Aktualności

[WYWIAD] Wojciech Kowalewski: Każda wizyta w Rosji jest bardzo miła

Reprezentacja15.06.2018 

Niewielu polskim zawodnikom było dane grać w lidze rosyjskiej, a co więcej – pozostać na długo w pamięci tamtejszych kibiców. Jednym z byłych piłkarzy jest Wojciech Kowalewski, który zyskał wielką sympatię fanów Spartaka Moskwa, która pozostała do dziś. – Każda wizyta w Rosji wiąże się z miłymi spotkaniami i wspomnieniami. To bardzo budujące, bo będąc jeszcze piłkarzem Spartaka, przekonałem się, jak wielkim wsparciem kibice darzą piłkarzy – mówi były reprezentant Polski.

Czego mogą spodziewać się polscy kibice, którzy będą na mundialu? Krąży przecież wiele stereotypów na temat rosyjskiej społeczności.

Spędziłem w Rosji najpiękniejsze lata mojej kariery i mam pozytywne wspomnienia związane z tym krajem. Same zdarzenia, w których poczułem się niekomfortowo, mógłbym policzyć na palcach jednej ręki. Grając w Spartaku Moskwa, topowym rosyjskim klubie, niejednokrotnie odczułem wielką presję ze strony kibiców. Czasami nie spełnialiśmy ich oczekiwań, ale nigdy to nie przerodziło się w niechęć lub coś jeszcze gorsze go. Ludziom łatwo wystawiać opinie o sytuacjach, których nigdy nie doświadczyli. Mówią to z pełną swobodą, bo wolą żyć stereotypami i na tej podstawie budować swoją opinię, a także światopogląd.

A zatem nieuprzejmi Rosjanie to mit?

Pewnie! Jeśli będziemy nastawieni do kogoś negatywnie i za każdym razem będziemy uprzedzeni, to jest duże prawdopodobieństwo, że spotkamy się z podobną postawą. Wszystkim kibicom, którzy wybierają się na mistrzostwa, życzyłbym otwartości i pozytywnego nastawienia na piłkarskie emocje, jak również na otoczenie. Jeśli z takim podejściem wszyscy będą się do siebie odnosić, to myślę, że nikt nie powinien poczuć żadnego dyskomfortu. Rosjanie nie po to organizują taki turniej, który ma promować ich kraj, żeby pokazywać swoją niechęć do turystów czy kibiców. Osobiście ten kraj wspominam z wielkim sentymentem. Poznałem tam wiele osób, z którymi kontakt utrzymuję do dzisiaj. Nie  mogę zgodzić się z opinią, że tamtejsi ludzie są źle nastawieni do innych nacji.

Po latach występów w Spartaku kibice nadal doskonale Pana pamiętają. Gdy jest Pan w Rosji, zawsze znajdzie się ktoś, kto Pana rozpozna. Rosjanie to naród potrafiący doceniać zasługi?

Potrafi i odczułem to wiele razy. Każda moja wizyta w Rosji wiąże się z miłymi spotkaniami i wspomnieniami. To bardzo budujące, bo będąc jeszcze piłkarzem Spartaka, przekonałem się, jak wielkim wsparciem kibice darzą piłkarzy. Życie sportowca to wzloty i upadki, momenty lepsze i gorsze. A ja właśnie doświadczyłem tego wsparcia, gdy nasza forma nie była na wysokim poziomie. Być może dlatego, że w każdym meczu dawałem z siebie wszystko. Kibice to doceniali i darzyli nas szacunkiem. Na pewno dało się to odczuć nie tylko na boisku, ale również w życiu prywatnym. Spotkałem się z wieloma sytuacjami, gdy ludzie zaczepiali mnie na ulicy w Moskwie. Podchodzili otwarcie, bo to u nich bardzo naturalne. I co ciekawe –przedstawiali się i od razu na wstępie zaznaczali, że nie są fanami Spartaka. Tylko na przykład kibicowali CSKA, Dynamo lub ich ulubioną drużyną był Łokomotiw. Po prostu chcieli podejść, uścisnąć dłoń, pogratulować i życzyć powodzenia. Na początku był to dla mnie szok, bo nigdy wcześniej się z czymś takim nie spotkałem. U nas otwartość jest mocno ograniczona, ale to się zmienia.

Co jeszcze Pana urzekło w rosyjskiej społeczności?

