Aktualności
[MUNDIAL 2018] „Stasiu” groźny, który lubi pracować z Polakami
W obecnej reprezentacji Rosji próżno szukać postaci wyrazistych. To nie to pokolenie i nie ci piłkarze. Za to z ławki drużyną gospodarzy mistrzostw świata dyryguje charyzmatyczny Stanisław Czerczesow. Człowiek z zasadami, który budzi grozę swoim spojrzeniem. Za tym mroźnym wzrokiem kryje się jednak inteligencja i specyficzne poczucie humoru, z którym co rusz muszą mierzyć się dziennikarze.
Teoretycznie Czerczesowowi można by przypisać wszystkie stereotypy krążące w świecie na temat Rosji. Że oschły, dumny, lubiący się wywyższać i pouczać innych, nieznoszący sprzeciwu. Ważny jest on i tylko on, a reszta musi się podporządkować. Prawda o nim jest jednak inna. Po pierwsze nie lubi alkoholu, co więcej, nie toleruje też papierosów. Nie uciekł w nałóg, choć grał w czasach, kiedy spotkanie piłkarza z papierosem czy butelką w dłoni, nie było niczym dziwnym. On konsekwentnie odmawiał używkom, stronił od zabawowego towarzystwa. Po drugie, nie jest uprzedzony do Polaków, co często wypomina się naszym sąsiadom ze wschodu. Swego czasu pracował z Piotrem Polczakiem, Marcinem Komorowskim, Maciejem Rybusem i Maciejem Makuszewskim. Potem na swojej drodze spotkał Janusza Gola i Jakuba Wawrzyniaka. Dobre relacja z Polakami sprawiły w końcu, że 6 października 2015 roku został trenerem Legii Warszawa. Od dwóch lat pracuje ze „Sborną”. Po trzecie – być może najważniejsze – mimo mroźnego i przeszywającego na wylot spojrzenia, wzroku, który przeszywa rozmówcą na wylot, jest bardzo otwartym na dialog człowiekiem. Rozmowy z nim są ciekawe, a konferencje nietuzinkowe.
One man show
Próbkę tego, że z Czerczesowem nie da się nudzić, mieliśmy w środę, podczas konferencji prasowej przed meczem z Arabią Saudyjską. Podczas, gdy jego piłkarze, apelowali do kibiców i mediów o wsparcie, bo znaleźli się w dużym ogniu krytyki, są pod ostrzałem opinii publicznej, której główny argument przeciw to słabość drużyny narodowej, selekcjoner rozegrał partię po swojemu. Jak zwykle żartował, rozkręcał się z każdym pytaniem, swoimi odpowiedziami i niespodziewaną reakcją rozbrajał dziennikarzy. Wiele prawdopodobne, że w ten sposób zdejmuje presję, albo – co wydaje się bliższe prawdy – to jego natura. – James Bond?! – zapytał z przekąsem Czerczesow angielskiego dziennikarza, który w rzeczywistości nazywa się James Todd i pracuje w Fox Sport Radio. Show trwał w najlepsze. Żurnalista z Danii, który poprosił Czerczesowa o kilka zdań do rosyjskich kibiców, usłyszał: „Przyjechałeś z kraju, który nazywa się Dania. Myślę, że – czy nam się to podoba czy nie – będzie ci trudno odnaleźć się w labiryncie rosyjskiej duszy”. Z kolei rodak selekcjonera otrzymał zdawkową odpowiedź na pytanie dlaczego Rosja wygra z Arabią Saudyjską. „Bo chcemy!” – brzmiał komunikat. Brazylijczyk zaś nawet nie zdążył wypowiedzieć słowa, bo do ofensywy przeszedł Czerczesow. „I znowu będziesz pytać o Fernando”. Chodzi o Mario Fernandesa, piłkarza urodzonego w Brazylii, ale grającego dla Rosji.
Zanim, w charakterystyczny dla siebie sposób, wdał się w słowne utarczki, odniósł się do chwilowo zepsutej aparatury nagłośniającej. – Może to ja tak elektryzuję i powoduję napięcie? – zapytał retorycznie. Tego typu gierki stosował także w Legii Warszawa. Słownymi zaczepkami ubarwiał briefingi prasowe i był wdzięcznym rozmówcą, przez co wywiady z nim nie były sztampowe. Miał w zwyczaju przerywać wywiad, gdy jakieś pytanie mu się nie spodobało. I wówczas rozpoczynał swój wywód. Pod tym względem, prowadząc reprezentację się nie zmienił. Tyle że tu, w przeciwieństwie do Legii, poddany jest dużo większej próbie. Nie każdy może prowadzić reprezentację gospodarzy mundialu, dlatego oczy blisko 150 milionów Rosjan plus kilka razy tyle z całego globu, są skierowane na niego. Znalazł się w centrum uwagi. Jest w nim od sierpnia 2016 roku, kiedy zdecydował się poprowadzić kadrę.
Po prostu „Stasiu”
Na dziennikarzy znalazł dobrą taktykę, zobaczymy czy równie dobrze rozpracuje grupowych rywali. Skoro, z taką zaciekłością strzegł dostępu do rosyjskiej bramki jako piłkarz, podobnej, równie skutecznej strategii oczekuje od niego naród.
A wracając do przymiotów Czerczesowa, nie trudno nie zauważyć, że charakterystyczny wąs pod nosem to symbol epoki, w której się wychował. Umila go. Zabija pierwsze wrażenie, które można odnieść, sugerując się posturą. Masywny chłop, z przeszywającym spojrzeniem... Brzmi groźnie. Takie też czasami sprawia wrażenie. Jakże odmiennie to myślenie od „ksywki”, którą dostał od imienia. Maciej Makuszewski zna Czerczesowa z Tereka Grozny. Pomocnik Lecha Poznań przyznał kiedyś, że na szkoleniowca mówili „Stasiu”. W ogóle nasi piłkarze wypowiadają się o tym trenerze w dobrym tonie. – Jako trener to prawdziwy lider, autorytet dla zawodników. To odważny gość, który podejmował trafne decyzje – powiedział Makuszewski, cytowany przez portal polsatsport.pl. – Stanisław to także człowiek zasadniczy, który nie kryje się ze swoimi regułami. Ma dekalog, który musi funkcjonować w zespole, w relacjach zawodnik-trener. Lubi konkrety. Nie buduje zbędnych filozofii. Poza tym to człowiek bardzo kontaktowy, który nie boi się mediów – zauważył Wojciech Kowalewski. – Można powiedzieć, że odciska duże piętno na każdej drużynie, którą prowadzi. Jest typem szefa, który o wszystkim decyduje. Nie lubi sprzeciwu. Nie nazwałbym go jednak dyktatorem – zaznaczył Marcin Komorowski. Opinie o warsztacie szkoleniowca znalazły potwierdzenie w Legii. Z Legią na 100-lecie klubu zdobył dublet. Warszawianie wygrali ligę, choć w pewnym momencie mieli 10 punktów straty.
W stolicy „Stasiu” dał się poznać jako warsztatowiec, trener z wyrazistym stylem. Dziś wielu kibiców wspomina go z sentymentem. Chcieliby, aby obecna Legia miała taką ikrę i werwę jak wtedy za czasów Czerczesowa. A jak zostanie zapamiętany jako selekcjoner gospodarzy mistrzostw świata 2018?
Piotr Wiśniewski