Aktualności
Setki tysięcy kibiców i głośne śpiewy, czyli Moskwa żyjąca mundialem
Dla polskich kibiców najważniejsze jest to, że już tylko godziny dzielą od pierwszego występu biało-czerwonych na mistrzostwach świata. W poniedziałek po południu nasza drużyna przybyła do stolicy Rosji, przy eskorcie zameldowała się w hotelu i po kilku chwilach ruszyła na liczącą ponad 45 tysięcy miejsc Otkrytije Arena. To właśnie we wtorek o godzinie 17:00 na stadionie Spartaka Moskwa nasz zespół postawi pierwszy krok na tym turnieju.
To, jak ważny będzie ten pierwszy mecz na mundialu z Senegalem w wykonaniu Polaków wszyscy zdają sobie sprawę. Bo przecież zwycięstwo doda pewności siebie, spokój i komfort przed kolejną konfrontacją. – Senegal jest groźnym przeciwnikiem i czeka nas bardzo trudne spotkanie, ale mamy swój pomysł na organizację gry w defensywie i przeprowadzanie akcji ofensywnych. Jestem przekonany, że optymalnie przygotowaliśmy się do mistrzostw świata. To boisko jednak zweryfikuje nasze plany i marzenia. Pierwszy mecz jest bardzo ważny i będzie kluczowy w kontekście kolejnych spotkań w fazie grupowej – powiedział na przedmeczowej konferencji prasowej Adam Nawałka.
Zanim Polacy wyjdą walczyć o trzy punkty z Senegalczykami zależało nam, żeby sprawdzić jak Moskwa żyje mistrzostwami świata. Dlatego postanowiliśmy się udać w jedno z największych skupisk fanów, czyli na Plac Czerwony, najbardziej znane miejsce położone w samym centrum tej miejscowości. Po minięciu bramek bezpieczeństwa z każdym kolejnym krokiem dało się usłyszeć coraz głośniejsze przyśpiewki kibiców.
To miejsce zdecydowanie zostało zdominowane przez Argentyńczyków. Mimo że ich zespół zremisował pierwsze spotkanie z Islandią, to tamtejsi kibice tętnili radością i humorem. A prawdziwą furorę zrobił śpiew: Vamos Argentina. Sabes que yo te quiero. Hoy hay que ganar y ser primero. Esta hinchada loca, dejo todo por la copa. La que tiene a Messi y Maradona. Ponga huevo vaya al frente Argentina. Ponga huevo vaya al frente jugadores. Este ano tenemos que dar la vuelta. No vinimo todo a Rusia a ser campeones.
Nie sposób było się nie zatrzymać chociaż na chwilę i posłuchać podskakujących Argentyńczyków. Ich dzikie tańce i coraz głośniejsze śpiewy nagrywali prawie wszyscy – kibice innych narodowości, a także kamery telewizyjne. Nagrywaliśmy także my. Ale to nie było jedyne miejsce, gdzie można było ich spotkać przedstawicieli tej nacji. W promieniu kilometra przewijali się niemalże wszędzie. I za każdym razem z ich ust wydobywał się jeden utwór – Vamos Argentina. To naprawdę robiło duże wrażenie. Chciało się tam stać i stać, ale z powodu ograniczonego czasu, zależało nam, żeby sprawdzić jak w innych miejscach sprawdzić, jak Moskwa tętni mundialem. Ruszyliśmy w kolejne miejsce, gdzie można było spotkać dziesiątki tysięcy fanów, czyli do FIFA Fan Fest, jednej z dwunastu stref kibica w Rosji.
Przemieszczając się po Moskwie momentami można było dostrzec kilka podobieństw do Warszawy. Przede wszystkim w oczy rzucały się budowle, które bardzo przypominały nasz Pałac Kultury i Nauki. Takich wieżowców jest tutaj siedem, a większość usytuowana jest w samym centrum stolicy Rosji. Najbardziej oddalony jest gmach Moskiewskiego Uniwersytetu Państwowego (ma 240 metrów wysokości) i to w tym kierunku zaczęliśmy zmierzać, bo właśnie tam znajduje się strefa kibica. Trzeba było skorzystać z metra, które jest tutaj bardzo dobrze rozwinięte. Rozbudowane linie pozwalają szybko przemieszczać się po mieście i tutaj kolejna analogia – wagony transportujące ludzi są identyczne jak te w Warszawie (oczywiście te starsze).
Ten, kto pierwszy raz był w Moskwie, doskonale zdaje sobie sprawę, że korzystanie z komunikacji miejskiej na samym początku nie jest takie proste. Udało się jednak dość przypadkowo znaleźć przewodnika. – Dzień dobry. Czy potrzebujecie pomocy? – zapytał uśmiechnięty Rosjanin. Myśleliśmy, że to wolontariusz, którego zadaniem jest informowanie kibiców, jak w szybki sposób dostać się do strefy kibica. Okazało się, że to był zwykły student przywdziany w barwy rosyjskiego mundialu. – Widzę, że jesteście z Polski, bo macie orzełki na swoich ubraniach. Jestem kibicem Łokomotiwu Moskwa i cenię sobie grę Macieja Rybusa. Bardzo przyczynił się do wywalczenia tytułu mistrza Rosji. Znam również Artura Jędrzejczyka, który swego czasu był zawodnikiem Krasnodaru – powiedział student pobliskiego uniwersytetu.
Swoją uprzejmością służył przez kolejne minuty, więc siłą rzeczy musieliśmy go zapytać o szanse reprezentacji Rosji na mundialu. – Ale ja nie jestem kibicem rosyjskiego zespołu – powiedział. – Jak to? Jesteś Rosjaninem i nie kibicujesz swojej drużynie narodowej? – odparliśmy z wielkim zdziwieniem. – No nie, nie jestem. Nie jestem też zwolennikiem Stanisława Czerczesowa. Owszem, Rosja wygrała wysoko z Arabią Saudyjską, ale uważam, że Egipt i Urugwaj szybko sprowadzą tę drużynę na ziemię. Dlatego uważam, że Rosja bardzo szybko zakończy udział w tym turnieju – zaznaczył. Po czym nasz przewodnik wyjął z plecaka białą czapeczkę z… argentyńską flagą. Zdziwiliśmy się więc jeszcze bardziej. Ów Rosjanin doprowadził nas do naszego miejsca docelowego, zbił z nami piątkę i życzył powodzenia naszej reprezentacji.
Strefa kibica w znajdująca się u progu Moskiewskiego Uniwersytetu Państwowego jest ogromna. Specjalnie wydzielony plac według organizatorów jest w stanie pomieścić około 25 tysięcy kibiców. Taką samą liczebność mają także dwa inne miasta gospodarzy. Tam to dopiero można było zobaczyć mieszankę narodowościową. Marokańczycy, Tunezyjczycy, Polacy, Rosjanie, Meksykanie, Hiszpanie, Saudyjczycy i tak dalej i tak dalej. Trafiliśmy akurat na porę meczu Tunezyjczyków z Anglikami. Nawet przy takim spotkaniu miejsce dedykowane dla kibiców nie świeciło pustkami. Część kibicowała Tunezji, a część Anglii. Bardziej usatysfakcjonowani oczywiście byli ci drudzy, bo „Synowie Albionu” w doliczonym czasie gry rzutem na taśmę zapewnili sobie trzy punkty.
Zbliżał się koniec intensywnego dnia. To, co chcieliśmy zobaczyć – udało się zobaczyć. Znowu trzeba było wskoczyć do moskiewskiego metra i udać się w stronę hotelu. W wagonie przysiadło się dwóch Japończyków. Powód? Na pewno orzełek na strojach, który często innym rzucał się w oczy. – Widzę, że jesteście z Polski. Zazdrościmy wam bardzo, że macie Roberta Lewandowskiego. Tak klasowego napastnika chciałaby mieć każda reprezentacja. Ale wasz zespół to nie tylko on, bo na każdej pozycji są znakomici zawodnicy – odparł jeden z Azjatów, który później zaproponował, żeby zrobić sobie zdjęcie. To nie był jedyny przypadek, bo i na Placu Czerwonym czy w strefie kibica można było zrobić pamiątkową fotkę. Tak dobiegł końca dzień w Moskwie. Teraz czas na najważniejsze – pierwszy mecz biało-czerwonych na mundialu po dwunastoletniej przerwie.
Jacek Janczewski, Moskwa