Aktualności
Młode Lwy z Kowalewa Pomorskiego coraz groźniejsze
Cztery lata temu Bartosz Jagielski i Dariusz Rozwadowski postanowili w Kowalewie Pomorskim założyć akademię piłkarską, która ułatwiałaby start do przygody z piłką nożną najmłodszym dzieciom z miasta i okolicy. Zrobili to na tyle skutecznie, że dziś Młode Lwy mogą pochwalić się brązowym certyfikatem Polskiego Związku Piłki Nożnej.
W Kowalewie Pomorskim od 1957 roku funkcjonuje Ludowy Klub Sportowy Promień. Oferta Młodych Lwów miała być, i jest, uzupełnieniem tego, co mieszkańcom oferował zasłużony klub.
– W Kowalewie Pomorskim nigdy nie było drużyn w kategoriach wiekowych, które prowadzimy. Promień zaczynał szkolić od młodzika, trampkarza, które na starcie dość brutalnie zderzały się z rzeczywistością. Zbierały bęcki. Odstawały od zespołów toruńskich czy brodnickich. Pojawił się więc pomysł, by to zmienić. Dziś już na przykład chłopcy z rocznika 2010, których od początku prowadzę, potrafią wygrać z Elaną Toruń czy zremisować z Juventusem w lidze orlika. Jest stabilizacja, skład się nie zmienia. Założenie jest takie, że zawodnicy z Młodych Lwów przechodzą do Promienia. Nikt nikomu nie zamierza wchodzić a paradę, to za małe miasto, by robić dwie drużyny w jednej kategorii wiekowej – tłumaczy Jagielski.
Zgodna koegzystencja obu organizacji absolutnie nie powinna dziwić choćby dlatego, że Bartosz Jagielski jest też trenerem zespołu seniorów Promienia oraz wiceprezesem tego klubu, a jego brat prezesem.
Mniej więcej rok temu Dariusz Rozwadowski z powodów zdrowotnych przestał zajmować się szkoleniem Młodych Lwów, ale w zarządzie stowarzyszenia pozostał. Do Jagielskiego jako drugi trener dołączył Marek Rożnowski. W klubie trenują dziś trzy grupy: żak F1, orlik E1 i orlik E2.
– Jeśli chodzi o sprawy organizacyjne i papierkowe, wszystko spoczywa na moich barkach. Jestem w akademii dosłownie od wszystkiego. Nie stać nas, by kogoś zatrudnić do pomocy, trzeba sobie radzić – opowiada 36-latek, ale w jego głosie nie słychać narzekania czy żalu. Po prostu – jest jak jest. Trzeba to zaakceptować i działać.
Rozmawiając z założycielem Młodych Lwów nie sposób nie spytać o genezę nazwy prowadzonej przez niego akademii.
– Wyszło spontanicznie. Szukaliśmy, kombinowaliśmy, chcieliśmy być oryginalni. Myśleliśmy o Młodych Wilkach, ale w sąsiednim Golubiu-Dobrzyniu była taka drużyna, choć w innym sporcie niż piłka nożna. Zamiast wilków pojawiły się lwy, moja żona opracowała logo i tak zostaliśmy Młodymi Lwami. Wydaje się, że nazwa jest zachęcająca dla dzieci – pada odpowiedź.
Rzetelna praca z dziećmi jest w mieście szanowana i doceniana. Jagielski podkreśla, że trenerzy, a przede wszystkim piłkarze Młodych Lwów mają komfortowe warunki do treningów.
– Centrum Sportu i Rekreacji bardzo o to dba. Korzystamy z orlika, korzystamy z płyty głównej Stadionu Miejskiego. Przyjezdni z innych miejscowości często się zachwycają i nam zazdroszczą – cieszy się nasz rozmówca.
Problemy zaczynają się, gdy przychodzi późna jesień i zima.
– By spełnić wymagania Programu Certyfikacji PZPN dla szkółek piłkarskich każda drużyna od orlika wzwyż musi podczas treningu mieć do swojej dyspozycji całą halę. Ukłony przed panią dyrektor szkoły i władzami miasta, że nam udostępniają nam obiekt, ile tylko mogą, ale przy jednej hali w Kowalewie, gdzie w dodatku mamy piłkę ręczną z tradycjami, nie jest łatwo spełnić wymagania. My mamy dwie drużyny orlika. Dzieci muszą więc częściej ćwiczyć na powietrzu, co przy takim deszczu i chłodzie jak w ostatnich dniach napotyka na opór rodziców. Kilku już zapowiedziało, że w takich warunkach nie puści dzieci na trening. Co więc jest lepsze? Trening na połowie boiska w hali czy brak treningu? W okresie zimowym, w nagłych sytuacjach, zezwoliłbym na przeprowadzanie zajęć na połowie hali. Co się ma zrobić, to i tak się zrobi. Lepiej, żeby przyszło 15 dzieci i trenowało na połowie hali niż dwójka trenująca na powietrzu – sugeruje Bartosz Jagielski, w przeszłości bardzo dobry piłkarz na poziomie lokalnym. Bywał królem strzelców klasy okręgowej i czołowym snajperem IV ligi w czasach, gdy Promień w niej występował (po raz ostatni w latach 2013–16).
– Dziś skupiam się na trenowaniu, na boisko już nie wychodzę. Waga i czas nie pozwalają. Chociaż w ostatnim meczu ligowym w Jabłonowie Pomorskim z Naprzodem wpisałem się do protokołu, ale to tylko dlatego, że z różnych przyczyn pojechało nas tylko dwunastu. To była asekuracja, gdyby komuś coś się stało – tłumaczy.
Techniki jednak nie zapomniał.
Na powrót piłki na poziom IV ligi się w Kowalewie nie zanosi.
– W czasach IV ligi były w klubie spore jak na nasze warunki pieniądze, ale też w składzie mieliśmy 14–15 piłkarzy spoza Kowalewa. Teraz mamy młodą ekipę, wspartą kilkoma doświadczonymi graczami. Jak wszyscy są, możemy wygrać z każdym. Nie walczymy o awans, chcemy spokojnie zajmować miejsce w środku tabeli – podkreśla trener.
Większe sukcesy przyjdą być może za kilka lat, gdy do seniorskiej piłki zaczną przebijać się wychowankowie Młodych Lwów. Wyzwań w codziennym funkcjonowaniu akademii nie brakuje, a Bartosz Jagielski nie ukrywa, że jednym z nich jest utrzymanie brązowego certyfikatu PZPN.
– Dopóki się udaje, walczymy. Poświęciłem za dużo czasu, żeby zrezygnować – podsumowuje założyciel i trener Młodych Lwów z Kowalewa Pomorskiego.
Szymon Tomasik