Aktualności

[WYWIAD] Anna Szymańska: Człowiek od trudnych zadań

Reprezentacja16.11.2020 
W ostatnim meczu reprezentacji Polski z Mołdawią zastąpiła Katarzynę Kiedrzynek nie tylko w bramce, ale też w roli kapitana. W kadrze był to jej debiut z opaską na ramieniu, ale nie nowość, bo na co dzień pełni tę funkcję w zespole lidera rundy jesiennej Ekstraligi, Czarnych Sosnowiec. O swojej niełatwej pozycji w reprezentacji, ostatnim zgrupowaniu, powodach znakomitej formy Czarnych i… kulisach transferu Lilyany Kostovej porozmawialiśmy z Anną Szymańską.

Po nieudanym wrześniowym dwumeczu z Czeszkami atmosfera wokół kadry zrobiła się nieco napięta. Po październikowych wygranych z Azerbejdżanem i Mołdawią ta sytuacja się trochę poprawiła?

Po chwili słabości wydaje mi się, że ten zespół wraca na właściwe tory. Widać to było szczególnie po meczu z Mołdawią, po którym wróciła radość, uśmiechy na twarzach i śpiewanie w szatni. Do momentu strzelania pierwszego gola w Kiszyniowie napięcie było, ale potem ono z nas zeszło. Miałyśmy ten mecz pod kontrolą. Byłyśmy zmęczone, ale szczęśliwe. Musiałyśmy się na tym zgrupowaniu zmierzyć z dużą liczbą niewiadomych, bo ze względu na pandemię wiele rzeczy się ciągle zmieniało. Zmieniały się przede wszystkim personalia. Jako zespół jesteśmy jednak silne i chcemy awansować na te mistrzostwa Europy. Bardzo cieszy mnie to, jak zagrałyśmy z Mołdawią oraz fakt, że z tak dobrej strony pokazała się nasza młodzież. Mocno wierzę w to, że o awans będziemy walczyć do końca.

Aby to było możliwe, trzeba 1 grudnia wygrać z Hiszpanią w Madrycie. To realne?

Myślę, że tak. W tym zespole jest potencjał i trzeba w niego wierzyć. My jako kobiety lubimy sobie czasem utrudniać życie, ale jeśli polecimy do Hiszpanii z wiarą i odpowiednim nastawieniem, to ten mecz może ułożyć się po naszej myśli. Grałyśmy w ostatnim czasie kilka razy już z tym rywalem, mamy do niego szacunek. Mocno wierzę w to, że niezależnie od tego, kto pojawi się na boisku tego dnia, to każda zostawi tam serce i wygramy.


Jak duży wpływ na was jako na zawodniczki mają te zawirowania związane z pandemią i to, że każda nagle może wypaść ze składu?

Ten, kto jest psychicznie silny, to sobie poradzi. W piłce kobiecej ogólnie nigdy nie wiadomo, co się wydarzy. Na ostatnim naszym zgrupowaniu było jednak widać, że to wszystko, co się dzieje wokół, nie przełożyło się aż tak mocno na zespół. Cieszę się, że dziewczyny sobie z tym poradziły i potrafiły się od tego odciąć. Celem było sześć punktów w meczach z Azerbejdżanem i Mołdawią i to zrealizowałyśmy, dzięki czemu nasze marzenia o awansie na Euro zostały przedłużone. Trzeba zakasać rękawy i walczyć dalej.

Dla ciebie mecz z Mołdawią był wyjątkowy nie tylko dlatego, że zagrałaś w pierwszym składzie, ale też dlatego, że dostałaś opaskę kapitańską. Jak się dowiedziałaś o tym, że będziesz kapitanem?

Trener wszedł do autokaru i powiedział, że ze względu na to, że Kasia Kiedrzynek musi nas opuścić, to ja obejmuję funkcję kapitana. Duże wrażenie na mnie zrobiła reakcja drużyny. Dziewczyny zaczęły klaskać. Dodało mi to siły. Chciałam poprowadzić zespół do zwycięstwa i zagrać najlepiej jak umiem, bo długo na to czekałam. Bardzo dziękuję za to, że mogłam być kapitanem w tym meczu i dziękuję dziewczynom za wsparcie. Było to dla mnie nowe cenne doświadczenie. Co ważniejsze, wygraliśmy mecz o dużą stawkę.

Dodatkowo przed spotkaniem z Mołdawią przygotowałaś dla drużyny długą, motywującą wiadomość. Co cię do tego skłoniło?

Ponad dwadzieścia lat gram w piłkę i wiem, jak ważne jest takie wsparcie. Na tym zgrupowaniu było z nami wiele młodych dziewczyn i nie chciałam, żeby czuły się jakoś z boku. Chciałam, żeby poczuły się ważną częścią tego zespołu. W końcu każda z nich może przechylić szalę zwycięstwa na naszą korzyść, bo nigdy nie wiadomo, co się wydarzy w meczu. Wiadomość była dość długa, ale cieszyłam się, że została ona tak pozytywnie przyjęta.


Tak jak wspominałaś, długo czekałaś na swoją szansę w meczu reprezentacji. Trudno jest być drugą bramkarką?

Darzę ogromnym szacunkiem Kasię Kiedrzynek za to, co osiągnęła i za to, co robi. Jest czołową bramkarką w Europie. Miejsce w bramce jest jedno. Polska może być zadowolona z tego, że nie mamy problemów z obsadą tej pozycji nawet, jeżeli nie ma Kasi. Moja rola nie jest łatwa i nie będę tego ukrywać. Ale ciężko pracuję i cierpliwie czekam na swoją szansę, bo wiem, że wiele bramkarek chciałoby być na moim miejscu. Ciągle staram się utrzymać najwyższą dyspozycję po to, aby być gotowa wtedy, kiedy przyjdzie czas. Jestem człowiekiem od trudnych zadań.

A trudne zadanie miałaś też w Sosnowcu, kiedy objęłaś funkcję kapitana, aby poukładać zespół Czarnych tak, żeby jesienią nie miał sobie równych w Ekstralidze?

Początek rundy nie był łatwy. Ale drużyna składa się z zawodniczek, które są świadome swoich wad i zalet i które chcą pracować i się rozwijać. Bycie kapitanem w takiej szatni, która chce być z dnia na dzień lepsza, to sama przyjemność. Jasne, że zdarzają się sytuacje problematyczne, ale jesteśmy na tyle dojrzałe, że potrafimy ze sobą rozmawiać i szybko rozwiązywać kwestie sporne. Pokazują to wyniki, które osiągamy. Jako kapitan czasem trzeba zabrać głos w szatni czy w rozmowie z trenerami, ale staram się, żebyśmy tworzyły zgrany zespół i żeby każdy tu czuł się dobrze. A ta mentalność to u kobiet element kluczowy.


Podobno sama nad nią sporo w drużynie pracujesz, organizując spotkania integracyjne.

Zwykle dzień przed meczem staram się zorganizować coś specjalnego, abyśmy jako drużyna się pośmiali i miło spędzili ze sobą czas. Myślę, że takie zabawy integracyjne wychodzą fajnie i wiele dają. Pozwalają nam siebie nawzajem poznać lepiej i przede wszystkim wywołują uśmiech na twarzy, co nas bardziej scala. To zgranie widać potem w meczach chociażby w czasie radości po bramkach. To nas napędza.

To twój autorski pomysł?

Tak, ale konsultowałam go z kilkoma osobami, zajmującymi się psychologią sportu, m.in. rozmawiałam z naszą psycholog z reprezentacji, Anną Ussorowską. Nie chciałam, abyśmy byli zespołem, który wchodzi do szatni, robi swoje i wychodzi, ale żebyśmy chciały w tej szatni być i dawać z siebie więcej. I moim zdaniem udało nam się to osiągnąć.

Dużą różnicę w Czarnych robi Lilyana Kostova, która wróciła do Polski po kilku latach. To prawda, że w dużej mierze ty odpowiadasz za ten transfer?

Poniekąd tak (śmiech). Potrzebowaliśmy solidnych wzmocnień. Szukaliśmy odpowiednich piłkarek nie tylko pod kątem piłkarskim, ale też charakterologicznym. Znamy się z Lili z czasów gry w Medyku Konin, wiedziałam, jaką jest zawodniczką i że pomogłaby nam. Zdawałam sobie sprawę z tego, że ma propozycje z innych klubów, ale po wielu rozmowach zaufała mi. Dziś jest z nami i jest zadowolona, z czego się bardzo cieszę. Oprócz niej do zespołu latem dołączyło jeszcze jednak kilka innych dziewczyn z ogromnym potencjałem, co przełożyło się na nasz sukces jesienią.



Szturmem przebrnęłyście przez rundę jesienną. Do pełnego sukcesu, czyli kompletu zwycięstw zabrakło wam jednego meczu – na koniec zremisowaliście z GKS Katowice. Czy to był już efekt zmęczenia?

Nie odbieramy tego remisu tak, jakby stało się coś złego. Wiadomo, że chciałyśmy wygrać, bo wtedy skończyłyśmy rundę z jeszcze większą przewagą nad resztą stawki i komfortem psychicznym, ale może dobrze, że taka sytuacja się wydarzyła. Ten remis pokazał nam, że o te punkty wcale nie będzie tak łatwo, że one nie zdobędą się same. W rundę rewanżową będziemy musiały włożyć jeszcze więcej wysiłku. Mecz z GKS Katowice był dla nas takim sygnałem, że trzeba się wziąć do pracy i nie spoczywać na laurach.

Czarne są na tyle silne mentalnie i fizycznie, żeby dowieźć tę pozycję lidera do końca?

To się okaże. Znam jednak potencjał tej drużyny i wiem, że jeszcze go do końca nie pokazałyśmy. Możemy z siebie dać jeszcze więcej, jeśli poprawimy pewne elementy w naszej grze i dobrze przepracujemy zimę.

Rozmowa i zdjęcia: Paula Duda

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności