Aktualności
[100 meczów na 100-lecie PZPN] Żyrzyniak Żyrzyn – Wodniak Piotrawin-Łaziska (100/100)
10 listopada 2019, godz. 14:00, 15. kolejka lubelskiej Klasy A (grupa Lublin II), Żyrzyn, ul. Tysiąclecia 29.
ŻYRZYNIAK ŻYRZYN – WODNIAK PIOTRAWIN-ŁAZISKA 2:3.
MECZ NR: 100/100.
PRZEJECHANE KILOMETRY: 144. Na koniec nie szarżowaliśmy. W porównaniu z niektórymi pokonywanymi podczas akcji dystansami, takie niecałe 150 kilometrów to w zasadzie rozgrzewka.
TEMPERATURA: 10 stopni Celsjusza. Plus deszcz gratis. Dodamy, że przez cały rok podczas podróży towarzyszył nam w bagażniku parasol. Oczywiście tym razem zapomnieliśmy go tam wrzucić. Trudno, czasem nawet lubimy trochę zmoknąć i zmarznąć na meczu. W przeciwieństwie do pana bramkarza gości.
BILETY: Brak.
SPIKER: Jest, na swoje szczęście (a na nasze nieszczęście, bo nie mogliśmy uwiecznić rezydenta na sensownej fotografii) schowany pod dachem w przejściu między szatniami.
Znak rozpoznawczy – podczas wejścia piłkarzy i sędziów na murawę z głośników na stadionie w Żyrzynie płynie… „Sen o Warszawie”.
CATERING: Gospodarze nie zapewniają, grill czeka chyba na lepszą pogodę.
Perfekcyjnie przygotowani do zajęć pojawili się za to w Żyrzynie goście. Piłkarze i kibice przyjechali jednym autokarem. Należycie wyposażeni w długą, wyczerpującą, 38-kilometrową podróż. Był posiłek regeneracyjny, a sprawne oko dostrzeże na zdjęciu także coś na trawienie…
W dodatku życzliwy szef kuchni chętnie częstował przywiezionymi smakołykami.
Niestety, na strawie nasze uczestnictwo w degustacji musieliśmy zakończyć. Toast z okazji finału akcji „100 meczów na 100-lecie PZPN” wznieśli niezmotoryzowani…
TABLICA WYNIKÓW: Brak.
TOALETA: Prawdopodobnie w szatni, ale nie sprawdzaliśmy.
Dość długo zastanawialiśmy się, gdzie zakończyć nasze piłkarskie Tour de Pologne i w końcu wydumaliśmy, że chyba nie może być lepszego miejsca na zwieńczenie akcji „100 meczów na 100-lecie PZPN” niż ostatni na alfabetycznej liście klubów w Polsce Żyrzyniak Żyrzyn.
– Nazwę mamy taką, że niektórzy sobie język łamią. Dzięki niej trafiliśmy chyba nawet kiedyś do telewizji śniadaniowej – śmieje się dowodzący klubem od niespełna roku Zbigniew Kowalczyk, który funkcję prezesa przejął od zasłużonego nie tylko dla Żyrzyna działacza sportowego Jana Góry.
Góra był prezesem Żyrzyniaka 13 lat. Pracował także między innymi jako przewodniczącym wojewódzkiego związku LZS-u. Ze względu na wiek przekazał pałeczkę młodszym, choć wciąż jest aktywny i żyje klubem.
Jego następca śmieje się, że kierowanie nawet stosunkowo niewielkim klubem to jest łatwy kawałek chleba.
– Prezes ładnie brzmi, gdy się to słyszy stojąc z boku, a to jest mnóstwo pracy społecznej, za którą ma się tylko satysfakcję chłopaków i tę największą – radość dzieciaków. Jak się patrzy na nich, gdy przychodzą do nas grać w piłkę i nie potrafią się poruszać i biegać, a potem człowiek obserwuje ich rozwój z miesiąca na miesiąc. Stają z dziećmi chłopakami, z chłopaków mężczyznami. To jest cała pensja prezesa – podkreśla Kowalczyk.
Kiedyś też grał w piłkę, ale do wieku juniora. Później różne koleje losy spowodowały, że przestał.
– Mam dużą satysfakcję, że gra mój syn, chociaż teraz leczy poważną kontuzję. 1 września zerwał więzadła krzyżowe w kolanie. Rocznik 2000. Za młody na taką kontuzję, bo nie zawsze się po czymś takim wraca. Przeszedł operację, jesteśmy dobrej myśli – mówi z ojcowską troską.
Leczenie i rehabilitacja sporo kosztują, a klub – i Żyrzyniak nie jest tu wyjątkiem – niestety nie może sobie pozwolić, że wspomóc zawodników w takich chwilach.
– Działamy na takich budżetach, że czasem zawodnik w III lidze przez rok zarobi więcej niż my mamy na cały klub, czyli trzy drużyny młodzieżowe i seniorów. Naszym głównym sponsorem jest Gmina Żyrzyn. Zawsze mieliśmy poparcie ze strony władz lokalnych. Wieloletni wójt Andrzej Bujek jest jednym z założycieli klubu. Wspierają nas też Azoty Puławy, czasem uda się coś pozyskać od drobnych sponsorów. Cieszymy się z każdego wsparcia, bo to znak, że ludzie widzą i doceniają naszą pracę – podkreśla prezes. – Nie mamy chorych ambicji. Co z tego, że znalazłby się sponsor, zapłacił i ściągał zawodników. Żeby kogoś do drużyny wstawić, trzeba komuś podziękować. A po roku czy dwóch sponsor się rozmyśli i swoich już nie ma, bo się zniechęcili. Oczywiście, po to się w sporcie rywalizuje, by próbować wspinać się w górę. Bez sensu byłoby z góry zakładać, że stoimy w miejscu, w którym jesteśmy. Chciałbym to jednak budować mądrze, poprzez swoich wychowanków. Iść po tej drabinie co szczebel, a nie skakać co trzy, bo potem się spada, a upadek bywa bolesny. Mamy młodą drużynę. Gramy czterema młodzieżowcami, ale jest też trzech zawodników po trzydziestce. Jestem zwolennikiem gry ofensywnej. Tracimy najmniej bramek, ale chciałbym, żebyśmy trochę więcej strzelali – dodaje Kowalczyk.
Jak na ten poziom rozgrywek Żyrzyniak dysponuje bardzo dobrą infrastrukturą. Boisko do gry przygotowane wzorowo, a piękna zielona trawa nie dała się nawet letniej suszy.
– Zdarzało się, że przychodziliśmy ją podlewać o północy, bo w ciągu dnia nie można było – wspomina prezes Żyrzyniaka.
Miejscowi piłkarze mogą też korzystać z sąsiadującej ze stadionem, oddanej w tym roku hali sportowej. Będzie gdzie przepracować zimę.
Wyniki sportowe nie są jednak jedynym celem środowiska piłkarskiego w Żyrzynie.
– Za chwilę będzie mijał rok mojej prezesury i jestem zadowolony, że udało mi się przyciągnąć do klubu rodziców. Widzę, że całe pokolenia przywożą dzieci na treningi, oglądają mecze, przeżywają. Wyszli z domów. Są rodzice, są dziadkowie. Świta mi pomysł, by coś z tym zrobić, popracować nad integracją wielopokoleniową. Sport jest bardzo ważny, ale nie jako osiągnięcia sportowe. Integracja ludzi – to powinno mu przede wszystkim przyświecać. Sport to doskonałe narzędzie, by zmobilizować do wspólnego działania – opowiada Zbigniew Kowalczyk.
Żyrzyniak w obecnej formie organizacyjno-prawnej powstał w 1993 roku. Sportowe tradycje są tu jednak znacznie dłuższe. W przyszłym roku ma zostać wydany album z okazji 70-lecia sportu w Gminie Żyrzyn.
– Będą w nim przedstawione osoby z tym sportem związane. Także zawodnicy, bo to nie są tylko historie z boiska, ale przede wszystkim te życiowe. Spory udział będzie miał na pewno Jan Góra, którego wiedza historyczna jest dość duża, ale to nie będzie jednoosobowy projekt. Chcemy zaangażować więcej osób. Ten klub miał zawsze szczęście do ludzi, szczęście do trenerów. Jarek Grodek, zawodnik Motoru Lublin z jego pierwszoligowych czasów w latach 90., Paweł Zając, którego nazwisko też sporo w lubelskiej piłce znaczy czy obecny szkoleniowiec Mariusz Abramczyk. Nie przychodzili do nas tylko odbębnić robotę, skasować i wrócić do domu. Ludzie z pasją – cieszy się prezes Żyrzyniaka. – Inaczej być nie może, biorąc pod uwagę zarobki trenerów. Wszystko się w polskiej piłce profesjonalizuje pod względem wymogów, ale pod względem finansowym, zwłaszcza na takim poziomie, to już nie bardzo – nie ukrywa.
Szymon Tomasik