Aktualności
[Bohaterowie z boiska] 67-letni sędzia piłkę ma we krwi
Obecnie członek zarządu Zamojskiego Okręgowego Związku Piłki Nożnej oraz Zamojskiego Okręgowego Kolegium Sędziów jako młody chłopiec zasmakował piłki w Zawadzie. – Dziś klub nazywa się Gryf Gmina Zamość, za moich czasów było to Echo Zawada. Mieszkałem niedaleko stadionu. Był tam taki prezes, Wojtaszek się nazywał, wołali na niego „Mały Jasio”. Niewysoki, jak to się mówi „metr pięć w kapeluszu”. Umiał młodych zachęcić, garnęliśmy się na boisko. To były zupełnie inne realia niż teraz. W trampkarzach trzeba było buty czyścić starszym, żeby się załapać do składu. Musiałeś się nauczyć rzemiosła i szacunku, dopiero wtedy się grało. Może i to było dobre. Teraz zawodnik przychodzi do klubu i pierwsze pytanie to: „Za ile?”. Kiedyś się grało, jak to mówiliśmy, za 10 deka, bułeczkę z przedziałkiem i oranżadę. Teraz wszystko wyłożone na tacy. Kiedyś największą zapłatą była satysfakcja – opisuje swoje początki.
Jako zawodnik Krzysztof Fidor był napastnikiem. Najdłużej grał właśnie w Echu, ale zwiedził wiele klubów w okolicy. W międzyczasie była dwuletnia przerwa na pobyt w wojsku i półtoraroczne leczenie kontuzji. – Wróciłem, ale już wiedziałem, że to nie było to. I za namową kolegów z branży w 1993 roku poszedłem na kurs sędziowski – opowiada.
I tak biega z gwizdkiem lub chorągiewką po boiskach w Zamościu i okolicach do dziś. Dokładnych statystyk nie prowadzi, ale szacuje, że jako arbiter zaliczył około 1600–1700. – Kiedyś jeździłem również na linię na IV ligę. Sędziowałem też sporo meczów okolicznościowych i turniejów charytatywnych. W zeszłym roku już przestałem być głównym sędzią w seniorach, na dobre zszedłem na linię. Sędziuję w okręgówce, A-Klasie i B-Klasie. W rozgrywkach młodzieżowych nadal zdarza mi się być głównym – mówi senior zamojskich sędziów.
Jak podkreśla, nie ma problemów z dopełnieniem formalności pozwalających kontynuować przygodę z sędziowaniem. – Muszę mieć zgodę od lekarza i zaliczyć egzaminy: teoretyczny i biegowy. Kiedyś był to test Coopera, teraz interwały. 2400 metrów muszę przebiec w mniej niż 12 minut. Nie ma nic za darmo. Muszę napisać i przebiec. Zasiadam w zarządach Zamojskiego Okręgowego Związku Piłki Nożnej i Okręgowego Kolegium Sędziów, gdzie odpowiadam za sprawy logistyczne, więc jestem na świeczniku i tym bardziej muszę świecić przykładem, by nikt nie zarzucił mi, że omijam procedury czy dostaję coś po znajomości – zaznacza.
Jakie różnice dostrzega w futbolu z dawnych lat i tym obecnym? – Jak grałem, piłka była dużo wolniejsza. Teraz wszystko szybciej się toczy. Telewizja czasem przypomina mecze Polaków w mistrzostwach świata w 1974 roku. W środku pola Kasperczak mógł przyjąć piłkę, zrobić dwa kółeczka, podnieść głowę, rozejrzeć się i dopiero podać. Dziś już dwóch rywali by na nim leżało. Organizacyjnie też piłka poszła mocno do przodu. Kiedyś grało się po prostu wioska na wioskę, teraz wszystko jest bardziej szczegółowe i pod kontrolą. Sędzia dawniej też miał większy autorytet. Gwizdnął, pokazał, tak było i koniec. Dziś jest większa polemika. Nie raz się słyszy: „O, VAR by ci trzeba było podłączyć”. Ale wiąże się to ze wzrostem tempa gry – uważa 67-latek.
Pytany o spotkania, które najbardziej zapadły mu w pamięć, pan Krzysztof wymienia dwa. – Raz musiałem przerwać mecz, bo nad boiskiem przeszła potężna burza i ulewa. Na szczęście krótka, bo po 20 minutach można było grać dalej. Innym razem byłem świadkiem koszmarnej kontuzji. Bramkarz zderzył się z napastnikiem tak nieszczęśliwie, że złamał obojczyk i było to złamanie otwarte. Trzeba było wzywać karetkę. Przerwa trwała ponad 45 minut – wspomina.
Krzysztof Fidor na sędziowską emeryturę przechodzić nie zamierza. Na tej zawodowej jest już od kilku lat. Pracował na kolei, w łączności. Dziś jego życie w dużej mierze kręci się wokół piłki. – Kiedyś jeszcze uprawiałem działkę, ale po śmierci żony trzy lata temu odpuściłem. Trzeba było spory kawałek dojeżdżać, samemu nie było już motywacji. Ale mam co robić. W ostatnią sobotę 5 stycznia byliśmy na turnieju, 16. Halowe Mistrzostwach Sędziów Piłkarskich o Puchar Prezesa Lubelskiego Związku Piłki Nożnej. Zajęliśmy trzecie miejsce, brakowało nam punktu do wygranej. Byłem kierownikiem ekipy, trzeba było wszystko zorganizować. Ale ja to lubię. Chcę podziękować przewodniczącemu OKS Zamość Witoldowi Wosiowi za to, że mogę kontynuować przygodę z piłką jako sędzia. Cieszę się, że zdrowie dopisuje i mogę być aktywny – podkreśla sędzia.
Oby jak najdłużej, panie Krzysztofie!
Szymon Tomasik
Fot. Andrzej Swacha