Aktualności
Sevillo i Krychowiaku nie idzcie tą drogą! Pogrom w pierwszym meczu nie zawsze dawał awans. Ku przestrodze.
Ostatni spektakularny comeback miał miejsce w sezonie 2013/2014. W ćwierćfinale Ligi Europy doszło wówczas do rywalizacji FC Basel z Valencia CF. W pierwszym meczu w Szwajcarii gospodarze zaskakująco zwyciężyli aż 3:0. Ostatnią bramkę zdobyli w doliczonym czasie gry. Wydawało się, że gol Valentina Stockera odbiera już „Nietoperzom” realne szanse na podjęcie walki w rewanżu. Na Estadio Mestalla Hiszpanie nie zamierzali jednak składać broni. Zdołali doprowadzić do dogrywki, w której zadali dwa kolejne ciosy i w imponujący sposób zwyciężyli 5:0. Do wygranej zespół Juana Antonio Pizziego poprowadził Paco Alcacer, który zapisał na swoim koncie hattrick.
Niesamowite historie w rewanżowych spotkaniach Pucharu UEFA często miały miejsce w latach 80-tych. Niemal dokładnie trzy dekady temu doszło do jednego z najbardziej niesamowitych dwumeczów w rozgrywkach europejskich. Partizan Belgrad prowadził w Londynie 2:1 z grającym w dziesiątkę Queens Park Rangers. Anglicy dokonali jednak niemożliwego i mimo braku zawodnika strzelili rywalowi…pięć bramek! Zwycięstwo 6:2 stawiało Wyspiarzy w idealnej pozycji przed wylotem do Serbii. Pewnie mało kto przypuszczał, że mogą mieć jakiekolwiek problemy z awansem do trzeciej rundy Pucharu UEFA. To co wydarzyło się na stadionie w Belgradzie zapisało się na zawsze w annałach europejskiej piłki. W obecności 50 tysięcy widzów gospodarze zwyciężyli 4:0. Decydująco bramkę zdobył Zvonko Zivković, który ledwie trzy dni wcześniej wrócił ze służby wojskowej, którą odbywał.
W kolejnej edycji Pucharu UEFA również doszło do sytuacji, w której drużyna zdołała odrobić aż czterobramkową stratę. W trzeciej rundzie Borussia Moenchengladbach pokonała wielki Real Madryt 5:1. Za sterami w niemieckiej drużynie zasiadał wówczas Jupp Heynckes, który kilka lat później przez sezon był trenerem „Królewskich”. Madrydczycy nie mogli uwierzyć w to, . W rewanżu rzucili się na rywala. Stratę odrobili dopiero w 89. minucie za sprawą bramki Santilliany. Bohater tamtych wydarzeń nie krył wówczas emocji: „Grałem na dwóch mistrzostwach świata i wygrywałem tytył z Realem, ale to co wydarzyło jest niesamowite. To najpiękniejsza noc mojego życia!” – mówił wówczas napastnik klubu ze stolicy Hiszpanii. Tak spektakularny powrót natchnął „Królewskich”, którzy w tamtej edycji sięgnęli po końcowe trofeum, wygrywając w finale z FC Koln.
Dwa lata później rozegrana została jednak z najbardziej niesamowitych edycji Pucharu UEFA. Dwukrotnie zdarzało się, że drużyna skazana na porażkę po pierwszym meczu potrafiła z przytupem odrabiać straty. W trzeciej rundzie Honved Budapeszt rozbił u siebie Panathinaikos 5:2. Węgrzy dwie bramki stracili prowadząc już 5:0. W rewanżu okazało się to bardzo kosztowne. Na wypełnionym po brzegi stadionie olimpijskim w Atenach „Koniczynki” zwyciężyły 5:1 i zdołały awansować do kolejnego etapu zmagań.
Kilka tygodni później w wielkim finale tamtej edycji spotkały się Espanyol Barcelona i Bayer Leverkusen. Niemcy przegrali w stolicy Katalonii 0:3 i mogli już żegnać się z marzeniami o pucharze. W rewanżu Hiszpanie dali sobie wbić trzy gole i kibice byli świadakami serii rzutów karnych, w której to „Aptekarze” lepiej trzymali nerwy na wodzy. Od tamtego momentu nigdy na etapie finału lub półfinału Ligi Europy kibice nie byli świadkami tak spektakularnego powrotu. Czy dziś Fiorentina zdoła wstać z kolan i wprawi w osłupienie piłkarski świat? Włosi stają przed arcytrudnym zadaniem. Liczymy, że Krychowiak i spółka zdołają utrzymać wypracowaną przewagę i 27 maja zameldują się na Stadionie Narodowym w Warszawie. W innym wypadku przejdą do historii, ale nie w takim kontekście, w jakim sobie wymarzyli.
Piotr Dumanowski
TAGI: Grzegorz Krychowiak, FC Sevilla, Liga Europy,