Aktualności
[100 meczów na 100-lecie PZPN] Star Starachowice – OKS Opatów (37/100)
W 2019 roku, z okazji 100-lecia PZPN, oglądamy i zachęcamy do obejrzenia na żywo 100 oficjalnych, rozgrywanych w Polsce spotkań. Jak było na jednym z nich? Zapraszamy do lektury!
11 maja 2019, godz. 17:00, 25. kolejka świętokrzyskiej ligi okręgowej, Starachowice, ul. Szkolna 14.
STAR STARACHOWICE – OKS OPATÓW 2:0.
MECZ NR: 37/100.
PRZEJECHANE KILOMETRY: 52, z oglądanego wcześniej meczu w Lipsku. Czasu było mnóstwo, więc mogliśmy sobie nieśpieszno podziwiać przydrożne atrakcje, jak choćby zamek w Iłży, oczywiście również tamtejszy stadion (kilka lat temu oglądaliśmy na nim mecz) czy nitkę Starachowickiej Kolei Wąskotorowej. Niestety, sezon SKW niekoniecznie pokrywa się z sezonem piłkarskim i szans na zobaczenie pociągu leniwie snującego się po torach nie było. Pierwsza okazja dopiero 1 czerwca.
Cały rok za to, w różnych punktach Starachowic można podziwiać symbole tego miasta – produkowane tu kilkadziesiąt lat samochody. Marki Star rzecz jasna.
Piłkarski Star grał nawet niedawno ze Starem na koszulkach.
Nosilibyśmy.
TEMPERATURA: 23 stopnie. Chyba pierwszy raz w tym maju poczuliśmy się na meczu jak w maju czuć powinniśmy. Pięknie słoneczko przygrzewało.
BILETY: 5 zł.
W cenie biletu program meczowy, ale trzeba się upomnieć.
Przepraszamy za obecny stan programu. Dostaliśmy wyprasowany i wykrochmalony.
Byłoby jednak zbyt nudno, gdybyśmy po prostu kupili bilet w kasie (zresztą bardzo szacownej)…
… i poszli oglądać mecz. Nie tym razem. Najpierw ucięliśmy sobie pogawędkę z obsługą.
Panowie – działaczowska klasyka w najlepszym tego słowa znaczeniu.
Gdy już uznaliśmy, że dyskusję trzeba powoli kończyć (a gdybyśmy tylko chcieli, tematów nie zabrakłoby do końca spotkania, a może i weekendu) włożyliśmy bilet w program, taki zestaw do kieszeni i ruszyliśmy na obchód, napawać oczy widokiem pięknego podupadającego starachowickiego kolosa. Na łuku zachciało nam się coś sprawdzić w programie, wyciągamy zestaw, a tam nie ma biletu. Cóż było robić, trzeba się cofnąć kupić drugi, pamiątka musi być. Wróciliśmy, wydaliśmy kolejne 5 złotych, tym razem bilet już schowaliśmy w znacznie bezpieczniejsze miejsce i wróciliśmy na z góry upatrzone pozycje. Skończył się mecz, wychodzimy ze stadionu bramą po drugiej jego stronie…
… patrzymy, a tam przed nią leży... Nieee, nie nasz pierwszy bilet. Leży 5 złotych.
SPIKER: Pan Rafał Roman, dziennikarz „Tygodnika Starachowickiego”.
Szanowni Państwo, tego się nie da opisać, tego trzeba posłuchać. I to na żywo. Zachowaliśmy wprawdzie próbkę dla potomnych, ale nie chcemy psuć zabawy. Generalnie – pan Rafał prawdopodobnie dałby radę z pogrzebu zrobić wesele. Styl kwiecisty, nasycony entuzjazmem i fantazją. Niepodrabialny. Czuliśmy się jak na finale Ligi Mistrzów, a nie meczu świętokrzyskiej okręgówki.
A oto siedziba pana Rafała.
CATERING: Brak. Dokładnie naprzeciwko wejścia na stadion stoi duży sklep, więc wygłodniali mogą szukać szczęścia tam.
TABLICA WYNIKÓW: Brak. Panowie obsługujący kasę wskazali nam wprawdzie miejsce, gdzie kiedyś był zegar, ale nie znaleźliśmy po nim śladu.
TOALETA: Nie zauważyliśmy, ale wyroków ferować nie będziemy, bo może akurat podświadomie zauważyć nie chcieliśmy.
Starachowice stawiają na młodość. W 2014 roku o mieście zrobiło się głośno w całej Polsce, gdy jego prezydentem został 25-letni wówczas Marek Materek. Również sędziwym Starem (klub powstał w 1926 roku) zarządzają ludzie około trzydziestoletni. Prezesa Emila Krzemińskiego nie mieliśmy przyjemności poznać z powodu jego nieobecności na meczu z OKS-em. Obowiązki gospodarza pełnił wiceprezes Rafał Obrębski, któremu przekazaliśmy tradycyjny proporczyk akcji „100 meczów na 100-lecie PZPN”.
Wygląda na to, że – tak jak miastu – władza w rękach młodych ludzi wychodzi klubowi na dobre. Dzięki wygranej z OKS-em Star zapewnił sobie awans do IV ligi, gdzie po raz ostatni rywalizował w sezonie 2002/03. Później były długie lata w Klasie A i okręgówce, aż wreszcie coś drgnęło. Co więcej – IV liga ma być tylko przystankiem w drodze do III ligi, a docelowo może i wyżej. W 2018 roku hojniej zaczęła wspierać klub przeżywająca okres prosperity Specjalna Strefa Ekonomiczna Starachowice. Oczywiście, opieranie długofalowych planów i budżetu w oparciu o jednego sponsora, w dodatku z polityką w tle, to nie jest rozwiązanie idealne, ale skoro na lepsze nie ma widoków, trzeba posłuchać Krzysztofa Zalewskiego, który w ekipie Męskie Granie Orkiestra śpiewa: „Ja nie chcę iść pod wiatr, gdy wieje w dobrą stronę”.
Młodość młodością, ale Star jest też silnie związany z czymś starym. Swoim stadionem. Obiekt praktycznie nie zmienił się od 1961 roku. Przykładając do niego miarę współczesnych standardów oraz potrzeb miejscowego klubu, jest po prostu przestarzały i za duży. Co nie zmienia faktu, że – jak na nasz gust – przepiękny!
Jeśli Star chce rzeczywiście grać wyżej niż w IV lidze, miasto musi poszukać pieniędzy na remont. I to solidny. Kilka miesięcy temu głośno w Starachowicach i nie tylko było o planach sprzedaży stadionu oraz rzecz jasna terenu, na którym stoi, pod działalność komercyjną i budowy nowego obiektu w innym rejonie miasta, ale po głośnych i zdecydowanych protestach kibiców i mieszkańców chyba ostatecznie ten pomysł zarzucono. Tak czy inaczej – ogromnie cieszymy się, że udało nam się zobaczyć stadion Staru w jego obecnym kształcie. Warto jeszcze w tym miejscu przypomnieć, że w 2001 roku rozegrano tu spotkanie o Superpuchar Polski.
Ten mecz oraz złote czasy dla piłki w Starachowicach (w latach 70. Star grał w ówczesnej II lidze, czyli na drugim szczeblu rozgrywek, w sezonie 1978/79 będąc o krok od awansu do I ligi) doskonale pamięta pan Stasiu. To miejscowa legenda, symbol klubu i człowiek, którego wszyscy na stadionie doskonale znają.
– Panie, kiedyś to tu było oblężenie. Cała Kielecczyzna tu przyjeżdżała! – wspomina pan Stasiu, którego starachowicka młodzież, w towarzystwie której oglądaliśmy większość spotkania, nazwała pierwszym polskim groundhopperem. Pan Stasiu podobno już w latach 60. potrafił pojechać na mecz do Świnoujścia, gdzie zresztą zagląda do dziś. – Mieszka tam mój kolega. Mam pierwszą grupę inwalidzką, wsiadam w pociąg i jadę. Zresztą cała Polska mnie zna. Tu pojadę czy tam, nad morze czy na Mazury, słyszę: „O, Stanisław przyjechał!” – opowiada najwierniejszy chyba kibic Staru. Jego obecność na każdym meczu domowym i wyjazdowym („z kolegą, samochodem”) to, jak się zapewne Państwo domyślają, oczywistość. Piłkarskie horyzonty pana Stasia sięgają jednak znacznie szerzej. Panowie, z którymi rozmawialiśmy przy wejściu, twierdzą, że pan Stasiu przechowuje dość osobliwe pamiątki w postaci… butów Antoniego Piechniczka i Ryszarda Kuleszy. Zapytany o to sam zainteresowany kluczył, kluczył i jednoznacznej odpowiedzi nie udzielił… Nie wiemy więc, czy prawda to, czy legenda. Ale czy to w sumie ma większe znaczenie?
Szymon Tomasik