Aktualności

[50 historii] Drugie życie Norberta Pamfila. Nowotwór nie zabrał mu piłkarskich marzeń

PIŁKA DLA WSZYSTKICH30.10.2020 
Grzeczny i skromny chłopak z kujawskich Bożejewic może być inspiracją dla tysięcy osób codziennie walczących o powrót do zdrowia. Gdy miał 17 lat, wykryto u niego najbardziej zaawansowane stadium choroby nowotworowej. Dziś, cztery lata później, jest liderem drużyny, która zmierza po awans do A-Klasy, a on sam marzy, by choć „dziubnąć” w piłce coś więcej niż okręgówka. Poznajcie historię Norberta Pamfila, któremu piłka nożna najprawdopodobniej uratowała życie.

Lipiec 2016 roku. Juniorzy Gopła Kruszwica rozpoczynają przygotowania do kolejnego sezonu. Wśród nich również 17-letni Norbert Pamfil, jeden z najstarszych zawodników w grupie. Reszta jest nawet trzy lata młodsza. Mimo to Norbert odstaje od kolegów fizycznie i wydolnościowo. Ciągle kolka, nie daje rady. Także trener Dawid Żurawski zauważa, że coś jest nie tak. Po tygodniu treningów Norbert idzie do lekarza rodzinnego.

– Skierował mnie na badania krwi. I choć zwykle moje wyniki wyglądały dziwnie i odbiegały od normy, lekarza zaniepokoił poziom żelaza. Wypisał mi skierowanie do szpitala na dalsze badania, a żeby przyspieszyć sprawę, polecił trochę wszystko podkoloryzować historią o rzekomym zasłabnięciu. 29 lipca trafiłem do szpitala w Strzelnie. To było po południu. Kolejne badania krwi. Miałem podwyższoną wartość współczynnika CRP, co świadczyło o stanie zapalnym. Podejrzewano, że mogę przechodzić zapalenie płuc – wspomina Norbert.

Kolejne badanie, czyli RTG płuc, zasugerowało jednak coś innego.

– Zostałem po nim natychmiast przewieziony do Wojewódzkiego Szpitala Dziecięcego w Bydgoszczy. Lekarz, który zajął się mną w Strzelnie, był onkologiem. Wiedział, co się święci. Gdy przewożono mnie do Bydgoszczy, w Strzelnie pojawili się moi rodzice zapytać, co ze mną. Doktor od razu powiedział, co podejrzewa i te podejrzenia się później potwierdziły – dodaje.

W szpitalu dziecięcym spędził tydzień. Dostawał leki na zapalenie płuc, a y być pewnym diagnozy, wykonano biopsję węzłów chłonnych. Po tygodniu przyszedł wynik z Warszawy. Chłoniak Hodgkina. Złośliwy nowotwór w najbardziej zaawansowanym stadium IV B.

Trzeba było natychmiast rozpocząć walkę o powrót do zdrowia.

– Przyszła do mnie pani chirurg. Poinformowała mnie, jak wygląda sytuacja, czyli konieczność przewiezienia mnie do Szpitala Uniwersyteckiego im. Jurasza, na onkologię, tam operacja, a później perspektywa półrocznego leczenia. Rozmowa była krótka i treściwa. To był dla mnie szok. Dla rodziców także, choć oni już się chyba trochę oswoili przez weekend. Gdzieś z tyłu głowy miałem jednak piłkę. Pierwszym pytaniem, które zadałem pani chirurg po tym wszystkim, co usłyszałem, było właśnie to, czy będę mógł wrócić na boisko. Odpowiedziała, że jak najbardziej. To mnie zmotywowało – podkreśla zawodnik.

Piłka nie tylko była silnym bodźcem napędzającym do pozytywnego myślenia podczas leczenia i rekonwalescencji. Być może w ogóle uratowała życie młodego chłopaka.

– Gdyby nie treningi, prawdopodobnie o chorobie dowiedziałbym się dużo później. Być może już za późno… – nie ukrywa Norbert.

8 sierpnia trafił do „Jurasza”. Badania pozwalające dostosować dawki chemioterapii i sama chemioterapia.

– Guz w klatce piersiowej był większy od pięści. Umiejscowił się tak, że nie można było usunąć go operacyjnie. Uciskał mi prawe płuco, oddychałem właściwie jednym, lewym. Do tego miałem napady nocnych potów i gorączki. Sytuacja była bardzo poważna. Uświadomiłem sobie to dopiero w trakcie leczenia. Na początku nie byłem chyba tego świadomy, dopiero z czasem musiałem się gdzieś z tym oswoić i dowiedzieć się, jak to wygląda – mówi.

Leczenie trwało łącznie pół roku. Sześć cykli chemioterapii, radioterapia.

– Pierwszy miesiąc spędziłem w szpitalu Już na samym początku pojawiła się nieprzyjemna sytuacja i komplikacje. Pierwszego dnia chemioterapii miałem przyjąć trzy różne leki. Po dwóch pierwszych wszystko było OK. Trzeci lek mnie uczulił, co było bardzo rzadkim przypadkiem, zdarzającym się średnio u jednego na kilka tysięcy pacjentów. Tata musiał pojechał do Olsztyna i Krakowa po zastępczy lek, o wiele droższy i o wiele rzadszy. Później było nawet trudno go sprowadzić, by oddać tamtym placówkom – opowiada piłkarz.

Przez te pół roku Norbert z powodu obniżonej odporności właściwie nie wychodził z domu. Nie mógł spotykać się ze znajomymi, uczył się zdalne i w trybie indywidualnym, praktycznie bez bezpośredniego kontaktu z nauczycielami. Miał też zajęcia w szpitalu. Na szczęście zawsze był bardzo dobrym uczniem, więc nie miał problemu, by nadrabiać zaległości i zaliczać materiał. Oczywiście oglądał też mecze i grał w FIFĘ. Czasu było mnóstwo.

Za samo leczenie płacił Narodowy Fundusz Zdrowia, ale z powodu choroby Norberta rodzinie Pamfilów doszły inne wydatki. I tu z pomocą ruszyło środowisko piłkarskie, choć wcale nie ta finansowa okazała się najważniejsza.

– Pierwszy odezwał się Szymon Stolarski, dziś wiceprezes Unii Gniewkowo. Nie znaliśmy się nawet, po prostu usłyszał o mnie i mojej chorobie. Napisał, że chce pomóc i naprawdę zrobił bardzo dużo, za co jestem mu bardzo wdzięczny. Bardzo szybko zareagował też trener Żurawski i Gopło. Pomogli mi też mieszkańcy Kruszwicy, nie tylko związani z piłką, a także szkoła. Rozegrano specjalny turniej dla mnie. Szymon kontaktował się ze znanymi piłkarzami, którzy przekazywali pamiątki na aukcje, ale też prezenty dla mnie, co miało dla mnie ogromne znaczenie. Pieniądze na rehabilitację były oczywiście bardzo potrzebne, ale nie mniej ważna okazała się właśnie ta pamięć, kontakt z ludźmi, świadomość, że wiele osób ma mnie gdzieś z tyłu głowy. Pomagało mi to bardzo – stanowczo zaznacza Norbert.

Leczenie przebiegało pomyślnie. Nastolatek nabierał sił. Można było powoli zacząć myśleć o powrocie na boisko. Udało się po niecałym roku.

– Napędzała mnie ta perspektywa. Wróciłem latem 2017 roku, w okresie przygotowawczym, do juniorów Gopła. Początki były bardzo trudne. Padałem już w trakcie zwykłej rozgrzewki, ale z każdym treningiem było coraz lepiej. Niestety, po chorobie zagrałem tylko pół roku. Drużyna nam się posypała, trener odszedł do Goplanii Inowrocław, gdzie został szkoleniowcem pierwszego zespołu. Na rok odpuściłem. Niestety – żałuje dziś Norbert.

Szybko zaczęło mu futbolu brakować. Po roku, przed rundą wiosenną 2019 roku wrócił do treningów, ale już w barwach występujących w Klasie B Kujaw Markowice.

– Miałem blisko, bo to wioska obok moich Bożejewic, wiedziałem też, że będę miał szansę na regularną grę. Wybór był prosty – śmieje się.

Nie dość, że prosty, to najwyraźniej właściwy, bo dziś Kujawy są liderem w swojej grupie „ósmej Ligi Mistrzów” i obrały drogę na awans.

– Takie są cele. W sumie takie były już wtedy, gdy trafiłem do drużyny, ale czegoś jeszcze brakowało. Teraz udało się chyba wyeliminować nasze braki. Ekipa jest ze sobą długo, większość chłopaków gra ze sobą praktycznie dwa lata, znamy się dobrze. To jest ten sezon, by zaatakować A-Klasę. Atmosfera jest świetna, każdemu życzę gry w takiej drużynie. Zdecydowana większość piłkarzy to ludzie około 20-letni, chociaż mamy kilku chłopaków z większym doświadczeniem, co bardzo się przydaje. Zespół jest fajny i przyszłościowy – charakteryzuje swoją drużynę środkowy obrońca.

Od początku sezonu 2020/21 w pierwszym zespole Kujaw gra też Szymon Pamfil. To 15-letni brat Norberta.

– Zaczął trenować w lutym, latem dołączył do ligowej kadry. Trener stawia na młodych, Szymon dostaje szanse, przebija się. Widzę jego postępy, co też mnie dodatkowo mobilizuje. Widząc brata w akcji gra mi się lepiej i przyjemniej – cieszy się nasz bohater, który zaczyna wyrastać na kluczową postać zespołu.

– W tym sezonie trochę z przymusu zacząłem grać na środku obrony i z czasem zostało to do mnie przypisane. Moje boiskowe wizytówki to waleczność, determinacja, nieodpuszczanie. Nawet gdy łapię mnie już skurcze, walczę do ostatniej minuty. Zawsze taki byłem, denerwowałem się, gdy siedziałem na ławce. A pamiętam w Gople taki czas, że byłem na każdym treningu, a nie grałem, bo byłem młodszy. Wyrobiłem w sobie wtedy taką postawę, że zawsze chcę na treningu pokazać więcej niż inni. A typowo piłkarskie atuty? Wzrostu nie mam. Może szybkość? Coraz lepiej też czytam grę, ustawiam się na boisku. Z każdym meczem widzę większe doświadczenie, co przekłada się na umiejętność dyrygowania drużyną. Na początku miałem w tym braki, nie potrafiłem krzyknąć na kogoś, zawołać, ustawić. Teraz stałem się trochę liderem drużyny, co dostrzegają nawet osoby spoza zespołu – twierdzi 21-latek.

Dziś, w przeciwieństwie do okresu intensywnego leczenia choroby nowotworowej, na nudę i brak zajęć z pewnością nie narzeka. Na co dzień Norbert mieszka w Toruniu, gdzie pracuje i zaocznie studiuje logistykę. Do tego popołudniami i w weekendy piłka.

– Nie jest łatwo to wszystko pogodzić, ale staram się, żeby wszędzie być. Na treningu jestem minimum raz w tygodniu, najczęściej jestem dwa razy. Pracę mam tak ułożoną, że mogę bezpośrednio z niej podjechać na dworzec, wsiąść w pociąg i z Torunia podjechać do Inowrocławia, skąd zawsze mnie ktoś odbierze i dowiezie na trening. Robię, ile mogę, żeby być w formie. Autem pewnie byłoby łatwiej, ale nie mam samochodu. Pociąg jedzie tylko pół godziny, nie jest źle – mówi piłkarz.

Na awansie do Klasy A jego ambicje się nie kończą.

– Gdzieś tam z tyłu głowy, ale bardziej jako marzenie niż cel, jest chęć spróbowania swoich sił wyżej. Ze wszystkich rzeczy, które robię, gra w piłkę sprawia mi największą przyjemność. Stawiam ją w pierwszym rzędzie. Dużo bym dał, żeby nawet za kilka lat, nawet niedługo, pograć na wyższym poziomie niż okręgówka. Wiadomo, nie zawsze można to łączyć z innymi sprawami. Jest praca, inne obowiązki i czasami trudno je pogodzić z półprofesjonalnym choćby uprawianiem sportu, ale wciąż piłkę traktuję jako coś więcej niż hobby na zasadzie: pojadę sobie na trening i pokopię z kumplami. Kręci mnie rywalizacja, adrenalina, nie odpuszczam. Chciałbym coś jeszcze dziubnąć z tej piłki – zaznacza Pamfil.

Goniąc za marzeniami musi jednak pamiętać o najważniejszym. O zdrowiu. Choroba, na którą zapadł w wieku 17 lat, bywa podstępna i nieprzewidywalna. Przez pięć lat od zakończenia leczenia konieczne są regularne badania. Na początku robiono je co półtora miesiąca. Badania krwi, usg, tomografy. W drugim i trzecim roku wystarczały już wizyty kontrolne co trzy miesiące. Teraz Norbert teoretycznie powinien być kontrolowany co pół roku, ale z uwagi na zaawansowane stadium choroby, gdy ją wykryto, wciąż jeździ do Bydgoszczy co trzy miesiące.

21-latek w swoim życiu przeszedł bardzo wiele. Były chwile dramatyczne, ale i mnóstwo życzliwości i optymizmu.

– Mogę powiedzieć, że w jakiś sposób dostałem drugie życie. Zmieniło się postrzeganie wielu spraw. Leczenie to było ciężkie pół roku. Bardzo ciężkie. Przemknęły przed oczami różne sytuacje. Nie wszyscy, których w tym czasie spotkałem, mieli tyle szczęścia, co ja. Nie wszyscy wyszli ze szpitala… Dziś wiem już też, że piłka zawsze musi gdzieś być w moim życiu, a i w ramach rewanżu za to, co dzięki niej mnie spotkało, uważam, że powinienem jej oddać odrobinę siebie – deklaruje Norbert Pamfil.

Szymon Tomasik

Bohaterami cyklu „50 historii” byli wcześniej:

Jacek Paszulewicz – tekst POD TYM LINKIEM
Kamil Walczak – tekst POD TYM LINKIEM
Jerzy Rejdych – tekst POD TYM LINKIEM
Mateusz Cieśliński – tekst POD TYM LINKIEM
Leszek Zawadzki – tekst POD TYM LINKIEM
Filipe Felix – tekst POD TYM LINKIEM
Jacek Sobczak – tekst POD TYM LINKIEM
Przemysław Nadobny – tekst POD TYM LINKIEM

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności