Aktualności
[MUNDIAL 2018] Romelu Lukaku – trudna droga „olbrzyma” na szczyt
Posturą przypomina graczy NBA. Ze względu na gabaryty był szykanowany w dzieciństwie. Piłka pozwoliła mu wydostać się z biedy. Przeszedł długą i trudną drogę, żeby znaleźć się na szczytach futbolu. Romelu Lukaku stawił czoła przeciwnościom losu i nigdy przy tym nie zapomniał o swoich korzeniach. Jest znakomitym napastnikiem, władającym sześcioma językami. Ma także wykształcenie wyższe z Public Relations.
– Co ten olbrzym robi na boisku?! – wołali rodzice innych dzieci. Nie mogli uwierzyć, że ten wyrośnięty chłopak jest równolatkiem ich uciech. Zdziwione miny rodziców to jeden z najczęstszych obrazków z okresu dorastania Romelu. Czasu naznaczonego bólem, cierpieniem, biedą. Wieczną docinką ze strony innych, a to ze względu na sylwetkę, a to z powodu pochodzenia i statusu społecznego. Czasu, kiedy musiał wstydzić się tego, że jest wysoki. Równie częstym obrazkiem w dzieciństwie był widok matki, która robiła co mogła, byle zapewnić jemu i bratu, Jordanowi, w miarę godne warunki – jak na możliwości i okoliczności – bytu. Rodzina Lukaku tak naprawdę cały czas walczyła o byt. – Ludzie piłki uwielbiają mówić o sile mentalnej piłkarzy. Ja mam największą siłę mentalną wśród wszystkich zawodników na świecie. Doskonale pamiętam, jak z bratem i mamą siedzieliśmy w ciemnościach i modliliśmy się o to, żeby było lepiej. Właśnie dlatego to ja jestem najsilniejszy – mówi napastnik reprezentacji Belgii, jeden z najlepszych snajperów na świecie.
Nagroda za wytrwałość
Nic tak nie spina klamrą przeszłości i teraźniejszości Romelu Lukaku jak powyższy cytat. W tych kilku zdaniach zawiera się esencja życia 25-latka. Z jednej strony nędza, ciągła walka, wszechobecne problemy, a na przeciwnym biegunie – wielki świat, zachwyt kibiców, milionowe kontrakty. Na końcu tego wszystkiego poczucie spełnienia. Bo napastnik reprezentacji Belgii uważa, że niczego w życiu mu nie brakuje. O los bliskich nie musi się martwić. Matka (Adolphine) działa w biznesie piłkarskim. Pomaga mu w podejmowaniu kluczowych decyzji. Odpłaca się jej pięknym za nadobne. Nie muszą już ledwo wiązać koniec z końcem tak jak przed wieloma latami, kiedy brakowało pieniędzy na podstawowe potrzeby. Adolphine Lukaku była sprzątaczką. Bracia Romelu i Jordan nie mogli więc z tego powodu liczyć na żadne luksusy. – Zawsze piłem mleko o poranku. Widziałem moją matkę, która dolewała do niego wody, aby starczyło tego mleka do następnego dnia. Musiałem grać w piłkę w butach o rozmiarze 40, kiedy moje stopy miały już rozmiar 42. Nie było pieniędzy, abym dostał nowe buty – opowiadał w jednym z wywiadów. Czarę goryczy przelewał fakt, że urodził się w rodzinie afrykańskiego (kongijskiego) pochodzenia. Etniczna odrębność była dużą przeszkodą. Do szkoły Romelu chodził w tym samych ciuchach, przez co spotykał się z niewybrednymi komentarzami. – Będąc dzieckiem zawsze obrywa ci się za takie rzeczy w szkole – opowiadał.
Zapatrzony w Mourinho
Pasją do futbolu Romelu zaraził się od ojca. Roger Lukaku całkiem nieźle sobie radził w piłce. Grał w drużynie narodowej ówczesnego Zairu (dzisiejsza Demokratyczna Republika Konga). W wieku 23 lat wyjechał do Europy. Osiedlił się w Belgii. Występował nawet w Gençlerbirligi, czy Beveren. Potem jednak kariera się załamała. Pan Roger przestał zasilać domowy budżet. Pojawiły się problemy finansowe. – Mój ojciec jest jednym z niezliczonych przypadków, którzy wpadli w finansową czarną dziurę po tym jak zakończyła się ich kariera. To było bardzo trudne pod względem mentalnym. Szybko zdałem sobie sprawę, że nie mamy pieniędzy – wspominał Romelu, dla którego jedynym nośnikiem do lepszego życia w tym trudnym dla całej rodziny okresie, były mecze oglądane w telewizji. Jednak gdy skończyły się pieniądze, to i skończyły się transmisje. – Kiedy wysiadał prąd, to nie było go przez następne trzy dni – mówił Lukaku. I w ten sposób został odcięty od swojej największej rozrywki, spotkań Premier League. Zamiłowanie do angielskiej ligi pojawiło się samo. Pewnie dlatego uważa się szczęśliwca, w końcu gra w ukochanych rozgrywkach, i to jeszcze w Manchesterze United, u menedżera, którego zawsze cenił. – Kiedy miałem 11 lat powiedziałem rodzicom, że chcę dla niego grać. Podoba mi się jego charyzma. Wygrał wiele tytułów z Chelsea i Porto, jestem bardzo szczęśliwy, że mogę trenować pod jego okiem. Dzięki niemu wiele się nauczyłem – zaznaczył.
Nieskażony sukcesem
Na piedestał światowego futbolu, 25-letni Belgi wszedł, bo kiedyś się zawziął, że pomoże rodzinie w udręce. Obiecał też coś sobie. – Z lat młodzieńczych na zawsze zostaną wspomnienia jak odbijałem się od ściany. Gram w piłkę, ponieważ mam misję. Złożyłem obietnicę. Kocham futbol, a kiedy robisz coś, co sprawia ci frajdę i masz świadomość, że twojej rodzinie żyje się dobrze, to nie ma lepszej rzeczy na świecie. Myślę, że piłkarze muszą dzielić się swoimi doświadczeniami z przeszłości. Zwłaszcza, że chodzi o nas, piłkarzy, których postrzega się jako wzór do naśladowania. Czasami popełniamy błędy, ale na końcu uświadamiasz sobie, że wiele ludzi dorastało w jeszcze trudniejszych warunkach – mówi Lukaku.
Talent Romelu szybko rozkwitł. Mając 16 lat, grał w Anderlechcie. O nastoletnim zawodniku szybko zrobiło się głośno. Przestał być „Olbrzymem”, a został „Dynamitem”. To, co kiedyś było obiektem drwin innych, czyli wzrost rodem z NBA, szybko stało się atutem piłkarza. Dziś te walory wykorzystuje w polu karnym. Świetnie się zastawia, jest utrapieniem obrońców, mocno trzyma się na nogach. Celuje w koronę króla strzelców i zapewne myśli o nauce kolejnego języka. Już zna sześć, co świadczy, że oprócz talentu do piłki, ma także światły umysł. Ukończył studia z Public Relations. Idealnie pasuje to do jego wizerunku. Opinia publiczna go uwielbia, ma bliskie relacje z rodziną.
Piotr Wiśniewski