Aktualności
„Trójmieszczka” pełna energii! Historia Ady Andrzejewskiej-Kessler
Zacznijmy od wyjaśnienia określenia „trójmieszczka”. Ten termin Ada (skrót imienia, którego używa nasza bohaterka) wprowadziła po konsultacji z samym… profesorem Jerzym Bralczykiem! – Dla mnie Gdańsk, Sopot i Gdynia, to jedność. Trójmiasto tworzy jedną rodzinę. Ja urodziłam się w Gdańsku, dużą część życia spędziłam w Sopocie, a aktualnie mieszkam w Gdyni. Nasza aglomeracja sprawia, że mamy do czynienia z niezwykłą tkanką miejską. Pamiętam, że faktycznie, dopytałam profesora Bralczyka o swój przypadek i przekonanie, że jestem trójmieszczką. Choć „mieszczka” przywołuje negatywne skojarzenia, ale poczucie humoru wyrównuje brzmienie pozytywne. Zgodził się z tym, mogę zatem śmiało używać tego określenia – uśmiecha się Andrzejewska-Kessler.
Motoryzacyjna słabość
Wystarczy kilka minut rozmowy, żeby zrozumieć, z jak pozytywną osobą człowiek ma do czynienia. Ada, jak sama przyznaje, początek przygody z rolą wolontariuszki łączy zarówno ze sportem, jak i inicjatywą Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. – Trudno zliczyć, kiedy dokładnie rozpoczęłam swoje działania wolontariackie. Wybrałabym dwie historie. Pierwsza to WOŚP, z którym – jeśli tylko zdrowie pozwoli – zagram w styczniu po raz
O jakich wyzwaniach konkretnie mowa? Wachlarz zadań był spory. Od dokumentacji, poprzez tzw. logistykę, ułatwiającą funkcjonowanie zawodnikom. Techniczne sprawy, które tylko z pozoru wydają się być banalnymi. Często bowiem okazują się być bardzo istotne, zwłaszcza w sytuacjach, w których liczy się czas.
– Świetnie ujął to swego czasu Roman Polański. Osoba asystująca, wspierająca, a tak rozumiem wolontariat, nie powinna czekać na pytanie i sugestię do pomocy. Jeśli reżyser, w tym wypadku – zawodnik, sportowiec – spojrzy, to ja powinnam już wiedzieć, co dalej. Właśnie to ułatwia funkcjonowanie w czasie zawodów sportowych. I podobną analogię wskazał właśnie nasz słynny reżyser – porównuje Andrzejewska-Kessler.
Piłkarskie otoczenie
Zapytana o słabość do innych sportów nasza bohaterka szczerze się uśmiecha.
– W naszej rodzinie mamy piłkarza, Tadeusza Narbutowicza, z przeszłością w Zagłębiu Sosnowiec. Mój mąż jest za to wielkim kibicem, bardzo interesuje się piłką nożną. Najbliżej serca jest Lechia Gdańsk. W domu właściwie na okrągło przewija się jakiś sport w telewizji. A że ja jestem człowiekiem zadaniowym, z zacięciem do wspomnianej logistyki, to tylko donoszę jakieś przekąski mężowi, oglądającemu sport. Sama również spoglądając na ekran, choć skłamałabym, że jestem piłkarskim pasjonatem. Zdecydowanie bardziej interesuje mnie, jak wygląda wydarzenie sportowe od środka – mówi Ada.
I właśnie taka ciekawość do zobaczenia sportowego „wnętrza” imprezy sprawiła, że nasza bohaterka pojawiła się w przestrzeni związanej z Polskim Związkiem Piłki Nożnej. Zaczęło się nawet jeszcze poważniej, bo od piłkarskich mistrzostw Europy w 2012 roku.
– Historia związana z 2012 rokiem jest trochę łączona, jako pracownik i wolontariusz. Przez 30 lat z moich 67 byłam kasjerem w banku. Przy okazji mistrzostw obsługiwaliśmy stanowiska związane m.in. z kartami płatniczymi. To było ogromne centrum kibicowskie na Placu Zebrań Ludowych w Gdańsku – wspomina Andrzejewska-Kessler.
Okazja do kontaktu z kibicami, którzy przyjechali do Polski na mecze z innych krajów, ale również naszych rodaków, zaszczepiła w naszej bohaterce przekonanie, jak niezwykłe mogą być wydarzenia sportowe, związane z futbolem.
– Podczas tamtych mistrzostw przydała się moja znajomość języków: rosyjskiego i angielskiego. Zachwycaliśmy się razem z innymi dziewczynami z pracy zwłaszcza Irlandczykami. Choć ich reprezentacja miała swoje problemy sportowe, do tego Gdańsk też nie uraczył nas super pogodą, oni ciągle byli pozytywnie nastawieni. Zachwycając się tym, jak potrafimy troszczyć się o kibiców. Ta polska gościnność po raz kolejny pokazała swoją moc. Byli też Hiszpanie, sporo Białorusinów. Z sentymentem wspominam tamten czas spędzony na pomocy, kiedy tylko była komuś potrzebna – dodaje Ada.
Ludzie potrzebni
Muzeum Emigracji w Gdyni, Europejskie Centrum Solidarności w Gdańsku, Fundacja Miasta Sportu. Jest sporo miejsc, w których udziela się nasza bohaterka. Piłkarsko za ciosem Ada poszła przy okazji mistrzostw Europy U-21 w 2017 roku. Stadionem, przy którym pomagała, był gdyński Stadion Miejski, dawny GOSiR.
– Padło na ticketing. Te trzydzieści lat doświadczeń pracy w banku sprawia, że mam łatwość w nawiązywaniu kontaktów z ludźmi, lubię to. Do tego będąc zadaniowcem, kiedy jest coś do zrobienia, działam i pomagam na tyle, na ile mogę. Nie jestem młoda wiekiem, ale duchem na pewno. Dodatkowo dla mnie szklanka zawsze jest do połowy pełna. Przychodziłam działać na stadionie nawet w dni, kiedy niekoniecznie ticketing był potrzebny. Wspierałam, od foliowania dokumentów, poprzez przeglądania tysięcy krzesełek, zmiany punktów informacyjnych. Coś, w czym mogę być przydatna do działania – uśmiecha się Andrzejewska-Kessler.
Pojawia się pytanie, jak na różnicę wieku reagują inni, dużo młodsi od naszej bohaterki, wolontariusze? Czy nie pojawia się bariera, którą trudno jest przeskoczyć?
– Mamy w Polsce fantastyczną młodzież. Spotykałam się z pełną akceptacją, liczy się to, co możesz od siebie dać, a nie fakt, ile masz lat. Młodsi zastanawiają się często, pytając mnie, ile mam lat. Później okazuje się, że jestem na przykład starsza niż ich mamy i dziwią się, skąd mam w sobie tyle energii. Dlaczego nadal mi się chce? A ja zawsze odpowiadam: A pytałeś swoją mamę, jakie ma marzenia? Może jakieś ukryte zdolności, które chciałby pokazać, być nadal aktywna? No właśnie, okazuje się, że różnie z tymi pytaniami bywa, a przecież ludzie starsi też mają coś do zaoferowania światu – słusznie zauważa Ada.
Emerytura z uśmiechem
A jak nasza bohaterka radzi sobie w rzeczywistości COVID-19, bez okazji do regularnego wolontariatu w ostatnich miesiącach?
– Radzę sobie całkiem nieźle. Szukam imprez na stronach organizatorów, gdzie mogę wziąć udział internetowo. Akurat jak rozmawiamy, słucham też webinarium, dotyczącego przepisów o danych osobowych. Mam sporo zainteresowań, trudno jest znaleźć dzień, w którym nic się u mnie nie dzieje. Niedługo będę brała udział w wycieczce po warszawskich Łazienkach Królewskich prowadzonej po angielsku. Niedawno kupiłam bilet na koncert Leszka Możdżera, świetne doznania muzyczne. Uszyłam też sporo maseczek, wspierając naszą walkę z tym, co dzieje się dookoła. Przydatna rzecz, mogąca pomóc innym – przyznaje Andrzejewska-Kessler.
Trójmieszczka z uśmiechem na twarzy może być przykładem dla seniorów, jak można funkcjonować, mimo przeciwności losu.
– Emerytura dla niektórych oznacza zakończenie czynnego funkcjonowania w świecie. Głównie rozmawia się o chorobach, kolejkach do lekarzy, itd. Mnie to denerwuje. I właśnie ta pomoc, międzyludzkie relacje, są na wagę złota. Zwłaszcza, że w moim wieku nie poznaje się nowych ludzi ot tak. Wolontariat to zatem świetna okazja, żeby funkcjonować i czuć się potrzebnym, czerpiąc przy tym radość – kwituje nasza bohaterka.
Maciej Piasecki