Aktualności

[WYWIAD] Ewa Pajor: Najtrudniejszy był telefon do trenera. Musiałam mu powiedzieć, że nie zagram z Czechami

Reprezentacja21.11.2020 
Zamiast walczyć wraz z reprezentacją Polski kobiet o awans na mistrzostwa Europy znalazła się na stole operacyjnym. Zamiast strzelać gole spędza godziny na żmudnej rehabilitacji kolana oraz w… kuchni. Ale Ewa Pajor nie marnuje czasu. Powrót na boisko zaplanowała w najmniejszych detalach. A za biało-czerwone trzyma kciuki przed telewizorem. - Skoro już raz pokonałyśmy Hiszpanię, to dlaczego miałoby się nam to nie udać drugi raz - przekonuje napastniczka VfL Wolfsburg.

We wrześniu tuż przed dwumeczem z Czechami gruchnęła wiadomość o Twojej poważnej kontuzji. Musiałaś poddać się operacji łąkotki. Jak przebiega rehabilitacja?

Wszystko idzie zgodnie z planem. Jest coraz lepiej, ale wraz ze sztabem medycznym chcemy mnie tak poprowadzić, żebym była gotowa do gry w rundzie wiosennej. Wszystko robimy tak, żebym przygotowania do drugiej części sezonu mogła zacząć z całym zespołem. Mam nadzieję, że tak będzie. A jeśli wszystko pójdzie tak dobrze, jak do tej pory, to może jeszcze przed przerwą świąteczną wyjdę na boisko i rozpocznę treningi indywidualne. Zobaczymy.

Gdy rozmawiałyśmy po operacji najtrudniejsze było dla ciebie poruszanie. Odrzuciłaś już kule?

Tak, już chodzę normalnie. Trochę to trwało, bo musiałam stopniowo obciążać tę nogę, żeby kolano przyzwyczaiło się do większego wysiłku. To nie jest tak, że do tej pory nic z nim nie robiłam, bo codziennie ciężko pracowałam nad aktywacją mięśni. Teraz zaczęła się już lepsza część rehabilitacji, czyli praca na rowerze stacjonarnym i pełna praca na nogi. Śmiejemy się z moim fizjoterapeutą, że jadę Tour de Pologne. A już za chwilkę będę mogła zacząć biegać.

Podobno w trakcie kontuzji trenuje się więcej niż wtedy, gdy jest się zdrowym.

To prawda. Od 8 rano do 12 w południe jestem na stadionie, bo oprócz rehabilitacji na kolano cały czas wzmacniam górne części ciała i nogi. Tych ćwiczeń, które mogę wykonywać, z każdym dniem dochodzi coraz więcej. Oczywiście ta praca nie jest tak przyjemna jak trening na boisku, ale ja akurat bardzo lubię trening na siłowni, więc wykorzystuję ten czas w pełni, żeby wrócić na boisko jeszcze silniejsza.

A potem wracasz do domu i znowu praca. Zaczęłaś współpracę z dietetyczką, uczysz się języków obcych. Wydaje się, że nie chcesz zmarnować ani chwili.

To prawda. W domu też się rehabilituję, mam maszynę do wzmacniania mięśni w zoperowanej nodze. Mnóstwo czasu zajmuje mi też teraz gotowanie. Zawsze dbałam o to, żeby się dobrze odżywiać. Gdy chodziłam o kulach, było dużo ciężej, bo jednak miałam zdecydowanie mniej ruchu. Teraz poruszam się swobodnie w kuchni. To bardzo ważna część rehabilitacji. Już wcześniej miałam pomoc w tej kwestii, jednak teraz podjęłam profesjonalną współpracę z dietetyczką. Pytałam różnych specjalistów, sama też dużo na ten temat czytałam, a nawet podpatrywałam Roberta Lewandowskiego. Ale, że teraz mam więcej czasu, to zdecydowałam się na współpracę indywidualną. Uznałam, że to jest dobry moment, żeby nad tym popracować i wrócić na boisko w jak najlepszej formie.

Dużo musiałaś zmienić w swoim sposobie odżywiania?

Dietetyczka powiedziała mi, że mój jadłospis generalnie wyglądał dobrze, ale musiałyśmy go trochę doszlifować. Zwróciła mi uwagę, że jednak w pierwszej fazie rehabilitacji białko odgrywa bardzo ważną rolę. Mięso jem bardzo rzadko, więc moja dieta pełna jest ryb, strączków i roślinnych źródeł białka. Do tego bardzo istotne są witamy, więc jem też mnóstwo warzyw i owoców. Odżywianie w sporcie jest bardzo ważne.

Podobno potrafisz naprawdę dużo zjeść.

To prawda, a co ciekawe, mimo, że jadłam do tej pory naprawdę dużo, to dietetyczka zwróciła mi uwagę, że to i tak było za mało. Już teraz wiem, że jak wrócę po kontuzji do gry to będę musiała jeść jeszcze więcej, zwłaszcza w trakcie sezonu, kiedy gramy mecze praktycznie co trzy dni. Jem pięć posiłków dziennie. Bardzo lubię gotować. Nie jestem super szefem kuchni, ale lubię to robić. Teraz uczę się nowych rzeczy i sprawia mi to przyjemność.

Jakie jest popisowe danie Ewy Pajor?

Na pewno owsianka z owocami na śniadanie. Bardzo lubię też łososia ze słodkim ziemniakiem i warzywami oraz różne makarony. No i polskie jabłka. Przynajmniej jedno muszę zjeść każdego dnia (śmiech).

Jak jeszcze można wykorzystać czas w trakcie kontuzji? Znajdujesz jeszcze na coś siły?

Wiadomo, że rehabilitacja i gotowanie zajmują mi większą część dnia, ale czas na rozwój osobisty też mam. Uczę się języków obcych i czytam książki. A wieczorem tradycyjnie oglądanie meczów i odpoczynek. Od zawsze zresztą dużo oglądałam, ale w weekendy tego czasu miałam mniej, bo grałam swoje mecze. Teraz jest inaczej. Oczywiście wszystkiego nie jestem w stanie obejrzeć, ale staram się śledzić Ligę Mistrzów, moje ulubione drużyny, podpatrywać Roberta Lewandowskiego czy Cristiano Ronaldo. Oglądam też kobiecą Ekstraligę. Fajnie, że nareszcie można ją oglądać w telewizji!

Niestety przed telewizorem musiałaś oglądać ostatnie mecze naszej reprezentacji. Mocno się denerwowałaś?

Oj i to bardzo. Oczywiście moje plany były całkiem inne, chciałam być z drużyną, jednak los zdecydował inaczej. Bardzo się denerwowałam przed każdym meczem, stres był dużo większy niż na boisku. Niestety, nie udało nam się wygrać przynajmniej jednego meczu z Czeszkami, tak jak sobie zakładałyśmy. Ostatnio jednak były dwa okazałe zwycięstwa z Azerbejdżanem i Mołdawią. Dalej w nas wierzę, bo mamy naprawdę dobry zespół i przede wszystkim dalej liczymy się w grze o awans. Mamy ostatni mecz o wszystko i na pewno będę z całych sił trzymać kciuki za dziewczyny. Wiem, że gramy z bardzo mocnym zespołem, bo takim jest Hiszpania, ale tak sobie myślę, że raz już Hiszpanię pokonałyśmy, to dlaczego miałoby się nam to nie udać drugi raz… Wierzę, że nam się uda!

Doznałaś kontuzji tuż przed meczami z Czeszkami. Musiałaś zadzwonić do selekcjonera Miłosza Stępińskiego z tą smutną wiadomością. Jak zareagował?

Wszyscy czekaliśmy bardzo długo na ten mecz i ja także czekałam. Długo to trwało, bo przecież już raz byłyśmy w Czechach, ale tamto spotkanie w ostatniej chwili odwołano. A teraz tak się stało, że niestety nie mogłam pomóc drużynie. Telefon do trenera był najtrudniejszy. Sama byłam załamana diagnozą, a jeszcze musiałam mu o tym powiedzieć. Wybrałam numer i powiedziałam, trenerze mam kontuzję. Może nie będę cytować, co odpowiedział. Był smutny.

Doznałaś urazu podczas turnieju Ligi Mistrzyń. Praktycznie nikt nie wiedział, że nie byłaś w pełni sił w finale. Będziesz teraz częściej odpuszczać i oszczędzać siły?

Ja jestem bardzo ambitna i lubię oddawać serce mojej drużynie. Stało się jak się stało, po prostu kontuzja, która może się przytrafić każdemu i w każdym momencie, przytrafiła się mnie. Na turniej jechałam zdrowa, ale w jego trakcie zaczęło mnie trochę boleć kolano. Dopiero po powrocie z Hiszpanii okazało się, że to poważny uraz. Pewnie muszę czasami nauczyć się odpuszczać, jeśli wiem, że coś jest nie tak. Ale to teraz tak mówię, a nie wiem, co by było gdyby ta sytuacja znów się powtórzyła.

No właśnie. Gdybyś mogła cofnąć się w czasie i jeszcze raz zdecydować, czy zagrać w finale Ligi Mistrzyń. Zagrałabyś?

Oczywiście, że tak. Nie zamierzam kalkulować ani odpuszczać. Kontuzja uczy mnie jedynie cierpliwości i tego, żeby korzystać z każdego dnia.

Rozmawiała Hanna Urbaniak
Zdjęcia Paula Duda

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności