Aktualności
Słynne ogłoszenie dało efekt. Pogoń Oleśnica ma prezesa z drugiego końca Polski
Wojtowicz obejmie obowiązki 15 lutego.
„Nowy Prezes MKS-u pochodzi z Mazur, a ostatnie 5 lat spędził w Kwidzynie na Pomorzu. Z piłką nożną związany jest od wielu lat i ma doświadczenie zarówno od strony stricte sportowej w roli trenera i zawodnika, a także organizacyjnej. Ostatnio pracował jako Specjalista ds. piłki nożnej w Urzędzie Miejskim w Nowym Stawie. W miejscowym Gromie, który gra na szczeblu IV ligi, zajmował się m.in. poszukiwaniem sponsorów, koordynacją pracy grup młodzieżowych, marketingiem, a także był asystentem trenera w drużynie seniorów. Sebastian posiada licencję UEFA B, jako trener pracował już z zawodnikami z każdej grupy wiekowej – od skrzatów po seniorów. Jako zawodnik występował na pozycji bramkarza na poziomie III i IV ligi w takich klubach jak: Vęgoria Węgorzewo, Polonia Gdańsk, Granica Kętrzyn i ostatnio Grom Nowy Staw. Sebastian Wojtowicz dołączy również do sztabu szkoleniowego Pogoni Oleśnica i będzie prowadził zajęcia z grupami młodzieżowymi” – czytamy na stronie Pogoni.
Zapraszamy do lektury rozmowy z nowym prezesem Pogoni Oleśnica.
Czy przyzwyczaił się pan już, że ludzie zwracają się do pana „panie prezesie”?
Zwracają, ale na razie bardziej z uśmiechem na ustach, i to głównie moi znajomi. W Oleśnicy byłem na razie trzy dni – poznać osoby, które tam pracują, porozmawiać z panem Michałem Krejem. Funkcja, którą będę sprawował, jest odpowiedzialna i ważna w klubie, ale nie chcę być „panem prezesem”, tylko kimś, kto będzie wspomagał grupę osób chętnych do pracy. W Pogoni będę też trenerem, więc funkcje i obowiązki będą się przeplatać. Oczywiście nikomu nie będę narzucać, jak ma się do mnie zwracać. Zdrowe relacje są ważne, a ja wchodzę w nowe środowisko. Jestem w podobnym wieku do współpracowników, często nawet młodszy, co na pewno ewentualny dystans skróci.
Dzięki słynnemu już ogłoszeniu o rekrutacji obejmuje pan chyba najbardziej znane stanowisko prezesa klubu z klasy okręgowej w Polsce.
Nie ukryjemy, że było troszeczkę szumu, chyba z racji długiej listy obowiązków tam wpisanej. Zrobiło to duże wrażenie na osobach, które stoją z boku i przyglądają się funkcjonowaniu klubu, nie wiedząc, jak to naprawdę wygląda od środka.
Myślę, że szum zrobił się bardziej dzięki widniejącej w ofercie kwocie wynagrodzenia w wysokości 350 zł, który to zapis przez wiele mediów został źle zinterpretowany. W którym momencie podczas rozmowy rekrutacyjnej pojawił się temat pieniędzy?
Pan Michał szybko wyjaśnił, że ta kwota pojawiła się w ogłoszeniu z przyczyn formalnych. Odniosłem wrażenie, że panu Michałowi zależy, ja też nie ukrywam, że perspektywa nowych możliwości i dalszego rozwoju w działalności piłkarskiej była elementem, który mnie napędzał do zrobienia tego kroku. Szybko doszliśmy do porozumienia. Jeśli chodzi o finanse, to jesteśmy na takim poziomie rozgrywkowym, że ktokolwiek zajmujący jakiekolwiek stanowisko w klubie nie byłby w stanie się z niego utrzymać. Stąd też połączenie kilku obszarów, w których będę funkcjonował w Pogoni, w tym rola trenera drużyn młodzieżowych.
Będzie pan trenującym prezesem czy prezesującym trenerem?
W wielu klubach na niższym poziomie rozgrywkowym takie rozwiązanie funkcjonuje, jest czymś naturalnym. Czasem pozwala nawet lepiej zorganizować pracę, bo nierzadko rozdzielanie zadań na kilka osób powoduje niedopowiedzenia czy błędy w komunikacji. Myślę, że mój zakres obowiązków to optymalne rozwiązanie, które ułatwi wiele spraw.
Prezes Wojtowicz z trenerem Wojtowiczem jakoś się dogada?
Bez wątpienia. Podobnie jak z innymi trenerami. Specyfikę pracy trenerskiej znam, klimat szatni w jakimś stopniu też, choć każdy jest niepowtarzalny. Wierzę, że łączenie tych funkcji nie jest złe, a wręcz przeciwnie – może przynieść klubowi korzyści.
Docelowo widzi się pan w piłce jako osoba zarządzająca czy jako trener?
W piłce zajmówałem się już wieloma rzeczami. Zawsze było mi blisko do pracy trenera, ale w klubach z niższych lig czy w mniejszych miejscowościach często kwestie organizacyjne i tak są na barkach szkoleniowca i się nimi zajmowałem. W Pogoni będę to robił już oficjalnie, co pozwoli mi lepiej poznać ten obszar, poczuć pełną odpowiedzialność. Chciałbym się dalej rozwijać jako szkoleniowiec. Kwestie zarządzania mogą mi pomóc jako trenerowi, a znajomość środowiska szkoleniowego, funkcjonowania trenerów rozwiną mnie jako zarządcę klubu. Może się to fajnie łączyć.
Nie można panu odmówić ambicji i odwagi. Przenosi się pan na drugi koniec Polski pracować w klubie z okręgówki.
Dużą rolę odegrała moja żona, która mocno mnie wsparła. Najpierw, trochę nieświadomie, namówiła mnie, żeby spróbować, a później, już świadomie, pchnęła do tego, by podjąć się tej dużej odpowiedzialności. To dla mnie ciekawa możliwość zrobienia kroku do przodu. W Nowym Stawie udało się wprowadzić wiele fajnych rzeczy, ale jednak stanowisko miałem trochę inne. Tutaj, widząc bardzo dobrze prowadzony projekt i grupę osób przy nim pracujących, uznałem, że chciałbym być jego częścią i mieć w nim swój udział. Mam nadzieję, że będziemy kontynuować pracę, która została rozpoczęta już jakiś czas temu i ku chwale Oleśnicy będziemy Pogoń rozwijać.
Pana decyzja potwierdza stereotyp, że bramkarz musi być trochę szalony?
Podobno – bramkarz i lewoskrzydłowy. Nie do końca się z tym zgadzam. Biorąc pod uwagę znajomych bramkarzy, których mam wielu, w różnym wieku, coraz częściej odnoszę wrażenie, że bramkarze są poukładani, nie tylko na boisku, ale i poza nim. Logicznie myślą i analizują pewne sytuacje.
Czego panu zabrakło, żeby w tym fachu zawędrować wyżej niż do III ligi?
Chyba świadomości i możliwości, które teraz mają chłopcy. Nie chodzi o podawanie czegoś na tacy, ale jednak dziś jest łatwiejszy dostęp do pewnych rzeczy niż kilkanaście lat temu. Mamy dużo więcej materiałów, które edukują rodziców, także coraz więcej trenerów chce pomóc jednostce, zawodnikowi, nie patrząc na wynik swojego zespołu. Oddawanie wyróżniających się piłkarzy do innych zespołów wiąże się z osłabieniem ich drużyny, ale rolą piłki młodzieżowej jest przede wszystkim rozwój zawodnika. Zabrakło mi też samodyscypliny w pracy indywidualnej. Rzetelnie pracowałem z drużyną, robiłem to, czego wymagał trener, ale nie byłem świadomy, że trzeba dołożyć więcej, bo takich jak ja jest wielu.
Wyjeżdża pan na drugi koniec Polski, ale to dla pana nie nowość. Żył, uczył się i pracował pan już w wielu miejscach.
Trochę kilometrów jeżdżąc od domu do domu zrobiłem. Pochodzę z Mazur, z Węgorzewa. Jestem wychowankiem Vęgorii, z którą miałem przyjemność grać w III lidze. Na czas studiów przeniosłem się do Gdańska, gdzie grałem w Polonii. Też fajny okres, udało się awansować z okręgówki do III ligi. Później był powrót w moje rodzinne strony, już z narzeczoną, a obecnie żoną, gdzie próbowaliśmy poukładać sobie życie prywatno-zawodowe. Koniec końców przenieśliśmy się w rodzinne strony żony, do Kwidzyna. Z Kwidzyna w 2018 roku trafiłem do Nowego Stawu. Teraz czas na województwo dolnośląskie.
Zabiera pan ze sobą rodzinę? Charakter nowej pracy uniemożliwia powrót do domu na weekend.
To prawda. Piłka nożna jest z nami cały czas. Nie można się w pełni od tego oderwać. Na początku jadę sam, żeby wszystko na miejscu poukładać i w stu procentach poświęcić się pracy w klubie. Poznać potrzeby, poznać struktury, zobaczyć w czym mogę pomóc, bo przecież Pogoń cały czas funkcjonuje i to na bardzo dobrym poziomie. To mój pierwszy cel. Później będzie czas na sprawy prywatne, planujemy przeprowadzkę całą rodziną.
Czym pan przekonał właściciela Pogoni Michała Kreja, że warto postawić na młodego człowieka, który mieszka kilkaset kilometrów od Oleśnicy?
Gotowość do przeprowadzki była dowodem na to, że chcę się w pełni zaangażować i mogła zadziałać na moją korzyść. Myślę też, że świeże spojrzenie na coś osoby, która nie funkcjonowała w danym środowisku, może być wartościowe. Wciąż jestem młody, chcę się rozwijać, nie zamierzam się ograniczać do sprawowania funkcji prezesa. Będę trenerem, chcę zaangażować się w funkcjonowanie klubu w pełnym zakresie. Ale to tylko moje przypuszczenia, odpowiedź na to pytanie zna wyłącznie pan Michał.
Świeże spojrzenie się przyda, ale wejście w nowe środowisko to ogromne wyzwanie. Musi pan poznawać wszystko i wszystkich od początku.
Zgadza się. Nie jest to jednak dla mnie nowa sytuacja. Tak samo było w Nowym Stawie czy wcześniej w Kwidzynie, gdzie jako trener pracowałem w Suprze. Wierzę, że się odnajdę, a spojrzenie z dystansu będzie działało tylko na korzyść klubu.
Nie boi się pan chłodnego przyjęcia i kłód rzucanych pod nogi z różnych kierunków?
Na razie spotkałem się z osobami pracującymi w Pogoni i to bardzo fajna grupa, która chce pracować. Oleśnica to miejscowość, dla której Pogoń jest ważna. Nie jestem stąd, ale szybko utożsamiam się z miejscami i klubami, w których pracuję. Zawsze mam je później w sercu, sentyment zostaje. Swoją pracą i tym, co wspólnie zrobimy, chcę przekonywać wszystkich, że warto dać mi kredyt zaufania.
Jakie cele przed prezesem Wojtowiczem postawił właściciel Pogoni?
Celów jest mnóstwo, tak jak zadań w ogłoszeniu o rekrutacji. Podstawowym jest całościowy rozwój klubu. Szkolenie młodzieży i Program Certyfikacji PZPN dla szkółek piłkarskich, w którym mamy srebrną gwiazdkę, to coś, na czym nam mocno zależy i na czym będziemy chcieli się w dużym stopniu skupić. Nie będziemy też pomijać seniorów, którzy po rundzie jesiennej są wiceliderem i mają dobrą pozycję do walki o awans do IV ligi. Dobrze byłoby z tego skorzystać. Musimy być organizacyjnie przygotowani do awansu, który piłkarze mogą osiągnąć na boisku.
Szymon Tomasik
Fot. Łukasz Haraźny