni potem okazało się, że pół drużyny tam przechodzi i było to dla nich oczywiste już wcześniej. Niby mówi się, że piłkarz musi myśleć o swojej karierze, ale to nie jest mój styl. Olympique Lyon jest dla PSG największym rywalem i ja takich rzeczy nie robię.
Miałaś jeszcze jakieś inne oferty?
Tak, pytały kluby z Francji: Bordeaux, Montpellier, były zapytania z Anglii. Już kiedyś chciało mnie Chelsea, ale u mnie w głowie ten Wolfsburg siedział już od dawna. Zawsze chciałam tam zagrać. I od dawna wiedziałam, że się mną interesują. Jeszcze przed przedłużeniem ostatniego kontraktu z PSG wiedziałam, że chcieliby, żebym przeszła, ale dobrze się czułam w Paryżu i nie był to dla mnie odpowiedni moment. Za wszelką cenę chciałam coś z PSG wygrać. Trofeum nie udało mi się zdobyć, ale wywalczyłam wielki szacunek, a to w sumie jest nawet cenniejsze niż złoto. Tych ofert było sporo, ale ja decyzję podjęłam już dawno temu i potem w ogóle nie zaprzątałam sobie tym głowy.
Już poprzedniego lata byłaś blisko przenosin do Wolfsburga, który szukał zastępczyni dla Almuth Schult. Ostatecznie sięgnął na rok po Hedvig Lindahl. PSG się nie zgodziło?
Miałam jeszcze przez rok ważny kontrakt i trzeba byłoby za mnie zapłacić, ale też nie chciałam tak odchodzić na szybko bez pożegnania. Wspólnie ustaliliśmy, że lepiej będzie jeszcze ten rok poczekać.
Dyrektor sportowy i trener bramkarek przyjechali oglądać cię nawet na mecz Polska - Hiszpania do Lublina. Wiedziałaś o tym przed meczem?
Tak, wiedziałam o tym. Okazało się potem, że Ewa też o tym wiedziała, ale nie chciała mi tego mówić (śmiech). Powiedział mi mój menedżer. Ja starałam się o tym zapomnieć i nie myśleć. Oczywiście zależało mi na tym, żeby dobrze wypaść i miałam niewielką presję, chociaż wiedziałam, że ten mecz i tak nie będzie miał znaczenia, bo byli gotowi podpisać ze mną kontrakt. Nie zaliczam tego meczu z Hiszpanią do wybitnie udanych, bo bardzo wiele od siebie wymagam i byłam po meczu bardzo niezadowolona. Byłam wręcz wściekła na siebie, bo fatalnie grałam nogą, a wiem, że to jest mój duży atut.
Musiało im to nie przeszkadzać skoro później dyrektor sportowy przyjechał do Ciebie nawet do Paryża. To właśnie to super profesjonalne podejście Wolfsburga ostatecznie zdecydowało?
To może nie zdecydowało, bo ja już byłam przekonana, ale było bardzo miłe i niespotykane w piłce kobiecej. Porozmawialiśmy, przedstawił mi wizję, opowiedział o klubie, o tym jak wygląda centrum treningowe, co było dla mnie ważne, bo w Paryżu niestety te warunki nie są idealne. Nie przystoi, żeby klub na takim poziomie miał do dyspozycji tylko jedno boisko. A w Wolfsburgu mają swój stadion i kilka boisk treningowych. To było dla mnie bardzo ważne, żeby mieć warunki do treningu i dalszego rozwoju.
A nie kusiło Cię, żeby pójść do jakiegoś wielkiego męskiego klubu, których jest coraz więcej w futbolu kobiecym? Transfer do Realu Madryt zapewniłby Ci dozgonną sławę w Polsce.
