Aktualności
Gol lub asysta średnio co 76 minut – Robert Podoliński bryluje w warszawskiej okręgówce
Rok 1982. W rozgrywanym na hiszpańskich boiskach mundialu piłkarska reprezentacja Polski zajmuje 3. miejsce, powtarzając swój największy sukces w historii. Postawa podopiecznych selekcjonera Antoniego Piechniczka nie tylko wywołuje wśród kibiców olbrzymią radość, ale też inspiruje i zaraża pasją do futbolu swoich najmłodszych fanów. W pokoju jednego z nich, niespełna 7-letniego Roberta z Siemiatycz, wiszą plakaty najlepszych polskich piłkarzy: Zbigniewa Bońka i Grzegorza Laty. Chłopiec ma już w tym czasie swoje wielkie marzenie – grać w piłkę.
I choć maksymalny poziom, na który wspiął się jako zawodnik to III liga, marzenia o grze wciąż udaje mu się realizować. W poprzednim sezonie drugiej grupy warszawskiej ligi okręgowej Robert Podoliński rozegrał 19 meczów w barwach Laury Chylice. Zdobył w nich 6 goli i zaliczył 14 asyst, co przy 1516 minutach spędzonych na boisku daje punkt w klasyfikacji kanadyjskiej średnio co 76 minut. Grę w niższych klasach rozgrywkowych, rozmaitych ligach szóstek czy oldbojach od lat łączy z aktywnym życiem zawodowym. Były trener m.in. Cracovii i Podbeskidzia Bielsko-Biała obecnie jest ekspertem TVP Sport, dyrektorem akademii Varsovii, a na zaproszenie trenerów Marcina Sasala i Artura Kolatora prowadzi wykłady i zajęcia na kursach trenerskich organizowanych przez Mazowiecki Związek Piłki Nożnej.
- Przyznam, że już w momencie pójścia na studia skupiałem się na tym, żeby zostać trenerem, a nie wielkim piłkarzem. Z wybitnymi zawodnikami na boisku zetknąłem się dopiero w oldbojach Legii Warszawa – zaczyna Podoliński, któremu rozwój trenerski nie przeszkadzał grać w piłkę. – Nigdy nie miałem długiej przerwy od gry. Od przyjścia na studia kontynuuję występy czy to w niższych ligach, w szóstkach, czy właśnie w oldbojach. Zawsze starałem się jak najwięcej grać.
Nacisk na trenerkę z równoczesną grą w IV-ligowym AZS-ie AWF Warszawa położyła podczas studiów większość kolegów Podolińskiego. W tej grupie byli m.in. Leszek Ojrzyński i Jarosław Wójcik. – Najdłużej i najwyżej grał Piotrek Stokowiec. To właśnie dzięki niemu trafiłem jako zawodnik do reaktywowanego klubu KS Piaseczno. Później były jeszcze KS Łomianki i Gwardia Warszawa. W momencie, gdy poważnie zacząłem pracę trenerską, czyli na poziomie III-ligowego Mazura Karczew, kontynuowałem grę w drużynach z moich okolicznych miejscowości: Jedności Żabieniec i Laurze, w której występuję do dziś i na stadion której mam 6 minut pieszo z domu – opowiada Podoliński podkreślając, że bardzo dobrze czuje się w tym klubie. Długo łączył grę dla Chylic z występami w oldbojach Legii, jednak od roku, ze względu na obowiązki zawodowe, nie ma czasu pojawiać się na jej meczach. Pomimo tego mecze w „okręgówce” nie pozostają jego jedyną aktywnością: – Jestem stale w ruchu, uczęszczam na zajęcia pięściarskie. Staram się oczywiście bywać na treningach Laury, ale życzyłbym sobie, żeby udawało się to częściej. W naszym klubie mamy zdrową sytuację. Jeśli ktoś ma być nieobecny, zgłasza to wcześniej i nikt nikomu głowy nie urywa. Trener Tomek Grzywna dotychczas patrzył na mnie nieco łagodniej. Mam nadzieję, że odwdzięczyłem się postawą na boisku.
W nadchodzącym sezonie ekipę z Chylic poprowadzi nowy szkoleniowiec, znany z ekstraklasowych boisk Maciej Tataj. Podobnie jak jego poprzednik były napastnik nie musi się martwić o to, że Podoliński jako bardziej doświadczony trener będzie wchodził w jego kompetencje. – Nie wtrącam się do pracy trenerowi, choć swój wpływ na kształt zespołu miałem, bo sam przyprowadziłem kilku chłopaków do klubu. Przykładem jest Tomek Grzywna, którego najpierw ściągnąłem do oldbojów Legii, a potem do Chylic. Kiedy mieliśmy problem ze znalezieniem trenera namówiłem go, by to on objął drużynę. Teraz został dostrzeżony przez grającą ligę wyżej Pilicę Białobrzegi, stąd zmiana szkoleniowca Laury – mówi Podoliński i dodaje: – Chętnie dzielę się swoimi spostrzeżeniami, ale mam nadzieję, że nie wchodzę przy tym nikomu na głowę. Nasz klub jest na tyle rodzinny, że nie mamy problemu z komunikacją i chętnie ze sobą rozmawiamy.
Czy ze względu na rozpoznawalność Podoliński może liczyć w lidze na specjalne względy? A może rywale specjalnie się na niego mobilizują? – Nikt niczego nie próbuje mi udowadniać. Bardzo dobrze się czuję na boisku. W przeciwnych zespołach spotykam swoich znajomych, wychowanków i uczniów. Dzięki znanej w środowisku twarzy sędziowie czasem przymkną oko, gdy coś mi się wyrwie, za co oficjalnie panie i panów arbitrów przepraszam – odpowiada sam zainteresowany, który bardzo sobie ceni grę na szóstym szczeblu rozgrywkowym: – Jest niezwykle sympatycznie. Nie ma żadnych złośliwości, chamstwa, a wręcz przeciwnie. Ja ten poziom rozgrywek uważam za prawdziwą piłkę nożną. Tutaj nikogo nie ma na siłę czy za karę. Nikt nikomu nic nie musi udowadniać. Ludzie spotykają się, żeby spędzić ze sobą w dobrym towarzystwie czas.
W Laurze Podoliński zazwyczaj występuje jako „dziesiątka”, ale w zależności od potrzeb może zagrać również w ataku lub nieco niżej w środku pola. – Liczby mnie bronią – śmieje się 43-latek. – W Chylicach zamierzam grać dopóki zdrowie pozwoli. Nie lubię robić niczego na siłę. Zamierzam kontynuować tę przygodę do momentu, kiedy gra będzie sprawiała mi frajdę, a koledzy nie będą się ze mną męczyć.
Kojarzony przede wszystkim z pracą w Ekstraklasie szkoleniowiec dzięki występom w lidze okręgowej ma całkiem niezłe rozeznanie wśród zawodników grających w klubach z okolicznych miejscowości. – Przed laty, jeszcze jako trener IV-ligowej Korony Góra Kalwaria długo namawiałem na przejście do tego klubu Sylwka Patejuka z Perły Złotokłos. W końcu udało mi się go przekonać, grał u mnie jeszcze w Nidzie Pińczów i stamtąd miał już otwartą drogę do profesjonalnej piłki. Muszę przyznać, że od tego czasu takich piłkarzy jak Sylwek na boiskach klasy A czy okręgówki nie spotkałem. Są piłkarze ciekawi, zasługujący na grę na wyższym poziomie, ale bardzo często o obliczu zespołów decydują nie ci młodzi zawodnicy, a raczej ci, którzy gdzieś kiedyś grali. Widać, wokół kogo te drużyny są budowane. Skauting akademii jest naprawdę niezły i wyróżniający się zawodnicy są zwykle wyławiani wcześniej. Do okręgówki trafiają przede wszystkim chłopcy zdający sobie sprawę z pewnych braków i po prostu dobrze się na boisku bawią – opowiada Podoliński, który wraz z kolegami wkrótce rozpocznie kolejny sezon zmagań w lidze okręgowej. Pierwszy mecz Laury – w Laskach przeciwko Rysiowi – odbędzie się już 15 sierpnia.
Rafał Cepko
Fot. Robert Iwanek/mks-piaseczno.pl