Aktualności
[Bohaterowie z boiska] Paweł Buzała spełnia się w nowej roli
Maj 2004. W meczu 23. kolejki pierwszej ligi (czyli dzisiejszej ekstraklasy) pomiędzy Lechem Poznań a Polonią Warszawa długo utrzymuje się bezbramkowy remis. Na kwadrans przed zakończeniem spotkania trener Kolejorza, Czesław Michniewicz, decyduje się na zmianę. W miejsce Łukasza Madeja wprowadza nieznanego szerszej publiczności 18-letniego Pawła Buzałę. Dla wychowanka Sparty Złotów to debiut w seniorskiej piłce. Szczęśliwy, bo w doliczonym czasie gry po samobójczym trafieniu Antoniego Łukasiewicza piłka wpada wreszcie do bramki „Czarnych Koszul”.
Październik 2008. Pierwsze derby Trójmiasta pomiędzy Arką Gdynia a Lechią Gdańsk na najwyższym szczeblu rozgrywkowym. W ataku gości prowadzonych przez Jacka Zielińskiego (tego kojarzonego przede wszystkim z warszawską Legią) tradycyjnie od pierwszej minuty gra Buzała, mający w dorobku kilkanaście meczów i dwa gole na poziomie ekstraklasy. Sezon wcześniej 22-latek walnie przyczynił się do powrotu gdańszczan do krajowej elity po 20 latach przerwy (nie licząc sezonu 1995/96, w którym w ekstraklasie występowała drużyna Olimpii/Lechii Gdańsk). W 64. minucie spotkania z Arką filigranowy napastnik strzela jedynego gola, dzięki czemu na stałe zapisuje się w historii swojego klubu.
Sierpień 2013. Początek sezonu. Wydaje się, że mecz Lechii z Cracovią ma szansę zostać zapamiętany wyłącznie z tego, że poprowadził go arbiter z Japonii, pan Yudai Yamamoto. Jednak na kilka minut przed jego ostatnim gwizdkiem rodak sędziego, wprowadzony na boisko dziesięć minut wcześniej przez Michała Probierza Daisuke Matsui, przeprowadza z Pawłem Buzałą tę akcję:
Trzy różne sezony, trzy ważne wydarzenia w piłkarskiej karierze Pawła Buzały i trzech szkoleniowców. Czesław Michniewicz, Jacek Zieliński i Michał Probierz. Dwóch z nich do dzisiaj uważanych jest za czołówkę polskich trenerów. Trzeci (Zieliński) swoje miejsce odnalazł w piłce dziecięcej i młodzieżowej – obecnie pełni funkcję Szefa Rozwoju Karier Indywidualnych i Wypożyczeń w Akademii Legii Warszawa. Buzała miał więc się od kogo uczyć. A przecież jako piłkarz pracował także m.in. z Pawłem Janasem, Bogusławem Kaczmarkiem, Tomaszem Kafarskim, Kamilem Kieresiem, Ricardo Monizem czy Quimem Machado. Na każdego z nich patrzył nie tylko jako zawodowy piłkarz, ale również jako przyszły trener. Właściwie od samego początku kariery wiedział bowiem, co będzie robił po jej zakończeniu.
A zakończenie to przyszło niespodziewanie szybko. Po rozegraniu 145 meczów i strzeleniu 26 goli na boiskach ekstraklasy Buzała w wieku 30 lat powiedział „pas”.
– W przekonaniu, że pora kończyć granie utwierdziłem się będąc w Górniku Łęczna. Wydarzyło się tam sporo dziwnych rzeczy, które są niedopuszczalne dla profesjonalnego piłkarza. Nie uśmiechało mi się już grać, skoro nie potrafiłem na dłużej wywalczyć składu w jednym miejscu. Nie chciałbym być osobą, która gra do czterdziestki i jest nijaka. Wolałem szybciej skończyć, ale pozostać zapamiętanym. I tak jest w Gdańsku, gdzie grałem najdłużej – tłumaczy „Buzi”. O podjęcie tej decyzji było mu o tyle łatwiej, że już od dawna miał na siebie plan. – Licencję UEFA B zrobiłem grając jeszcze w Lechii. Mam ją od 12 lat. Razem z Łukaszem Surmą i Hubertem Wołąkiewiczem kończyliśmy kurs w Gdańsku, a ja już wtedy planowałem pójście w „trenerkę”. Przygotowywałem się do tego, nie szedłem w ciemno.
