Aktualności
Powołanie na liderkę. Historia Klaudii Próchnickiej
Nasza bohaterka pochodzi z Przysuchy. Małego miasteczka w województwie mazowieckim, z którego pochodził słynny etnograf i kompozytor, Oskar Kolberg. Klaudia od pięciu lat mieszka jednak w Łodzi, w której znalazła się ze względu na studia.
Zakres zainteresowań i kierunku nauki Klaudii jest dosyć szeroki. – Zarządzanie, konkretniej marketing, a do tego dołożyłam jeszcze kształcenie w zakresie usług kosmetycznych. W tym wypadku skupiłam się na makijażach – przyznaje Próchnicka. Do listy można również dopisać słabość do muzyki, we wszelkiej postaci. Klaudia gra chociażby na saksofonie, co z pewnością określa też jej wrażliwość. W napiętym terminarzu znalazł się również czas na podjęcie wyzwania w roli wolontariuszki. Trzeba przyznać, trochę przez przypadek... – Pamiętam, że nagle przed moimi oczami pojawiła się reklama rekrutacji, którą organizuje PZPN. I to dodatkowo, w Łodzi! Szperałam po sieci, zwróciłam uwagę i tak trochę na przekór, pomyślałam, że spróbuję. Byłam ciekawa czegoś nowego – wspomina Klaudia.
Pierwsze sportowe kroki
Szybko okazało się, że choć nasza bohaterka ze sportem nie miała wcześniej zbyt wiele wspólnego, weszła w środowisko, w którym poczuła się bardzo swobodnie. To dosyć nietypowe, zwłaszcza biorąc pod uwagę pewien „szablon”, według którego do wolontariatu przy imprezach sportowych zgłaszają się ludzie zakręceni na punkcie sportowej rywalizacji.
– Nie jest jednak też tak, że jestem zupełnie oderwana od sportu – uśmiecha się Klaudia, dodając: – Z chęcią jeżdżę na mecze Legii Warszawa, trochę paradoksalnie, bo na co dzień mieszkam w Łodzi. Sposób mojego podejścia do sportu zmienił się jednak pod wpływem zaliczonych wolontariatów. Na pewno tych sportowych wątków pojawiło się więcej, ale nie przeszkadza mi to. To coś nowego, ale na pewno bardzo ciekawego – kwituje Próchnicka.
Jej debiut w roli wolontariuszki miał trochę szerszy zakres obowiązków, niż początkowo się zapowiadało. Próchnicka została bowiem liderką grupy wolontariuszy odpowiedzialnej za marketing.
– Założenie mojej aplikacji na wolontariuszkę było takie, żeby spróbować. Na spotkaniu, kiedy pojawiłam się jako pierwsza osoba na rekrutację, złapałam fajną nić porozumienia z ludźmi, którzy nas rekrutowali. Okazało się, że szukają kogoś, kto mógłby zostać liderem grupy marketingu. I tak od słowa do słowa wyszło na to, że mogę się sprawdzić – wspomina nietypowy przebieg wydarzeń sama zainteresowana. Mowa o mistrzostwach świata do lat 20, które odbyły się w 2019 roku. Klaudia była „u siebie”, w Łodzi.
Strach ma wielkie oczy
A skoro Próchnicka była w mieście, w którym funkcjonowała od kilku lat, układ gwiazd wydawał się idealnie wskazywać na podjęcie się odpowiedzialnego zadania. Zwłaszcza, że Klaudia sprawia wrażenie postaci, która potrafi postawić na swoim, szanując przy tym drugiego człowieka. Czyli mieszanka, z której wychodzą najczęściej same dobre rzeczy.
Żeby jednak nie było tak idealnie, początki wcale nie były dla Klaudii łatwe. – Faktycznie, na początku panowało dziwne poczucie, że wolontariusze się mnie bali. Nie zrobiłam dobrego pierwszego wrażenia, o czym dowiedziałam się po czasie. Choć tak właściwie, do teraz nie do końca wiem, co dokładnie było nie tak. Fakt jest taki, że mieliśmy szkolenie, na którym wolontariusze poznawali swoich liderów. Każdy z nich wychodził na środek i coś opowiadał. Ja byłam bardzo poważna, skupiona na celu, opowiadałam, że czeka nas dużo pracy i tak naprawdę nie przychodzimy tu dla zabawy – uśmiecha się wspominając Próchnicka.
W tamtym wystąpieniu było jednak sporo racji. A kiedy przyszło do pierwszego „zderzenia” na linii lider – wolontariusze, cała grupa szybko znalazła wspólny mianownik do działania. – Uważam, że warto stawiać w życiu na drugiego człowieka. Wierzę, że możemy osiągnąć wszystko, jeśli trafia się na odpowiednie osoby. Ja miałam świetny team od marketingu na mistrzostwach. To się czuło i rzeczywiście, choć zadań mieliśmy mnóstwo, potrafiliśmy je świetnie realizować – opowiada Klaudia.
Dopięty ostatni guzik
Branding, pomoc przy dzieciach biorących udział w eskorcie piłkarzy na murawę, pomoc w strefie mediów, zadbanie o sponsorów… Można tak długo wymieniać, a i tak trudno jest w odpowiedni sposób opisać, ile obowiązków na głowie mieli ludzie „od marketingu”. Często z własnego wyboru! – Marketingowych spraw do wykonania nie brakowało, to jasne. Ale to była też grupa osób, które po prostu, przychodziły na stadion nawet w dniach, nazwijmy je, wolnymi od podstawowych, turniejowych obowiązków – podkreśla Próchnicka.
Zapytana, ile sama spędzała czasu na stadionie łódzkiego Widzewa, po dłuższej chwili zastanowienia, odpowiada. – Wychodzi solidny etat, a nawet coś więcej. Były takie dni, że wstawałam rano, jechałam na uczelnię, załatwiałam szybko swoje sprawy i o godzinie ósmej byłam na terenie stadionu. A kończyłam przed pierwszą w nocy, ze świadomością, że następnego dnia może być powtórka z rozrywki – mówi Klaudia.
Mistrzostwa świata U-20 zakończyły się organizacyjnym sukcesem. Łódź była świadkiem kilku bardzo ciekawych spotkań, na czele z finałem, w którym triumfowała reprezentacja Ukrainy. – Choć byliśmy różnorodni, stworzyliśmy drużynę, która od 2019 roku jeździ razem na kolejne wolontariaty PZPN. W grupie miałam jedenaście osób, których docenialiśmy nie tylko my tu, na miejscu. Ludzie z FIFA również byli pod ogromnym wrażeniem, jak pracujemy i że wszystko potrafi być dopięte na ostatni guzik. Wykonaliśmy kawał dobrej roboty, która była też dla nas cenną lekcją – przyznaje nasza bohaterka.
„Spacerek” po PGE Narodowym
Zapytana o szczególny moment z turnieju, Próchnicka po chwili zastanowienia, odpowiada: – Na pewno istotny był pierwszy mecz. Kiedy udało się wszystko dobrze wykonać, wiedziałam, że możemy przenosić razem góry. Z sentymentem wspominam też sceny, kiedy dzieci z eskorty, już po całości wykonanych zadań, ściskały wolontariuszy, dziękując im za to, że było tak fajnie, że chcą jeszcze raz. Poczułam radość i ulgę, że dobrze to zrobiliśmy. Warto też pamiętać o czasie poza turniejem. Zajrzeliśmy razem „na miasto”, po prostu wspólnie posiedzieć, rozluźnić się. To ważne przy tworzeniu teamu – uśmiecha się Klaudia.
Po wyczerpujących, ale szczęśliwie zakończonych mistrzostwach, Próchnicka zaczęła wraz ze znajomymi z marketingowej grupy jeździć na mecze seniorskiej reprezentacji Polski. PGE Narodowy i spotkania eliminacyjne to już zupełnie inny świat od tego, typowo turniejowego. – W zgłoszeniach na kolejne rekrutacje dla wolontariuszy staraliśmy się podkreślać, że to my, ci z Łodzi, i jeśli jest możliwość, chcielibyśmy być razem! No i udawało się, faktycznie, lądowaliśmy na meczach rozgrywanych na PGE Narodowym. Śmiałam się, że w porównaniu do turniejowego funkcjonowania, gdzie nawet jada się w biegu, to podczas meczów eliminacyjnych, to jest „spacerek”. Obowiązki są, pomagamy sobie, ale nie ma co ukrywać, że chrzest bojowy przechodzi się na turniejach – kwituje nasza bohaterka.
Pozostaje najprostsze, ale zarazem, najbardziej inspirujące pytanie, dla wielu z naszych bohaterów. Czym jest bądź co zmienił wolontariat w twoim życiu? – Dał mi dużo odwagi oraz sporą dawkę pokory. Do tego dołożyłabym energię, jaką otrzymuję od ludzi, których poznałam w Łodzi, podczas mistrzostw. Działanie pod presją czasu, wiele decyzji, które trzeba podejmować tu i teraz, żeby wszystko zadziałało – to bardzo uczy pokory. A odwaga? Okazało się, że choć nie byłam wielką miłośniczką piłki nożnej, zostałam liderką i podołałam. Dzięki innym oraz sobie, odnajdując się w nowych realiach – mówi Próchnicka.
Maciej Piasecki