Aktualności
[100 meczów na 100-lecie PZPN] Unia Wapno – Polonia Chodzież (16/100)
W 2019 roku, z okazji 100-lecia PZPN, oglądamy i zachęcamy do obejrzenia na żywo 100 oficjalnych, rozgrywanych w Polsce spotkań. Jak było na jednym z nich? Zapraszamy do lektury!
31 marca 2019, godz. 14:00, 18. kolejka wielkopolskiej klasy okręgowej (grupa Piła), Wapno, ul. Sportowa 32.
UNIA WAPNO – POLONIA CHODZIEŻ 3:1 .
MECZ NR: 16/100.
PRZEJECHANE KILOMETRY: 77. Tym razem z dobrodziejstw autostrad korzystać nie trzeba było. Podróż krótka, raczej bocznymi drogami, przy pięknej pogodzie. Pozytywnie nastrajająca przed piłkarskim widowiskiem.
TEMPERATURA: 12 stopni Celsjusza.
BILETY: Brak.
SPIKER: Brak. Piękna budka stojąca obok trybuny od kilku lat stoi niezagospodarowana.
Niestety, wieloletni rezydent zmarł i nie ma komu przejąć jego obowiązków… – Młodzież średnio się garnie. Umarł spiker, umarł wiceprezes, moja prawa ręka, klubowy człowiek-orkiestra. Zostali weterani. Młodzież niestety zaczyna rozmowę od pytania „za ile”. Nie mam jednak o to pretensji. My mamy emerytury, możemy sobie pozwolić, żeby czas i energię poświęcić temu, żeby tu coś zostało – mówi prezes Unii Henryk Rogalski.
CATERING: W otwartej sprzedaży brak. Pan prezes poczęstował jednak wyciągniętym spod lady (dosłownie, bo rozmawialiśmy w klubowej kawiarence) pysznym domowym ciastem autorstwa szanownej pani prezesowej.
W kawiarence podobało nam się jednak nie tylko ciasto, ale też dzieło miejscowego artysty.
TABLICA WYNIKÓW: Brak.
TOALETA: Można skorzystać w kawiarence, zapewne również w budynku z szatniami. Nas jednak najbardziej zaintrygował najstarszy tego typu przybytek na stadionie Unii.
Niestety, nieczynny…
Historia piłki nożnej w Wapnie, podobnie jak historia samej miejscowości, nieodłącznie związana jest z miejscową kopalnią. Najpierw wydobywano tu gips, później odkryto zalegające pod nim pokłady soli. Ogromne. Najwyższej jakości, prosto spod świdra nadającej się do spożycia. W Wapnie wydobywano dwa tysiące ton soli dziennie. W połowie XX wieku pokrywała połowę polskiego zapotrzebowania na ten surowiec, eksportowano ją też do 17 krajów świata, w tym na przykład do Nigerii. Miejscowość rozkwitała, ludziom żyło się tu świetnie. Aż do 1977 roku, gdy doszło do jednej z największych katastrof górniczych w historii Polski. Od sierpnia do października dosłownie pod ziemię zapadło się niemal pół miejscowości – 23 domy mieszkalne i 19 innych budynków oraz fragment linii kolejowej z Gniezna do Nakła nad Notecią. Szczęśliwie nie był to proces gwałtowny. Nikt nie ucierpiał, rodziny miały czas, by przetransportować dobytek. Kopalnię i miasto próbowano jeszcze ratować, budując sześciokilometrowy rurociąg i pompując nim pod ziemię wodę z Jeziora Czeszewskiego, ale natura, wcześniej poważnie naruszona żądną kolejnych rekordów wydobycia ręką człowieka, nie dała się już okiełznać. Od 1977 roku Wapno jest innym miejscem. Młodzi ludzie rzadko wiążą z nim swoją przyszłość, zwłaszcza że ta jest niepewna dla całej miejscowości. Nie wiadomo, czy kiedyś znów ziemia nie zacznie się tu osuwać… Po kopalni została jeszcze jedna pamiątka – górująca nad okolicą siedziba dawnych młynów solnych.
W kopalni, dzięki której w dużej mierze w 1928 roku wybudowano w Wapnie stadion, pracował też prezes Rogalski. – 13 lat pod ziemią, jako górnik-elektryk – precyzuje. Z urodzenia wapnianin, po katastrofie dostał mieszkanie w pobliskim Damasławku (rodzinna miejscowość Karola Linettego), gdzie mieszka do dziś. Na czele Unii stoi od 27 lat. Wcześniej grał tu w piłkę. – Teraz to w Wapnie jedyna rozrywka – nie ukrywa. A i z niej czasem niewielu korzysta. Kameralna trybuna, wybudowana – jak większość infrastruktury na stadionie – w czynie społecznym, rzadko się wypełnia.
Na meczu z Polonią frekwencję ratowali nieco kibice z prawie 20-tysięcznej Chodzieży. Unia ma jednak swoich wiernych fanatyków, na których zawsze może liczyć.
Można ją też stawiać jako wzór zarządzania małym klubem. Działacze nie wyciągają z krzykiem ręki po rybę do samorządu (choć i tak ją dostają – 70 tys. zł rocznie). Wolą ją złowić, w dodatku wędką, którą sami sobie wystrugali.
– Jak mamy pieniądze, inwestujemy je w infrastrukturę – podkreśla Henryk Rogalski. W 2006 roku na terenie stadionu stanął kameralny hotelik z miejscami noclegowymi dla 26 osób, z pełnym zapleczem gastronomicznym i socjalnym. – Gmina dała na niego tylko 30 tysięcy złotych. Resztę dołożyli sponsorzy. Mocno pomagał nam wtedy Lechpol, do dziś wspierający Unią, ale już raczej symbolicznie. Ogrom społecznej pracy włożyli też działacze i mieszkańcy. I dziś żyjemy z tego hoteliku. Na ten rok mamy już zaplanowanych siedem obozów sportowych. Przyjeżdżają drużyny z Gniezna, był Chemik Bydgoszcz, Brzoza koło Bydgoszczy, Medyk Konin. Organizujemy też szkolenia. Serwujemy bardzo dobre jedzenie. Klienci wracają. Hotel jest na mocy umowy przekazany nam przez gminę i wszystkie pieniądze, która tu zarobimy, zostają w klubie. Gmina chce tylko wiedzieć, co z tymi pieniędzmi zrobiliśmy. I to wszystko. Obiekt utrzymujemy my, za prąd, wodę i ścieki płacimy my. Malujemy, konserwujemy. Dbamy – wylicza prezes.
Na stadionie są dwa pełnowymiarowe naturalne boiska (to treningowe oświetlone), a kilka lat po hotelu, już za pieniądze samorządu i Unii Europejskiej, stanął budynek z szatniami, biurem i magazynem.
W Wapnie jest też pełnowymiarowa hala sportowa. – Brakuje orlika ze sztuczną nawierzchnią. Może kiedyś będzie. Gdyby subwencja oświatowa wystarczała na pokrycie kosztów nauczania, a gmina to co wypracuje, mogła przeznaczać na inne cele, byłaby zupełnie inna rozmowa… Edukacja to powinno być zadanie państwa. Gminy powinny robić drogi, chodniki, stadiony, boiska – uważa Rogalski.
Unia nie ma w gminie konkurencji. Nie ma tu żadnego innego klubu, także z innych dyscyplin. Jeśli więc ktoś chce uprawiać sport, gra w piłkę.
– Gmina Wapno liczy około 3200 mieszkańców, a my mamy setkę zawodników. Pięć drużyn w jednej sekcji. W zespole seniorów grają przede wszystkim nasi wychowankowie – mówi prezes, który nie ukrywa, że Unii dobrze w okręgówce. – Żadnych awansów. Byliśmy w IV lidze dwa razy. Trzeba ściągać zawodników, szukać pieniędzy, żeby zwrócić im je chociaż za dojazdy. Nie, nie, to nie dla nas. Gdyby przyszedł ktoś, kto zadeklaruje, że przez 10 lat będzie wykładał pieniądze i to utrzymywał, wtedy tak. Można myśleć. W przeciwnym wypadku to nie ma sensu…
Szymon Tomasik