Aktualności

[WYWIAD] Gabriela Grzywińska: Miałam ofertę z Francji, ale się… przestraszyłam

Reprezentacja16.12.2019 
Najgłośniej jest zawsze o Ewie Pajor czy Katarzynie Kiedrzynek, ale to ona była cichą bohaterką poprzedniego sezonu. Stała się pewnym punktem reprezentacji Polski, strzeliła przepiękne gole w starciach z Irlandią i Bośnią. O zamiłowaniu do wślizgów, jedynym meczu w kadrze U-17, którym był finał mistrzostw Europy i o niedoszłym transferze do Francji porozmawialiśmy z Gabrielą Grzywińską. Zapraszamy!

Mówi się „Grzywińska”, myśli się „wojownik”, „walczak”. Chociaż może lepiej użyć słowa „rozrabiaka”?
Ciągle słyszę od różnych osób, że ja to zarobię „kosę”, wstaję i idę dalej. Ale wydaje mi się, że i tak się trochę już uspokoiłam.

Co masz na myśli?
Kiedyś moja gra opierała się niemal wyłącznie na wślizgach. Robiłam ich mnóstwo. Byłam wierna zasadzie, że piłka może przejść, ale przeciwnik już nie. Z biegiem czasu to się zmieniło, ale też trenerzy tego ode mnie oczekiwali. Wymagali, żeby dłużej stać na nogach, a mniej „jeździć” po murawie. Tym bardziej że nie zawsze trafiało się w piłkę (śmiech). Dziś wiem, że mieli rację.

Taka gra sprawiała satysfakcje?
Trochę tak.

Większą niż zdobywanie bramek?
Nie aż taką. Ale ogromną satysfakcje daje mi, na przykład, przerwanie kontry przeciwnika.

Ta zmiana nastawienia wynikała tylko z faktu, że zostało to na tobie wymuszone czy po prostu dojrzałaś?
I jedno, i drugie. Nie mam już dziewiętnastu lat. Każdy z wiekiem nabiera doświadczenia i pewności siebie, przez co staje się na boisku mądrzejszy. Tak było w moim przypadku.

W kontekście piłkarskiego dojrzewania dużo dało ci mistrzostwo Europy zdobyte z reprezentacją Polski do lat 17 w 2013 roku?
Nie, bo tamtym czasie niemal w ogóle nie grałam w tej kadrze. Byłam zawodniczką, która jeździła na zgrupowania, ale za dużo nie grała. Wystąpiłam w finale, bo kontuzji doznała nasza kapitan, Kasia Gozdek. Wtedy też mój klubowy trener z Unii Racibórz Remigiusz Trawiński cofnął mnie ze środka pola do środka obrony. Całkiem dobrze tam wyglądałam, więc tak zostało. Zresztą z tego, co pamiętam, w reprezentacji U-17 rozegrałam właśnie ten jeden mecz – finał.



Nie chcę wiedzieć, co musiało przed tym spotkaniem dziać się w twojej głowie.
Szczerze? Nic! Podeszłam do tego na luzie. Powiedziałam sobie „mam jeden mecz, muszę zagrać jak najlepiej”. I tyle. Zagrałyśmy na zero z tyłu. Nawet dobrze nam szło. Za dużo akcji Szwedki też sobie nie stworzyły. Pamiętam, że przed finałem ogromnie stresowała się Patrycja Michalczyk. Zapytała mnie: „Gaba, jak ty to robisz, że tak do tego podchodzisz?”.

I jak ty to robisz?
Nie wiem, przychodzi mi to naturalnie. Wtedy chciałam się pokazać z jak najlepszej strony, miałam jeden mecz. Co miałam do stracenia? Jedynie wiele do zyskania. Potem to zaowocowało tym, że nagle stałam się podstawową zawodniczką w kadrze U-19.

Ale do dorosłej kadry już tak płynnie nie przeszłaś. Dlaczego?
Faktycznie, raz byłam powołana, raz nie, innym razem dowołana…

I tak się pomału przebiłaś, aż wywalczyłaś sobie pewną pozycję w kadrze. Kierownik reprezentacji Maciek Szczodrowski często powtarza, że „Gaba” to nigdy nie narzeka. I nieważne, czy chodzi o przyjazd na zgrupowanie z drugiego końca Polski, bo ktoś wypadł z powodu kontuzji, czy o wybór numeru na koszulce.
Miło słyszeć. Dużo mi chyba w kontekście gry w kadrze dała zmiana ustawienia na piątkę w obronie. Dodatkowo jestem osobą, która może grać na wielu pozycjach, co też daje mi spory handicap.

Dobrze czujesz się jako taka uniwersalna zawodniczka czy wolałabyś jednak grać zawsze na tej samej pozycji?
Nie przeszkadza mi to. Gdzie mnie postawią, to zagram. W zeszłym sezonie przez chwilę przecież w Górniku Łęczna grałam także w ataku! Wynikało to z tego, że odeszła Dżesika Jaszek i brakowało nam „dziewiątki”. Miała nią być Emilka Zdunek, ale ona też lepiej czuła się niżej. Na początku byłam poirytowana czy wręcz zła, ale później nawet strzeliłam kilka goli. Jedyna pozycja, jaka mi kompletnie nie pasuje, to skrzydło. No i bramka. Wolę być w środku pola.



Był taki jeden mecz albo zgrupowanie, które zdecydowało o tym, że przestałaś być zawodniczką z dowołania, a stałaś się podstawową piłkarką reprezentacji Polski?
Wydaje mi się, że zremisowany 0:0 mecz ze Szwajcarią w Mielcu, który rywalkom odebrał awans na mistrzostwa świata, po który przyjechały. Od tamtej pory gram w pierwszym składzie. Pokazałam się wtedy z dobrej strony.

Chwilę później były mecze towarzyskie z Irlandią i Bośnią, w których zdobyłaś przepiękne bramki.
Z Bośnią trafiłam z rzutu wolnego. Podeszłam i siadło.

A po strzeleniu gola Irlandii pobiegłaś od razu do selekcjonera Miłosza Stępińskiego. To miało jakąś specjalną symbolikę? Że w ciebie uwierzył?
To wyszło spontanicznie. Nie planowałam tego. Pamiętam tylko, że wtedy w przerwie trener Stępiński powiedział mi, że jak będzie okazja, to mam uderzać. I się udało.

Mówimy o twojej żelaznej psychice, a właśnie tego często brakuje reprezentacji Polski. Mamy problem z tym, że zbyt nerwowo wchodzimy w mecze. Może ty masz na to receptę?
Przed wyjściem na boisko nie mam jako takiego stresu, ale nie ukrywam, że po pierwszym udanym kontakcie z piłką spada ciśnienie. Jak zepsujesz coś na początku, to to siedzi w głowie. Myślisz sobie „żeby następne podanie było lepsze”. Myślę, że każdy tak ma. Zgadzam się z tym, że kwestie mentalne są kluczem do naszej dobrej gry. Umiejętnościami nie odstajemy aż tak od innych drużyn. Głowa faktycznie nam nie wytrzymuje. Ostatnie mecze z zespołami ze światowego topu wiele nam uświadomiły. Weźmy na przykład październikowy mecz z Brazylią. Szczerze myślałam, że będzie on dużo trudniejszy. Że rywalki będą do nas doskakiwać, nic nam nie dadzą zrobić. A okazało się, że są… normalne. Że możemy mieć podobne posiadanie piłki i więcej sytuacji do zdobycia bramki.



Zmieniając temat, twój letni transfer z Górnika Łęczna do Medyka Konin to była prawdziwa bomba i zaskoczenie dla wszystkich. Dlaczego się na niego zdecydowałaś?
Dla mnie samej chyba też to było zaskoczenie. O moim przejściu do Konina zadecydowały detale. Nie będę wypowiadać się źle o Górniku, ale poszło, jak to często bywa, o kwestie finansowe. Szuka się miejsca, gdzie jest ci dobrze. Jak na polskie warunki, Medyk zaproponował mi naprawdę dobrą ofertę.

Górnik o ciebie nie powalczył?
Rozmawiałam z dziewczynami na czerwcowym zgrupowaniu reprezentacji i mówiły, że one już maja podpisane kontrakty. Śmiałam się, że ze mną jeszcze nikt nie rozmawiał. Rozmowy po powrocie ze zgrupowania podjął mój menedżer, po czym trener Mazurkiewicz powiedział, że gdybym poszła sama, to dostałabym podwyżkę. Ale po to mam osobę, która mnie reprezentuje, żeby mi pomagała w takich rzeczach.

Wiem jednak, że miałaś o wiele lepszą ofertę niż z Konina.
Miałam ofertę z Francji, ale – szczerze mówiąc – przestraszyłam się. Tego, że będę tam sama, że to całkiem nowe środowisko, inny język. Czułam, że poradziłabym sobie sportowo, ale nie miałam pewności, czy wytrzymałaby głowa. Wiadomo, że każdy potrzebuje czasu na aklimatyzację. Wiem, że to nie jest łatwe.

Z drugiej strony to jedyna droga rozwoju.
Tak. W Polsce osiągnęłam już wszystko, co mogłam. Wtedy bardzo chciałam wyjechać. Byłam wręcz tym zajarana. Kontrakt leżał na stole, wszystko było gotowe. Pozostała tylko moja decyzja. Ale kiedy przyszło co do czego, to zwyczajnie się przestraszyłam. Jeżeli pojawi się jeszcze taka opcja, to za pół roku chciałabym wrócić do tematu.

Za pół roku będziesz już gotowa?
Wydaje mi się, że potrzebowałam jeszcze tego roku, żeby sobie pewne rzeczy w głowie poukładać, żeby się przygotować do tego wyjazdu. Zdaje sobie sprawę z tego, że to jest najwyższy czas na ten krok.

Liga francuska to jest twój wymarzony kierunek?
Nie ograniczam się. Chcę po prostu grać na wyższym poziomie.



Mało jest z tobą wywiadów, mało jest także ciebie w mediach społecznościowych. Nie lubisz, jak wokół ciebie jest głośno?
Nie lubię. Wolę być na drugim planie, chociaż wiem, że być może mi to nie pomaga.

W czym?
W rozwoju pod kątem popularności, rozpoznawalności. Ale taki mam charakter i zawsze tak było. Chociaż niedawno się przełamałam i założyłam konto na Instagramie (śmiech). Nie żyję tak mocno w świecie wirtualnym, co może w dzisiejszym świecie wydawać się dziwne.

Co więc robisz poza graniem w piłkę? Słyszałam, że jesteś wielką fanką MMA.
Tak, interesuję się tym. Mam gry UFC 2, UFC 3 i pogrywam na konsoli. Raz byłam na gali KSW w Lublinie. Bardzo mi się podobała ta cała otoczka, ale strasznie długo trwały przerwy pomiędzy walkami. Ktoś pada w pierwszej rundzie, po dwóch, trzech minutach, a widownia czeka na następną walkę nawet pół godziny. Oglądam te wszystkie gale w telewizji. Zawsze chciałam też wybrać się na trening. Miałam okazję, bo Górnik Łęczna miał sekcję MMA. Ale niestety nigdy na zajęcia nie dotarłam. Przez chwilę w dzieciństwie trenowałam jedynie karate, ale nie trwało to zbyt długo.

Może w przyszłości weźmiesz udział w jakimś FAME MMA?
Właśnie ostatnio żartowałam z „Matysem” (Sylwią Matysik – przyp. red.), że mogłabym walczyć z Eweloną z Ekipy z Warszawy (śmiech). Co zawodnicy z FAME MMA zarabiają więcej niż profesjonaliści. To jest w tym najśmieszniejsze. A tak na poważnie, nie wiem, czy kiedyś bym w to poszła. Zależy, kiedy skończę z piłką.

Rozmawiała Paula Duda

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności