Aktualności
[JAK ONE ZACZYNAŁY] Przewożenie trawy, rowerowe ucieczki i koszulka od legendy
Kto kupił Ewie Pajor pierwsze markowe buty piłkarskie? Kto kazał Agnieszce Winczo porzucić karierę bramkarki? Dlaczego Agata Tarczyńska była przerażona podczas swojego pierwszego meczu? Zapraszamy na czwarty odcinek z cyklu „Jak one zaczynały”! O swoich piłkarskich początkach opowiadają napastniczki reprezentacji Polski.
EWA PAJOR (VfL Wolfsburg)
Mój pierwszy raz na boisku
Pierwszego razu nie pamiętam, ale pamiętam, jak zostałam zaproszona na turniej Konin Cup. Chodziłam do czwartej klasy szkoły podstawowej, grałam w drużynach z chłopakami. Ktoś z Medyka Konin zauważył mnie na turnieju Ebiego Smolarka w Uniejowie. Pojechałam do Konina z moim trenerem Piotrem Kozłowskim. Wtedy zagrałam pierwszy raz w koszulce Medyka. Pamiętam, że naprzeciwko hali Rondo w Koninie znajdował się sklep sportowy, w którym trener Nina Patalon (dziś selekcjoner reprezentacji U19 kobiet – przyp.red.) kupiła mi buty do grania, bo moje nie wyglądały za dobrze. Z chłopakami w lidze nie mogłam grać, bo byłam dziewczyną i było to niezgodne z regulaminem. Jeździłam tylko na turnieje. Ponoć wszyscy mówili, że dziewczynki mogą grać razem z chłopakami, ale ja wtedy nie mogłam.
Moja najlepsza historia z podwórka
Po powrocie ze szkoły przebierałam się, wsiadałam na rower i jechałam do mojego kolegi. Mieliśmy tam bramkę i graliśmy w „murzynka”. Często jeździła też moja siostra, która również grała w piłkę. Zawsze jednak tę całą procedurę wykonywałam najszybciej jak się da, żeby mnie rodzice nie zobaczyli i nie kazali odrabiać lekcji albo nie zaciągnęli do jakichś innych obowiązków. Oddalając się, słyszałam z domu wołanie „gdzie jedziesz?”, a ja udawałam, że nie słyszę i jechałam dalej (śmiech). Pamiętam też sytuację, jak grałam na hali w szkole ze starszymi chłopakami i dostałam bardzo mocno piłką w twarz. Mój trener przybiegł i zaproponował, że może zejdę z boiska. Trochę bolało, poleciała nawet łezka. Ale powiedziałam, że chcę dalej grać i wróciłam na boisko.
Moment, w którym zdecydowałam, że będę grać w piłkę
Myślę, że duży wpływ na mnie miał właśnie ten pierwszy wyjazd na turniej do Konina. Wtedy zobaczyłam, że istnieją drużyny kobiece, o których wcześniej nie miałam pojęcia. Na początku dojeżdżałam tylko do Konina na turnieje. Zaraz po tym pierwszym Konin Cup dostałam propozycję wyjazdu na dwunastodniowy obóz do Wisły. Bałam się trochę, ale chciałam jechać, bo wiedziałam, że to jakąś szansa. Po skończeniu podstawówki przeprowadziłam się już do Konina i tam kontynuowałam naukę i grę w piłkę. Rozpoczęłam profesjonalne treningi z dziewczynami, zaczęłam grać w lidze, wszystko było ustawione pod futbol. Wtedy można było pomyśleć o tym, że może w przyszłości z tej piłki coś będzie.
AGNIESZKA WINCZO (SC Sand)
Mój pierwszy raz na boisku
Od małego byłam bardzo aktywna. Nie trzeba było mnie namawiać na wyjście z domu. Grałam w kosza, w piłkę nożną, ścigaliśmy się z braćmi i kuzynami na rowerach na torze żużlowym, obok którego mieszkaliśmy. Zimą jeździliśmy na nartach. Chwytałam się wszystkich sportów. Do domu zawsze wracałam poobijana (śmiech). Jeśli chodzi o piłkę, bracia zawsze stawiali mnie na bramce. Nie miałam z tym problemu, cieszyłam się, że mnie w ogóle z sobą zabierają. Pierwszym moim klubem piłkarskim był Gol Częstochowa. Prezes Gola wypatrzył mnie na jakichś zawodach szkolnych i zaprosił na trening. Chciałam być bramkarką, ale powiedział, że ja będę zdobywać bramki. Ja z kolei na to, że na bramce albo wcale (śmiech). Stanęło na tym, że kazali mi grać w ataku i tak zostało.
Moja najlepsza historia z podwórka
Pojechaliśmy kiedyś na wakacje z babcią i braćmi. Codziennie oczywiście się grało w piłkę. Pamiętam, że raz dostałam tak mocno w twarz. Najważniejsze jednak, że strzał obroniłam. Byłam cała posiniaczona, ale babcia nic nie zauważyła. Chłopaki się cieszyli, namawiali na kolejne wyjście, bo przecież ktoś musiał stać na bramce. Tych historii była cała masa, ale nie pamiętam ich zbyt dużo. Bardziej to inni je pamiętają i mi czasem opowiadają.
Moment, w którym zdecydowałam, że będę grać w piłkę na poważnie
Kiedy szłam z podstawówki do liceum. Chciałam wtedy trafić do klasy sportowej, w której byłby nacisk na koszykówkę. Wtedy moja mama stwierdziła, że muszę się zdecydować: albo piłka, albo koszykówka. Treningi się pokrywały. Ostatecznie zamiast do klasy sportowej poszłam do biologiczno-chemicznej i postawiłam na futbol. Wkrótce dostałam powołanie od trenera Roberta Góralczyka do reprezentacji Polski do lat 17. Jeśli chciałam się jednak rozwijać, to musiałam odejść z Częstochowy. Gol nie grał w żadnej lidze, jeździliśmy tylko na turnieje. Po zgrupowaniu otrzymałam propozycję transferu do Czarnych Sosnowiec. Przedyskutowałam sprawę z rodzicami i doszliśmy do wniosku, że postawię na tę piłkę. W wieku 16 lat zmieniłam szkołę i przeszłam do Sosnowca, gdzie zaczęłam już profesjonalnie grać. Muszę w tym miejscu bardzo podziękować mojej mamie, która zawsze ustawiała sobie swoje plany pod moje treningi. Odbierała mnie ze szkoły, w samochodzie jadłam przygotowane przez nią jedzenie i jechaliśmy na trening. To było sporo wyrzeczeń, ona miała swoją pracę. Dzięki niej zrodziła się też moja miłość do piłki.
AGATA TARCZYŃSKA (VfL Wolfsburg)
Mój pierwszy raz na boisku
Miałam siedem lat. Mój tata był wtedy, i jest nadal, trenerem. Grałam wtedy w drużynie trampkarzy młodszych. W swoim pierwszym meczu... wystąpiłam na prawej obronie. Bardzo się tego bałam, szczególnie, że tego dnia było okropnie zimno, a na boisku leżał śnieg i lód. Gdy jeden z chłopaków zrobił wślizg, zaczęła mu lecieć krew. Do dziś pamiętam to uczucie strachu i przerażenie, jakie miałam w oczach. Naprawdę okropnie bałam się wtedy grać, a gdyby tego było mało, nie miałam nawet korków a adidasy. Dopiero po tym debiutanckim spotkaniu dostałam pierwsze korki. Pomimo tego przerażenia, teraz ten mecz przynosi dobre wspomnienia. Gdybym miała korki, to może bym się tak nie bała!
Moja najlepsza historia z podwórka
Zawsze grałam w piłkę z moim sąsiadem. Nie wiem dlaczego, ale w tamtych czasach bardzo lubiłam stać na bramce, co teraz wydaje się być abstrakcją. Moim pierwszym idolem był bramkarz reprezentacji Francji, Fabien Barthez. Gdy graliśmy z kolegą na podwórku, w miejscu, gdzie była bramka, był żwirek, przez który nigdy nie mogłam się rzucać. Pewnego dnia powiedziałam do kolegi: „dawaj Tomek, bierzemy taczkę”. Pojechaliśmy do mojego ogrodu i zamiast dyskretnie wyciąć kawałek trawy z boku ogródka, to wycięliśmy wielkie pasy na samym środku i „przewieźliśmy” je do bramki. Dzięki temu mogliśmy się rzucać, ale nie trwało to długo, bo moja mama, dla której ogród jest bardzo ważny, szybko zauważyła, co zrobiliśmy. Musieliśmy z powrotem przewozić tę trawę. Mama troszkę się zdenerwowała, bo rzeczywiście przesadziliśmy z tym wycinaniem ze środka. Można powiedzieć, że to było w naszym wykonaniu „ambitne przewożenie trawy”.
Moment, w którym zdecydowałam, że będę grać w piłkę
Przez pewien czas jednocześnie grałam i w piłkę nożną i ręczną, gdzie… stałam na bramce. W wieku 12-14 lat mecze zaczęły się na siebie nakładać i było mi trudno to łączyć. Pochodzę jednak z regionu, w którym piłka ręczna jest popularna i niełatwo było ją tak po prostu rzucić. Podczas mistrzostw województwa dolnośląskiego, jedna z moich przyjaciółek, „Śliwka” (Marta Dąbrowska – przyp. red.), grająca wtedy w drużynie KPR Gminy Kobierzyce rzucała na moją bramkę. Rzut obroniłam, ale podczas interwencji złamałam rękę. Zaczęłam płakać, ale trener zapytał, czy nie chcę spróbować wrócić na boisko. Zrobiłam to, obroniłam jeszcze jedną akcję sam na sam, ale jak po tym rzucie padłam, to już nie wstałam. W drodze do domu, powiedziałam do rodziców: „mamo, tato, już koniec, już nie będę musiała się zastanawiać. Będę grać w piłkę nożną i tyle!” To był przełomowy moment, a moja przyjaciółka do dziś mówi, że to jej zawdzięczam swoją karierę, bo jakby nie złamała mi ręki, to nie wiadomo, co by było (śmiech).
JULIA MATUSCHEWSKI (1. FC Saarbrucken)
Mój pierwszy raz na boisku
Zaczęłam grać w piłkę z moim bratem, kiedy byliśmy mali. Kopaliśmy piłkę na podwórku, kiedy pewnego razu zauważył nas jeden trener i zapytał, czy nie chcielibyśmy przyjść do niego na trening. Niedługo później już chodziliśmy regularnie na zajęcia do pierwszego klubu, FC Bomber Bad Homburg. Oczywiście to była drużyna chłopięca. Pierwszego treningu jednak dokładnie nie pamiętam.
Moja najlepsza historia z podwórka
Mocno zapadła mi w pamięć wycieczka, na którą pojechaliśmy z moim klubem latem po zakończeniu sezonu. Byliśmy w parku rozgrywki, gdzie wzięliśmy udział w turnieju piłkarskim, który wygraliśmy. Nigdy tego nie zapomnę.
Moment, w którym zdecydowałam, że będę grać w piłkę na poważnie
Nie miałam takiego jednego momentu. Od zawsze jedyne, o czym myślałam, to było granie w piłkę. W końcu zostałam zaproszona do gry w 1. FFC Frankfurt. Wtedy moją największą idolką była Birgit Prinz, która też grała dla Frankfurtu, a moim marzeniem było stać się tak dobra jak ona. Była wzorem dla wielu młodych piłkarek i nauczyła mnie ambicji. Wpłynęła także na rozwój całej piłki kobiecej. Raz miałam okazję ją spotkać, kiedy podawałam piłki na meczu. Nawet dostałam kiedyś jej oryginalną meczową koszulkę. Dumnie ją nosiłam, mimo że była sporo za duża (śmiech). Jestem bardzo szczęśliwa, że mogę robić to, co kocham, bo zdaję sobie sprawę z tego, że nie każdy ma taki komfort.
NIKOLA KARCZEWSKA (Górnik Łęczna)
Mój pierwszy raz na boisku
Nie pamiętam niestety swojego pierwszego razu, za to doskonale pamiętam swój debiut w Ekstralidze w barwach SMS Łódź. Było to w 2016 roku, czyli kiedy miałam niespełna 17 lat, w meczu z AZS Wrocław. Miałam wtedy piłkę przy nodze może ze dwa razy, ale po końcowym gwizdku czułam się co najmniej tak, jakbym wygrała mistrzostwo Polski (śmiech).
Moja najlepsza historia z podwórka
Praktycznie każde wyjście na podwórko wiązało się z ciekawą historią. Nie tak dawno, grając z bratem przypomniałam sobie, jak na samym początku mojej przygody z piłką, rzucał mi przeróżne wyzwania. Za każdym razem sfrustrowana przegrywałam. Po czasie role jednak całkowicie się odwróciły i trwa to do teraz.
Moment, w którym zdecydowałam, że będę grać w piłkę
Kiedy po raz pierwszy doznałam poważnej kontuzji. Było to, gdy przechodziłam do łódzkiego SMS-u. Brzmi to paradoksalnie, ale właśnie w tamtym, trochę tragicznym, momencie postanowiłam, że dam z siebie wszystko, by po wyleczeniu urazu zdobyć to, o czym marzę.
Paula Duda, Aneta Galek