Aktualności

[Mistrzowie drugiego planu] Wiślak, który na regularne występy czekał 20 lat

PIŁKA DLA WSZYSTKICH11.08.2020 
Zagrali łącznie siedem meczów w ekstraklasie, które wystarczyły im do zdobycia czterech tytułów mistrzowskich. Każdy z nich ma w swojej kolekcji jeden złoty medal za wygranie krajowej ligi, czyli dokładnie tyle samo co Robert Lewandowski czy Jakub Błaszczykowski. Macieja Bieleckiego, Jakuba Żurka, Łukasza Woźniaka oraz Kamila Rado łączy także to, że po osiągnięciu sukcesu nie zrobili większych karier. W różnych rolach do dzisiaj odnajdują się jednak w futbolu.

Ostatni kwartał 1997 roku okazał się być przełomowy dla klubowej piłki w Polsce. Wszystko za sprawą Wisły Kraków i jej nowego właściciela, Bogusława Cupiała, który właściwie od razu po przejęciu Białej Gwiazdy rozpoczął budowę klubu na miarę swoich wielkich ambicji i na skalę dotąd w naszym kraju niespotykaną.

Kiedy w październiku Cupiał przejmował Wisłę ta ciułała punkty i znajdowała się w okolicach strefy spadkowej. Na półmetku rozgrywek z dorobkiem 21 oczek zajmowała dopiero 13. miejsce w tabeli. Już sezon wcześniej niewiele zabrakło, by będąca wówczas beniaminkiem drużyna pożegnała się z 1. ligą (obecną ekstraklasą). Sytuacja diametralnie zmieniła się podczas zimowego okienka transferowego w 1998 roku.

Nagle Wisłę stać było na wyróżniających się polskich piłkarzy grających zarówno w rodzimej lidze, jak i poza granicami kraju. Tak oto szeregi Białej Gwiazdy zasilili Kazimierz Węgrzyn z austriackiego SV Ried, Krzysztof Bukalski z belgijskiego Genk, Ryszard Czerwiec z francuskiego Guingamp, Grzegorz Kaliciak z belgijskiego VV St. Truiden oraz Grzegorz Niciński z Pogoni Szczecin, Radosław Kałużny z Zagłębia Lubin i Daniel Dubicki z Łódzkiego Klubu Sportowego. O rozmachu Wisły może świadczyć chociażby to, że ostatni z wymienionych piłkarzy porzucił dla niej zespół walczący wówczas (i to skutecznie) o mistrzostwo Polski.

Cel na wiosnę był jasny. Wygrywać i regularnie poprawiać miejsce w tabeli. Podopieczni Wojciecha Łazarka wygrali 8 z pierwszych 10 meczów. Oprócz tego zremisowali z Odrą Wodzisław i przegrali z Legią Warszawa. Druga porażka przyszła w 28. kolejce. Po meczu z Ruchem w Chorzowie (0:1) trener Łazarek stracił pracę i do końca sezonu Wisłę prowadził Jerzy Kowalik. Po pięciu kolejnych zwycięstwach w ostatniej kolejce sezonu krakowianie przegrali z Amicą Wronki, co kosztowało ich spadek z 2. na 3. miejsce w tabeli. Miejsce na podium wciąż gwarantowało jednak udział w eliminacjach Pucharu UEFA.

Przed rozpoczęciem sezonu 1998/99 trenerem Wisły został Franciszek Smuda. Latem nie przeprowadzono tak wielu transferów jak pół roku wcześniej, ale zespół i tak w znaczący sposób wzmocniono. Nowym napastnikiem Białej Gwiazdy został bowiem przyszły król strzelców 1. ligi Tomasz Frankowski. Na starcie sezonu Smuda miał do dyspozycji grupę kilkunastu zawodników. W pewnym momencie okazało się, że to może być zbyt mało.

W obliczu kontuzji, kartek i gry na trzech frontach na przełomie września i października szkoleniowiec został zmuszony, aby przychylniej spojrzeć w stronę krakowskiej młodzieży. Po przejściu dwóch faz wstępnych Pucharu UEFA, w pierwszej rundzie tych rozgrywek Wisła mierzyła się z Mariborem. W Słowenii krakowianie wygrali 2:0, w rewanżu długo utrzymywał się bezbramkowy remis. W końcówce spotkania dwukrotnie na listę strzelców wpisał się Marek Zając i wobec pewnego awansu do kolejnej rundy trener Smuda wpuścił na boisko Jakuba Żurka, wychowanka klubu i niedawnego gracza rezerw. – Miałem tremę przed tym występem. Usiadłem na ławce, ponieważ za kartki pauzował Kazimierz Węgrzyn – mówił wtedy 19-letni obrońca.


Fot. Historia Wisły

Na swój kolejny występ Żurek czekał dwa tygodnie. W ramach 1/16 Pucharu Polski Wisła grała w Jeleniej Górze z tamtejszym JKP. Trener Smuda nie zamierzał oszczędzać swoich najlepszych zawodników i wystawił najsilniejszą jedenastkę. Dopiero na kilka minut przed końcem, przy prowadzeniu 3:1, dokonał dwóch zmian. Tą drugą było wejście Żurka, który zastąpił swojego rówieśnika Pawła Nowaka. – W czasie, kiedy trenowałem z pierwszą drużyną, czyli przez kilka miesięcy, to właśnie z Pawłem się trzymałem. Mimo że łącznie zagrałem tylko w trzech meczach, bardzo dobrze wspominam ten okres. Do Wisły sprowadzano wtedy zawodników ze znaczącymi nazwiskami. Nastolatek w szatni to była rzadkość, ale akurat my zostaliśmy dobrze przyjęci – opowiada 41-letni dziś Żurek.  

Cztery dni później wychowanek Wisły, do której trafił jako dziecko dzięki mamie, zaliczył swój jedyny występ na najwyższym szczeblu rozgrywkowym w Polsce. W spotkaniu z Ruchem (4:1) wszedł na kilka minut. Dzięki temu epizodowi o Żurku możemy dzisiaj mówić jako o mistrzu Polski. – Byłem bocznym obrońcą, ale akurat w lidze zagrałem na prawej pomocy, zmieniając Grześka Patera – wspomina Żurek. To był jego ostatni mecz w barwach Białej Gwiazdy. Później zdarzało mu się jeszcze zasiąść na ławce, chociażby w pamiętnym dwumeczu z Parmą. – W obu spotkaniach z Włochami byłem rezerwowym. Z całego pobytu w Wiśle to właśnie incydent z pierwszego meczu zapamiętałem najmocniej – przyznaje 41-latek, nawiązując oczywiście do sytuacji, w której Dino Baggio został trafiony rzuconym z trybun nożem.

Ostatecznie po zaciętej rywalizacji Parma wyeliminowała Wisłę, a pół roku później wygrała całe rozgrywki. Krakowianie z kolei nie mieli sobie równych na krajowym podwórku, kończąc sezon z 17-punktową przewagą nad Widzewem i Legią. Był to szósty tytuł w historii klubu, a pierwszy w erze Bogusława Cupiała. W kolejnych 12 latach Biała Gwiazda sięgała po złoto jeszcze siedmiokrotnie. Dołożyła do tego również 4 wicemistrzostwa.

Jakub Żurek po rundzie jesiennej wrócił do rezerw. – Takie były czasy, że ciężko było się utrzymać w drużynie mistrzowskiej. Szansa pojawiła się podczas nieobecności kontuzjowanych kolegów. Gdy wrócili, przestałem je dostawać – mówi obrońca, kiedyś boczny, a obecnie środkowy. – Od dłuższego czasu gram na środku defensywy. Mam już swoje lata, sił do biegania jest coraz mniej. Za to doświadczenia więcej.

Z rezerw Wisły Żurek został wypożyczony do trzecioligowego Wawelu Kraków. – Nie udało nam się utrzymać, bo musieliśmy zrobić miejsce spadającemu z drugiej ligi Hutnikowi Kraków. Zostałem więc ściągnięty z powrotem do Wisły – opowiada nasz bohater.

Wkrótce Żurek swoje miejsce odnalazł w 4. lidze. Najpierw rok spędził w Kalwariance Kalwaria Zebrzydowska. W trakcie sezonu 2001/02 przeniósł się do Skawinki Skawina, z którą od razu wywalczył awans. Po roku w trzeciej lidze i ponownym spadku, Żurek przeszedł do Dalina Myślenice, gdzie spędził półtora roku. Kolejnym przystankiem, jak dotąd najdłuższym w jego karierze, była Skawa Wadowice. Spadek z czwartej ligi do klasy okręgowej, natychmiastowy awans do nowoutworzonej piątej ligi, a potem kolejny do czwartej – cztery i pół roku w Wadowicach nie należało do najnudniejszych w piłkarskim życiu 41-latka.

Do sezonu 2009/10 Jakub Żurek przystąpił jako zawodnik piątoligowej Przeciszovii. Klub z Przeciszowa był jego ósmym w karierze. Z nowym zespołem obrońca wywalczył swój kolejny awans. Zimą 2012 roku odszedł do Halniaka Maków Podhalański, a pół roku później do Sokoła Przytkowice. Cały czas balansował między piątym a szóstym poziomem rozgrywkowym. Dopiero w 2015 roku trafił do Klasy A. Z Relaksem Wysoka przy trzeciej próbie udało mu się jednak wywalczyć awans do okręgówki. Po jednej rundzie drużyna była zmuszona wycofać się z rozgrywek, a Żurek przeniósł się wówczas do jej rywala – Garbarza Zembrzyce. Piłkarzem tego klubu jest do dzisiaj.

Dla zawodnika, który mając 19 lat był częścią Wisły Kraków z Tomaszem Frankowskim, Radosławem Kałużnym, Tomaszem Kulawikiem czy Bogdanem Zającem w składzie, kilkanaście lat gry w czwartej lidze i okręgówce może być rozczarowaniem. Jakub Żurek, mimo że nie został zawodowym piłkarzem, z futbolu nie potrafił zrezygnować nawet na moment. – Koledzy bez przerwy namawiają mnie na grę. Teraz na przykład moim trenerem w Garbarzu jest Zdzisław Janik (były piłkarz Wisły, trzykrotny reprezentant Polski – przyp. red.). Gram dla atmosfery i utrzymania dobrej formy fizycznej. Treningi, już nie tak częste jak kiedyś, ale zawsze coś dają. Dzięki nim zachowuję sylwetkę i mam lepsze samopoczucie. Widzę wyłącznie plusy. Samemu ciężko się zebrać do biegania czy ćwiczeń. Co innego z zespołem – tłumaczy.

Żurek gra obecnie nie tylko w Garbarzu. Po wielu latach wreszcie regularnie występuje w barwach Wisły. W drużynie oldbojów spotyka bardziej utytułowanych kolegów. Dziś już od nich nie odstaje. – Koledzy z Wisły grają też w niższych ligach. Grzesiek Pater w Podgórzu Kraków, Mirek Szymkowiak w LKS Szaflary, Rysiek Czerwiec też się gdzieś rusza. Każdy, komu pozwala zdrowie, stara się kontynuować grę – mówi na zakończenie mistrz Polski z 1999 roku.




Fot. Piotr Kwiecień (futmal.pl)


Fot. Piotr Kwiecień (futmal.pl)


Żurek pierwszy z lewej, obok Arkadiusz Głowacki. Fot. Piotr Kwiecień (futmal.pl)


Żurek pierwszy z lewej w dolnym rzędzie. Fot. wisla.krakow.pl

***

Przeczytaj także pozostałe teksty z cyklu „Mistrzowie drugiego planu”:

O Macieju Bieleckim, mistrzu Polski z 1996 roku, który w ekstraklasie rozegrał niecały kwadrans, po czym poświęcił się karierze naukowej i został prodziekanem jednego z wydziałów Politechniki Łódzkiej – LINK.

O Łukaszu Woźniaku, mistrzu Polski z 2000 roku, który obecnie prowadzi własną szkółkę piłkarską w Grzędzicach, a oprócz tego pracuje w dwóch konkurencyjnych klubach ligi okręgowej – LINK.

O Kamilu Rado, mistrzu Polski z 2011 roku, który po licznych kontuzjach zakończył zawodową karierę i wraz z bratem założył klub piłkarski występujący obecnie w podkarpackiej lidze okręgowej – LINK.

Rafał Cepko

Fot. główne: Jerzy Zaborski (Gazeta Krakowska)

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności