Aktualności

[Bohaterowie z boiska] Tomasz Winogrodzki – ksiądz, piłkarz, założyciel klubu sportowego i radiowiec w jednym

PIŁKA DLA WSZYSTKICH14.03.2019 

Ksiądz Tomasz Winogrodzki przyjaźni się z Przemysławem Tytoniem, wciąż gra w Klasie B i w swoim klubie ma ponad 200 młodych adeptów piłkarzy nożnej. Poznajcie kolejnego bohatera z boiska.

Niewiele brakowało, by imponującej listy piłkarskich aktywności kapłana w ogóle nie było.

– W trzeciej klasie szkoły podstawowej miałem poważny wypadek. Potrącił mnie autobus. Jedną nogą byłem na tamtym świecie. Lekarze zabronili mi gry w piłkę nożną do końca życia. Przeszedłem dwie operacje. Leczenie i rehabilitacja zajęły pięć lat, po ich upływie wróciłem do domu. Dzieciństwa właściwie nie miałem, nie mówiąc o możliwości trenowania czy grze w piłkę – opowiada ks. Tomasz.

Lekarzy jednak nie posłuchał i na ile zdrowie mu pozwalało biegał za piłką bardzo chętnie.

– Będąc w szkole średniej graliśmy, jak to na wiosce, między sobą, a potem wioska na wioskę. W klasie maturalnej zagrałem dwa mecze w B-Klasie w drużynie Stars Wieprzów. Jechałem 10 km rowerem na trening, po nim 10 km z powrotem. Zajeżdżałem na boisko, ledwo zsiadłem z roweru, a trener mówi: „No, to teraz rozgrzewka, trzy kółka biegiem”. Długo tak nie wytrzymałem, za dużo było tych kilometrów i sobie odpuściłem, tym bardziej że pomagałem rodzicom w pracy na gospodarstwie rolnym, a później wieczór był zbyt krótki na trening – wspomina.

Gdy podjął naukę w seminarium duchownym w Lublinie i znowu jak tylko był wolny czas, poświęcał go na futbol. Razem z kolegami chodzili do hali. Wystawiali też reprezentację w mistrzostwach Polski seminariów, ale sukcesów nie odnosili raz udało się zdobyć czwarte miejsce. Nie było trenera, profesjonalnych zajęć.

Jako młody ksiądz na pierwszą parafię trafił do Krzeszowa nad Sanem.

– Wyszedłem z gimnazjalistami na boisko pokopać, podszedł do mnie pewien człowiek i mówi: „O, widzę, że ksiądz coś tam potrafi! Może byśmy założyli klub?”. I założyliśmy. Później wystawiliśmy drużynę w B-Klasie. Zaczęliśmy od ostatniego miejsca, dziś Rotunda Krzeszów gra już w klasie okręgowej. Pracowałem tam tylko rok, ale gdy odchodziłem, ludzie bardzo żałowali. Do dziś utrzymuje kontakt z tą parafią. Jeżdżę tam w wakacje na obozy sportowe z moimi młodymi podopiecznymi z Gaudium Zamość – opowiada.

Diecezjalny Klub Sportowy Gaudium Zamość powstał w 2010 roku, oczywiście z inicjatywy ks. Winogrodzkiego.

– Uczestnicząc w Mistrzostwach Europy księży na Węgrzech zobaczyłem szkółkę, którą założył ks. biskup. Pracowali w niej dawni wybitni węgierscy piłkarze. W tej akademii posługujący księża przygotowują nawet 16-latków do przyjęcia sakramentu chrztu świętego. Jest mnóstwo chętnych z całego świata, by uczestniczyć w tym projekcie. Zachłysnąłem się tym. Chciałem tam zostać i pracować, zostać kapelanem, być z nimi. Wróciłem jednak do Polski i przyszedł mi do głowy pomysł, by w diecezji zamojsko-lubaczowskiej, w której teraz pracuję, założyć DKS Gaudium Zamość. Oparte to było na rozgrywkach ministrantów. Zgłosiłem się do Zamojskiego Okręgowego Związku Piłki Nożnej i zarejestrowałem jedną drużynę. Dzisiaj w klubie mamy ponad 200 zawodników, 12 trenerów, 11 zespołów, od rocznika 2012 do 2002 i drużyna dziewcząt – opowiada twórca klubu.

Śmiało więc można powiedzieć, że DKS Gaudium dziś już profesjonalnie szkoli piłkarzy.

– Dwóch naszych wychowanków trafiło już do Jagielloni Białystok, kilku grało i gra w Motorze Lublin, wielu trafia też do Hetmana Zamość.  A mimo to. wciąż traktuje się czasem naszą działalność trochę z przymrużeniem oka, na zasadzie „a co tam ten ksiądz, niech się zajmie modlitwą, kościołem a nie piłką nożną” – mówi, nie bez żalu w głosie, ks. Winogrodzki, mogący się pochwalić licencją trenerską UEFA B.

Gaudium organizuje też międzynarodowe turnieje. Największy i najbardziej prestiżowy to grudniowy Turniej Mikołajkowy miast partnerskich Zamościa. Jest święty Mikołaj, paczki, puchary, medale. Nie ma żadnego wpisowego, udaje się zebrać spory budżet dzięki sponsorom. Ten turniej jest wizytówką naszego klubu.

– Gaudium po łacinie oznacza radość. Piłka nożna ma dzieciom sprawiać radość. Nie będę jednak ukrywał, że wykorzystuję ją trochę do pracy duszpasterskiej i ewangelizacji. Chcę wychowywać poprzez futbol. W klubie jest 200 dzieciaków, piłkarzami zostanie 2–3, a inni pójdą inną drogą, ale będą żyć we wspólnocie z nami. Chcę pomóc im zostać dobrymi obywatelami Polski, katolikami, po prostu dobrymi ludźmi, ojcami, matkami. Uczymy ich pokory, systematyczności, punktualności, pracowitości oraz życia i rywalizacji w duchu Fair Play – wymienia ks. Tomasz, w 2012 roku m.in. za tę działalność uhonorowany nagrodą Osobowość Roku Morando.

Zanim jednak trafił do Zamościa, w którym utworzył klub, wcześniej pracował duszpastersko w Cieszanowie, na Podkarpaciu i tam też był zawodnikiem miejscowego klubu Juvenia Cieszanów.

– Spędziłem tam cztery lata. W Juvenii grałem w okręgówce. Spadliśmy do Klasy A, później znowu awansowaliśmy. Nabawiłem się tam kontuzji więzadeł krzyżowych. Konieczna była operacja. Rok nie grałem, ale doszedłem do siebie – cieszy się.

Później był już Zamość, gdzie ks.piłkarz Tomasz Winogrodzki kontynuował swoją przygodę z ligowym futbolem.

– Grałem na orliku z oldbojami. Ktoś w końcu zaproponował mi występy w Orionie Jacnia w Klasie B, później był parafialny klub sportowy Metanoja Lipsko, też Klasa B, następnie Gryf Gmina Zamość, już w Klasie A i okręgówka w Omedze Stary Zamość. Tam zauważył mnie były trener Przemka Tytonia Zbigniew Pająk, prowadzący Roztocze Szczebrzeszyn i zaoferował miejsce w drużynie. W debiucie w IV lidze strzeliłem dwa gole. Wiele nie brakowało, a zostałbym pierwszym księdzem, który ustrzelił hat-tricka na tym poziomie rozgrywek – śmieje się kapłan.

To wszystko stało się udziałem piłkarza, który nigdy nie liznął nawet podstaw szkolenia w klubie. Księdza Winogrodzkiego śmiało można nazwać piłkarskim samoukiem, a trenerzy, z którymi współpracował określali go mianem zmarnowanego talentu, który mógł w piłce osiągnąć znacznie więcej. Ale jak sam mówi: – Reżyserem mojego życia jest Bóg, producentem Jezus, scenarzystą Duch Święty.

Ksiądz Winogrodzki jest też seryjnym złotym medalistą mistrzostw Polski (sześciokrotnym) oraz mistrzostw Europy księży w barwach reprezentacji Polski (pięciokrotnym). Występuje w niej od 2009 roku. Na koncie ma też tytuł króla strzelców oraz najlepszego zawodnika ME. Podczas jednego z turniejów MP został uhonorowany statuetką „Nadzieja piłki”. – Miałem wtedy chyba 35 lat. Jaka to nadzieja, oldboj już – śmieje się ks. Tomasz. Dodajmy, że kapłani rywalizują w hali. Na pełnowymiarowe boiska trudniej byłoby zebrać składy.

Dziś ksiądz Winogrodzki ma 45 lat jest proboszczem i pracuje w parafii w Lipsku pod Zamościem. Oczywiście łączy duszpasterstwo ze sportem i występami w miejscowym zespole ligowym. Metanoja po kilku latach w Klasie A gra teraz szczebel niżej, walcząc o awans do A klasy.

– Kiedyś na meczu słyszałem, że kibica wciąż krzyczą „Kryj dziadka!”. „Kryj dziadka” i „kryj dziadka”… Myślę sobie: „Za kim oni krzyczą?”. A okazało się, że za mną! Ale mimo mojego wieku jakoś radzę sobie z zawodnikami, którzy mają po18 czy 19 lat, więc dlaczego miałbym przestać grać? Już wprawdzie nie ta szybkość, ale umiem się zastawić, wykorzystać spryt, technikę. Wciąż mam wielkie ambicje, bo moim Trenerem i Mistrzem jest Jezus, a moja drużyna to Kościół, stąd w zdrowym ciele zdrowy duch, a ja powtarzam, że w zdrowym duchu zdrowe ciało – podkreśla.

Ks. Tomasz nie tylko kocha grać w piłkę i ją organizować, ale także o niej rozmawiać. Od ponad 10 lat prowadzi audycję „Fair Play” w Katolickim Radiu Zamość.

– Zapraszam gości, zawodników, trenerów, od B-Klasy do IV ligi, ale też sportowców z innych dyscyplin niż piłka nożna. Rozmawiamy o sukcesach, bolączkach, planach. Poruszamy tematy zdrowego odżywiania, problemach ze zwolnieniami z zajęć wychowania fizycznego w szkole itp. Oczywiście jest też miejsce na Ligę Mistrzów czy moją ukochaną Barcelonę. Nie opuszczam transmisji z jej meczów w telewizji – mówi ks. Winogrodzki.

Hiszpański styl kapłan z Zamojszczyzny ceni najbardziej. Pewnie po części także ze względu na przyjaźń z Przemysławem Tytoniem, który spędził trochę czasu w tamtejszej lidze. Ks. Winogrodzki udzielał nawet sakramentu małżeństwa byłemu reprezentantowi Polski. Dzięki temu poznał też wielu innych znakomitych polskich piłkarzy, którzy byli tam obecni.  – Podczas kazania trzymałem w ręku piłkę jako rekwizyt. Piłkarze, koledzy Przemka, nie wiedzieli, że się znamy i później mówili mi, że czekali, kiedy podejdę z tą piłką do Przemka po autograf podczas kazania – wspomina ksiądz.

Jak podkreśla ks. Winogrodzki, piłkarskich marzeń już chyba nie ma. Może poza jednym.

– Chciałbym pojechać na Camp Nou. Wejść nawet na pusty stadion, już nie mówię nawet o możliwości obejrzenia Barcelony na żywo… Na pewno przy końcu życia chciałbym powiedzieć za św. Pawłem: „Bieg ukończyłem, wiary ustrzegłem”, bo chciałem wykorzystywać piłkę jako moją pasję w pracy duszpasterskiej. Pasję, którą otrzymałem od Boga i On mnie z niej rozliczy, więc nie dla mnie jeszcze ławka rezerwowych – kończy ks. Tomasz.

Szymon Tomasik

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności