Aktualności

[WYWIAD] Wojciech Szczęsny: Niepewność daje kopa

Reprezentacja18.01.2017 
W ostatnich miesiącach stał się bezdyskusyjnie najlepszym bramkarzem włoskiej Serie A. Ciężko pracuje i cierpliwie czeka na to, jak ułoży się jego przyszłość. Portalowi Łączy nas piłka opowiada o tym, jak rozwinął się we Włoszech i dlaczego jest teraz zupełnie innym bramkarzem. Zapraszamy do lektury!

Uzupełniłeś witaminę D w przerwie zimowej?
Właśnie nie do końca, bo mieliśmy zaplanowane wakacje w Dubaju, a ja mam tymczasowy paszport. Okazało się, że jedynym krajem na świecie, który nie akceptuje tymczasowego paszportu, są Zjednoczone Emiraty Arabskie, więc wybraliśmy się do Singapuru, a tam słońce było niecałe dwa dni. Ale i tak było fajnie.

Kibiców Romy i Arsenalu tam pewnie nie brakuje?
No tak. Oglądają historie, które Marina wrzuca na Instagram i później przyjeżdżają pod hotel. Ale to było bardzo sympatyczne. Wracając do słońca, to trzeba przyznać, że w Rzymie mi go nie brakuje.



Masz teraz najlepszy czy najrówniejszy okres w swojej karierze?
Chyba najlepszy, bo faktycznie w tym sezonie udało mi się jeszcze nie dać dupy. Mam o co walczyć. Moja przyszłość jest cały czas niepewna. Niby motywacja jest ta sama, ale ta niepewność daje ci kopa do jeszcze cięższej pracy. Wyznaczam sobie nowe standardy, staram się ich trzymać. Mam nadzieję, że zachowam je nawet wtedy, kiedy tej niepewności już nie będzie.

Latem to Luciano Spalletti najbardziej zabiegał o to, żebyś został w Romie?
Szczerze? Nie mam pojęcia, bo byłem wtedy na wakacjach. Ale domyślam się, że Spaletti ustalał z Wengerem wszystkie sprawy i to on poniekąd decydował, co będzie dla mnie w tym momencie najlepsze. Interesuje mnie mój konkretny status, a nie cała otoczka i geneza tego.



Patrząc na Twoje mecze z boku, można pokusić się o tezę, że najbardziej podczas pobytu w Romie poprawiłeś grę nogami. Pytanie czy to nie jest złudzenie wynikające ze stylu gry, który zaproponował Spaletti?
Pod względem technicznym nie poprawiłem znacznie gry nogami, w tym wieku nie jest to takie łatwe, żeby o 30 procent poprawić celność podań. Analizowałem swoje statystyki celnych podań za kadencji Rudiego Garcii i teraz. Wtedy raz miałem 80 procent, raz 40, raz 50, potem znowu 80 i znowu 40. A teraz każdy mecz jest powyżej 75 procent. To nie jest tak, że ja nagle się zmieniłem. Ustawienie zespołu jest inne i świadomość tego, jak mamy rozgrywać piłkę od tyłu. Mamy pewne warianty, które są przećwiczone. Wychodzisz na mecz i wiesz, bez patrzenia, który z zawodników będzie wolny. Dokładnie wiesz, kiedy masz zagrać piłkę przekątną do obrońców, a kiedy przez środek do pomocników. Jak masz taką świadomość, to jest łatwiej.


FOT: East News.

I dlatego wydaje się, że jesteś mniej elektryczny z piłką przy nodze niż jeszcze kilka lat temu?
Nie uważam, że byłem wtedy elektryczny. W Arsenalu, przy wysokim pressingu rywali, nie było mowy o takiej grze od tyłu. Pomimo tego, że mówimy o zespole, który uwielbia grać efektowną, kombinacyjną piłkę i konstruować akcje z wielu podań. Tutaj w zasadzie mam zakaz kopania na oślep do napastnika. Przy pressingu staramy się wychodzić trochę inaczej i mamy te rozwiązania przygotowane. To są dla mnie nowe rzeczy, ale bardzo pomaga  mi to choćby w zachowaniu jeszcze większej koncentracji w meczu. Jesteś poniekąd trochę reżyserem tej gry od tyłu, masz większą odpowiedzialność i mniejszą szansę na to, że się niepotrzebnie rozluźnisz.

Czy stabilizacja życiowa wpływa na stabilizację formy?
Z jednej strony można tak powiedzieć. Ale z drugiej wydaje mi się, że większą stabilizację życiową miałem wtedy, jak przez dziewięć lat mieszkałem w Londynie. Teraz żyję trochę na walizkach i trochę w niepewności, o której wcześniej mówiłem. Ale stabilizacja uczuciowa jest bardzo ważna. Dobrze mieć żonę, która cały czas cię wspiera.


FOT: East News.

Jose Mourinho powiedział kiedyś, że Włochy tym różnią się od Anglii, że na Wyspach o piłce mówi się dzień przed meczem, w dniu meczu i dzień po. We Włoszech rozmawia się z kolei non stop. Czy to prawda?
Czuć tę pasję kibiców tutaj, to prawda. Choć szczerze powiedziawszy odkąd mieszkam we Włoszech, jestem odcięty od mediów. Najpierw dlatego, że nic nie rozumiałem, a teraz dlatego, iż wydaje mi się, że tak jest lepiej. Sam najlepiej wiem, kiedy zagrałem dobry mecz, a kiedy zawaliłem. Zainteresowanie piłką w Anglii i we Włoszech jest porównywalne, ale absolutnie mi to nie przeszkadza. Dla mnie jako zawodnika wiążę się to z tym, że więcej osób chce sobie ze mną zrobić zdjęcie, pogadać, przybić piątkę. A to jest bardzo sympatyczne.



Alissona nie boli to, że jako pierwszy bramkarz reprezentacji Brazylii przegrywa rywalizację z  rezerwowym w reprezentacji Polski?
Na pewno go to boli. Nie rywalizowałem nigdy z tak mocnym bramkarzem o miejsce w składzie. To jest chłopak cichy, ale bardzo pewny siebie. Zdaję sobie sprawę, jaka kariera go czeka i co jest przed nim. Jest niekwestionowaną jedynką w kadrze, mimo tego że nie gra w klubie. Ja też mam dodatkową satysfakcję z faktu, że wygrywam rywalizacją z takim bramkarzem. Mamy naprawdę fajną relację, więc staram mu się pomagać i dawać odczuć, że nie jest do końca drugim bramkarzem. Przecież to on broni w Lidze Europy, on najprawdopodobniej będzie bronił w Pucharze Włoch, więc zespół go potrzebuje i ma swoje zadania.



A jakim trenerem jest Marco Savorani, który pracuje z bramkarzami Romy?
Jest zupełnie inny niż ktokolwiek, z kim kiedykolwiek pracowałem. Jest to trener, który rozkłada funkcję bramkarza na czynniki pierwsze i wraca do najprostszych rzeczy. Robi to po to, żeby bramkarz miał więcej czasu na reakcję, żeby lepiej się w bramce poruszał. Zupełnie inny system szkoleniowy niż ten, do którego przywykłem. W Polsce rozwijałem się jako bramkarz, w Anglii z kolei przygotowanie jest bardziej fizyczne. Tutaj stawia się na technikę oraz taktykę i to mi bardzo pomaga. Czuję, że zawsze jestem gotowy do interwencji. Myślę, że trzeba pamiętać o tym, że dobra forma bramkarza to pięćdziesiąt procent zasługi trenera. Najbardziej cenię szkoleniowców, którzy chcą mnie czegoś nauczyć.  W Romie pod tym względem trafiłem idealnie. Wojtek Szczęsny, który wyjeżdżał z Londynu, a Wojtek Szczęsny teraz, to są dwaj inni bramkarze. Wojtek Szczęsny jest dziś dużo lepszym bramkarzem niż dwa lata temu. Zarówno Guido Nanni, który był wcześniej jak i Savorani, z którym pracuje teraz, zrobili bardzo dużo, żeby nauczyć mnie wielu nowych rzeczy i poprawić mnie jako bramkarza.



Rozwijasz się też jako człowiek. W tym roku razem z żoną zorganizowaliście Wigilię w Warszawie.
Mieliśmy lecieć na wakacje, ale stwierdziliśmy z Mariną, że to pierwsza Wigilia od kiedy jesteśmy małżeństwem, więc trzeba ją spędzić bardzo rodzinnie. No i tak się stało. Zaprosiliśmy nasze rodziny, pojedliśmy całkiem porządnie. Jak wróciłem, to się okazało, że tkankę tłuszczową mam o pół procenta niższą niż przed wakacjami, więc nie było tak źle.

Rozmawiał Łukasz Wiśniowski

TAGI: Wojciech Szczęsny, reprezentacja Polski, AS Roma, Łączy nas piłka, Łukasz Wiśniowski,

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności