Aktualności

[JAK ONE ZACZYNAŁY] Czarterem z Dudkiem, mleczna szatnia i zagrożenie z plastyki

Reprezentacja15.04.2020 
Która kadrowiczka była kapitanem, występując w drużynie chłopięcej? Która poszła grać w piłkę w butach komunijnych? Kto chciał zmienić obywatelstwo na brazylijskie? Zapraszamy na trzeci odcinek z cyklu „Jak one zaczynały”! Tym razem o swoich wspomnieniach opowiadają nasze reprezentacyjne pomocniczki.

PATRYCJA BALCERZAK (SC Sand)


Mój pierwszy raz na boisku

Miałam siedem, może osiem lat. Pewnego dnia, mój kolega, który mieszkał trzy klatki dalej, kopał na dworze piłkę z innym znajomym. Ja wyszłam na dwór, by się pobawić, ale kolega zawołał mnie, bym przyszła do nich. Zaczęłam więc z nimi grać, ale miłość do piłki nie pojawiła się od razu. Byłam bardzo aktywnym dzieckiem i chwytałam się właściwie wszystkiego. Jeździłam na rolkach, wrotkach, biegałam, grałam w klasy, gumę. Grałam nawet w koszykówkę i pamiętam taką sytuację, gdy w późniejszych latach w sobotę miałam na przykład mecz piłki nożnej, a w niedzielę o 6 rano wyjeżdżałam na mecz koszykówki. Byłam koszykarką, która teoretycznie wiedziała, że po pięciu faulach nie wraca się już na boisko, ale gdy mi się to przytrafiło w drugiej tercji meczu, dopytywałam trenera, dlaczego nie wchodzę ponownie na parkiet. Moja kariera koszykarska trwała więc może pół roku. Uprawiałam też piłkę ręczną i... byłam bramkarką. Na bramce próbowałam też grać na turnieju piłkarskim im. Marka Wielgusa. Mój trener widział mnie jednak w środku boiska i tak zostało.

Moja najlepsza historia z podwórka

Wiąże się z moim bratem, który ostatecznie poszedł w innym kierunku niż sport. Któregoś dnia wyszliśmy na dwór. Pod blokiem czekali już nasi przyjaciele. Łącznie było nas pięć osób. Mieliśmy zagrać mecz, ale zaczęło się od wybrania składów. Mój brat powiedział, że nikt nie będzie się dzielił, bo ja za dobrze gram w piłkę i to nie fair. Zagrałam więc sama przeciwko ich czwórce i tak wygrałam. Pamiętam, że biegałam z piłką między nimi i strzelałam bramki. Trwało to może z 10 minut, bo reszta była zażenowana tym, że nie może sobie ze mną poradzić i mecz się skończył.

Moment, w którym zdecydowałam, że będę grać w piłkę

To było dosyć późno z powodu pasji do różnych sportów. Najlepiej radziłam sobie jednak w piłce nożnej i karate kyokushin. Był taki moment, gdy pojechałam na zawody ogólnopolskie, ale nie mogłam się jeszcze bić. Mogłam jednak brać udział w kata, czyli wykonywaniu układu. Zajęłam pierwsze miejsce, trenerzy mnie chwalili i mówili, że niedługo wejdę na wyższy poziom. W gimnazjum jednak, kiedy trzeba było więcej się uczyć, mama powiedziała, że muszę wybrać jeden sport, na którym się skupię. W wakacje po trzeciej gimnazjum pojechałam na ogólnopolską olimpiadę młodzieży, podczas której z moją drużyną piłkarską wygrałyśmy 1:0 z zespołem z Gdyni. Zauważył mnie wtedy trener Pogoni Szczecin, Mariusz Misiura. Dostałam później od niego maila, w którym zachęcał mnie do transferu do jego klubu. To był moment, w którym nie tylko wybrałam przenosiny do Szczecina, ale i piłkę.

EMILIA ZDUNEK (Sevilla FC)


Mój pierwszy raz na boisku

Najwcześniejsze wspomnienie to turniej im. Marka Wielgusa, który później został wchłonięty przez Turniej z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku. To był mój pierwszy turniej w życiu. Moja drużyna, czyli Victoria Sianów wygrała. W nagrodę poleciałyśmy czarterowym samolotem z męską pierwszą reprezentacją Polski na mecz eliminacji do EURO 2004 z Węgrami do Budapesztu. Wtedy w kadrze grał Jerzy Dudek, Kamil Kosowski, Jacek Bąk czy Tomasz Kłos. Zagraliśmy też przy okazji sparing z jakimś węgierskim klubem jako nieoficjalna reprezentacja Polski do lat 12. Naszą grupą opiekowali się Włodzimierz Smolarek i Michał Listkiewicz. Pamiętam również, że spóźniliśmy się na lot powrotny i musieliśmy wracać normalnym rejsowym połączeniem. Nie było przez to okazji nawet na żadne zdjęcia z piłkarzami, bo w drodze na Węgry mieliśmy zakaz podchodzenia do zawodników. Tłumaczono nam, że muszą się skupić na meczu.

Moja najlepsza historia z podwórka

Pierwsza Komunia Święta. Przyjechali goście. Od mojego kuzyna dostałam w prezencie dres, który mi się bardzo spodobał. Po mszy i obiedzie od razu się w niego przebrałam i w tej całej komunijnej fryzurze poszłam grać w piłkę, zostawiając wszystkich przybyłych (śmiech). I tyle mnie widzieli. Tego samego dnia musiałam jednak jeszcze raz założyć sukienkę, bo trzeba było wrócić do kościoła po obrazek.

Moment, w którym zdecydowałam, że będę grać w piłkę na poważnie

Chyba wiedziałam to, odkąd biegałam na podwórku z chłopakami. Chodziłam i powtarzałam, że jak dorosnę, to zmienię obywatelstwo na brazylijskie i będę grała w piłkę (śmiech). Wynikało to z tego, że nie miałam pojęcia o istnieniu piłkarek w Polce, a słyszałam o kobiecej reprezentacji Brazylii. Później miałam przez tę piłkę tyle problemów, że chyba większość ludzi na moim miejscu dałaby sobie spokój. Począwszy od poważnych kontuzji, poprzez klub, który mi przez cztery miesiące nie płacił, a skończywszy na tym, że moje cztery drużyny się rozpadły. Ale nie poddałam się, bo nie wyobrażam sobie mojego życia bez piłki.

GABRIELA GRZYWIŃSKA (Medyk Konin)


Mój pierwszy raz na boisku

Mój dom otaczały pola i łąki. Chodziliśmy do lasu i wycinaliśmy jakąś w miarę prostą brzozę. Następnie cięliśmy ją na mniejsze kawałki i robiliśmy z tego bramki. Dziś pewnie za takie praktyki by nam się nieźle oberwało. Mój pierwszy poważny trening miał natomiast miejsce w Wandzie Kraków. Zabrała mnie na niego dziewczyna, która mnie zauważyła na turnieju wakacyjnym. Poszłam na niego z sąsiadką, bo myślałyśmy, że zagramy z chłopakami. Na miejscu jednak okazało się, że są też rozgrywki dziewczyn. Ale nie mieliśmy zespołu, brakowało nam dwóch osób. W takiej samej sytuacji były dwie inne dziewczyny, więc zgadałyśmy się i stworzyłyśmy drużynę. Spotkałam wtedy zawodniczkę Wandy Kraków, która stwierdziła, że się nadaję i namówiła mnie na treningi w klubie. Miałam z 12-13 lat. Późno zaczęłam.

Moja najlepsza historia z podwórka

Kiedyś w szkole rozdawano mleko w kartoniku. Dostawaliśmy je codziennie. Pewnego razu nauczyciel zabrał nam piłkę wykonaną z papieru oklejonego taśmą. Wtedy wpadliśmy na genialny pomysł, żeby grać tymi kartonikami z mlekiem. Szatnia szybko była cała w tym mleku. Wylądowałam za to na dywaniku u dyrektorki.

Moment, w którym zdecydowałam, że będę grać w piłkę na poważnie

Myślę, że zabawa się skończyła, kiedy zainteresował się mną trener Unii Racibórz Remigiusz Trawiński podczas Halowych Mistrzostw Polski. Grałam w barwach Wandy na obiekcie Bronowianki Kraków. Trener Trawiński chodził i pytał o różne dziewczyny. Na turnieju był też mój ojciec. Nikt mi na początku niepowiedział, że trener się mną zainteresował, żebym się za szybko nie emocjonowała. Później zaprosił mnie na sparing, obserwował, aż w końcu zdecydował, że chcę, abym przeszła do Unii. Wtedy poczułam, że robi się poważnie i że może faktycznie będę grać w tę piłkę.

SYLWIA MATYSIK (Górnik Łęczna)


Mój pierwszy raz na boisku

Zaczęłam grać w piłkę dzięki mojemu koledze, który został przyjęty do klubu MLKS Orkan Chorzemin. Gdy tylko się o tym dowiedziałam, od razu powiedziałam rodzicom, że też chcę grać w tym klubie. Nie miało dla mnie znaczenia, że to drużyna męska. Rodzice bez wahania się zgodzili, bo wiedzieli, że całymi dniami i tak gram w piłkę na dworze. Na pierwszych zajęciach był ze mną mój tata, a pojechaliśmy na nie rowerami. Poznałam chłopaków, trenera. I tak to się wszystko zaczęło. Chodziłam wtedy do czwartej klasy podstawówki.

Moja najlepsza historia z podwórka

Podwórko dla mnie było po prostu zielonym placem przed domem. W trawę wbijaliśmy plastikowe rurki albo patyki, które zastępowały bramkę. Pamiętam, że mecze zawsze rozgrywaliśmy w czwórkę. Ja grałam z moim kolegą, a w drużynie przeciwnej był mój młodszy brat i inny kolega. Zasady były jednak takie, że oni zawsze początkowo prowadzili np. 20:0 lub 30:0, a mecz kończył się dopiero wtedy, kiedy wygrywaliśmy my (śmiech). Były też sytuacje, gdy było nas mniej niż cztery osoby. Wtedy odbijaliśmy piłką o ścianę, raz kolankiem, raz głową i raz nogą. Kto kopnął najdalej i najmocniej, wygrywał. Już wtedy kopałam całkiem mocno, ale nie aż tak celnie, bo nieraz piłka trafiała w okno sąsiada.

Moment, w którym zdecydowałam, że będę grać w piłkę

Podjęłam tę decyzję dosyć szybko, bo jeszcze w szkole podstawowej. Trenowałam wtedy też lekkoatletykę i rodzice chcieli, żebym poszła w sport indywidualny. Gdy jednak dostałam pierwsze powołanie do kadry Wielkopolski do lat 13, której trenerką była Nina Patalon i pojechałam na pierwszy obóz, nikt nie był w stanie przekonać mnie do porzucenia piłki i zajęcia się na poważnie innym sportem. Byłam pewna, że będę grała w piłkę, a nie biegała. Chociaż możliwe, że to dzięki lekkoatletyce mam teraz taką dobrą wydolność (śmiech).

DOMINIKA GRABOWSKA (Górnik Łęczna)


Mój pierwszy raz na boisku

Pamiętam mój pierwszy mecz! Grałam go w Piastowie i przegraliśmy chyba 1:6. Występowałam wtedy w jednej drużynie z moim bratem, który strzelił tę jedyną bramkę dla nas. Bardzo się z tego cieszyłam, bo to był piękny gol, a do tego na stadionie była cała nasza rodzina. Pamiętam, że nawet w gazecie w kontekście tego meczu pisano o „rodzeństwie, które grało ze sobą”. Nie pamiętam dokładnie, który to był rok, ale chyba 2007, czyli miałam 9 lat.

Moja najlepsza historia z podwórka

Byłam na szkolnym boisku z bratem i graliśmy sobie w piłkę. Nagle przyszedł jakiś chłopak, który zaczął wyśmiewać, że jak to w ogóle dziewczyna może grać w piłkę, mówił, że to jakiś dramat i żebym sobie stamtąd poszła. Brat stanął w mojej obronie i powiedział temu chłopakowi, żeby poczekał i zobaczył, jak gram. Założyłam mu kilka siat, on nie wiedział, co się dzieje i rozpłakany to on sobie poszedł, a nie ja.

Moment, w którym zdecydowałam, że będę grać w piłkę

Gdy przeszłam ze Znicza Pruszków do damskiej drużyny, Pragi Warszawa. To były moje pierwsze mecze z dziewczynami i wielki krok naprzód. Chyba właśnie wtedy poczułam, że chcę, by piłka zawsze była w moim życiu.

WERONIKA ZAWISTOWSKA (Czarni Sosnowiec)


Mój pierwszy raz na boisku

Zaczynałam trenować w UKS Bródno Warszawa w wieku ośmiu lat. To była oczywiście drużyna chłopięca. Byłam jedyną dziewczyną i właśnie z tym zespołem pojechałam na swój pierwszy turniej. Pamiętam, jak musiałam czekać na wejście do szatni. Najpierw przebierali się chłopaki, a potem ja. Ale nigdy nie mieli problemu z tym, że gra z nimi dziewczyna. Czasami tylko się wkurzali, jak ich ogrywałam w pojedynkach jeden na jednego. A treningi zaczęłam przypadkiem. Grając na podwórku, nie miałam pojęcia, że mogę trafić do jakiejś drużyny. Któregoś dnia tata zabrał mnie po prostu na zajęcia. Spodobałam im się, więc mogłam zostać. Po jakimś czasie odwiedził nas jeden człowiek, który powiedział, że jest zespół dziewczęcy w Warszawie. Chodziło o Pragę Warszawa. Pojechałam więc zobaczyć, jak to wygląda i zostałam tam na kilka lat.

Moja najlepsza historia z podwórka

Po mszy z okazji Pierwszej Komunii Świętej wróciłam do domu, zdjęłam sukienkę, przebrałam się, ale zapomniałam zmienić butów, bo tak się cieszyłam, że to już koniec i że idę grać w piłkę. Wyszłam na podwórko w tych butach, w których przyjmowałam Pierwszą Komunię (śmiech). Zorientowałam się dopiero, jak już byłam na boisku. Koledzy mieli niezły ubaw.

Moment, w którym zdecydowałam, że będę grać w piłkę na poważnie

Nie miałam takiego momentu. Od małego grałam i czułam, że chcę to robić. Pamiętam, kiedy przyszło pierwsze powołanie do Kadry Mazowsza. Bałam się tego, bo byłam mała i kompletnie nie wiedziałam, co to jest (śmiech). Później dostawałam powołania do młodzieżowych reprezentacji Polski, z czego się bardzo cieszyłam, aż w końcu zostałam zaproszona na zgrupowanie dorosłej kadry. Zabawne, bo jeszcze nie tak dawno byłam wielką fanką Ewy Pajor, a potem nagle okazało się, że będę z nią na jednym zgrupowaniu! Pierwsze powołanie do seniorskiej reprezentacji bardzo dodało mi wiary w siebie. Wydawało się to takie nierealne.

ADRIANA ACHCIŃSKA (TME GROT SMS Łódź)


Mój pierwszy raz na boisku

Pamiętam swój pierwszy trening w swoim pierwszym klubie – Granicy Bogatynia. To było dość przypadkowe. Mój tata grał wtedy w tym klubie w klasie okręgowej i zabierał mnie na swoje treningi. Dawał mi piłkę i kazał iść na drugą stronę, żebym nie przeszkadzała. Pewnego dnia miał sparing i nie miał mnie gdzie zostawić. Zauważył, że obok trenują chłopcy i zapytał mnie, czy na czas meczu nie chciałabym do nich dołączyć. Miałam osiem lat. Rozpłakałam się i powiedziałam, że nie chcę. Mimo to tata mnie namówił. Poszłam i nie było tak źle. Od tej pory chciałam chodzić na te treningi codziennie.

Moja najlepsza historia z podwórka

Może nie do końca z podwórka, ale mam dwie. Raz pakowałam się na wyjazd na turniej ze swoją drużyną. Przyjeżdżam na miejsce zbiórki, a tam… chłopaki ze starszej grupy. Uciekłam więc do domu. Trener zadzwonił do mojego taty z pytaniem gdzie ja jestem. Tata powiedział, że Ada myślała, że jedzie ze swoją kategorią wiekową. Nikt mnie nie poinformował, że zagram w starszym zespole. Ostatecznie tata musiał mnie na ten turniej dowozić samochodem. Pamiętam też inną sytuacje, jak w podstawówce byłam zagrożona z plastyki (śmiech). Mieliśmy iść z chłopakami grać w piłkę po szkole, ale powiedziałam im, że rodzice mnie nie puszczą, bo muszę nadrobić zaległości z plastyki. Dodałam, że jedyną szansą na moje wyjście byłoby, jakby koledzy przychodzili po mnie pojedynczo i pytali, czy wyjdę. I tak też się stało. Dzwonili do drzwi co parę minut i w końcu chyba po szóstym koledze mama się zlitowała.

Moment, w którym zdecydowałam, że będę grać w piłkę na poważnie

Wydaje mi się, że takim momentem była gra w reprezentacji Polski do lat 17 i awans do finałów mistrzostw Europy na Litwie w 2018 roku. Wtedy przekonałam się, że dziewczyny naprawdę mogą grać w piłkę na wysokim poziomie, ale trzeba włożyć w to pracy i odpowiednio do tego podejść mentalnie.

KATARZYNA DALESZCZYK (Czarni Sosnowiec)


Mój pierwszy raz na boisku

Tak naprawdę nie pamiętam swoich pierwszych kroków na boisku, bo w piłkę gram prawdopodobnie odkąd stanęłam na nogi. Tak przynajmniej mówili rodzice.

Moja najlepsza historia z podwórka

To był dzień, jak każdy inny. Jechałam rowerem z piłką przyczepioną do bagażnika na większe boisko, na którym grali starsi chłopcy. Zawsze trudno było się dostać do ich drużyny i zazwyczaj wybierali mnie do zespołu jako jedną z ostatnich, bo wiadomo – byłam dziewczyną. Czasami w ogóle nie udawało mi się z nimi zagrać, bo mieli komplet, więc pozostawało mi kopać piłkę sobie samej na boku lub z kimś, kto też nie dostał się do zespołu. Jednak tego dnia dostałam szansę, zagrałam bardzo dobry mecz i strzeliłam nawet bramkę z przewrotki, którą chłopaki dość mocno się zachwycali. Słyszałam głosy „widziałeś, jak się złożyła?” Od tamtej pory zdecydowanie chętniej brali mnie do drużyny. Zdobyłam uznanie i dołączyłam wówczas do grona ich kumpli.

Moment, w którym zdecydowałam, że będę grać w piłkę

Od zawsze chciałam grać w piłkę na najwyższym poziomie. Moment, w którym uwierzyłam, że to możliwe nastąpił kiedy dowiedziałam się od kolegi, że istnieją drużyny kobiece, że są żeńskie ligi, turnieje i rozgrywki. Pojechałam na pierwszy trening do Tomaszowa Mazowieckiego, była zima, a ja weszłam na halę i zobaczyłam dziewczyny kopiące piłkę. To było coś wspaniałego, że one też mają taką „zajawkę”, jak ja.

EWELINA KAMCZYK (Górnik Łęczna)


Mój pierwszy raz na boisku

To było z 18 lat temu, z chłopakami. Wydaje mi się, że występowałam wtedy w tzw. sekcji żaków razem z moim o trzy lata starszym bratem. Inni chłopcy w drużynie też byli sporo starsi ode mnie, więc musiałam mocno zapracować na to, by zaczynać mecz w pierwszym składzie. Początkowo wchodziłam na pięć minut, a później często grałam od początku. Pamiętam nawet, że będąc w drużynie trampkarzy starszych, byłam nawet kapitanem, a funkcją tą dzieliliśmy się z kolegą. Pamiętam też, że często wykonywałam rzuty wolne, a nagranie jednego z moich goli jest nawet na YouTube. Fajne było to, że chłopaki z drużyny zawsze mnie wspierali i mi kibicowali, traktowali mnie jak kumpla. Wiedzieli, na co mnie stać i nie byłam wybierana do drużyny jako ostatnia – wręcz przeciwnie. Często stawali też w mojej obronie, np. podczas jednego z meczów z drużyną, której zawodnicy nie wiedzieli, że w naszym składzie jest dziewczyna. Gdy się już dowiedzieli stwierdzili, że jak jest „baba w składzie”, to na pewno jesteśmy słabi. Ostatecznie kilku z nich założyłam „siatkę”, a oni krzyczeli do siebie „kryjcie tę dziesiątkę!”. Wygraliśmy wtedy chyba 3:1.

Moja najlepsza historia z podwórka

Zawsze z bratem graliśmy w piłkę z kolegą, z którym do dziś mamy kontakt. Jedno z nas stało na bramce, a dwójka grała „jeden na jednego”. Bardzo dobrze wspominam wspólne gierki w „króla”, „tysiąca”, czy „pięćsetkę”. Pamiętam też, jak kiedyś dostałam piłką w nos tak mocno, że zaczęła mi lecieć krew. Rozpłakałam się, a po powrocie do domu mój brat oberwał od taty za to, że mnie nie pilnował.

Moment, w którym zdecydowałam, że będę grać w piłkę

Wiedziałam od dziecka, że chcę to robić i odnosić w tym sukcesy. Początkowo jednak nie miałam nawet świadomości, że istnieje coś takiego jak kobieca reprezentacja Polski, czy kadry wojewódzkie. Pewnego dnia przypadkiem przeglądając internet zauważyłam zdjęcie jakiejś dziewczyny w koszulce z orzełkiem. Pomyślałam: ale fajnie, też chcę grać z orzełkiem na piersi.

Paula Duda, Aneta Galek

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności