Aktualności
[MUNDIAL 2018] Casemiro – wychowany bez ojca przeszedł szybki kurs dorosłości
Po raz ostatni ojca zobaczył gdy był małym dzieckiem. Do widoku domu bez jednego z rodziców zdążył się przyzwyczaić. Jednak miejsce, w którym mieszkał, trudno nazwać domem. Wyrastał w slumsach, gdzie walki gangów, głód i przemoc są na porządku dziennym. Mimo to udało mu się wyjść na ludzi. Bo Casemiro wyrósł na czołową postać reprezentacji Brazylii.
Takich jak on, jest w Brazylii całe mnóstwo. Dzieciaków, dla których jedyną rozrywką w trudnym świecie przepełnionym przemocą, chwilą, kiedy zapominają o wszystkich troskach, momentem zapomnienia, jest piłka. To w niej upatrują szansy na lepszą przyszłość. Oczyma wyobraźni widzą siebie biegających w reprezentacyjnej koszulce i z dumą śpiewających hymn narodowy. Marzą, oglądając popisy swoich idoli w telewizji. Ale mieszkając w slumsach, ciężko o dostęp do tego typu rozrywki. Dla małego Casemiro już samym luksusem był spokój i kąt, w którym mógł przenocować. – Gdy miałem 7 czy 8 lat pytałem moich kolegów, czy mógłbym spać w ich domu. Żebym mógł się wyspać w noc poprzedzającą mecz – opowiadał. Kilkanaście lat później stał się mózgiem Realu Madryt i płucami „Canarinhos”.
Dorósł szybciej niż inni
Bieda to nic w porównaniu z tym, że mały Carlos Henrique Casimiro wychowywał się bez ojca. Ten pewnego dnia postanowił zostawić rodzinę i Casemiro musiał przejść przyśpieszony kurs dorosłości. Miał wtedy trzy lata. Matka piłkarza pracowała jako sprzątaczka. Zarabiała na tyle marnie, że były dni, kiedy nie mieli co jeść. Prowadzili „koczowniczy” tryb życia. Często przenosili się z miejsca na miejsce, nocując u rodziny. Będąc najstarszym z trojga rodzeństwa, sprawował opiekę nad bratem i siostrą. Kiedy mama wychodziła do pracy i zostawiała im jedzenie, on je odgrzewał sobie i rodzeństwu. – Kiedyś powiedział mi, że w życiu najważniejsze są hamulce. Że nie może robić żadnych głupot. Jest głową rodziny i zawsze będzie stawiał jej interes na pierwszym miejscu – powiedział Bruno dos Anjos, przyjaciel Casemiro z czasów gry w Sao Paulo. Do swoich obowiązków podchodził z należytą starannością i czułością. Brak ojca sprawił, że szybko zrozumiał znaczenie słowa odpowiedzialność. Ale była też tego druga strona medalu – nieśmiałość, która przejawiała się w relacjach innymi. Nie mógł liczyć na ojcowską radę, dlatego z żalem patrzył, jak na meczach pojawiali się rodzice jego kolegów. – Zawsze siedział cicho. Dopiero niedawno przyznał, że zazdrościł innym dzieciom, kiedy te były dopingowane na meczach przez rodziców. Zastanawiał się wtedy: „czemu tu nie ma mojego ojca”? Brakowało mu w rodzinie jakiegoś punktu odniesienia, mężczyzny, na którym mógłby się wzorować. Wtedy w domu byłam ja, moja siostra, moja mama i on – wyznała w wywiadzie dla UOL Esporte matka Casemiro.
Jeszcze więcej cierpienia
Kiedy inni przekonali się o nadzwyczajnym talencie piłkarskim urodzonego w São José dos Campos chłopaka, postanowili sprowadzić go do stolicy stanu, z którego pochodził – Sao Paulo. Życie w wielkiej metropolii, choć rodzime miasto Casemiro nie jest takie małe (liczy kilkaset tysięcy mieszkańców), stanowiło nie lada wyzwanie. Sao Paulo przytłaczało ogromem. W głowie Carlosa Henrique pojawiły się wątpliwości i pytania czy nie warto wrócić do domu. To była jedna wielka walka z samym sobą. Jak na złość, w tym samym czasie przytrafiła mu się poważna infekcja. Zachorował na zapalenie wątroby. Złe emocje skumulowały się. Płakał, zaczął jeszcze bardziej tęsknić za bliskimi. Bał się, że to koniec kariery. – Często obserwował nasze treningi zza linii bocznej. Nieustannie pytał, czy będziemy czekać na jego powrót. Zapewniłem go, że będziemy – tłumaczył Bruno Petri, trener Casemiro w w młodzieżowej drużynie Sao Paulo, cytowany przez firsteleven.com. Wyzdrowiał i jego kariera nabrała rozpędu.
Złe bodźce
Kompleksy jednak cały czas w nim pozostały. Brak ojcowskiej ręki mocno odbił się na psychice dorastającego piłkarza. W wieku 19 lat miał kryzys egzystencjalny. Po mistrzostwach Ameryki Południowej U-20, na których został wybrany piłkarzem turnieju, zstąpił na złą drogę. Przestał prowadzić się jak na sportowca przystało. Pochłonęło go nocne życie i wszystkie pokusy z tym związane. Przytył. Okazało się, że jego problemy miały podłoże psychiczne. Związał się z pewną sektą religijną. Momentem zwrotnym okazał się transfer do Realu Madryt Castilla. W stolicy Hiszpanii odbudował się pod każdym względem. Stopniowo piął się w hierarchii klubowej. Aż stał się kluczowym zawodnikiem „Królewskich”. Kimś, od kogo zaczyna się ustalanie składu. Równie mocną pozycję ma w drużynie narodowej. Nikt nie śmie nawet wątpić w jego przydatność dla kadry.
Wspominając lata młodości, zawodnik Realu podkreśla jak ważną rolę w jego kształtowaniu się jako człowieka odegrała matka. – Mama jest i na zawsze pozostanie moim wzorem. To dzięki niej zostałem piłkarzem – mówi za każdym razem. W podziękowaniu za wychowanie, za pierwsze poważne zarobione pieniądze kupił jej domek i nakazał rzucić pracę. Sfinansował także operację nadgarstka. Przy okazji wspomnień wracają pamięcią do chwil, gdy Yakult, popularny napój energetyczny w Brazylii był dla nich nieosiągalnym dobrem. – Teraz kiedy idę z mamą do supermarketu, kupuję 80 butelek Yakultu – przyznał.
Piotr Wiśniewski