Przerwa między graniem a trenowaniem nie trwała długo. Pan Paweł szybko wpadł w wir pracy szkoleniowej, pierwsze zajęcia prowadząc jeszcze jako zawodnik Górnika Łęczna.
– Kończąc zawodowe granie miałem w Łęcznej napięty grafik. Byłem jeszcze na kontrakcie, gdy zostałem oddelegowany do zespołu rezerw. Pojechałem wtedy na pięciodniowy obóz z dziecięcymi grupami klubu jako trener mający pomagać przy wszystkich rocznikach – opowiada były napastnik. Z tego okresu w jego głowie utkwiła zwłaszcza jedna sytuacja. – Miałem wtedy kolegę, który prowadził jeden z roczników. Kiedy przychodziłem na zajęcia, zawsze byłem przygotowany. Tworzyłem konspekt, który miał mi służyć podczas treningu. Mój kolega zwrócił na to uwagę. Powiedział mi wtedy: „Paweł, dzięki Tobie zacząłem przygotowywać się do zajęć. Skoro ty, były piłkarz ekstraklasy, to robisz, to ja też powinienem. Zainspirowałeś mnie.”. Bardzo mnie to podbudowało. I do dzisiaj tak robię. Jeżeli ja bym się nie przygotowywał na każdy trening, to by oznaczało, że nie szanuję dzieci. To dla nich przychodzę na zajęcia. Muszę mieć cel i być przygotowanym, aby one się rozwijały.
Buzała z podopiecznymi z Akademii Piłkarskiej "Karol Piątek"
Po zakończeniu kariery zawodniczej Paweł Buzała osiadł w Luzinie na Kaszubach. To rodzinna miejscowość jego żony. Wiosną 2017 roku rozegrał jeszcze dziewięć meczów w lidze okręgowej, pomagając tamtejszemu KTS-K w awansie do czwartej ligi. Od tego momentu swój czas dzieli wyłącznie między rodzinę a trenowanie dzieci i młodzieży. W KTS-K GOSRiT Luzino jego podopiecznymi są trampkarze (rocznik 2006). Oprócz tego do spółki ze swoim szwagrem, innym byłym piłkarzem Lechii Gdańsk – Karolem Piątkiem, zajmuje się prowadzeniem akademii dla chłopców i dziewcząt w wieku od pięciu do dziesięciu lat.
– Nie mam już czasu na grę. W naszej akademii trenuje około 70 dzieci, mamy swoje zespoły w klubie, a dodatkowo prowadzimy treningi indywidualne. W tygodniu zaczynam pracę o 14:00 i kończę o 21:00. Zajmuję się też córeczką, która ma czternaście miesięcy – tłumaczy swoją boiskową bierność 35-latek.
Buzała i Piątek znają się z czasów wspólnej gry w Lechii. Zaprzyjaźnili się. Co więcej, ich żony są siostrami, więc panowie oficjalnie są rodziną. W Luzinie niczego im nie brakuje. Z dala od zgiełku realizują się w swojej pasji, marząc o tym, aby wychować zawodników, którzy pójdą ich śladem i dotrą przynajmniej na poziom ekstraklasy. Angażują w to czas, pracę i własne pieniądze. Obok domu wybudowali naturalne boisko o wymiarach 40 na 20 metrów. To na nim prowadzą zajęcia indywidualne.
– To wygodne, bo możemy na nie wejść, kiedy tylko chcemy. Kosimy, podlewamy i walcujemy je. Dla nas to nie jest kłopot. Jesteśmy takimi ludźmi, którzy sami potrafią bardzo dużo zrobić i się tego nie boimy. To, że kiedyś graliśmy w piłkę, nie oznacza, że jesteśmy od kogoś lepsi. Ja nigdy tak nie myślałem, bo sam jestem z małej miejscowości – mówi Buzała.
Ciągłość szkolenia dla dzieci z Luzina i okolic zapewnia ustna umowa pomiędzy właścicielami akademii a Piotrem Klechą, dyrektorem Gminnego Ośrodka Sportu, Rekreacji i Turystyki. Na jej mocy dzieci w wieku 11 lat przechodzą z akademii do klubu. Tam dalej się rozwijają, aby, kiedy będą na to gotowe, wyruszyć w piłkarski świat. Z rocznika 2005 prowadzonego przez Karola Piątka drogę tę przemierzyło już trzech chłopców: jeden z nich jest obecnie w Lechu Poznań, drugi w Arce Gdynia, a trzeci w Pogoni Szczecin.
– Pamiętamy, jaką drogę sami przeszliśmy. Dlatego zawsze jesteśmy za tym, aby nasi podopieczni próbowali swoich sił w lepszych klubach, jeśli mają taką okazję. Dzisiaj młodzież często ma obawy przed opuszczeniem domu. Zawsze podpowiadamy takim zawodnikom, że powinni przynajmniej dać sobie szansę. Jeśli się nie sprawdzą, to nie dowiedzą się, czy są tak dobrzy jak ich rówieśnicy w największych akademiach – charakteryzuje luzińską filozofię Buzała.
Aby przygotować danego zawodnika do wyjazdu, należy przedtem przez kilka lat odpowiednio z nim pracować. Jak to robią w Luzinie?
Przede wszystkim nie nastawiają się na wyniki tu i teraz. Przeglądając kanały w mediach społecznościowych tamtejszych drużyn, łatwo dostrzec, że relacjonując mecze i turnieje trenerzy nie publikują ich rezultatów. Tłumaczą to w ten sposób: – Kiedy my byliśmy mali, nie było żadnych Facebooków. Co nam to da, jeśli wstawimy tam wynik meczu? Naszą promocją powinna być praca na boisku. Jeżeli ktoś będzie widział po jednym, drugim, piątym czy dziesiątym roczniku, że my dobrze pracujemy, a zawodnicy się rozwijają, to niepotrzebny nam jest rozgłos. Wynik będzie najważniejszy, kiedy ci chłopcy zostaną seniorami. Jeśli z kolei drużyna będzie przez kilka lat wszystko wygrywać, a w wieku 16 lat żaden z jej zawodników nie będzie chciał dalej grać w piłkę, to gdzieś jest problem. Nikt nie pamięta wyników sprzed kilku lat. Pamięta się zawodników, którzy rozwijają swój talent i idą dalej. Nie wynik jest najważniejszy, a rozwój dziecka, dlatego przed meczami podpowiadamy podopiecznym, że mogą w ich trakcie chociażby próbować wykonać nowy zwód, którego się nauczyli w tygodniu.
35-latek sprawdza się także jako organizator. Zimą angażuje się w przygotowywanie i prowadzenie halowych turniejów dla dzieci. Ostatnie edycje „Kaszub Cup” i „Nadziei Polskiej Piłki” odbywały się nawet pod patronatem PZPN „Piłka dla wszystkich”.
Co roku w ramach akademii byli piłkarze Lechii organizują też obóz indywidualny. Do współpracy zapraszają wówczas różnych trenerów, tak aby na jednego przypadało maksymalnie czworo zawodników. W tym roku do sztabu dołączy kolega Buzały i Piątka z „Biało-Zielonych”, jednokrotny reprezentant Polski, Rafał Kosznik. Wszyscy trzej panowie są od niedawna uczestnikami kursu UEFA A w Pomorskim Związku Piłki Nożnej.
Buzała na całego angażuje się w pracę z dziećmi, samemu sporo się dzięki niej ucząc. Wielu kibiców pamięta go jako dość nerwowego, żywiołowo gestykulującego i niegryzącego się w język zawodnika. Jego zachowanie zaczęło się zmieniać pod wpływem dzieci. – Kiedy grałem, często nie umiałem utrzymać nerwów na wodzy. Machałem rękoma, dawałem upust emocjom. Byłem energiczny. Praca z dziećmi pomogła mi się uspokoić. Już nie jestem taki jak kiedyś, że tylko bym biegał i krzyczał. Na początku pracy szkoleniowej podnosiłem jeszcze głos, ale po pięciu latach jestem spokojniejszy.
Co jeszcze charakteryzuje Buzałę-szkoleniowca? – Nie jestem trenerem, który tylko stoi i wydaje polecenia. Jestem praktykiem, dużo rzeczy mogę pokazać w treningu. Myślę, że tacy trenerzy jak ja powinni pracować z dziećmi i młodzieżą. Od tego każdy powinien zacząć. Jestem w zawodzie od pięciu lat i jeszcze co najmniej drugie tyle planuję pracować z dziećmi. Zdobywam doświadczenie, uczę się tej pracy. W seniorach jest inaczej. Dzieciak zawsze wkłada całe serducho w trening. W niższych ligach praca nie zawsze jest przyjemna. Każdy zawodnik ma jakieś swoje życie zawodowe i prywatne, każdy bywa zmęczony. Niektórych rzeczy nie możesz wówczas wyegzekwować.
Buzała ze swoimi podopiecznymi z rocznika 2006 KTS-K GOSRiT Luzino
Praca z byłym piłkarzem, który rozegrał blisko 150 meczów w ekstraklasie i miał okazję mierzyć się z Barceloną musi być niezwykłym doświadczeniem dla dzieci z tak niewielkiej miejscowości jak Luzino. Paweł Buzała patrzy na to nieco inaczej. – Zawsze oddzielam kreską to, że ja sam grałem profesjonalnie. Nie mówię do swoich podopiecznych: „Panowie, jak ja grałem…” albo „Panowie, z kim ja nie grałem…”. Młodzież może to sobie znaleźć w internecie. Ja jestem trenerem i mam doprowadzić do tego, aby ci zawodnicy się rozwijali.
Sam Buzała miał okazję pracować z czołowymi polskimi szkoleniowcami. Stanowczo odmawia jednak odpowiedzi na pytanie o to, któremu z nich zawdzięcza najwięcej. – Od każdego się czegoś nauczyłem. Po zakończeniu kariery od razu podkreślałem, że nigdy nie będę oceniał swoich trenerów mówiąc, że ten był lepszy, a ten słabszy. Teraz sam jestem trenerem i nienawidzę, gdy moi koledzy po fachu ocenią siebie nawzajem lub gdy robią to ich byli podopieczni. Szanuję każdego, bo wiem, że ta praca to ciężki kawałek chleba.
Były piłkarz przyznaje, że przeniesienie tego, co zaobserwował w seniorskiej szatni, na grunt piłki dziecięco-młodzieżowej jest trudne. Może więc wykorzysta to kiedyś w pracy z dorosłymi?
– Nie mówię „nie” seniorskiej piłce. Chcę podnosić swoje kwalifikacje. Zacząłem kurs UEFA A, jestem po trzech zjazdach. Ale na dzisiaj dobrze mi jest w pracy z dziećmi. Na każdym ich treningu widzę pasję i radość. Nie ma żadnych problemów pozaboiskowych. Cieszę się, gdy robią postęp. Będę zadowolony, jeśli będą robić przynajmniej taką karierę jak ja. Niektórzy z nich na pewno o tym marzą.
Rafał Cepko
Fot. Akademia Piłkarska Karol Piątek, KTS-K GOSRiT Luzino