Aktualności
[Bohaterowie z boiska] Były trener Korony Kielce prowadzi drużynę osób z niepełnosprawnościami
– Życie na każdym kroku stawia przed nami nowe wyzwania i możliwości. Różne okoliczności sprawiły, że zaangażowałem się w pracę z dziećmi. Obserwując jeden z treningów Kuloodpornych Bielsko-Biała (zespołu amp futbolu – przyp. red.) stwierdziłem, że warto byłoby zrobić coś podobnego w Kielcach – wspomina Wilman, który szybko przeszedł do realizacji swoich planów. W efekcie latem 2017 roku powstała Fundacja na Rzecz Promocji Sportu Osób Niepełnosprawnych „Megamocni”. – Zaczęliśmy od drużyny dla osób po amputacjach, jednak po pewnym czasie zaczęły się do nas zgłaszać także dzieci z innymi przypadłościami. Wkrótce rozeszło się to pocztą pantoflową i dziś trenuje z nami ponad dwudziestka zawodników – dodaje 43-letni trener.
Megamocnym może zostać każda osoba, która posiada jakiekolwiek orzeczenie o niepełnosprawności. To jedyne kryterium. Członkowie drużyny nie płacą żadnych składek, a ci trenujący regularnie otrzymują własny sprzęt sportowy. Jak mówi trener Wilman – to dla nich wyższy stopień wtajemniczenia.
Treningi zespołu odbywają się co sobotę. Częstsze spotkania udaje się zorganizować latem, kiedy dzieci i ich rodzice nie mają tak wielu obowiązków. Zajęcia są urozmaicane, zdarza się, że odbywają się w nietypowych miejscach, np. na plaży. Zawodnicy grają wówczas na piasku, a po skończonym treningu razem z rodzicami i trenerami rozpalają ognisko i kąpią się w jeziorze. – Pokazujemy im, że w piłkę może grać każdy i wszędzie. Bariery nie istnieją, wszelkie tłumaczenia to tylko wymówki – tłumaczy Wilman. Podczas prowadzonych przez niego zajęć zawodnicy nie mają taryfy ulgowej. – Nie mam ambicji, żeby zdobywać z nimi puchary. Chcę, aby dobrze się bawili i rozwijali pod każdym możliwym względem. Zależy mi również, aby ludzie zobaczyli, że osoby z różnego rodzaju niepełnosprawnościami są naprawdę fajne i nie ma żadnego powodu, aby traktować je inaczej. Można od nich dużo wymagać, one same tego chcą i potrzebują – mówi 43-latek.
Wymagania Wilmana względem podopiecznych i jego relacje z grupą w zasadzie nie różnią się od tych znanych z typowej szatni. – Wiosną ubiegłego roku udało nam się doprowadzić do spotkania Megamocnych w Warszawie. Byłem ciekaw, a jednocześnie nieco obawiałem się tego spotkania, bo nie byłem pewny swoich reakcji w konfrontacji z ludźmi, którzy mają trochę trudniejsze życie. Wiedziałem, że nie należy ich w żaden sposób wyręczać w czymkolwiek – wspomina kolega Wilmana, Adam Mitura. Swoje odczucia po spędzeniu kilku godzin w towarzystwie Megamocnych opisuje tak: – Zobaczyłem grupę normalnych, zżytych ze sobą, wesołych ludzi. Wszyscy kipieli energią, a najbardziej Tomek. To, co mnie szczególnie poruszyło to fakt, że on z tymi dzieciakami komunikuje się najzwyczajniej w świecie – tak jak z każdym innym zawodnikiem komunikuje się trener. Relacje na linii szkoleniowiec-grupa obserwuję od kilku lat, bo moi synowie też grają w piłkę. Te relacje są bardzo bezpośrednie, trenerzy nie „cackają się” z podopiecznymi. Przed spotkaniem z Megamocnymi spodziewałem się pobłażania, a tego nie było wcale. Dzieci jednocześnie lgną do Tomka, a on sam ma świetny kontakt także z rodzicami. Kiedy jedliśmy posiłek, przynajmniej przez chwilę był obecny przy każdym stoliku. Nie po to, by się troszczyć, a po to, żeby pożartować i powygłupiać się – opowiada Mitura, który o inicjatywie Wilmana dowiedział się od jego żony, Magdy.
Pani Magda sama także bardzo mocno angażuje się w funkcjonowanie Fundacji. Wilmanowie mogą przy tym liczyć na wsparcie kilku osób pracujących dla Megamocnych w ramach wolontariatu. – Ludzi chętnych do pracy nie brakuje, nawet jeśli jest to praca bez wynagrodzenia. Od samego początku Megamocnych wspiera firma Detan Andrzeja Detki. Kiedy robi się fajną rzecz, niewiele więcej potrzeba. Pomagają nam trenerzy: Tomasz Kuleta i Daniel Puchała, ale też piłkarz Korony Kielce z rocznika 2003, Iwo Sochacki. To chłopak, który przyszedł do klubu na chwilę, jednak tak mu się spodobało, że pozostaje z nami do dziś – mówi Wilman. W gronie osób zaangażowanych w życie klubu jest także Oliwia Masternak, siostra jednego z chłopców trenujących w Megamocnych. Dziewczyna, która na co dzień jest lekkoatletką, pokazuje zawodnikom, w jaki sposób prawidłowo biegać.
Dzięki regularnym treningom, u podopiecznych Fundacji widoczne są stałe postępy. Mowa tutaj nie tylko o umiejętnościach piłkarskich, ale również o ogólnej sprawności. Ruch bardzo pomaga dzieciom. Zajęcia sprawiają, że zmienia się ich podejście do świata, stają się bardziej otwarte. Chętniej niż kiedyś wychodzą na podwórko, czego wcześniej się wstydziły. Dzisiaj są dumnymi członkami drużyny piłkarskiej, mają swój herb, swoje treningi i mecze. Czują się przez to związane z klubem i swoją społecznością. – To dla nas najważniejsze. Dzieci zaraz dorosną i będą musiały sobie radzić. Przez sport usamodzielniamy je i dodajemy im pewności siebie. Przy okazji spędzają miło czas, robiąc to, co kochają. Piłka jest dla nich motywacją do posprzątania pokoju czy nauki. Cały tydzień czekają na trening – opowiada trener Wilman. Potwierdza to Mitura: – Tomek mówił mi, jak wielkim przeżyciem dla tych dzieci jest możliwość uczestniczenia w różnych wydarzeniach na terenie całego kraju. Nagle się okazuje, że oni, którzy często w szkole byli traktowani inaczej, mają swoich kolegów w innych miastach. Poza piłką, niezwykle ważna jest sfera społeczna. Słuchałem opowieści o sytuacjach, które z perspektywy osób wychowujących zdrowe dzieci są niewyobrażalne. Rodzice potrafili cieszyć się, że dziecko bosą stopą chodziło po piasku. My na co dzień nie zdajemy sobie sprawy, że takie wydarzenie może być dla niektórych przełomem.
Tomasz Wilman podkreśla, że dla Megamocnych nie ma rzeczy, której nie da się zrobić. Warunek jest jeden – ma służyć dzieciom. – Dzięki Adasiowi byliśmy w Warszawie na festynie z okazji Dnia Dziecka. Mieliśmy wtedy okazję zwiedzić stadion Legii. Innym razem wyprowadzaliśmy na boisko piłkarzy Korony Kielce, a potem oglądaliśmy z trybun jej mecz. Jak tylko mamy okazję, angażujemy się w różne inicjatywy. Braliśmy udział w Paragedonie, czyli festiwalu aktywności ruchowej dla osób niepełnosprawnych. W najbliższej przyszłości planujemy rozpocząć wędrówki po naszych okolicznych górach, dzięki czemu dzieci jeszcze lepiej poznają swój region. Chcemy też zacząć jeździć na 2-3-dniowe zgrupowania z rodzicami. Postaramy się zrobić coś dla nich, bo to ludzie, którzy całe życie poświęcają swoim pociechom. Myślimy na przykład o tym, by dać im możliwość uczestnictwa w warsztatach malarskich – zapowiada szkoleniowiec.
Megamocni regularnie uczestniczą w turniejach w całej Polsce. Sami również organizują swoje rozgrywki, których druga edycja odbyła się w Kielcach w lutym. Takie zmagania to okazja do poznania kolegów i koleżanek z całego kraju. – Kiedyś w Warszawie zrobiliśmy ciekawą rzecz. Po każdym meczu mieszaliśmy składy, dzięki czemu zawodnicy w jednym spotkaniu grali razem, a w kolejnym w oddzielnych zespołach. Dzieci były bardzo zadowolone, powstało wtedy mnóstwo nowych znajomości, które są utrzymywane do dzisiaj – wspomina Wilman. Jego podopieczni rywalizują także z dziećmi zdrowymi i na ich tle wcale tak bardzo nie odstają. To sprawia, że łapią pewność siebie i potem wychodząc na podwórko są wybierani do składów. – To jest dla mnie najfajniejsze – że te dzieci są traktowane jak ich zdrowi rówieśnicy. Każdy ma prawo do marzeń i pasji – mówi opiekun Megamocnych.
Rafał Cepko
Fot. Megamocni Kielce