Aktualności
Orzełki Brzozów doleciały do brązowej gwiazdki
– Nie będę ukrywał, jest to trochę niespodzianka. Rodzice się spięli, za co bardzo im dziękuję – mówi współzałożyciel Orzełków Paweł Szałajko.
Orzełki solidnie przepracowały kilkanaście miesięcy, które minęły od startu pierwszego cyklu certyfikacji. Wtedy nie były jeszcze gotowe, by powalczyć o brązową gwiazdkę.
– Zacząłem starania, ale szybko zrezygnowałem. Trochę się przestraszyłem wymogów, brakowało nam też niezbędnego sprzętu. Nie chciałem robić czegoś „na dziko”. Program był nowy, było sporo niewiadomych. Złożyłem wniosek, ale nie dałbym rady i nie ciągnąłem tematu. To były wakacje, w lipcu nie trenujemy, miałbym trudności ze zmobilizowaniem rodziców do rejestracji dzieci. Bałem się, że się napracuję i nic z tego nie będzie – nie ukrywa Szałajko.
Początkowo, od 2007 roku, w mieście działała szkółka MOSiR Brzozów. Pomysłodawcą jej założenia, a później trenerem był Paweł Szałajko.
– Z czasem zaczęło się to rozrastać, rodzice chcieli czegoś więcej, a działalność w „budżetówce” ma swoje zalety, ale i ograniczenia. Rodzice stanęli na wysokości zadania i to właściwie oni byli inicjatorami powstania klubu. Orzełki narodziły się 2013 roku. Początki nie były łatwe. Od razu jednak dzięki staraniom pierwszego prezesa Jacka Knapa znalazł się sponsor, firma Polikat, która do tej pory nieustannie nam pomaga. Także dyrektor MOSiR, który po pewnym czasie wygasił działalność tej pierwotnej szkółki, oraz burmistrz przychylnie patrzą na nasze poczynania. Praca i dzieci, to dla nas najważniejsze – podkreśla Paweł Szałajko.
Rodzice młodych piłkarzy to fundament Orzełków. Szkółka dba o zacieśnianie relacji między rodzinami, do aktywnego trybu życia zachęca też mieszkańców Brzozowa niekoniecznie związanych z piłką nożną. Szałajko jest między innymi pomysłodawcą Brzozowskich Biegów Rodzinnych.
– Kiedyś zrobiłem taki bieg, w którym wystartowały pary rodzic-dziecko. Zrobiła się z tego masowa, cykliczna impreza, wpisana w Dni Brzozowa. W czerwcu, mimo deszczu, na starcie pojawiło się 150 osób. Aż struchlałem, medali było na styk. Świetna atmosfera, maluszki biegające w deszczu z uśmiechem na buziach. Piękne obrazki. Organizujemy też na zakończenie roku szkoleniowego, w lipcu, turniej z udziałem rodziców i dzieci w formie pikniku. 8-10 małych boisk, na których grają rodzinne duety, plus dodatkowe atrakcje. Aspekt rodzinny jest dla nas priorytetem. Gdy rodzic się zaangażuje, jest łatwiej. Mikołajki, mecze z rodzicami – to musi być. Dzieci tym żyją – uważa prezes Orzełków i szkoleniowiec w jednej osobie.
Kluczowe jest oczywiście szkolenie. Z nim też w szkółce coraz lepiej.
– Jesteśmy średnią szkółką, wokół mamy większe akademie z lepszymi warunkami, czy to w Sanoku czy Beniaminek w Krośnie. Przekazujemy więc tam nasze najlepsze dzieci, żeby się rozwijały. My szkolimy na swoim poziomie, gramy w ligach podkarpackich. Staramy się, na ile się da. Próbujemy też ściągać piłkarzy z okolicy, ale o to coraz trudniej, bo już niemal w każdej miejscowości powstają szkółki, trenerzy działają. Kiedyś mieliśmy 150 dzieci, dziś 90. Wielu zostaje bliżej domu. Można powiedzieć, że stworzyły się u nas grupy selekcyjne. Jesteśmy takim szczeblem pośrednim między małymi lokalnymi szkółkami a potentatami z okolicy. Mamy mniej dzieci, ale już raczej wyselekcjonowane – zauważa nasz rozmówca i dodaje: – Nie szkolimy tylko dla siebie, z naszej pracy korzystają również okoliczne kluby. Także Brzozovia, gdzie w okręgówce grają nasi wychowankowie. W gminie mamy dziewięć miejscowości, z czego tylko w jednej nie ma klubu. Zdobyliśmy ich zaufanie, nie mają oporów przed puszczaniem do nas chłopaków w obawie, że będziemy ich trzymać na siłę czy żądać nie wiadomo jakich pieniędzy. Nie. Szkolimy, jest umowa, nikogo nie blokujemy.
Ze wspomnianą Brzozovią łączy Orzełki oficjalne porozumienie. Wyróżniona właśnie brązowym certyfikatem szkółka pracuje z dziećmi do kategorii młodzika, starsze grupy prowadzi Brzozovia. Obydwa kluby korzystają też z tej samej infrastruktury: stadionu MOSiR oraz miejscowych hal sportowych. Bolączką jest brak w całej gminie choć jednego orlika.
– Bardzo ubolewam nad brakiem boiska ze sztuczną nawierzchnią. W sąsiednich Izdebkach powstał pierwszy orlik w Polsce, we wszystkich ościennych gminach również są. Jakoś musimy jednak dawać sobie radę. Na stadionie jest prowizoryczne światło, ale da się trenować po zmroku. Niestety, gdy mocno popada albo przychodzi mróz, robi się kiepsko. Trzeba kombinować – śmieje się Paweł Szałajko.
W Orzełkach pracuje obecnie czterech trenerów, piąty dołączy wkrótce po uzyskaniu uprawnień.
– Brakuje trenerów, trochę więcej grosza też by się przydało. Ale mamy wsparcie rodziców i samorządu oraz życzliwego sponsora. Nie będę narzekał – podsumowuje nasz rozmówca.