Właśnie ta otwartość i bezpośredniość. Oddanie kibiców, którzy pamiętają nasze mecze. Nie zawsze było kolorowo, bo ponosiliśmy również porażki. Miałem taki zwyczaj, że do szatni wchodziłem pierwszy i wychodziłem ostatni. I oni na tego ostatniego zawodnika, który opuszczał szatnię, czekali i czekali. To nie było kilkanaście osób, tylko dziesiątki, a nawet setki. Chcieli porozmawiać, przybić piątkę i życzyć powodzenia w kolejnym meczu. Osobiście taka relacja bardzo mi pomagała. Ceniłem to sobie. Wierzę, że polscy kibice i piłkarze również będą czuli się w Rosji dobrze podczas tego turnieju, a to przerodzi się w pozytywny wynik sportowy.

Jak Rosjanie reagują na piłkę nożną, jakie emocje w nich wzbudza? W Polsce to sport narodowy, a w Rosji jest znacznie więcej dyscyplin, w których osiągają dobre rezultaty.

Mówi się, że to hokej jest sportem numer jeden, bo niejednokrotnie byłem uczestnikiem dyskusji na ten temat. Porównam jednak to do Polski. W naszym kraju popularyzacja piłki nożnej nastąpiła po EURO 2012. Niestety, piłkarze nie sprostali oczekiwaniom kibiców, bo nie wyszli z grupy. Ale pozostały nam stadiony, nowe infrastruktury. PZPN konsekwentnie wprowadza nowe projekty, które są nastawione na rozwój młodego zawodnika. Jest selekcja, wdrażanie nowych narzędzi do procesu szkoleniowego, co spowoduje, że w perspektywie kolejnych lat będziemy mieli z tego dużą satysfakcję. I uważam, że podobnie będzie w Rosji, a proporcja między dyscyplinami się zmieni. Rosjanie będą dysponowali nowymi infrastrukturami w postaci stadionów, boisk treningowych. I myślę, że Rosję też czeka boom na piłkę nożną. Dużo jednak zależy od występu tej reprezentacji na mundialu. Na pewno zespół prowadzony przez Stanisława Czerczesowa będzie chciał wykorzystać swoją szansę i pokazać się z jak najlepszej strony.

Rosja stoi też przed wielkim wyzwaniem nie tylko sportowym, ale również organizacyjnym. Stawała na głowie, żeby dopiąć wszystko na ostatni guzik. Przecież mundial to świetna promocja kraju.

Oczywiście, że tak. Gdybyśmy jeszcze pół roku temu popatrzyli na niektóre obiekty, to jedyne co wypadałoby zrobić w tym momencie, to podrapać się po głowie: „Jak oni w ogóle mają zamiar to wszystko przygotować?”. Ale wszystko zostało oddane na czas, gospodarz stanął na wysokości zadania. Rosji zależy, żeby na mundial przybyło jak najwięcej kibiców. W tym również polskich, ale nie tylko na mecze naszej reprezentacji, ale także innych drużyn. Przecież do Kaliningradu jest bardzo blisko.

Mistrzostwa świata będą odbywać się w jedenastu miastach na dwunastu stadionach. Którą miejscowość, zaraz po Moskwie, wspomina Pan z największym sentymentem?

Są dwa takie miasta. Pierwszym z nich jest Kazań. Występowałem jeszcze na starym stadionie z Rubinem i zawsze rozgrywaliśmy zacięte mecze. Rubin miał wówczas silną drużynę, która biła się o podium w Premier League. Takie spotkania były atrakcją dla kibiców. Miło jeszcze wspominam Petersburg. Mecze z Zenitem zawsze przysparzały emocji. Derby dwóch stolic, zawsze gorąca atmosfera na trybunach. Ten dreszczyk i ryk tysięcy kibiców czuję do dziś.

Gdyby miał Pan zestawić kadrę z EURO 2016 i obecną drużynę selekcjonera Adama Nawałki – który zespół Pańskim zdaniem jest silniejszy?

Dwa lata w piłce nożnej to kawał czasu i wiele przez ten okres może się zmienić. W przypadku naszych reprezentantów były to bardzo dobre, owocne miesiące. Większość zawodników nadal pozostawała kadrowiczami selekcjonera Adama Nawałki, a to właśnie powoduje, że ten zespół jest bardziej wartościowy, niż ten sprzed mistrzostw Europy. Nasza drużyna nabrała cennego doświadczenia na francuskim turnieju, później udanie przeszła eliminacje do mistrzostw świata. Taki zebrany bagaż powinien także zaprocentować na  mundialu w Rosji.

Czy na drużynie trenera Adama Nawałki ciąży presja?

Poprzeczka została wysoko zawieszona, bo po mistrzostwach Europy we Francji oczekiwania kibiców są duże. Oczekiwania wobec reprezentacji Polski w ostatnich latach wywindowały w górę, bo nasz zespół przyzwyczaił kibiców do sukcesów. Tych powodów do radości było mnóstwo. Ale fani biało-czerwonych muszą mieć świadomość, że teraz na mundialu będzie jeszcze trudniej. To są mistrzostwa świata i tutaj nie ma słabych zespołów. Wszystkie grupy są bardzo nieprzyjemne, nasza również. Ocena umiejętności i docenienia naszych rywali, jak również świadomość o własnych atutach powoduje, że tutaj nikt nie buduje przerośniętych ambitnych planów na ten turniej. Trener Adam Nawałka doskonale zdaje sobie sprawę, że  każdy mecz będzie jak finał.

Miał Pan okazję brać udział w wielkiej imprezie, bo znalazł się w kadrze na EURO 2008. Jakie emocje towarzyszą zawodnikowi, gdy wyjeżdża na wydarzenie takiej rangi?

Mój wyjazd na mistrzostwa Europy w Austrii i Szwajcarii odbył się w ostatniej chwili, bo dołączyłem do drużyny zaraz przed pierwszym meczem. Nie uczestniczyłem w przygotowaniach, więc stopniowanie tego napięcia mnie ominęło. Pamiętam jednak moment, gdy wylądowałem na lotnisku i dołączyłem do kadry – wówczas poczułem, że to już zupełnie inna skala imprezy. Począwszy od zainteresowania mediów piłkarzami i drużynami. To robiło naprawdę duże wrażenie. To, co mi jeszcze bardzo utkwiło w głowie, to kibice. Tak naprawdę to był pierwszy turniej, kiedy nasi fani masowo ruszyli za reprezentacją. Przed pierwszym meczem w Klagenfurcie z Niemcami, wychodząc na murawę, ujrzałem oszałamiającą ilość biało-czerwonych barw. To było wspaniałe uczucie, żeby móc się znaleźć w takim miejscu.

Liczna obecność kibiców zawodnika musi mocno mobilizować.

Oczywiście, że tak. Gramy dla kibiców, bo to przecież oni dostarczają zawodnikom werwy. Gdy stadion jest wypełniony po brzegi, to tworzy się taki kocioł energii, który może sprawić, że niejeden piłkarz jest tak naładowany, że może góry przenosić. Nawet niektórzy zawodnicy często wspominają o tym, że grają wtedy najlepsze mecze w swoich karierach. Dokonują czegoś, czego wcześniej nie udało się zrobić.

Podczas mistrzostw Europy pełnił Pan funkcję zmiennika Artura Boruca. Jakie są najważniejsze zadania rezerwowego bramkarza w czasie wielkiego turnieju? I jak się czuje golkiper siedzący na ławce?

Jak przekonaliśmy się po ostatnich turniejach, trudno powiedzieć, że któryś golkiper jest bramkarzem rezerwowym. Na EURO 2012 za Wojciecha Szczęsnego, który otrzymał czerwoną kartkę, wszedł Przemysław Tytoń i obronił rzut karny. Cztery lata później wskutek odniesionej kontuzji Szczęsnego na turnieju we Francji między słupkami stał Łukasz Fabiański, który również spisywał się znakomicie. Jeśli chodzi o EURO 2008, to największym zaufaniem trenera Leo Beenhakkera cieszył się Artur Boruc, który miał najlepszy okres w karierze. Zadaniem moim i Łukasza było to, żeby być przede wszystkim wsparciem dla Artura. Zarówno przed meczem, w jego trakcie, jak i po końcowym gwizdku. Owszem, była między nami rywalizacja na treningach, ale to była zdrowa rywalizacja. To jest jeden zespół i nie ma mowy o jakimś podziale. Nikt w reprezentacji ze względu na to, że nie gra, nie ma prawa czuć się gorszy od zawodnika, który w danym momencie występuje na boisku. Jeśli z takim nastawieniem piłkarz trafia do najlepszej drużyny w kraju, to niestety nie będzie w stanie pomóc drużynie, gdy będzie konieczność wyjścia na murawę.

Rozmawiał Jacek Janczewski

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności