Aktualności
Legenda Widzewa już się nie ściga i szkoli na złotą gwiazdkę
Krzysztof Kamiński od 13 lat przekazuje swoją wiedzę młodym piłkarzom w akademii Sport Perfect w Łodzi. Były świetny piłkarz nauczył się też, że nie warto się z nikim ścigać, a młodzież rzuca na głęboką wodę jak najwcześniej. Właśnie uruchomił kolejny projekt – wakacyjne darmowe treningi.
Sport Perfect zorganizował taką akcję po raz pierwszy. Przez cały lipiec dzieci w wieku 5–12 lat mogą się rozwijać piłkarsko pod okiem fachowców ze szkółki wyróżnionej złotą gwiazdką PZPN.
– Zmobilizował nas między innymi certyfikat, który otrzymaliśmy. Chcieliśmy coś dać od siebie, coś więcej. Zgłosiliśmy inicjatywę do Urzędu Miasta Łodzi. Codziennie pojawia się około setki dzieciaków. Jest więc sens to robić. Liczymy również, że tą drogą zdobędziemy kolejnych zawodników. W akcji biorą też udział chłopcy ze Sport Perfectu. Poziom mamy więc zróżnicowany. Grupy staramy się dobierać według umiejętności. Mamy plan działania, zależy nam, by wszyscy czegoś się nauczyli. Zaczynamy o godzinie 10, mamy do dyspozycji pełnowymiarowe boisko, są dwa treningi dziennie. Dziećmi zajmuje się czterech trenerów plus ja piąty nadzoruję to wszystko. Raz w tygodniu jest też trening dla bramkarzy – opowiada Krzysztof Kamiński.
62-latek to jeden z najbardziej zasłużonych zawodników w historii Widzewa. Urodzony w Żyrardowie piłkarz trafił do łódzkiego klubu jako 20-latek. Spędził w nim 10 lat, z dwuletnią przerwą na służbę wojskową. Rozegrał 183 spotkania. Jest dwukrotnym mistrzem Polski i zdobywcą Pucharu Polski. Grał w owianych legendą pucharowych starciach Widzewa z Liverpoolem i Juventusem Turyn. Czy jego dzisiejsi podopieczni mają świadomość, z kim pracują?
– Podejrzewam, że trzy czwarte kibiców Widzewa młodego pokolenia niekoniecznie wie, że taki Kamiński był i co z tym klubem osiągnął. W działaniach promocyjnych staram się nawiązywać do tamtych czasów i przedstawiać się. Podejrzewam, że bardziej dziadek mnie pamięta i mówi synowi: „Idź, zapisz wnuka do Kamińskiego. Kamiński kiedyś grał w piłkę, był z niego dobry piłkarz, na pewno dużo rzeczy umie i wie, jak je pokazać”. Małe dzieci na pewno nie wiedzą. Widzę na przykład, że Widzew jedzie na spotkanie z młodzieżą do szkoły, dajmy na to do Rawy Mazowieckiej. Kogo oni tam prezentują? Historię Widzewa czy obecny Widzew, drugoligowy? Kto tam pojechał z piłkarzy? Co oni osiągnęli? Nie czarujmy się – nic. Powinno to wyglądać trochę inaczej – twierdzi założyciel Sport Perfectu.
Szkółka powstała 2007 roku. Na pierwszy trening przyszło ośmiu chłopców. Dziś trenuje w niej około 250 młodych piłkarzy i piłkarek.
– Uważam, że założyłem akademię 10 lat za późno. Można było to zrobić wcześniej, ale miałem wtedy inne zainteresowania, związane z moją córką, która uprawiała taniec towarzyski. Musiałem się tej pasji poświęcić. Tak czy inaczej – minęło już trochę czasu. 13 lat. Konkurencja jest duża. Niektórzy proponują fenomenalne metody treningu, które po dwóch latach czynią mistrza. W momencie, gdy PZPN ogłosił rozpoczęcie Programu Certyfikacji, skupiłem się na szkoleniu najmłodszych dzieci. Robimy to według programu Akademii Młodych Orłów. Jeżeli ktoś to opracował i uważa, że tak powinno się szkolić, to dlaczego nie? To są podstawy i ludzie, którzy pracują w PZPN-ie znają się na ich wprowadzaniu. Realizujemy program z pełnym zaangażowaniem, mamy dobrą grupę trenerów. Wszystko fajnie działa – cieszy się szkoleniowiec.
Sport Perfect to także zespół występujący w rozgrywkach seniorów, w Klasie A. Od trzech lat współpracuje też z występującą w IV lidze Andrespolią Wiśniowa Góra, której pierwszy zespół prowadzi Krzysztof Kamiński.
– Mamy więc pełną piramidę szkoleniową. Najzdolniejsi juniorzy przechodzą do IV ligi, staram się ich wprowadzać i kształtować. Ci trochę mniej utalentowani czy na tę chwilę słabsi grają w Klasie A, ale przed nimi też wciąż szansa na rozwój – podkreśla Kamiński.
Szef Sport Perfect planuje szerzej otworzyć drzwi do swojej szkółki przed dziewczynkami oraz, być może, wrócić do ściślejszej współpracy ze szkołami.
– Dziewczynki są chętne do gry i równie utalentowane, co chłopcy. Mamy kilka w poszczególnych grupach, ale chcemy się na nie szerzej otworzyć. Właśnie ruszył nabór, ale pewnie mocniej przyłożymy się do tego od września, gdy wrócą zajęcia szkolne. Co do szkół – mieliśmy kiedyś dwie klasy sportowe, jeszcze w gimnazjum. Fajnie to funkcjonowało do pewnego momentu, ale jednak nie wszyscy rodzice chcą, żeby ich dzieci uczyły się w klasie sportowej. Nadal oczywiście zależy im, by młodzież grała w piłkę, ale w przypadku szkół średnich wybory ścieżek edukacyjnych są już jednak różne. Licea, szkoły zawodowe, technika. Muszę się nad tym pochylić, może wrócimy do tematu, ale zaczniemy od podstawówki – mówi nasz rozmówca.
Krzysztof Kamiński pracuje z młodzieżą według programu treningowego Akademii Młodych Orłów, ale nie unika nawiązań do swoich doświadczeń z czasów młodości.
– Ja mogę coś komuś poradzić, uformować go, ale gra w piłkę to przede wszystkim myślenie. Zaczynałem w Żyrardowie, w małym klubie. Do wielu rzeczy musiałem dochodzić sam. Jeździłem na mecze Legii do Warszawy. Oglądałem Kazia Deynę, wielu innych świetnych piłkarzy i później próbowałem wprowadzać do swojej gry to, co zauważyłem. Dziś od czasu do czasu zadam pytanie, w różnych rocznikach: „Co oglądaliście w ostatni weekend? Jaki mecz?”. Cisza. Nie oglądają. To jest koszmar. Powtarzam chłopcom: „Ja wam mogę powiedzieć wszystko na temat tego, jak coś ma wyglądać podczas treningu czy meczu, ale jak nie będziecie oglądać, jak to robią inni, którzy tylko potwierdzają to, co ja wam mówię, nie będziecie grać w piłkę”. Taka jest prawda. Młodzież ma teraz wiele innych zajęć. Kiedyś grali ci, którzy bardzo chcieli. Gdy miałem 12–14 lat jechałem na trening na stadion cztery kilometry rowerem Wigry. Na prośbę o bilet na autobus mama odpowiadała: „Krzysiu, nie mamy pieniędzy, co ty? Masz rower, to jedź”. I tak się do czegoś dochodziło. W tej chwili rodzice przywiozą, odbiorą, sztuczna trawa, piłka nie skacze, wszystko podane. Ale to chyba nie jest to – zastanawia się doświadczony szkoleniowiec.
Dziś szkółka Sport Perfect ma ugruntowaną pozycję na rynku i złoty certyfikat PZPN. Przez lata funkcjonowania podejście jej właściciela do szkolenia zdecydowanie się zmieniło.
– Jak zaczynałem, na pierwszym etapie, dwa-trzy lata, ścigałem się. Chciałem, żeby moja drużyna była najlepsza w województwie, wygrywała ze wszystkimi. Napinałem się strasznie. Zdobywałem jednak doświadczenie i zorientowałem się, że to nie jest najlepsza droga. Nawet gdybym był mistrzem Polski, wygrywał Centralną Ligę Juniorów, nie jest to gwarancja, że ci chłopcy będą grali w ekstraklasie. Przykład Korony Kielce z ubiegłego roku pokazuje to dobitnie. Po co się ścigać, skoro można dojść do celu inną drogą? Nawiązałem współpracę z Andrespolią. Ogrywam chłopaków, którzy mają 17 czy 16 lat. Chcę ich jak najszybciej wprowadzać w dorosły futbol, bo przejście do niego z wieku juniora to najistotniejszy moment przygody z piłką. Kolosalna przepaść. Wszyscy o tym wiedzą, wszyscy o tym mówią, natomiast bardzo mało osób cokolwiek robi w tym kierunku. Dlatego ja działam trochę wcześniej. Nie, gdy chłopcy kończą wiek juniora, mają 19 lat. Próbuję, pomału. Ja miałem 16 lat, gdy grałem w III lidze. Nie zaszkodziło mi, że trenowałem ze starszymi. Albo się przebijesz, pokażesz charakter, albo nie. Tam, gdzie jest wyścig, nie ma szkolenia. Co roku odstrzeliwuje się kilku chłopków, szuka się, szpera na rynku, nam też niektóre kluby zabierają zawodników. Efekt żaden. Szkolić trzeba od początku, zrobić coś od podstaw, zaufać sobie. Wybrałem inną drogę i już kilkanaście lat po niej kroczę. Są tacy, którzy to doceniają. Choćby PZPN, który przyznał nam złotą gwiazdkę – podsumowuje Krzysztof Kamiński.
Szymon Tomasik