Aktualności

[Bohaterowie z boiska] Wróciła do gry po 20 latach przerwy

PIŁKA DLA WSZYSTKICH02.07.2019 
W wieku 12 lat usłyszała, że nie może dłużej trenować w zespole z kolegami. Brak realnej alternatywy oznaczał porzucenie tego, co jako dziewczynka lubiła robić najbardziej. Jej rozbrat z futbolem trwał 20 lat, a dzisiaj stara się nadrobić stracony czas. Po powrocie na boisko w roli zawodniczki w piłkę zaangażowała się do tego stopnia, że dziś organizuje też turnieje i jest członkinią zarządu klubu sportowego. Poznajcie historię Ewy Szmitki.

- Nawet nie pamiętam, skąd się wzięła moja pasja do futbolu. To były czasy, kiedy bawiliśmy się na podwórku, a częstym elementem tych zabaw była piłka. Przy domu, w którym mieszkałam była szlakowa ulica. Po obu jej stronach stały stodoły. Ich wrota robiły za nasze bramki. Jak ktoś mocniej strzelił, to z dachów spadały gonty, dlatego bramkarze musieli być szczególnie czujni – opisuje swoje pierwsze boisko i początki gry w piłkę dzisiejsza bohaterka naszego cyklu. Ewa Szmitka na swoim podwórku była jedyną dziewczyną z pociągiem do futbolu. Nic dziwnego, że w wieku 10 lat trafiła do klubu. W Zawiszy Rzgów trenowała z samymi chłopakami. Jak przyznaje, dwa dni treningowe w tygodniu były świętością, a jednocześnie nie pozwalały na zaspokojenie piłkarskiego głodu. W dalszym ciągu grała zatem również na podwórku.


Ewa druga od lewej w górnym rzędzie 

Mając 12 lat Ewa usłyszała, że według przepisów nie może dalej trenować z chłopcami. – Nie mam pojęcia, czy faktycznie takie były przepisy. Tak czy inaczej, czułam się fatalnie. Trener powiedział mi, że w Łodzi jest dziewczęcy klub – Kolejarz. Rodzice nie mieli jednak samochodu, a bez niego na trening jechałabym półtorej godziny. Marzenia o piłce poszły w kąt – wspomina Szmitka. Pocieszenie znalazła w książkach, od czasu do czasu grywała jeszcze w piłkę na podwórku. Jej zaangażowanie w futbol coraz bardziej zaczęło jednak przybierać bierną formę.

Godząc się z tym, że nie wolno jej grać, zaczęła oglądać mecze. W kolejnych latach przeprowadziła się do Łodzi i założyła rodzinę. W tym czasie, przez 20 lat Szmitka w ogóle nie wychodziła na boisko. – Pewnego dnia koleżanka wspomniała mi o tym, że w jednym z parków co niedzielę przez 2 godziny grupa kobiet gra w piłkę. Zjeżdżały się tam całe ekipy z dzieciakami, atmosfera była fantastyczna. Wkręciłam się w futbol na nowo – opowiada Ewa. Nieformalna liderka ekipy grających kobiet – Karolina Gorzędowska – nawiązywała kontakty z pasjonatkami z innych zakątków kraju. Efektem było zaproszenie od warszawskich Chrząszczyków na halowy turniej piłki amatorskiej. – Przejechałam 120 kilometrów w jedną stronę, na boisku spędziłam całe 2 minuty, a emocji w tym czasie miałam tyle, że nawet nie wiedziałam, która bramka jest nasza, a która rywalek – śmieje się Szmitka.

Turniej w stolicy zainspirował Łodzianki. Wkrótce założyły klub o nazwie Kontra i zajęły się organizacją podobnych rozgrywek. Nasza bohaterka, pracująca wówczas w pizzerii Fiero, przekonała wspólników do promocji przez sport, a dokładniej przez wspieranie dziecięcych turniejów. Poza ich organizacją dziewczyny z Kontry regularnie spotykały się na boisku. Nie tylko piłkarskim. – Zaczęły do nas dołączać dziewczyny preferujące inne sporty: koszykówkę i siatkówkę. Mówiły: „mam 40 lat i ostatni raz grałam w liceum. Nie mam z kim tego robić”. Wymyśliłyśmy więc projekt o nazwie „Kobiety na boiska”. Przez 3 miesiące prowadziłyśmy zajęcia z piłki nożnej, koszykowej i siatkowej. Każda z dyscyplin raz w tygodniu, wstęp otwarty. Przewinęło nam się ponad 100 kobiet, podczas gdy zakładałyśmy 60 – mówi z dumą Szmitka. Konsekwencją działań dziewczyn z Kontry było wprowadzenie do budżetu Wydziału Sportu w Łodzi zadania o nazwie „Organizacja zajęć sportowych w grach zespołowych dla kobiet aktywnych zawodowo”.

Sukcesy organizacyjne i polityczne nie przysłoniły przyjaciółkom tego, co od początku było dla nich najistotniejsze. Piłkarki przeniosły się jednak z orlika na duże boisko. Wszystko dzięki znajomości z Arkadiuszem Ciachem ze Stali Radomsko. To on zaprosił dziewczyny do drużyny ligowej. Zawodniczki złapały bakcyla. Od Radomska dzieliło je jednak 100 kilometrów i po roku zostały przygarnięte przez Zawiszę Rzgów. Możliwość gry dla tego klubu jest wyjątkowa szczególnie dla naszej bohaterki. – Minęło prawie 30 lat i wróciłam na stadion, na którym odbywałam pierwsze treningi. Wróciłam, ale już nie sama. Jest nas cała dwudziestka. Tworzymy jedyną kobiecą sekcję w Zawiszy.

Dzisiejsza „bohaterka z boiska” to także członkini zarządu klubu. Jest niezwykle zaangażowana w jego życie i do podobnej aktywności namawia inne kobiety. – Chciałabym zachęcić dziewczyny, żeby się nie ograniczały tylko do kopania. Apeluję, żeby nie bały się startować w wyborach do władz swoich klubów. Żeby nie bały się podejmowania decyzji i brania za nie odpowiedzialności. Granie to jedno, ale róbcie też papiery trenerskie, sędziowskie. To jest element futbolu. Im nas będzie więcej, tym pozycja piłkarstwa kobiecego będzie lepsza, a nasz głos bardziej słyszalny. Świat się nie zmieni sam. Albo go zmienimy, albo się dostosujemy. Ja się nie lubię dostosowywać – mówi Ewa, zwracając przy tym uwagę na różnice, jakie widzi między podejściem do piłki kobiecej w czasach swojego dzieciństwa i teraz: – Na przestrzeni 30 lat to zupełnie inny świat. Nawet 10 lat temu, gdy grałyśmy w parku przechodnie zatrzymywali się i zdziwieni mówili: „Ty, patrz! Kobiety grają!”. Teraz już tego nie ma. Rozpoznawalność dyscypliny jest większa i mało kogo szokuje, że dziewczyny kopią. Ludzie doceniają naszą robotę. Na nasze mecze przychodzą mężczyźni, są race, oprawy. Nikt nas nie traktuje jak dziwaków. Kiedyś wiele dziewczyn wstydziło się wychodzić na boisko, bo się z nich śmiano. Nieporównywalnie mniejsze były też możliwości. Dzisiaj jest cała masa mniejszych ośrodków, w których tworzone są zespoły i rozgrywki dziewczęce.

Jeden z takich turniejów każdego roku organizuje Ewa i jej koleżanki z boiska. Ostatnia edycja Fiero Women’s Cup miała miejsce w dniach 22-23 czerwca i zgromadziła niemal 100 piłkarek i 20 koszykarek-amatorek, chcących aktywnie spędzać czas. Organizatorki starają się zaskakiwać uczestniczki rozgrywek. Dzięki temu przed kilkoma laty miały one okazję zagrać z jedną z najlepszych polskich piłkarek, Olą Sikorą z Juventusu Turyn. – Napisałam do niej na Facebooku. Wtedy Ola grała jeszcze w Medyku Konin. Nie znałyśmy się, a mimo to bardzo entuzjastycznie zareagowała na zaproszenie na turniej. Po prostu przyjechała, zagrała z nami i wręczyła medale – wspomina Szmitka. „Po prostu”, czyli tak jak nasza bohaterka lubi najbardziej.

Rafał Cepko

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności