Aktualności

Michał Feliks upadał, ale zawsze wstawał. Wspomnienia z Turnieju ZPNS dodawały mu sił

PIŁKA DLA WSZYSTKICH27.04.2021 
Wygrana w Turnieju „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku”, występy w reprezentacji Polski U-18, wyjazd do FC Nantes. Do pewnego momentu kariera Michała Feliksa układała się wzorowo. Później jednak karta się odwróciła. Młody piłkarz kilka razy upadł, ale zawsze się podniósł. Dziś gra w eWinner 2 Lidze w Garbarni Kraków i wierzy, że jeszcze zobaczymy go na boiskach ekstraklasy.

Upadek pierwszy

22-letni dziś Feliks w wieku 17 lat wyjechał do FC Nantes. Właściciel francuskiego klubu, w którym wcześniej chlubną kartę zapisał między innymi Roman Kosecki, chciał mieć u siebie rodaków. Do pierwszego zespołu ściągnięto Mariusza Stępińskiego, ale to nie koniec. W tym samym czasie do Polski przyjechał szef skautów „Kanarków” Matthieu Bideau.

– Dużo w tej mojej przeprowadzce przypadku. Nie miałem nawet menedżera. Bideau przyjechał do naszej Akademii Piłkarskiej 21. Mnie i Olafa Niepokoja, który dziś gra w Kablu Kraków, w A-Klasie, zaprosił nas na testy. Był z nami również Bartek Kukułowicz z Legii, dziś grający w Górniku Łęczna. Pojechaliśmy we trzech. Po tygodniu zaproponowano mi, bym został. Bartek również się spodobał, ale jego transferu nie udało się dopiąć. Zostałem tylko ja. Niektórzy mówią, że wyjazd zagranicę w tak młodym wieku to zły pomysł, że lepiej zostać w Polsce. Ja uważam, że sama możliwość zobaczenia jak tam się trenuje, jak wygląda baza i codzienne funkcjonowanie klubu to coś, czego mi nikt nie zabierze. Wiem, jak to jest i z perspektywy czasu doceniam to doświadczenie – podkreśla Feliks.

Tuż po transferze do Nantes przyszło powołanie do reprezentacji Polski do 18 lat prowadzonej przez Rafała Janasa. Feliks jesienią 2016 roku pojawił się na dwóch zgrupowaniach. Wystąpił w czterech spotkaniach (dwa razy z Finlandią, z Francją i z Anglią) u boku między innymi takich piłkarzy jak: Jakub Moder, Sebastian Szymański, Bartosz Slisz, Tymoteusz Puchacz, Kamil Grabara. Finom strzelił nawet gola. Na tym jednak kariera reprezentacyjna utalentowanego napastnika się skończyła.

– Gdy wyjechałem do Nantes zrobiło się trochę szumu, trener Janas chciał mnie sprawdzić. O ile na pierwszym zgrupowaniu i w meczach z Finlandią poszło mi fajnie, to już na drugim gorzej. Były trudne mecze: Anglia, Francja. Wiadomo, jak się gra z takimi przeciwnikami. I choć wygraliśmy z Francją, to jednak rywale byli ze zdecydowanie wyższej półki niż Finowie. Drugie pół roku w Nantes miałem już dużo słabsze niż pierwsze. W pierwszym strzelałem gole w debiutach, grałem, byłem pewny siebie. W drugim półroczu to opadło. Do dziś czasem analizuję, co się stało. Prawda jest taka, że był zjazd – nie ukrywa snajper Garbarni.

Pytany tuż po powrocie do kraju w 2017 roku przez „Dziennik Polski” o przyczynę niepowodzenia we Francji, odpowiedział: „Nie wykorzystałem szansy. Może mentalnie nie dałem rady”. Czy dziś również podpisze się pod tymi słowami?

– Może tak być. Za duży przeskok między piłką, w której w tamtym okresie uczestniczyłem w Polsce, a tym z czym musiałem się zmierzyć w Nantes. W Polsce nie grałem nawet w Centralnej Lidze Juniorów. Przeskok był ogromny. Na początku jednak dobrze się wkomponowałem. Później było już gorzej. Chyba głowa faktycznie trochę nie wytrzymała. Zabrakło też znajomości języka, komunikacji. Do dziś nie wiem, choć czasem się zastanawiam. Nie żałuję jednak. Gdybym mógł cofnąć czas i jeszcze raz miał decydować, na pewno znów bym pojechał, a mając jeszcze dzisiejsze doświadczenie, na pewno bym został dłużej. Każdemu polecam skorzystać z takiej szansy – podkreśla.

Z pobytu w Nantes zostały też jak najlepsze zdanie o Stępińskim.

– Pierwsza drużyna jadła posiłki w jednej stołówce z młodzieżą z akademii. Widzieliśmy się z Mariuszem często. Przyszliśmy do Nantes w tym samym okresie. To było dla mnie ważne, że jest tam Polak, z którym mogę pogadać i zawsze pomoże. Poza tym też był napastnikiem, miałem na kim się wzorować. Dziś nie mamy kontaktu, ale śledzę, jak mu idzie. Fajnie było go poznać – opowiada Michał Feliks.

Przygodę z piłką nasz bohater rozpoczął nie mając jeszcze nawet pięciu lat. Na pierwszy trening zaprowadził go tata. Do Cracovii, gdzie Michał spędził siedem lat. Jak podkreśla, jest jeszcze z pokolenia, które po powrocie z treningu czy szkoły, nie siedziało w domu przed komputerem, lecz szło na podwórko z kolegami. Z Polski do Nantes wyjeżdżał jako zawodnik założonej przez Marka Koniecznego, Tomasza Frankowskiego i Mirosława Szymkowiaka krakowskiej Akademii Piłkarskiej 21. Gdy wrócił, szukał dla siebie miejsca, jeździł na testy. Ostatecznie trafił do… Wisły Kraków. Jak na wychowanka Cracovii, obrał bardzo nietypowy kierunek.

– Po prostu chcę grać w piłkę. Nie powiem – gdy byłem młody, kibicowałem Cracovii, grałem tam siedem lat, byłem zżyty z tym klubem. Gdy wróciłem z Francji, porozmawiałem z Markiem Koniecznym. Pan Marek polecił mnie trenerowi Mariuszowi Jopowi, który prowadził zespół Wisły w Centralnej Lidze Juniorów. Przez pierwszą rundę był problem formalny z transferem, w drugiej już grałem normalnie. Jak na wychowanka Cracovii kierunek faktycznie kontrowersyjny, ale nie żałuję. Spędziłem w Wiśle fajny czas. Skończyłem wiek juniora, startowałem do seniorskiej piłki – broni tamtej decyzji Feliks.

Upadek drugi

Skończył się wiek juniora, skończyła się umowa z Wisłą. 19-letni Michał szukał nowego pracodawcy. Pojechał na testy do Olimpii Grudziądz.

– Złamałem na tych testach nogę. Zostałem bez klubu, z nogą w gipsie. W najtrudniejszym zdaniem wielu osób momencie przygody z piłką, czyli podczas przechodzenia z wieku juniora do seniorów. Ogromny pech. To są właśnie te ciężkie momenty, gdy człowiek upada i trzeba się podnieść – nie ukrywa Feliks. – Wiele osób przestało już we mnie wierzyć. Słyszałem pytania, kiedy kończę z piłką, bo przecież zostałem z kontuzją, bez klubu. Chyba tylko ja i mój tata we mnie wierzyliśmy. Później uwierzył we mnie jeszcze trener Łukasz Surma – dodaje.

Co istotne, szybki rozwój kariery Feliksa nie wiązał się z wcześnie osiągniętą dojrzałością fizyczną. Nierzadko bywa tak, że w młodym wieku atutami zawodników bywają głównie wzrost i siła, lecz gdy koledzy „doganiają”, pod tym względem szanse się wyrównują, a zaczyna brakować argumentów czysto piłkarskich.

– Ja zmężniałem dopiero po przyjeździe z Francji. Zbudowałem swoją fizyczność i parametry motoryczne w Wiśle i Garbarni. Wcześniej nie byłem ani wyrośnięty, ani nad wyraz silny jak na mój wiek. Zawsze nadrabiałem charakterem i głową. Wydaje mi się, że mam w sobie ogromną wolę walki, to mi zawsze dawało bardzo dużo, zwłaszcza w młodszych kategoriach, gdy nie wszyscy traktują piłkę na sto procent – opisuje się wychowanek Cracovii.

Sztuka wstawania

Po półrocznym leczeniu złamanej nogi Michał Feliks pojawił się na testach w Garbarni Kraków, która grała wtedy w I lidze. Spodobał się. Został. Trenował z pierwszym zespołem, grał w rezerwach, powoli dochodził do siebie.

– Po tej rundzie drużyna spadła do II ligi, przyszedł trener Surma i na mnie postawił. Jestem mu bardzo wdzięczny, że dał mi szansę na odbudowanie się. W tamtym niezwykle ciężkim dla mnie okresie bardzo dużo mi to dało, zwłaszcza mentalnie. Można powiedzieć, że mnie odkopał, wyciągnął z piłkarskiego niebytu – cieszy się Feliks.

Napastnik spotykał na swojej futbolowej drodze szkoleniowców o bardzo znanych nazwiskach. W AP 21 jego trenerem był Mirosław Szymkowiak, w Nantes Stephane Ziani, w Wiśle Mariusz Jop, teraz Surma, rekordzista pod względem liczby występów w ekstraklasie (559).

– Wszyscy mają gigantyczną wiedzę i doświadczenie boiskowe. Pod tym względem mam ogromne szczęście. Rola trenera Surmy jest jednak wyjątkowa. Dał mi szansę w seniorskiej piłce. Zawsze będę miał to w pamięci – twierdzi napastnik.

Garbarnia z Feliksem na boisku i Surmą na ławce w ostatnich tygodniach poczyna sobie coraz lepiej i niewykluczone, że włączy się jeszcze do walki o awans do Fortuna 1 Ligi.

– W drużynie panuje zupełnie inny duch niż w poprzedniej rundzie. Doszły wzmocnienia, zespół się scalił. Czujemy, że jest moment, by zaatakować, powalczyć o baraże. Nie składamy broni, jesteśmy naładowani, chcemy coś udowodnić. Wszyscy patrzą na Garbarnię jako zespół mający walczyć o utrzymanie. My tak nie patrzymy. Kilka meczów już w tej rundzie, choćby z Bytovią czy Chojniczanką, wygraliśmy, mimo że rywal wychodził na prowadzenie. To były bodźce, które jeszcze bardziej pozwoliły nam uwierzyć w siebie – analizuje 22-latek.

Wiarę w siebie pozwolił u młodego piłkarza budować między innymi Turniej „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku”. Feliks jako członek reprezentacji województwa małopolskiego wygrali turniej w 2009 roku.

– Fajnie do tego wrócić myślami, super czas. Trójka nas z Cracovii została dołączona do drużyny z Nowego Sącza, składającej się z chłopaków w Dunajca i Sandecji. Tworzyliśmy jedną reprezentację województwa małopolskiego. Finał wojewódzki wygrał Nowy Sącz. My przegraliśmy z nimi w finale bodajże 1:2. Teraz w głowie potrafię sobie nawet odtworzyć obrazki z tamtego spotkania. Myślę, że po tym meczu trenerzy się dogadali i postanowili stworzyć wspólną reprezentację na finały ogólnopolskie. Wyszło całkiem fajne. Mieliśmy mocną ekipę – wspomina dziś już ukształtowany piłkarz.

Ekipa była na tyle mocna, że okazała się najlepsza w finale ogólnopolskim w Łodzi.

– Nie było to jednak takie łatwe. Pamiętam, że w grupie wcale nam dobrze nie szło, a nawet można powiedzieć, że wyszliśmy z niej mając mnóstwo szczęścia, bo wygraliśmy tylko jeden mecz, a dwa przegraliśmy. Przegraliśmy między innymi 1:3 z reprezentacją województwa łódzkiego, z którą później wygraliśmy 3:1 w finale. Wzięliśmy rewanż – opisuje przebieg turnieju jego zwycięzca.

W nagrodę najlepsza drużyna poleciała do Madrytu na przepełnioną atrakcjami wycieczkę.

– Lepszej nagrody nie mogliśmy sobie wymarzyć. Pojechaliśmy do Madrytu, zagraliśmy sparing z rówieśnikami z Realu, który zremisowaliśmy 4:4, potem spotkanie z Jerzym Dudkiem i wyjazd na Santiago Bernabeu na mecz Realu. Działało to na wyobraźnię młodego chłopaka. Mnóstwo wrażeń. Mogliśmy między innymi zobaczyć, jak się gra w piłkę zagranicą – opowiada Feliks, który jednak miłością do „Królewskich” wtedy nie zapałał.

– Nie mam drużyny z zagranicy, której kibicuję. Lubię po prostu oglądać dobre mecze, na najwyższym poziomie, ale pod kątem analizy, podpatrywania zawodników, ich sposobu poruszania się po boisku. Bardziej na chłodno, zawodowo. Emocjonuję się meczami, w których ja gram. To mi na razie wystarcza – śmieje się zawodnik.

Zdaniem Feliksa udział w Turnieju „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku” to wspaniała przygoda, w której gra się o wspaniałe nagrody, niesamowite dla młodego zawodnika czy zawodniczki.

– Piękne jest to przełamywanie kolejnych barier, pięcie się szczebel po szczeblu, etap po etapie. To niesamowicie napędza – uważa 22-latek.

W sezonie 2020/21 z uwagi na pandemię COVID-19 rozgrywki turnieju w znanej formule, w trosce o zdrowie i bezpieczeństwo uczestników, zostały odwołane. Aby jednak zachęcić dzieci do aktywnego spędzania czasu z piłką przy nodze, Polski Związek Piłki Nożnej wspólnie ze sponsorami Turnieju: głównym – marką Tymbark – oraz brązowym – firmą Electrolux – przygotował „Zielone Wyzwania”, mające na celu pobudzić najmłodszych do sportowej aktywności. To również wspaniała przygoda, która pozwala nie tylko demonstrować młodym zawodniczkom i zawodnikom swoje piłkarskie umiejętności, rywalizować i świetnie się przy tym bawić, ale i zachować wspomnienia oraz budować pewność siebie.

– Udział w turnieju dodawał wiary. W trudnych momentach jako młody chłopak przypominałem sobie ten sukces. Myśl, że kiedyś udało się coś takiego osiągnąć pchała do przodu. A przez tych kilkanaście lat przygody z piłką było już kilka potknięć, po których trzeba było znaleźć w sobie siłę, by wstać i iść dalej. Grałem z tyloma chłopakami, co do których miałem pewność, że poświęcą się piłce, że zrobią fajne kariery. Nie znaleźli jednak w sobie tej motywacji, przychodził moment, w którym gaśli. Dobrze mieć w głowie wspomnienie takiego momentu, które ja miałem i mam – podkreśla Michał Feliks.

Reprezentację województwa małopolskiego w 2009 roku tworzyło 12 piłkarzy. Dziś czterech z nich gra w piłkę w klubach na poziomie centralnym: Marek Mróz w GKS-ie Jastrzębie w Fortuna 1 Lidze, Feliks i Konrad Wąsik w Garbarni, a Kacper Jodłowski również w eWinner 2 Lidze w Hutniku Kraków.

– Przypomniałem sobie rozmowę jeszcze z czasów Akademii Piłkarskiej 21, gdzie moim trenerem był Mirosław Szymkowiak. Powiedział nam, że jeśli choć jedna osoba zagra w ekstraklasie albo – daj Boże – w Lidze Mistrzów, będzie to dla niego wielkie szczęście. Pamiętajmy, że takie marzenia ma chyba każdy, kto zaczyna treningi w młodym wieku. Teraz pewnie marzy o tym kilka milionów dzieciaków w Polsce. Skoro z tamtej mistrzowskiej drużyny aż czterech z nas gra na poziomie centralnym, to jest to naprawdę niezły wynik – uważa Feliks, dla którego trzeci szczebel rozgrywek z pewnością nie jest szczytem marzeń i możliwości.

– Cały czas wierzę, że zagram wyżej. Chciałbym… Nie, źle powiedziałem. Jestem przekonany, że jeśli nadal będę ciężko pracował, uda mi się zagrać w ekstraklasie. Dużo daje mi współpraca na treningach z Michałem Fidziukiewiczem, podpatruję zwłaszcza jego sposoby na wykończenie akcji. Czerpię z takich drobnych, zwłaszcza dla kogoś z boku, rzeczy. Po tych upadkach, po których potrafiłem się podnieść, wierzę w siebie jeszcze bardziej. Oczywiście muszę poprawić kilka mankamentów, zwłaszcza technikę i wykończenie akcji, ale stać mnie na grę w ekstraklasie – podsumowuje Michał Feliks.

Szymon Tomasik

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności