Aktualności
[Bohaterowie z boiska] Jakub Balicki daje wędkę dzieciom z trudnych środowisk
Zaczynał wiele lat temu, gdy w strukturach Stowarzyszenia Dzieciom i Młodzieży Wędka im. Każdego Człowieka utworzył drużynę piłkarską Niedźwiadki Toruń. Celem tej działalności było wyławianie młodych ludzi z domów dziecka, świetlic środowiskowych czy wręcz ulic, zapraszanie ich na wspólne treningi piłkarskie z dziećmi pozbawionymi pierwiastka dysfunkcyjności i poprzez uczestnictwo w nich integracja, a także pokazywanie, że jest lepsze życie.
– Łowię je na piłkarski haczyk – mówi Balicki, wielki fan wędkowania, stąd nieprzypadkowo użyte sformułowanie oraz nazwa stowarzyszenia, w którym się udzielał. – Bo piłka działa trochę jak wędka. Dzięki niej łatwo zachęcić dzieciaki do uprawiania sportu – dodaje.
Dziś praca czy wręcz misja Balickiego odbywa się w strukturach Klubu Sportowego Niedźwiedzie, którego jest założycielem. – W najprostszej formie prawnej. Regularnie pomaga mi kilku kolegów, w tym Radek i Stasiu, którzy są ze mną na prawie każdym treningu i wyjeździe, ale jeśli chodzi o część formalno-prawną, wszystko praktycznie jest na mojej głowie. Chciałem więc wszystko maksymalnie uprościć – argumentuje.
Poza społeczną pracą w Niedźwiedziach, Balicki jest też trenerem grup młodzieżowych w dwóch innych toruńskich klubach. W drużynie Niedźwiadków piłkę trenują dzieci i młodzież w wieku 8–18 lat. – Tych wyróżniających się staram się „transportować” do klubów, w których też prowadzę zajęcia, Pomorzanina i Startu, gdzie mają większe możliwości nauczenia się piłkarskiego fachu. My skupiamy się głównie na aktywizacji ruchowej i integracji poprzez piłkę. Moje uprawnienia do prowadzenia zajęć ułatwiają nam podążanie tą drogą. Mamy dzieci ze wszystkich toruńskich domów dziecka. Liczebność grupy w ciągu lat jest właściwie taka sama. Wiadomo, jedni przychodzą, drudzy odchodzą. Staramy się też utrzymywać kontakt z naszymi dawnymi podopiecznymi. Teraz też jest kilku chłopców, którzy skończyli już 18 lat, przychodzą na treningi i mi pomagają. Jeden z nich był nawet oficjalnie asystentem w Pomorzaninie, dorabiał sobie drobne pieniądze przy okazji. Cały czas staramy się docierać do nowych środowisk – opowiada 32-latek.
W sezonie 2014/15 Niedźwiedzie zgłosiły zespół seniorów do rozgrywek Klasy B. Przygoda zakończyła się po roku. – Nie stać nas. Uznaliśmy, że seniorzy zabierają lwią część pieniędzy dla dzieci i stwierdziliśmy, że nie warto. Skupiamy się wyłącznie na młodzieży. Starszemu łatwiej znaleźć nowe miejsce. Żałujemy, bo było to jedno z marzeń. Mieliśmy propozycję finansowania, ale skończyło się na obietnicach. Zrezygnowaliśmy – mówi z nutką żalu w głosie.
W Niedźwiedziach grał też sam Balicki. Za nim również epizod w A-Klasowym Kasztelanie Papowo Biskupie, chwilę trenował ze Startem, występował w reprezentacji uczelni w futsalu. – Teraz nie mam już czasu na granie. Prowadzę dwie grupy w klubach, do tego Niedźwiadki. Trochę mnie ciągnie, ale podjęło się pewne zobowiązania i trzeba je zrealizować. Cała przygoda trenerska zaczęła się od Niedźwiadków. Prowadziłem zajęcia jako laik. Podpatrzył to pewien trener. Pochwalił za zaangażowanie i zapytał, czy nie chciałbym uzyskać uprawnień. Robiłem instruktora sportu, później UEFA B. Do tego muszę od rana pracować poza futbolem, inaczej nie dałoby rady. Nie ukrywam jednak, że marzy mi się związanie przyszłości z trenowaniem. Stało się to moją pasją. Chciałbym podążać tą drogą. Nie ciągnie mnie jednak do seniorów. Piłka młodzieżowa to jest to, w czym się odnajduję. Fajnie by było, gdybym mógł żyć wyłącznie z piłki. I żyć piłką – nie ukrywa.
Jaką drogą dzieci i młodzież trafiają do drużyny Niedźwiadków?
– Nigdy nie działaliśmy PR-owo. Wychowawcy domów dziecka znają mnie oraz wolontariuszy i gdy ktoś jest chętny, to go podsyłają. Poczta pantoflowa, czasem ja przyuważę kogoś, kto nigdzie nie gra, bo albo go nie stać, albo nie miał w głowie, by trenować. Jak wspomniałem, Niedźwiadki są taką trochę przechowalnią. Gdy ktoś się wyróżnia i ma szansę grać w klubie, z przyjemnością go „wypychamy” – podkreśla Balicki.
W tym roku przed drużyną Niedźwiadków poważne wyzwanie. Po raz pierwszy weźmie udział w mistrzostwach Polski domów dziecka.
– Wcześniej nie mogliśmy, bo w Toruniu dzieci są rozproszone po kilku placówkach, a w MP mogły brać udział reprezentacje złożone z podopiecznych najwyżej dwóch. W tym roku to się zmieniło, można tworzyć drużynę z trzech placówek. Zabieramy też drużynę dzieciaków, które nie są już podopiecznymi domów dziecka, ewentualnie skończyły już 18. rok życia i zagramy w kategorii open. Szykuje się super przygoda – cieszy się toruński społecznik.
Jakub Balicki nie ukrywa, że na drodze, którą obrał, często piętrzą się przeszkody. Główna to niemal permanentny brak pieniędzy.
– Dlatego też m.in. zimą trenujemy tylko raz w tygodniu. Za to staram się organizować sparingi. Muszę uśrednić wiekowo grupę, bo gramy z drużynami klubowymi z jednego rocznika. Jakoś sobie radzimy. Pomagamy też materialnie. Gdy ktoś potrzebuje butów czy sprzętu sportowego, organizujemy się. Jeśli są pieniądze na koncie – kupujemy, jeśli nie – robimy szybką zrzutkę. Mogę liczyć na grupę bliskich kolegów i moją kochaną żonę, którzy nie mogą udzielać się na co dzień, bo mają dużo obowiązków, ale bardzo pomagają. Organizują środki na paczki świąteczne, rozsyłają maile po firmach, dzwonią, podeślą lub napiszą mini projekt o grant, zadzwonią i załatwią słodycze i prowiant na wyjazd. Niby są z boku, ale czuwają i są dla mnie ogromnym wsparciem. Bardzo też pomagają rodzice z Pomorzanina. Mam tam fajne zaplecze – cieszy się trener i wychowawca w jednej osobie.
Jego praca często jest niedoceniania, także przez tych, którzy najbardziej korzystają z jej owoców.
– Nauczyliśmy się nie oczekiwać wdzięczności, dzieci mają problem z jej wyrażaniem. Ale ja wiem, że gdzieś tam w głębi serca ją chowają i to mi wystarczy. Za ogromny sukces uznaję, gdy uda się pomóc choćby jednej z 20 czy 30 osób, które mamy pod skrzydłami. Tak jest na przykład z Juleczką, naszą wychowanką. Rok temu ruszyła w świat, trenuje w pierwszoligowym Unifreeze Górzno. Mimo że nie ma jeszcze 14 lat, liczymy na szybki debiut w lidze. Zdarza się jednak też tak, że ktoś jest z nami pięć lat, później kontakt się urywa i dowiadujemy się, że od miesiąca przebywa w zakładzie karnym. Nie wszystkim da się pomóc, ale nie można się zniechęcać. Choć były momenty, gdy miałem dość. Brakowało pomocy, środków, było dużo obowiązków. Ale po kilku dniach chęć wraca – podkreśla Jakub Balicki i na koniec dodaje: – Gdy z kolegami zaczynaliśmy kilka lat temu albo studiowaliśmy, albo jeszcze nie pracowaliśmy. Teraz każdy ma rodzinę, pojawiły się dzieci i trudniej to zorganizować. Ale dopóki możemy – działamy. W kwietniu powiększy mi się rodzina i trochę się martwię, jak chłopcy to udźwigną, gdy będę miał więcej obowiązków w domu. Myślę jednak, że wszystko uda się pogodzić. Były już różne sytuacje i zawsze dawaliśmy radę. Teraz też damy.
Szymon Tomasik