Nie, ja nie jestem osobą, która patrzy na takie rzeczy. Jak przychodziłam do PSG to w ogóle nie zdawałam sobie sprawy z tego, że to jest wielki klub. Dopiero po jakimś czasie dotarło do mnie, gdzie ja jestem. Ok, powstaje coraz więcej sekcji kobiecych przy wielkich klubach męskich, ale z małymi wyjątkami jak FC Barcelona to nie są to drużyny, które dorównują poziomem Wolfsburgowi i które gwarantują bicie się o Ligę Mistrzyń. Mnie nie interesuje nazwa klubu czy marketing, tylko wygrywanie. Miałabym iść do Realu dlatego bo wszystkie media w Polsce by o mnie napisały? No nie.
Tak się składa w Twojej karierze, że za każdym razem przypada Ci rola zastępowania bramkarki na urlopie macierzyńskim. Tak było z Bérangère Sapowicz w Paryżu i tak będzie z Almuth Schult w Wolfsburgu….
… o faktycznie! I to Bérangère też urodziła bliźniaki. Ale zbieg okoliczności, nawet o tym nie pomyślałam.
Tyle że Niemka odgraża się, że jeszcze wróci do grania w piłkę. Nie lubisz mieć w życiu łatwo, chyba wolisz jak jest pod górkę? Olympique Lyon oferował Ci murowany numer 1 po odejściu Sary Bouhaddi, a Ty wolisz rywalizację.
Życzę Almuth Schult, żeby wróciła do grania w piłkę, bo gdybym była na jej miejscu, to też bym tak zrobiła. Wolfsburg też nie ściąga mnie po to, żebym siedziała na ławce. Co będzie później to zobaczymy. Ja się nie boję rywalizacji ani nie chcę, żeby mi ktoś gwarantował miejsce w składzie. Nie o to mi chodzi. Ja chcę udowodnić na treningu i na meczu, że na to zasługuję. Znam swoją wartość i wiem jaką jestem bramkarką. Nie boję się rywalizacji z żadną bramkarką na świecie.
Ale wiesz jak to jest u Niemców. Ter Stegen wyczynia cuda w Barcelonie, ale broni Manuel Neuer, bo jest numerem jeden i koniec.
Oczywiście, że mogą być naciski na to, żeby grała Niemka. Bo jest numerem 1 w kadrze, bo coś tam. Gdybym się bała rywalizacji nie mogłabym grać na takim poziomie. Przez siedem lat w Paryżu też musiałam walczyć o miejsce w składzie z różnymi bramkarkami. To jest normalne.
A jak to było z Twoją rywalizacją z Christiane Endler w Paryżu? W poprzednim sezonie broniłyście po równo - Ty w lidze, ona w pucharach. Ten sezon Ty zaczęłaś w bramce, co mecz to parada kolejki i nagle przepadłaś.
Każdy kto się temu przyglądał, to raczej wie, że nie była to rywalizacja sportowa. W poprzednim sezonie mi to jeszcze tak nie przeszkadzało, bo broniłyśmy po równo. Dużo mi to też dało mentalnie, bo nigdy nie wiedziałam, kiedy zagram. W ostatnim meczu poprzedniego sezonu Chris dostała czerwoną kartkę i nie mogła grać w trzech pierwszych kolejkach nowego sezonu. Po okresie przygotowawczym nie było żadnej decyzji, kto będzie numerem jeden. Ja zaczęłam sezon, byłam w świetnej formie, tak jak mówisz, co mecz to parada, która ratowała zespół przed utratą bramki. Trener chwali mnie w mediach. I nagle gdy Chris skończyła się kara woła mnie po treningu i mówi, że dziękuje mi za 7 lat w Paryżu, ale dokonał wyboru. Chris będzie numerem jeden, a ja będę numerem jeden bis (śmiech). Nie przedstawił mi przy tym żadnych argumentów, no bo też nie miał jakich. On wiedział, że ja wiem, o co chodzi i chyba nie chciał dolewać oliwy do ognia. Myślę nawet, że to mogła nie być jego decyzja, bo potem ktoś z klubu mi potwierdził, że chodziło o marketing. Chris grała na mistrzostwach świata, ja nie grałam. Wszyscy zachwycali się nią po jednym meczu z USA, przegranym 0:3, gdzie w takim meczu każda bramkarka na poziomie miałaby udane interwencje, bo to jest normalne. Tylko, że ja widziałam jej wszystkie mecze i wiem, jak było. Jest bardzo dobrą bramkarką, ale nie była lepsza ode mnie. Po mundialu została drugą najlepszą bramkarką świata i były naciski na to, żeby grała.
Zawsze, gdy Ty byłaś w wyjściowym składzie, to jej fani z Chile zalewali social media klubu komentarzami, że co to jest, że PSG nie szanuje najlepszej bramkarki na świecie.
PSG lubi piłkarki popularne, które mają wielu kibiców i sponsorów. W ostatnich sezonach czasem miałam nawet wrażenie, że bardziej dobierają je pod względem tego, jak będą wyglądały w sesji dla Hugo Bossa niż pod względem sportowym. Dlatego też dużo dobrych piłkarek stąd odeszło. Pamiętam jak namawiałam ich na transfer Pauliny Dudek. Mówiłam: Wiem, że jej nie znacie, ale nie patrzcie tylko na nazwisko albo narodowość. Ja też jak tu przyszłam to byłam nikim. Zaufajcie mi. I okazało się, że to był najlepszy transfer PSG w ostatnich latach.
Idziesz teraz do klubu, który ma totalnie inną filozofię. Słynie z najlepszego skautingu. Odkrył dla piłki kobiecej całe mnóstwo talentów, w tym Ewę Pajor.
No tak, lepiej być z Ewą w drużynie niż przeciwko (śmiech). Wiadomo, że jestem doświadczoną piłkarką i nie patrzę na to, czy w drużynie jest koleżanka, czy nie, ale bardzo się cieszę, że zagramy razem. Wierzę, że wiele możemy razem osiągnąć. Znamy się bardzo dobrze, od lat się wspieramy. Na pewno liczę, że mi pomoże się dogadać na początku po niemiecku (śmiech).
Kibice zastanawiają się, dlaczego wybrałaś numer 77 na koszulce?
Po prostu wiedząc, że nie będę mogła wybrać jedynki pomyślałam sobie o moim tacie, który grał kiedyś z numerem 77 w lidze okręgowej. Taki mały hołd w jego kierunku, bo miał największy wpływ na to, że zostałam bramkarką.
Bundesliga w przyszłym sezonie będzie przypominać polską ligę.
I to mnie bardzo cieszy! Jestem dumna, że tyle dziewczyn wyjeżdża. W Bundeslidze zapowiada się fajnie, Winia i Balci w Sand (Agnieszka Winczo i Patrycja Balcerzak - przyp.red.), Matys w Leverkusen (Sylwia Matysik - przyp.red.), Mesi w Poczdamie (Małgorzata Mesjasz - przyp.red.) i może jeszcze coś się urodzi. Cieszę się, że dziewczyny nabrały odwagi. Nie ma co ukrywać, że pierwsze dwa miesiące są trudne, bo jedziemy do nowego kraju, nie znamy ludzi, języka, to jest normalna sprawa. Ale potem wszystko zaczyna się tak kręcić, że to jest jedna wielka przyjemność. Zawsze im powtarzałam, że ciężkie momenty są, ale zawsze z nich się wychodzi obronną ręką. My Polki mamy naprawdę silny charakter i poradzimy sobie w każdej sytuacji. Zawsze je namawiałam do wyjazdu, bo to nam pomoże w reprezentacji, ale także im pozwoli zrobić fajną karierę i poznać kawałek świata. Jeśli mają ofertę, powinny wyjeżdżać. Starałabym się jedynie dobrać klub tak, żeby miały lepsze warunki i możliwości rozwoju niż w Polsce. Za granicą nauczą się dużo więcej, choćby charakteru, nieustępliwości, walki, bo tam będą musiały walczyć o swoje i dopiero sobie wyrobić markę.
Rozmawiała Hanna Urbaniak
Fot. Paula Duda / Łukasz Grochala