Aktualności
[Bohaterowie z boiska] Emerytowany hutnik, który poprowadził ponad 2 tysiące meczów
– Odkąd z powrotem można grać otrzymałem już kilka propozycji sędziowania sparingów. Na razie ciężko znaleźć czas, bo mimo że jestem emerytem, to codziennie od 7:00 do 17:00 mam bardzo ważne zajęcie – opiekę nad dwójką wnucząt – rozpoczyna pan Stanisław. W dniu, w którym rozmawiamy (7 lipca – przyp. red.) jego ukochana wnuczka kończy 5 lat. Maja jest oczkiem w głowie dziadka. Podobnie jak 11-letni Kacper. – Z opieką nad nimi jest jak z sędziowaniem. Robię to, co kocham i staram się to robić dobrze.
Jeszcze zimą, niedługo przed przymusową przerwą, 65-latek sędziował mecze w ramach rozgrywek toczonych pod balonami: krośnieńskiego Vivaldi Krosball oraz ligi halowej w Dukli. Obecnie wciąż czeka na powrót na boisko. Ten zdaje się zbliżać wielkimi krokami. – Znajomi mówią mi, że zdecydowana większość moich decyzji wciąż jest prawidłowa. Dopóki więc mnie potrzebują, specjalnie się przed tym nie bronię. Jak już jadę na mecz, to nie ma czegoś takiego, że odstawiam stójkę. Muszę być blisko akcji.
Dzięki takiemu podejściu Urbanek minimalizuje ryzyko popełnienia błędu. – Ważne, aby mieć kontakt z chłopakami, którzy przychodzą hobbystycznie grać w piłkę. Kiedyś w takiej luźnej rozmowie powiedziałem im: „Panowie, jeśli któryś z Was zanotuje w tym meczu 10 niecelnych podań, będzie rozgrzeszony. Jeśli bramkarzom przydarzy się kilka błędów – podobnie. Ale jeśli ja pomylę się chociaż raz, to – mimo że nigdy nie robię tego specjalnie – niektórzy będą chcieli mnie ukamieniować.” – opowiada pan Stanisław.
Z gwizdkiem biega już od 34 lat, czyli przez ponad połowę swojego życia. Jego kariera sędziowska rozpoczęła się kompletnym przypadkiem podczas spotkania integracyjnego pracowników krośnieńskiej huty szkła. – Miałem wtedy nieco ponad 30 lat. Wzięliśmy urlopy i poszliśmy nad rzekę. A że od czegoś trzeba było zacząć, to postanowiliśmy zagrać w piłkę. Jak to w takich podwórkowych meczach zwykle bywa, nie mieliśmy sędziego, a sporne sytuacje rozstrzygaliśmy między sobą – wspomina pan Stanisław. Nasz bohater wiódł w tym prym, co nie uszło uwadze jednemu z zawodników przeciwnego zespołu. – Okazało się, że to sędzia. Spodobało mu się, w jaki sposób wchodzę w rolę arbitra i namówił mnie na spróbowanie swoich sił w tym fachu.
Urbanek zaliczył egzaminy i zaczął jeździć na mecze. Od samego początku traktował to bardzo poważnie. Zresztą wszystko, za co się bierze, robi sumiennie. Nie oznacza to jednak, że wszyscy zawsze byli zadowoleni z jego decyzji. – Zdarzały się sytuacje, że ktoś narzekał na moje rozstrzygnięcia. Na początku myślałem o tym, miałem wątpliwości i nawet rozważałem rezygnację. Ale trzeba sobie było z tym poradzić. Po pewnym czasie zawodnicy czy trenerzy potrafili przyznać, że jednak to oni byli w danej sytuacji w błędzie. To uspokaja – tłumaczy sędzia, dodając jednocześnie, że najważniejsze jest to, aby zawsze pozostawać w zgodzie z własnym sumieniem.
– Nigdy nie podjąłem umyślnie niesprawiedliwej decyzji. Kiedyś moi bratankowie grali w piłkę i zdarzało się, że sędziowałem ich mecze. Nie miałem skrupułów, aby wyrzucić ich z boiska, gdy na to zasłużyli. Dzisiaj to rozumieją, tak samo jak inni zawodnicy. Dzięki temu nie ma czegoś takiego, że jak ktoś mnie widzi, to przechodzi na drugą stronę ulicy. Mogę chodzić z podniesioną głową – zapewnia 65-latek. – Nie mogę traktować kogoś inaczej ze względu na kolor włosów, skóry czy czegokolwiek innego. Kiedyś w Dukli odbywał się międzynarodowy turniej. Przyjechali Rumuni, Węgrzy, Słowacy i Ukraińcy. Ci ostatni mówią do mnie, że bardzo dziwnie sędziuję. Pytam: „dlaczego?”, a oni na to, że ilekroć są na turniejach zagranicą, to zawsze robi się wszystko, aby wygrali gospodarze. U mnie było inaczej. Dla mnie oni są takimi samymi zawodnikami jak chłopcy z lokalnej miejscowości.
W trakcie tak długiej przygody pana Stanisława z sędziowaniem nie mogło zabraknąć wyjątkowych, czasami też zabawnych sytuacji. Boisko lubi zaskakiwać, o czym Urbanek przekonał się m.in. podczas wspomnianego turnieju międzynarodowego. – Szedłem obok zawodnika z Węgier, który mówił coś do mnie w swoim języku. Prawdopodobnie wyrażał niezadowolenie z którejś decyzji, ale kompletnie go nie rozumiałem. Odpowiedziałem więc: „Chłopie, gdybym ja przynajmniej wiedział, co ty do mnie mówisz!”. Nagle, ku mojemu zdziwieniu, chłopak przeszedł na język polski mówiąc, że on za to doskonale mnie rozumie.
W latach 2017-19 pan Stanisław co roku otrzymywał wyróżnienia Polskiego lub Podkarpackiego Związku Piłki Nożnej. W swoim dorobku ma już złotą odznakę honorową PZPN (2017), honorową odznakę Podkarpackiego ZPN (2018) oraz brązowe odznaczenie Podkarpackiego ZPN (2019). – To cieszy, że ktoś docenia moje poświęcenie – nie ukrywa Urbanek. Swoją wiedzą i doświadczeniem wciąż dzieli się z innymi. – Staram się dalej uczestniczyć w spotkaniach dla młodych sędziów. Odpowiadam na ich pytania, przekazuję wskazówki. Kiedy później widzę, jak je wprowadzają i się rozwijają, to mam podwójną satysfakcję.
Jaka jest najważniejsza rada, której udziela młodszym kolegom? – Zawsze im powtarzam, że nie mogą zaczynać meczu chcąc komuś coś udowodnić czy co gorsza – na kimś się odgryźć. Zaczynaj od zera. Tak jakby Twojego błędu z przeszłości nie było. Nigdy go nie naprawiaj, bo wtedy zamiast jednego będziesz miał już dwa itd. Sam bardzo długo sędziowałem ligę okręgową. Jako asystent jeździłem również na mecze trzeciej ligi (obecnie jest to czwarty poziom rozgrywek). Po ponad 30 latach i przeszło 2000 oficjalnie udokumentowanych spotkaniach w roli arbitra nie mam żadnych wrogów. Nie dopuszczam do tego, że ktoś może mieć do mnie pretensje o poszczególne sytuacje. Nie tak dawno spotkałem zawodnika, który powiedział mi coś, co mnie jeszcze bardziej podbudowało: „Jak widzieliśmy, że pan nam sędziuje, to cieszyliśmy się bez względu na to, czy wygramy, czy przegramy. Byliśmy pewni, że na boisku przede wszystkim będzie porządek.” Na taki szacunek pracuje się bardzo długo. Ale da się. Żeby być szanowanym, trzeba zacząć od szanowania innych – mówi i dodaje na zakończenie: – Ludzie będą narzekać, nawet jeśli będziesz podejmował same dobre decyzje. Nie można się uginać. Sędziuj tak, żeby po meczu mieć czyste sumienie. Staraj się eliminować błędy, które zależą tylko od Ciebie. Bądź blisko akcji. Zawodnicy będą próbowali Cię nabrać, ale kiedy zobaczą, że jest ktoś nad nimi, to z tego zrezygnują. I jeszcze jedno: pieniądze nie są najważniejsze. Gdybym przyjeżdżał na mecze tylko po pieniądze, to bym nie jeździł w ogóle.
Rafał Cepko
Fot. Vivaldi Krosball