Aktualności
[50 historii] Marek Leja – człowiek orkiestra piłkarskiej Opolszczyzny
Gdy w czerwcu w województwie opolskim kończy się piłkarski sezon i piłkarze oraz działacze mają trochę oddechu, Marek Leja wskakuje na najwyższe obroty. Zaczyna ostatnią część prac nad „Almanachem Opolskiej Piłki Nożnej”. To szczegółowy zbiór wyników, tabel i wielu innych statystyk wszystkich piłkarskich klubów na Opolszczyźnie – od pierwszoligowej Odry, po ponad 100 zespołów występujących na szczeblu Klasy B. Tak naprawdę pan Marek pracuje nad almanachem przez cały sezon. Pomaga mu w tym autorski program komputerowy, który napisał kilkanaście lat temu na zamówienie jednej z gazet.
– Z wykształcenia jestem informatykiem, statystyka zawsze była mi bliska. Pamiętam, że gdy jako dziecko byłem chory i nie chodziłem do szkoły, miałem swój sposób na zabijanie czasu. Wybierałem cztery drużyny: Ajax, Bayern, bo we wczesnych latach 70. były na topie, a ja jestem rocznik 1965, i jeszcze dwie. Robiłem krzyżówkę, brałem kostkę do gry i „leciałem”. Rzucając kostką powstawały wyniki meczów. 5:1, 5:2, 3:0. Ile oczek na kostce, tyle goli. Szóstka zastępowała zero. Po wypełnieniu krzyżówki powstawała tabelka. Bardzo chętnie je sporządzałem. Gdy już zostałem informatykiem, zacząłem pisać tego typu programy. Najpierw zgłosił się do mnie „Tygodnik Kibica”. Tak, ten słynny od „jak wyliczył Tygodnik Kibica” Dariusza Szpakowskiego. Wyliczał to na moich programach. Redaktorem naczelnym był Ryszard Drewniak, który poprosił mnie o przygotowanie programów komputerowych, które by na podstawie wpisywanych wyników po prostu generowały tabele, mogące od razu być bezpośrednio zaimportowane do gazety. W większości gazet przepisuje się tabele, a wtedy jest dużo większe prawdopodobieństwo popełnienia błędu. Wykorzystując program, jeśli ktoś nie pomyli się podczas wpisywania wyniku, a tu o błąd trudniej, tabelka jest na sto procent poprawna. Program generował też ciągi zwycięstwo-remis-porażka, tabele u siebie, na wyjeździe i tak dalej. To była gazeta, powiedzmy, bukmacherska i te dane były przydatne graczom – wspomina Leja.
Trochę dalej ze statystykami poszła kolejna ogólnopolska gazeta z redakcją mieszczącą się w Opolu, czyli „Tylko Piłka”. Również napisanie niezbędnego oprogramowania zlecono Markowi Lei.
– Oprócz wyników meczów chcieli jeszcze wprowadzać minuty strzelonych goli. To ciekawe o tyle, że te minuty generują dodatkowe tabele: pierwszej połowy, drugiej połowy, ostatniego kwadransa, walczaków (czyli komu udało się wygrać mecz, mimo że do przerwy przegrywał). Takich tabel „Tylko Piłka” miała mnóstwo. Można było robić bardzo fajne statystyki. Im więcej danych, tym ciekawsze, naturalna sprawa. Też ich obsłużyłem dużym programem. Zostawiłem go również dla siebie. Stosuję go do dziś do niższych lig i oczywiście na potrzeby „Almanachu” – zdradza autor książki, który przygotowuje również zestawienia dla Opolskiego Związku Piłki Nożnej.
Posezonowe składanie książki to tak naprawdę wisienka na torcie. Gdyby nie skrupulatna praca przez cały rok, nie udałoby się ukończyć almanachu w kilka tygodni, a takie jest założenie jego pomysłodawcy i twórcy. By dzieło było atrakcyjne dla czytelników, musi trafić w ich ręce przed początkiem kolejnych rozgrywek.
– Jeśli regularnie wpisuję wyniki i zdobyte bramki, to przygotowanie jednej grupy B-Klasy czy A-Klasy do książki zajmuje mi 15–20 minut. Patrząc na liczbę danych, które się w niej znajdują, nie bylibyśmy w stanie tego zrobić po sezonie zachowując nasz plan produkcyjny, czyli wydanie książki przed startem kolejnego sezonu. Musiałaby nad tym pracować armia ludzi. Nawet świętej pamięci redaktor Andrzej Gowarzewski, guru polskich statystyków piłkarskich, nie mógł uwierzyć, że sezon kończy się w czerwcu, a już w sierpniu licząca ponad 300 stron książka jest gotowa. A to dzięki temu, że dane są wpisywane systematycznie przez cały rok i wspomaga mnie komputer. W niedzielę IV liga, w poniedziałek wieczorem okręgówka, we wtorek Klasa A, później Klasa B – wylicza nasz rozmówca.
Marka Lei na armię ludzi nie stać.
– Ja do tego dopłacam. Sam finansuję, sam wydaję. Gdy byłem wójtem, lepiej zarabiałem, bardziej było mnie stać. Od dwóch lat już nie jestem, ale zbieram sobie przez cały rok, żeby w lipcu zapłacić drukarni 15–16 tysięcy za wydanie 1000 sztuk. Być może nakłady na trzeci tom się zwrócą, ale to tylko dlatego, że było sześć czy siedem firm, które zareklamowały się w środku. Opolski ZPN kupił 300 sztuk dla wszystkich klubów, Pogoń Prudnik kupiła 50 sztuk, tu ktoś wziął 20 i łącznie trochę się już rozeszło. Przy nakładzie 1000 sztuk i 300 klubach w województwie, wystarczyłoby, żeby każdy klub kupił trzy sztuki. Ale nie ma takiego zainteresowania, co mnie trochę dziwi. Zadzwonił ostatnio piłkarz, który grał w okręgówce czy Klasie A w drugiej drużynie swojego klubu i zapytał, czy jego nazwisko jest w książkach. Odpowiedziałem, że skoro zagrał, to jest. To on poprosi wszystkie trzy numery. I tak postawa mi się podoba. Większość jednak inaczej na to patrzy. Nazwisk jest w książce mnóstwo, a podobno ludzie lubią czytać o sobie. Nie jest to jednak takie proste. Pierwszego numeru zostało mi bardzo dużo, drugiego też sporo, z trzecim jest już lepiej. Są głosy, że ludzie będą tego szukać za 10–15 lat. Może tak będzie. Na razie książka rozchodzi się wśród takich wariatów jak ja i to o dziwo sporo poza Opolszczyzną – mówi Marek Leja.
Pierwszy tom „Almanachu Opolskiej Piłki Nożnej” był zbiorem wyłącznie wyników, tabel i statystyk z sezonu 2017/18. W drugim numerze, poza rozłożonymi na czynniki pierwsze rozgrywkami 2018/19 pojawiły się również wątki historyczne.
– Myślałem o tym już przy pierwszym wydaniu, ale było bardzo trudno dotrzeć do wielu faktów i informacji. Miałem też nadzieję, że jak już ruszę i będę coś opisywać, zaczną zgłaszać się ludzie. I tak było – cieszy się wydawca.
Jednym z pierwszych był Janusz Stefanko, mieszkający pod Prudnikiem autor między innymi jubileuszowych monografii tamtejszej Pogoni czy Rolnika Biedrzychowice. Co ważne – zgłosił się już z bogatym archiwum oraz kontaktami do podobnych sobie zapaleńców. Pracy przed dwoma już autorami nadal było mnóstwo, ale nie trzeba było zaczynać jej już od zera.
Drugi numer almanachu wzbogacono więc o historię piłki nożnej na Opolszczyźnie w latach 1946–51.
– Dzielimy się zadaniami. Pracujący za „Bóg zapłać” pan Janusz jeździ po archiwach. Był w Opolu, Katowicach, bo po wojnie za piłkarską Opolszczyznę uznawano tereny włączone po II wojnie światowej z Niemiec, więc także Gliwice i Bytom. Opole było w jednym podokręgu z Gliwicami i Bytomiem, dlatego też śladów o pierwszych powojennych latach szukaliśmy w Katowicach. Bardzo trudno to znaleźć, nikt tego nie ma zebranego i opracowanego. Ja przede wszystkim wertowałem w bibliotekach gazety. Zaraz po wojnie w Opolu wychodziły „Nowiny Opolskie”, tam znalazłem troszkę wyników, głównie z lat 1946–48. Późniejsze lata to już „Trybuna Opolska”, ale dopiero od 1950 roku. Trochę rzeczy potrzebnych do opisania tego, jak rodził się sam system rozgrywek, to „Przegląd Sportowy”. Mieliśmy dużo kłopotów z latami 1949–51, to czas przejścia z systemu jesień-wiosna na wiosna-jesień. Tu na przykład trafiliśmy na zdigitalizowane „Nowiny Rzeszowskie”, gdzie było bardzo fajnie opisane jak z klas A, B i C zrobiły się klasy wojewódzka, międzypowiatowa i powiatowa i tak dalej. Dziś to rzeczy niespotykane. Są ligi, jasny podział, awanse, spadki. Wspomniane dwa lata, to był dziwny okres, w którym trzeba było wyłapać skąd się dane drużyny wzięły w danej lidze. To były często czary-mary, a nie gra na boisku – dzieli się ustaleniami Marek Leja.
Córce pomysłodawcy almanachu zdarza się żartować z ojca mówiąc, że tak naprawdę to nie napisał żadnej książki, bo co to za książka, w której nie ma nic oprócz tabel. Jeśli chodzi o część aktualnościową, to się raczej nie zmieni.
– Fajnie byłoby coś opisać, sprzedać ciekawostkę, ale nie ma na to czasu. Trochę więcej opisujemy w części historycznej. Tam trzeba częściej wyjaśniać, dlaczego coś się wydarzyło. Podłoże historyczne i kontekst bywają niezbędne. Podam przykład. Gdy powstawała III liga opolsko-wrocławska, OZPN zaproponował cztery drużyny, a nagle pojawiła się piąta – Victoria Chróścice. Okazało się, że po prostu ktoś zadzwonił do najważniejszego w kraju ZSMP-owca i zapytał, jak to jest możliwe, że najlepszy klub zrzeszenia LZS-u w Polsce nie gra w III lidze? I Victorię, która faktycznie w 1953 roku zdobyła mistrzostwo Polski LZS na Centralnej Spartakiadzie Wsi w Szczecinie, dokooptowali do tej III ligi. Takie coś trzeba opisać. Na anegdoty dotyczące bieżących rozgrywek nie ma czasu. Książka powstaje w błyskawicznym tempie i to byłoby kłopotliwe – ucina temat Marek Leja.
W trzecim tomie „Almanachu Opolskiej Piłki Nożnej”, poza sezonem 2019/20, znalazły się dane z lat 1951–56.
– W kolejnych latach powinno być już łatwiej, choćby dlatego, że zgłaszają się do nas kluby, które mają swoje kroniki. W nowym wydaniu planujemy lata 1956–62. Białych plam będzie już mniej, a wyniki i inne fakty lepiej udokumentowane i potwierdzone. Zdobyłem już na przykład od jednego z prezesów klubu spod Opola część sprawozdań z Wydziału Gier. To już bardzo rzetelne źródło, uwzględniające walkowery, które się bardzo często zdarzały. Pada wynik na boisku, powstaje tabela i pojawia się w gazecie. Na koniec sezonu następuje weryfikacja, związek coś ustala, ale nigdzie już tego nie ma. I bądź tu mądry – śmieje się piłkarski pasjonat, któremu w pracach nad książką, a także kontakty z wieloma osobami ze środowiska ułatwiło też skromne, jak podkreśla, doświadczenie dziennikarskie.
– Byłem takim redaktorem z doskoku, bo na chleb zarabiałem pracując w szkole jako nauczyciel informatyki. Nie miałem czasu w pełni oddać się dziennikarstwu. W latach 1993–95 współpracowałem z redakcją Radia Opole. Tworzyliśmy „Zielone sportowe radio”. Chodziłem na mecze, Odra grała wtedy w III lidze. Zaglądałem też na piłkę ręczną, na Gwardię. Robiłem sprawozdanie, wracałem do radia i opowiadałem o meczu na antenie. Później odbierało się depeszę z Polskiej Agencji Prasowej z wynikami i znowu wpuszczano mnie na antenę. Dostawałem za to pieniądze, ale to była tylko współpraca, głównie przy programach sobotnich, czasem też niedzielnych. Mniej więcej w tym samym czasie, w latach 1994–95 udzielałem się też w „Nowej Trybunie Opolskiej”. W tamtych czasach obstawiało się ligę angielską, co weekend 13 meczów. Zajmowałem się mającą pomagać typującym rubryką „Angielski walc na 13 par”. Początkowo robił to redaktor Drewniak, później ja to przejąłem. Legitymację prasową dostałem jednak dopiero współpracując z „Tylko Piłką”. Wtedy właściwie tylko nadzorowałem program, który napisałem, prowadziłem też konkursy – wylicza Marek Leja.
Premiera kolejnych tomów „Almanachu Opolskiej Piłki Nożnej” to wydarzenie, na które lokalne środowisko czeka nie tylko ze względu na niezaprzeczalną wartość książki. To także okazja do towarzyskiego spotkania w magicznym miejscu. Autor zaprasza gości do swojego domu, a właściwie obok domu, do wybudowanej przez siebie „Świątyni Futbolu”.
– To wiata oparta na murze, w której jest oczywiście rzutnik umożliwiający oglądanie meczów. Jest też cały wystrój. Sufit jest w szalikach, głównie klubowych, z Ligi Mistrzów, ale też kubów z Opolszczyzny. Bywa, że pokazuję to miejsce w internecie, po czym dzwoni do mnie na przykład ktoś z Niemiec i mówi: „Panie, ale ja tam nie widzę szalika Schalke”. „No to przyślij pan!” – odpowiadam. Przysyła i wieszam. Zawsze też dostaję coś do wystroju od gości podczas tradycyjnego wspólnego oglądania finału Ligi Mistrzów. Ostatnio było ponad 40 osób. Zawsze jest Wojtek Tyc, słynny piłkarz Odry, zagrał nawet w reprezentacji, przyjeżdżają działacze, dziennikarze, znajomi. Na ścianach w mojej świątyni mam wyjątkowe pamiątki z krajów, które odwiedziłem. A to ręcznik z mapą Włoch, ale zamiast miejscowości są na nim herby klubów, a to piszczałki do kibicowania z Chorwacji, a to tamburyn z Holandii w barwach narodowych. Dużo tego. Fajnie to wygląda. Jest też oczywiście ściana, gdzie zapisujemy swoje typy, bo wspólne oglądanie meczu to też zabawa w typowanie – podkreśla gospodarz.
Typowanie pod okiem Marka Lei odbywa się nie tylko przy okazji finału Ligi Mistrzów. Wyniki meczów tych rozgrywek można również obstawiać w specjalnej grupie na Facebooku. To LM u ML – Liga Mistrzów u Marka Lei.
– Sześć lat temu zaczynaliśmy od 14–20 osób. Dziś gra już 120 osób. Piłkarze, trenerzy, zwykli kibice. Są kolejni chętni, ale widzą, że miałbym z tym kłopot, bo wszystko wprowadzam ręcznie do arkusza i zajmuje mi to około dwóch godzin po każdej kolejce. Myślę, jak to informatycznie rozwiązać. Są jakieś drobne nagrody typu książka czy szalik, ale nie o nie chodzi. Zaraz po meczach jest już klasyfikacja, ludzie patrzą, jak im idzie, gdzie się przesunęli. Rywalizacja jest pasjonująca – cieszy się pomysłodawca zabawy, który do niedawna stał na czele gminy Dąbrowa.
– Byłem wójtem trzy kadencje, dużo jak na obecne czasy. Z sukcesami. W 2018 roku przegrałem jednak wybory. Trudno, to jest demokracja. Nie wiem, czy znów spróbuję powalczyć o to stanowisko. Pamiętam, że jak mieliśmy w gminie powódź, nie spałem dwa czy trzy tygodnie. Nie wiem, jak funkcjonowałbym w pandemii. Trudne czasy, bardzo bym się tym wszystkim przejmował. Praca w samorządzie jest ciężka, trzeba być cały czas na baczność. A teraz tego nie mam, człowiek inaczej oddycha. Mogę odpocząć od odpowiedzialności. Wróciłem do szkoły. Odświeżyłem sobie informatykę, poznaję nowe języki programowania. Czuję się w szkole bardzo dobrze. Jeszcze mnie nigdzie nie ciągnie – deklaruje Marek Leja.
Oczkiem w głowie byłego wójta jest LZS Mechnice, czyli klub, w którym Leja próbował swoich sił jako piłkarz. W seniorach nie zadebiutował, więc w almanachu znajdzie się wyłącznie jako autor. Od 2002 roku, gdy LZS po raz pierwszy w historii awansował do klasy okręgowej, Leja oraz Łukasz Gonsior tworzą klubową gazetkę – „Mechnicki Niedzielnik Sportowy”.
– Kiedy LZS awansował do okręgówki, po latach w Klasie A i Klasie B naturalne było, że gramy mecze w niedziele. Na początku XX wieku internet mieli nieliczni, na wyniki meczów z weekendu trzeba było czekać do poniedziałku i znaleźć je w gazecie. Ja zbierałem te sobotnie, robiłem tabelę i każdy, kto przychodził na nasz mecz, miał to na pierwszej stronie. Od razu wiedział, co się stanie przy konkretnym wyniku. Oprócz tego jest zapowiedź następnej kolejki, od któregoś numeru pojawiła się IV liga, pokazywane są też zaprzyjaźnione sąsiednie kluby z Klas A i B. Tradycją jest też opis meczu wyjazdowego z poprzedniej kolejki. Potem doszło do tego mnóstwo indywidualnych statystyk piłkarzy, które liczymy właśnie od sierpnia 2002 roku. Wcześniejsze byłoby bardzo trudno znaleźć i dodać – twierdzi nasz rozmówca.
Trzy lata temu portfolio klubowych gazetek tworzonych przez Marka Leję wzbogaciło się o „Dąbrowski Sobotnik Sportowy”. W tym roku doszły cztery nowe.
– Unia Krapkowice, Orzeł Źlinice, Fortuna Głogówek, a przede wszystkim od marca ubiegłego roku razem z Sebastianem Bergielem, autorem strony historia-odry.opole.pl robię magazyn meczowy dla Odry Opole. To duża rzecz, choć ma tylko cztery strony, czyli dwa razy mniej niż „Mechnicki Niedzielnik Sportowy”, ale wydawany jest przez drukarnię, w kolorze. Ma podobny układ do tego, co robiłem całe życie w Mechnicach. Tam można się „wypisać”, trochę bardziej się produkujemy. Są zapowiedzi, nasze typy, podsumowania. Więcej tekstów niż statystyki. Nie wiem, jak to będzie się dalej rozwijać w związku z pandemią, ale trzy gazetki powstają cały czas online, nawet gdy drużyny nie grają – zastanawia się piłkarski pasjonat z Mechnic.
LZS, którego Leja jest dziś prezesem, od 2002 roku i historycznego awansu do okręgówki, nigdy z niej nie spadł. Sezon 2014/15 spędził nawet w IV lidze.
– Zajęliśmy piąte miejsce od końca, była reorganizacja, spadliśmy. Szkoda. Nie mamy jednak obsesji IV ligi. Nie zakładamy awansu jako celu. Mamy już roczne doświadczenie i cały czas czujemy się rozczarowani. Zagraliśmy dużo dobrych meczów, a i tak spadliśmy. Poziom okręgówki jest wysoki, przyjeżdżają do nas dobre zespoły, a my z nimi wygrywamy. Kibice chyba wolą wygrywać w okręgówce niż przegrywać w IV lidze. Takie mam wrażenie – diagnozuje nastroje społeczne były wójt. – Jesteśmy typowo amatorskim klubem, piłkarze grają za pomeczową kiełbaskę, piwo i możliwość fajnego spędzania czasu. Oczywiście, jest gazetka, fajna otoczka, coś się dzieje. W IV lidze już trzeba by było ściągać zawodników za pieniądze. Jednym płacić a innym nie? Wolę grać w okręgówce i mieć fajną grupę sympatycznych ludzi wokół oraz piłkarzy, którym się bardzo chce. Nigdy nie byliśmy niżej niż na 8. miejscu. Cały czas jesteśmy w grze o IV ligę, ale nikt nigdy nie roztaczał tu wizji, że musimy koniecznie awansować. Widzę też co się dzieje z klubami, które awansowały. Rok, dwa i wracają do okręgówki albo i zaczynają od B-Klasy. Jednak widać różnicę. To małe miasteczka, małe budżety. Właśnie nasza gmina rozstrzygnęła konkurs na dofinansowanie sportu w 2021 roku. Dostaliśmy 68 tysięcy złotych. To wystarcza tylko na wyjazdy, organizację meczów u siebie, sędziów i podstawowe opłaty – wylicza prezes.
Marek Leja swój mocny akcent w IV lidze co roku jednak stawia. Najlepszy strzelec tych rozgrywek otrzymuje bowiem ufundowaną przez niego… armatę.
– Kupuję starą mosiężną armatę, do tego dorabiam dół i wręczamy nagrodę w wyścigu o armatę Almanachu Opolskiej Piłki Nożnej i Opolskiego Związku Piłki Nożnej. W niedzielę musi już być aktualna klasyfikacja – mówi sponsor nietypowej nagrody.
O klasyfikację dba oczywiście Marek Leja, członek Wydziału Gier Opolskiego Związku Piłki Nożnej.
Piłkarskich aktywności w życiu Marka Lei jest tyle, że wielu innym osobom nie starczyłoby trzech żyć, by spróbować się w choć małej części z nich. Ale to taki typ człowieka, któremu wciąż mało. Ciągle chce iść naprzód, snuje plany.
– Zajęć jest tyle, że trudno myśleć o czymś nowym. Pan Stefanko mnie namawia, żebyśmy robili coś o OZPN-ie czy jakieś jubileuszowe podsumowania dla klubów, w czym ma doświadczenie. Klubów jednak często nie stać na sfinansowanie takich wydawnictw, także wielu pasjonatów mających bogate materiały również stoi przed barierą finansową. Dzwonią też do mnie działacze z innych województw i mówią, że też by chcieli coś takiego jak nasz almanach, mieć wszystko zebrane w jednym miejscu. Na razie pracuję nad stroną internetową „Alamanchu Opolskiej Piłki Nożnej”. Strona będzie miała drugie życie. Będę tam dawał część statystyk, część będzie być może dostępna po zalogowaniu czy za drobną opłatą. Wkładam w to mnóstwo pracy i chcę, by jej efekty do ludzi docierały. Na razie to tylko strona informacyjna, by pokazać, co jest w almanachu i ułatwić jego kupno, ale pracuję już nad nową wersją – nie zatrzymuje się 56-latek.
Szymon Tomasik
Bohaterami cyklu „50 historii” byli wcześniej:
Jacek Paszulewicz – tekst POD TYM LINKIEMKamil Walczak – tekst POD TYM LINKIEM
Jerzy Rejdych – tekst POD TYM LINKIEM
Mateusz Cieśliński – tekst POD TYM LINKIEM
Leszek Zawadzki – tekst POD TYM LINKIEM
Filipe Felix – tekst POD TYM LINKIEM
Jacek Sobczak – tekst POD TYM LINKIEM
Przemysław Nadobny – tekst POD TYM LINKIEM
Norbert Pamfil – tekst POD TYM LINKIEM
Małgorzata Sarnat – tekst POD TYM LINKIEM