Aktualności
[Bohaterowie z boiska] Kolekcjoner gazet z piłkarskim muzeum na poddaszu
– Jestem w stanie odtworzyć całą dokumentację Damiana na podstawie artykułów prasowych, które mam w kolekcji. Pierwsze wywiady z nim ukazywały się w lokalnej gazecie „Wiadomości Łąckie” – mówił nam Cwenar przy okazji pracy nad tekstem z cyklu „Tam zaczynali”, którego bohaterem był Damian Zbozień (LINK). Jeśli w pewnym słynnym programie informacyjnym wciąż działa „Galeria Ludzi Pozytywnie Zakręconych”, pan Marek mógłby śmiało ubiegać się o fotel jej prezesa. Wszystko dzięki niezwykłej kolekcji książek i czasopism sportowych zbieranych od ósmego roku życia.
Najstarsze materiały w archiwach Cwenara pochodzą z czasopisma „Świat Młodych”. – Przed mistrzostwami świata w Hiszpanii w 1982 roku ukazywał się tam cykl poświęcony finalistom. Zebrałem wszystkie odcinki, co wcale nie było takie proste dla 8-letniego dziecka. Trzeba było wcześniej wstać i zająć sobie kolejkę w kiosku Ruchu, żeby przypadkiem nie zabrakło egzemplarzy – wspomina pan Marek.
W tamtych czasach zbieranie wycinków prasowych o idolach i przyklejanie ich do zeszytów było wśród dzieci bardzo modne. – Z czasem wszyscy z tego wyrastali, a ja zbieram do dzisiaj i nie wyobrażam sobie lepszego zajęcia. Do tej pory zebrałem już blisko 80 segregatorów z wycinkami o piłkarzach. Wszystkich mam uporządkowanych według narodowości i alfabetycznie, dzięki czemu bez problemu ich odnajduję, gdy uzupełniam materiały – opowiada 46-latek.
Każdy piłkarz ma w zbiorach pana Marka swoje miejsce. Ustawiona frontalnie książka pokazuje, do kogo należy dana półka.
Cwenar w sposób szczególny opowiada zwłaszcza o dwóch zawodnikach. – Z piłkarzy zagranicznych najlepszy był bezsprzecznie Diego Maradona. Mógł wzbudzać kontrowersje, wywoływać skandale, ale dla mnie i tak pozostanie numerem jeden. To właśnie od niego i naszego Zbigniewa Bońka zaczęła się moja fascynacja futbolem.
Pan Marek zaczynał od wycinków z gazet. Dzisiaj trochę żałuje, że nie zachowywał pism w całości. Aby je później zdobyć, musiał szukać i kupować na różnego rodzaju giełdach i aukcjach. – I większość kolekcji w ten sposób odtworzyłem – cieszy się nasz bohater.
Na odtwarzaniu się nie skończyło. Cwenar poszedł o krok dalej i postanowił uzupełniać swoje zbiory czasopismami i książkami z przeszłości. Obecnie ma już wszystkie tygodniki i miesięczniki „Piłki Nożnej”, włącznie z wydaniami specjalnymi, od początku jej istnienia. – Oprócz tego kolekcjonuję nieistniejący już tygodnik „Sportowiec”. W czasach PRL-u było to najbardziej poczytne sportowe pismo w Polsce. Do kompletu brakuje mi jeszcze tylko sześciu jego roczników. Z kolei „Przegląd Sportowy” kupuję w okresie Igrzysk Olimpijskich oraz piłkarskich mistrzostw świata i Europy. Następnie wszystkie numery oprawiam i w ten sposób mam obraz całej imprezy dzień po dniu – tłumaczy. „Przeglądu” nie odpuszcza również w przypadku sukcesu polskich sportowców lub innego bardzo ważnego wydarzenia. Ma też wszystkie „Skarby Kibica’, które powstały w latach osiemdziesiątych i później, całe mnóstwo Encyklopedii Piłkarskich Fuji Andrzeja Gowarzewskiego, dodatków sportowych „Gazety Krakowskiej” i wiele innych.
Książki, mimo że w kolekcji ma ich setki, nie są dla Cwenara tak cenne jak gazety: – Kiedy biorę do ręki taki archiwalny numer, to czuję jakbym dotykał przeszłości. Żadna, nawet najpiękniejsza książka tego nie zastąpi. Podobnie skany. To tak, jakby porównać sztucznego kwiatka do prawdziwego. Niby wygląd ten sam, ale gdzież tam sztucznemu do prawdziwego!
Kolekcja pana Marka zajmuje już dwa pomieszczenia. Sam zainteresowany śmieje się, że w pewnym momencie żona musiała wygonić go z salonu. – Na górnym piętrze w naszym domu zrobiłem małe muzeum dotyczące nie tylko piłki profesjonalnej, ale i Zyndrama Łącko.
– Cztery lata temu, po powrocie z zagranicy, przeczytałem kilka wzmianek o naszym klubie. Próżno było tam szukać nazwisk piłkarzy. Pomyślałem, że może warto kilka słów o nich napisać, przypomnieć ich grę, pochwalić za to, co zrobili. Tym bardziej, że nigdy nie robili tego za pieniądze. Stąd wzięły się najpierw wspominki z historii, a potem relacje meczowe i zdjęcia. Wszystko to przechowuję również w wersji cyfrowej, żeby było gotowe na ewentualne publikacje w przyszłości lub jeśli któryś z naszych zawodników zechce zrobić sobie wyciąg ze swojej przygody z piłką – mówi Cwenar, czyli sekretarz, kierownik, a nade wszystko kronikarz występującego w małopolskiej lidze okręgowej Zyndrama.
Pan Marek opisuje każde wydarzenie związane z klubem, a następnie wraz ze zdjęciami archiwizuje materiały w segregatorach. Obecnie wypełnia już jedenasty tom poświęcony wyłącznie Zyndramowi.
W Łącku nie ma osoby lepiej zorientowanej w życiu klubu. Jako dziecko Cwenar chodził na mecze lokalnej drużyny z tatą. Zyndram grał wówczas w Klasie C. – Dopiero w 1995 roku awansowaliśmy do Klasy B, a cztery lata później do Klasy A. Spędziliśmy w niej dwadzieścia sezonów, aż wreszcie półtora roku temu wywalczyliśmy historyczny awans do ligi okręgowej – nie kryje dumy pan Marek.
W 2018 roku z okazji 70-lecia klubu Cwenar napisał o nim książkę. W dniu corocznego święta owocobrania na placu przed łąckim amfiteatrem zorganizowano wówczas także okolicznościową wystawę, a na stadionie odbył się mecz oldbojów Zyndrama i Sandecji Nowy Sącz.
Futbol i kolekcjonowanie to wielka miłość 46-latka. Cwenar wciąż pielęgnuje swoją pasję. A nie zawsze jest o to łatwo. W tygodniu, z uwagi na charakter pracy zawodowej, pana Marka nie ma w domu. O to, by nie ucierpiała na tym kolekcja pomaga dbać żona naszego bohatera, która niekiedy wyręcza go w zakupie danej gazety.
– Przez piętnaście lat z krótkimi przerwami pracowałem w Szwajcarii, Niemczech i Holandii. Mam zresztą pokaźny zbiór ilustrowanych albumów, czasopism i książek z tych państw. Obecnie pracuję na rusztowaniach. Do domu wracam na weekendy – mówi Cwenar, ceniący sobie taki tryb pracy właśnie ze względu na wolne soboty i niedziele. – Wcześniej pracowałem w sklepie budowlanym. To była łatwiejsza robota, ale przez zajęte weekendy nie zawsze mogłem chodzić na mecze Zyndrama. Wolę cięższą pracę, ale z możliwością kibicowania drużynie. Od 2016 roku opuściłem dwa, może trzy jej mecze.
Pan Marek dba też o klubowy fanpage na Facebooku oraz tradycyjne przedmeczowe zdjęcie zespołu. Od ponad trzech lat nie było spotkania – nieważne, czy w lidze, w Regionalnym Pucharze Polski, czy towarzyskiego – z którego drużyna nie miałaby fotografii. – Zdjęcie i relacja po meczu muszą być. Każdą wolną chwilę na to poświęcam. Kiedy pomeczowy post zbyt długo nie trafia na nasz fanpage, od razu dostaję zapytania ze strony zawodników – opowiada kronikarz Zyndrama.
– Wiele informacji w kronikach i na portalach społecznościowych staram się przekazywać w sposób humorystyczny. To w końcu piłka amatorska, a w niej zabawa ma być na pierwszym miejscu. Futbol w niższych ligach ma coś w sobie. Jeszcze kilka lat temu traktowałem go nieco z przymrużeniem oka, a teraz pochłonął mnie bez reszty. Szkoda tylko, że to amatorstwo w sporcie coraz bardziej się kurczy. Już nawet w lidze okręgowej to zjawisko jest zauważalne. Chore ambicje niektórych działaczy, przejawiające się w pozyskiwaniu obcych zawodników grających nie z miłości do klubu, a dla kasy, moim zdaniem zabijają ducha amatorskiego sportu – dzieli się swoimi spostrzeżeniami Cwenar, zapewniając, że w jego ukochanym Zyndramie na takie praktyki po prostu nie ma miejsca.
Rafał Cepko
Fot. archiwum prywatne Marka Cwenara