Aktualności

Mateusz Białek, czyli supersnajper z okręgówki. Strzela gola za golem

PIŁKA DLA WSZYSTKICH24.11.2020 
Liczby nie kłamią. Zdaniem skautów PlayMaker.pro Mateusz Białek to najlepszy w rundzie jesiennej zawodnik występujący w klasie okręgowej w całej Polsce. Supersnajper Orląt Cielądz (łódzka okręgówka, grupa Skierniewice) zaczął treningi dopiero w wieku 15 lat, a już rok później mógł trafić do Widzewa Łódź. Dlaczego się na to nie zdecydował, jaka jest tajemnica jego skuteczności i co taki snajper robi na szóstym poziomie rozgrywek? O tym wszystkim w poniższej rozmowie.

Mateusz Białek ma 25 lat. W rundzie jesiennej sezonu 2020/21 rozegrał w barwach Orląt Cielądz 18 spotkań. Na boisku spędził dokładnie 1600 minut. W tym czasie strzelił 44 gole. Dało mu to pierwsze miejsce w rankingu piłkarzy występujących w klasie okręgowej w całym kraju przygotowanym przez PlayMaker.pro. Skauci do analizy wybierają kilka danych (liczba minut, liczba goli, wiek, punkty drużyny itp.), każdej z nich przypisując odpowiednio dobrane wagi i logarytmy.

 

Ma pan duszę statystyka lub kronikarza? Liczy pan swoje gole?

Nie, nie. Nic z tych rzeczy. Choć podczas występów w Mszczonowiance lubiłem sobie podpatrywać klasyfikację strzelców IV ligi.

Może warto zacząć prowadzić notatki? Jeszcze sporo grania przed panem, a liczby są imponujące.

Faktycznie, w tym sezonie na razie dobrze mi idzie. Jestem wypożyczony do Orląt z Mszczonowianki. Zobaczymy, co będzie dalej.

Jest pan wychowankiem Orląt, ale w wieku 17 lat trafił właśnie do Mszczonowa. Później występował pan także w Mazovii Rawa Mazowiecka, Widoku Skierniewice, po drodze kilka razy wracając do Mszczonowa i Cielądza, Krąży pan między IV ligą a okręgówką. Dlaczego tak się dzieje?

Proza życia. Dwa lata temu urodziło mi się dziecko, trudno było pogodzić wszystkie obowiązki domowe i zawodowe z piłkarskimi. W Mszczonowiance trenowaliśmy cztery razy w tygodniu. Zimą musiałem dojeżdżać ponad 60 kilometrów w jedną stronę do Grójca, gdzie odbywały się zajęcia. Wróciłem więc do grania bliżej domu, najpierw do Widoku, a później do Orląt. Wiadomo, że w okręgówce tych treningów jest mniej. Dziś dziecko ma już dwa lata, obowiązków nieco mniej, więc znów można trochę poważniej pomyśleć o piłce i spróbować pograć w wyższej lidze.

W IV lidze też nie miał się pan czego wstydzić, jeśli chodzi o skuteczność. W sezonie 2018/19 strzelił pan dla Mszczonowianki 18 goli w 28 meczach.

Dawałem radę, nie wiem nawet, czy nie grało się łatwiej. Koledzy pomagali, więcej na tym szczeblu lepszych piłkarzy, niektórzy nawet zasmakowali ekstraklasy.

Jak pan się uczył grać w piłkę? Akademia i regularne treningi już w wieku kilku lat czy podwórko?

Podwórko. W klubie zacząłem grać w piłkę dopiero mając 15 lat. Wcześniej nie mogłem. Choruję na astmę, lekarze nie chcieli dać mi zgody na rozpoczęcie treningów. W końcu mój alergolog stwierdził, że dotlenianie płuc wyjdzie mi na dobre. I tak trafiłem do juniorów Orląt.

Zawsze miał pan smykałkę do strzelania goli?

Zaczynałem jako podwieszony napastnik, na pozycji numer 10. W seniorach Orląt też tak byłem ustawiany. Jako 16-latek strzeliłem chyba 15 goli w okręgówce. Do Mszczonowianki trafiłem jako zawodnik z tej pozycji. Miałem 17 lat. Trener ustawiał zespół z dwoma napastnikami i ja zostałem tym drugim. Spędziłem tam rok, strzeliłem bodajże pięć goli. Na początku trudno było się przebić, trener powtarzał, że potrzebuję czasu. Wiosną grałem już praktycznie w każdym meczu, od początku do końca. Na dobre rozstrzelałem się, gdy pierwszy raz wróciłem do Cielądza.

Można się tego nauczyć czy trzeba się z tym urodzić?

Po trochu jedno i drugie. Na początku nie byłem aż tak bramkostrzelny, ale poszedłem do wyższej ligi, miałem się tam od kogo uczyć, z kogo brać przykład i to miało ogromny wpływ na moją obecną formę strzelecką.

Co jest pana najmocniejszą stroną?

Największym atutem jest spokój, który potrafię zachować pod bramką. Dużo spokoju. Doświadczenie z IV ligi procentuje. Czuję się pewnie. Szybkościowo też w okręgówce daję radę. Jestem prawonożny, ale i lewą zdarza się strzelić. Nie służy tylko do podpierania. Za to, mimo że jestem wysoki, a za młodu uwielbiałem Didiera Drogbę, gra w powietrzu nie jest moją mocną stroną. Głową zdobywam bramki bardzo rzadko.

Jak dziś pan podchodzi do futbolu i treningów?

Robię to, co powie trener, ale jakimś tytanem pracy nie jestem. Nie ma co się oszukiwać. Gdy byłem młodszy, zarzucano mi, że nie biegam, ale po transferze do Mszczonowianki zrobiłem duże postępy, jeśli chodzi o bieganie. Była rywalizacja, musiałem wziąć się ostrzej do roboty, żeby powąchać murawę. Ostatnio jednak coraz częściej zdarza mi się zostać po treningach. Poprosić bramkarza o pomoc i chociaż 10–15 minut postrzelać, jeszcze coś dołożyć.

Ma pan 25 lat i strzela gole w okręgówce jak maszyna. Dawał pan też sobie radę w IV lidze. Nie ma pan wrażenia, że przespał moment, w którym należało spróbować zrobić coś inaczej, by dziś grać wyżej niż na szóstym szczeblu rozgrywek? Nawet znacznie wyżej.

Miałem taki okres. Po gimnazjum była szansa przenieść się do Widzewa, pójść do szkoły w Bratoszewicach. Wypatrzono mnie na turnieju w Rawie Mazowieckiej. Jeździłem na sparingi do drużyny z mojego rocznika. Trenerem był Jakub Grzeszczakowski. Nie zdecydowałem się jednak. Dziś żałuję. Miałem szansę, przeszedłem testy, ale zrezygnowałem. Myślałem w kategoriach młodego chłopaka z małej miejscowości. Przestraszyłem się trochę. Przesadna skromność, prowincjonalne kompleksy. Dziś czasami wraca do głowy myśl, że trzeba było wtedy spróbować.

Do piłkarskiej emerytury wciąż panu daleko. Może uda się jeszcze posmakować zawodowego futbolu?

Po czterech kolejkach tego sezonu dostałem zaproszenie na testy w grającym w III lidze RKS-ie Radomsko. Pojechałem na trening, wziąłem udział w gierce i się spodobałem, ale nie udało się dopiąć transferu. Dziś jestem wypożyczony z Mszczonowianki do Orląt. By RKS mógł rozmawiać z Mszczonowianką, najpierw Orlęta musiałyby się zgodzić na skrócenie wypożyczenia, a takiej zgody nie było. Temat upadł, choć niewykluczone, że teraz, już po zakończeniu rundy jesiennej, wróci. Odzywała się też Polonia Piotrków Trybunalski, niewykluczone również, że znów będę grał w Mszczonowie.

Dużo jest w skierniewickiej okręgówce perełek podobnych do pana? Piłkarzy, którzy przy odrobinie szczęścia i sprzyjającym zbiegu okoliczności mogliby pograć w III czy II lidze?

Nawet u mnie w drużynie jest ktoś taki. Marcin Ciesielski. Nasz kluczowy zawodnik, zawsze zostawia na boisku mnóstwo serducha. Graliśmy też razem w Mszczonowie. Śmiało mógł myśleć o czymś więcej, ale praca pozwala na występy nie wyżej niż w okręgówce. Dziś Marcin ma 28 lat, a w tym wieku trudno już myśleć o rewolucji w życiu i poświęceniu się piłce. Na pewno i w innych drużynach są takie przypadki, choćby Paweł Wyciszkiewicz czy Adrian Czarnecki w Mazovii. Nie analizuję jednak tego, skupiam się na swoim zespole.

Jaką drużyną są Orlęta? Ostatni mecz jesieni przegraliście 1:4 z Widokiem Skierniewice i rundę zakończyliście na 6. miejscu. Są tu perspektywy na IV ligę?

Tym składem byłoby ciężko, i to bardzo ciężko. Nie rozmawiamy nawet na ten temat. Nie wiem nawet, czy klub byłby gotowy na takie wyzwanie. Wiadomo, IV liga to już inne koszty niż okręgówka. Orlęta w ostatnich 10 latach dwa razy awansowały do IV ligi, ale za każdym razem spędziły w niej tylko rok i z tego co słyszałem, odbiło się to negatywnie na klubowych finansach. Cielądz to mała miejscowość. Trzeba by było wzmocnić drużynę na kilku pozycjach i trenować trzy razy w tygodniu. Na tę chwilę to chyba za wysokie progi.

A co z panem? Gdzie Mateusz Białek będzie strzelał gole za rok?

III liga to jest plan realny. Myślę, że dałbym radę. Zobaczymy, co przyniesie przyszłość. Najważniejsze, żeby było zdrowie i omijały mnie kontuzje. Wtedy będzie dobrze.

Rozmawiał Szymon Tomasik

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności