Aktualności
[Tam zaczynali] Damian Zbozień – zdobywca Pucharu Polski z krainy śliwowicy
Kiedy stało się jasne, że kariera piłkarska jest na wyciągnięcie ręki, „Zboziu” musiał zrezygnować z muzyki. Na boisku od blisko 10 lat nie schodzi z poziomu ekstraklasy. Niedawno rozegrał w niej swój dwusetny mecz, a w dorobku ma Puchar i dwa Superpuchary Polski wywalczone w barwach Arki Gdynia. Dzięki tym osiągnięciom mieszkańcy Łącka mogą być z niego dumni tak samo jak z lokalnej śliwowicy oraz „Ciupagi”, której jeden z teledysków ma w serwisie YouTube już ponad 7 milionów wyświetleń.
– Lider kapeli, Piotrek Krzywiński, bardzo dobrze zapowiadał się jako piłkarz. Był kapitanem juniorów Zyndrama w czasie, gdy w trampkarzach grał Damian – opowiada Marek Cwenar, sekretarz i kierownik klubu, a przede wszystkim jego kronikarz. Nikt nie wie o łąckim klubie tyle co on. – Opisuję każde wydarzenie związane z Zyndramem. Robię zdjęcia i całość archiwizuję. Obecnie wypełniam już jedenasty segregator poświęcony naszemu klubowi. Karierę Damiana jestem w stanie odtworzyć na podstawie artykułów prasowych, które mam w kolekcji. Pierwsze wywiady z nim ukazywały się w „Wiadomościach Łąckich”.
Na wywiady, również te w lokalnej prasie, trzeba było ciężko zapracować. Pierwsze piłkarskie szlify Zbozień zbierał, podobnie jak większość chłopaków w latach dziewięćdziesiątych, na podwórku. – Przed naszym domem była polana, na której pasły się krowy. Wbijaliśmy z chłopakami patyki w ziemię i graliśmy. Nie potrzebowaliśmy do tego żadnej zachęty czy inspiracji. To było nasze główne zajęcie po szkole i w weekendy. Nie podobało się to naszej sąsiadce, która bez przerwy skarżyła się rodzicom, że niszczymy trawę, przez co jej krowa nie ma czego jeść – wspomina 31-letni obrońca.
– Od kiedy pamiętam chłopcy cały czas grali. Za jedną z bramek służyło im przęsło ogrodzeniowe pobliskiego przedszkola. Dzisiaj w miejscu ich pierwszego boiska stoi dworzec PKS – dodaje Cwenar.
W maju 1998 roku, zaraz po Białym Tygodniu, czyli okresie bezpośrednio po przyjęciu pierwszej komunii świętej, Damian wraz z kolegami zapisał się na regularne treningi do Zyndrama Łącko. W klubie nie było wtedy drużyny z ich rocznika (1989), więc szatnię dzielili z chłopakami o dwa lata starszymi. Zajęcia mieli trzy razy w tygodniu, ale w piłkę codziennie grali godzinami. – Wieś nie oferuje zbyt wielu atrakcji. To nie były czasy laptopów i tabletów, więc każdą wolną chwilę poświęcało się na grę. Na przerwach w szkole robiliśmy piłki z papieru. W wolne dni było jasne, gdzie się znajdzie kolegów. Wystarczyło wsiąść na rower, pojechać na jedno czy drugie boisko. Na którymś zawsze był ktoś, z kim można było pokopać – mówi Zbozień.
W dzieciństwie Damian trzymał się przede wszystkim z Marcinem Mrówką. – Byli mocno ze sobą związani, można powiedzieć, że razem się wychowywali. To w ogóle było mocne pokolenie. W jednym z sezonów drużyna wygrała wszystkie mecze poza jednym – zremisowanym z Sandecją Nowy Sącz z Dawidem Janczykiem i Maciejem Korzymem w składzie. Oznaczało to zwycięstwo w lidze OZPN i awans do rozgrywek małopolskich. Ale zespół do nich nie przystąpił, prawdopodobnie ze względów finansowych. Później, już jako seniorzy, zawodnicy z pokolenia Damiana zajęli 4. miejsce w Klasie A – najwyższe w historii Zyndrama – precyzyjnie opisuje wszystkie te historyczne osiągnięcia Cwenar.
Rok 2001. Trampkarze Zyndrama po dekoracji za zdobycie mistrzostwa OZPN w towarzystwie władz gminy i klubu. Damian Zbozień pierwszy z prawej w dolnym rzędzie
Marcin Mrówka w Zyndramie gra do dzisiaj. Ostatnio częściej jest rezerwowym, ale wciąż ma duży wpływ na zespół. 18 października w meczu 13. kolejki ligi okręgowej łącczanie przegrywali po pierwszej połowie z niżej notowaną Grybovią Grybów 0:2. W przerwie trener wprowadził na boisko Mrówkę, który odwdzięczył się dobrą grą i przesądził o zwycięstwie Zyndrama (3:2) golem z rzutu wolnego. – Tak się składa, że Mrówki dobrze u nas grają. 23-letni Damian, nasz wychowanek, jest obecnie piłkarzem trzecioligowego Podhala Nowy Targ. W jego ślady idzie teraz młodszy brat Dawid. On także grał u nas, a teraz jest w Jarmucie Szczawnica – opowiada Zdzisław Celusta, prezes Zyndrama.
Inny Mrówka, Jan, należący do najlepszych piłkarzy w historii łąckiego klubu, prowadzi we wsi szkółkę piłkarską „Gol”. Jego podopieczni po osiągnięciu wieku młodzika wzmacniają Zyndram. Osiągają też swoje pierwsze sukcesy. W 2017 roku chłopcy z roczników 2009-10 wygrali wojewódzki finał turnieju „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku” organizowanego przez PZPN.
Pan Jan, w przeszłości zawodnik trzecioligowej wtedy Sandecji, poza własną szkółką prowadzi również młodzików i trampkarzy Zyndrama. Ci pierwsi właśnie zakończyli sezon z kompletem zwycięstw i stosunkiem bramek 71:3.
Jan Mrówka z drużyną młodzików Zyndrama
– W tym momencie mamy w klubie grupy U-13, U-15 oraz U-19. Brakuje tylko juniorów młodszych, których na wiosnę będziemy tworzyć. Naszym celem jest przygotowanie zawodników do gry w seniorach. Tak, aby za kilka lat awansować do IV ligi. W naszym zespole grają wyłącznie zawodnicy z gminy Łącko, wychowankowie Zyndrama. Wszyscy robią to za darmo. Doceniamy to i staramy się jakkolwiek im to wynagrodzić. Robimy grille, po meczach zamawiamy obiady w restauracjach – mówi prezes Celusta.
Pan Zdzisław zarządza klubem od roku. W młodości sam był jego zawodnikiem, ale później poświęcił się biznesowi. Wrócił do futbolu na prośbę Arkadiusza Lasyka, który miał dość łączenia funkcji prezesa z grą. – Za kadencji Arka uzyskaliśmy w ubiegłym roku historyczny awans do ligi okręgowej. On włożył w ten sukces mnóstwo serca, zarówno na boisku, jak i poza nim. W 2019 roku w plebiscycie kibiców został wybrany najlepszym piłkarzem drużyny, za co otrzymał symboliczną złotą piłkę – opowiada Cwenar. – Trzeba tutaj wspomnieć również o innych członkach zarządu. Bez nich klub nie funkcjonowałby tak sprawnie. Dawid Słowik jest wiceprezesem i kapitanem drużyny. Trenuje też juniorów, zajmuje się Orlikiem i zarządza halą widowiskowo-sportową w Łącku. Bardzo dobrym zagraniem taktycznym było powołanie do zarządu zastępcy wójta gminy, czyli Pawła Dybca. W ogóle obecne władze gminy są bardzo otwarte na sprawy dotyczące sportu w naszej miejscowości. Infrastruktura sportowa rozwija się u nas w błyskawicznym tempie. Szymon Tomasiak, z zawodu księgowy, w klubie jest skarbnikiem, a na boisku obrońcą. Skład zarządu uzupełnia wspomniany już Marcin Mrówka oraz ja. Żaden z nas nie pobiera za to pieniędzy. Wręcz dokładamy, ale i tak czerpiemy z tego ogromną radość.
Słowa Cwenara znajdują odzwierciedlenie w tabeli nowosądeckiej grupy ligi okręgowej. Zyndram na półmetku rozgrywek zajmuje w niej 9. miejsce, co dla zespołu bez większego doświadczenia na tym poziomie jest wynikiem więcej niż przyzwoitym.
Dla łącczan to dopiero drugi sezon w „okręgówce”. Wcześniej Zyndram przez 20 lat rywalizował w Klasie A. Trenerem, który poprowadził drużynę do historycznego awansu jest Piotr Śmietana, pracujący w Łącku od lata 2017 roku. Lokalni kibice pamiętają go jeszcze jako obrońcę Sandecji z lat osiemdziesiątych, kiedy ta w 1986 roku po raz pierwszy awansowała do drugiej ligi.
Trenując Zyndrama pan Piotr udowodnił, że jest prawdziwym ekspertem od awansów. W rundzie wiosennej sezonu zakończonego promocją do ligi okręgowej łącczanie wygrali wszystkie mecze z drużynami z czołówki. Dzięki temu udało się zająć 4. miejsce w tabeli, które przy reorganizacji rozgrywek pozwoliło opuścić Klasę A. W Łącku wszyscy są zgodni, że drużyna nieco się w niej zasiedziała. Dość powiedzieć, że rywalizowała w niej od 1999 roku, kiedy w jej trampkarzach napastnikiem był 10-letni Damian Zbozień.
Damian trzeci z lewej w dolnym rzędzie. Po jego lewej stronie Marcin Mrówka
– Chyba zawsze jest tak, że zaczyna się od gry ofensywnej. Każdy chce strzelać gole. W Łącku zawsze byłem „dychą” lub napastnikiem. Do Sandecji trafiłem jako ofensywny pomocnik. Dopiero w Legii, gdy mocno urosłem i popracowałem w siłowni, przesuwali mnie niżej. To było mocne zderzenie. O ile w Łącku czy Nowym Sączu się wyróżniałem, to jak już trafiasz do Legii, jesteś jednym z wielu. Okazuje się, że nie jesteś aż tak szybki, jak Ci się wydawało. Stałem się typową szóstką. Wreszcie otworzyła się szansa w pierwszej drużynie, trenerzy z Młodej Legii uznali, że łatwiej będzie mi się przebić jako obrońcy. Cofnęli mnie i chyba faktycznie mieli rację. Na tej pozycji grałem na wypożyczeniu w Sandecji i ostatecznie wszedłem do piłki seniorskiej – wspomina Damian.
Kolejne kroki w karierze nie byłyby możliwe, gdyby nie jego osobowość. – Był konsekwentny i systematyczny. Za co się nie brał, realizował do końca. To prawdziwy góralski charakter. Warto dodać, że Damian jest bardzo inteligentny, zawsze był jednym z najlepszych uczniów w szkole – charakteryzuje młodszego kolegę Cwenar.
Dobre oceny i świadectwo z czerwonym paskiem na koniec roku szkolnego były warunkiem transferu Damiana do Sandecji. – Na treningi do Nowego Sącza musiałem dojeżdżać autobusem. To 45 minut w jedną stronę i w związku z tym trudno było przekonać rodziców. Postawili warunek, a ja miałem porządną motywację do nauki. Taki tryb mi pomógł. Umiem zarządzać czasem. Dzisiaj patrząc na treningi młodzików mam wrażenie, że mają za dobrze. Chucha się na nie i dmucha – twierdzi Zbozień.
Na Sądecczyźnie gra w biało-czarnej koszulce Sandecji była prestiżem. Mały Damian również o niej marzył. Później jego apetyt tylko rósł. – Kiedy zauważony przez trenera Marka Góreckiego trafiłem najpierw do reprezentacji powiatu, później do kadry województwa i wreszcie do Sandecji, marzyłem o tym, aby kiedyś przebić się do seniorów, grać zawodowo w trzeciej lidze i zarabiać na tym. Potem Bernard Kapuściński zaprosił mnie i Dawida Cempę na testy do Młodej Legii. Z biegiem czasu moim celem stało się wejście do pierwszej drużyny.
Zbozień nie ukrywa, że wiele zawdzięcza swoim trenerom. Na powyższym zdjęciu pierwszy z prawej stoi Stanisław Dybiec – pierwszy z nich
Rodzinny dom Damiana wciąż jest w Łącku. Zbozień odwiedza go w przerwach między rozgrywkami. Od dawna nie miał jednak okazji, aby obejrzeć z trybun mecz swojego pierwszego klubu. Wszystko przez odległość i napięty terminarz. – Staram się śledzić, co się dzieje w klubie. Ostatnio jest o tyle łatwiej, że klub ma fanpage na Facebooku. Widać, że chłopaki chcą zrobić fajną rzecz. Trzymam za nich kciuki – mówi piłkarz. – Na pewno sam będę chciał jeszcze zagrać w Zyndramie, na przykład w oldbojach. Do czterdziestki planuję grać centralnie, ale później także nie wyobrażam sobie życia bez sportu. Będę związany z Łąckiem. Nie wiem, czy na stałe, ale będę się pojawiał, bo uwielbiam te tereny.
Na Damiana mocno liczą w klubie. – W przerwie zimowej chcielibyśmy się spotkać. Pragniemy, aby był naszym ambasadorem – deklaruje Marek Cwenar. – Damian nas wspiera. Otrzymaliśmy od niego koszulkę Arki Gdynia, wiosną nagrał filmik motywacyjny dla naszych piłkarzy. Jesteśmy umówieni, że gdy będziemy organizować turniej, to nas odwiedzi, poprowadzi też trening dla młodzieży. On chce pomagać, identyfikuje się z Zyndramem. Mamy nadzieję, że zagra jeszcze jakiś mecz w naszych barwach – dodaje prezes Celusta.
Przeczytaj również pozostałe teksty z cyklu „Tam zaczynali”:
Adam Dźwigała – LINK
Maciej Makuszewski – LINK
Arkadiusz Reca – LINK
Karol Linetty – LINK
Radosław Majecki – LINK
Łukasz Zwoliński – LINK
Rafał Cepko
Fot. Łączy nas piłka (główne), archiwum Marka Cwenara (pozostałe)