Aktualności

[100 meczów na 100-lecie PZPN] Sanovia Lesko – Sitowianka Budy Łańcuckie (47/100)

PIŁKA DLA WSZYSTKICH08.06.2019 

W 2019 roku, z okazji 100-lecia PZPN, oglądamy i zachęcamy do obejrzenia na żywo 100 oficjalnych, rozgrywanych w Polsce spotkań. Jak było na jednym z nich? Zapraszamy do lektury!

1 czerwca 2019, godz. 10:00, 15. kolejka III ligi kobiet (grupa podkarpacka), Lesko, al. Jana Pawła II 1a.

SANOVIA LESKO – SITOWIANKA BUDY ŁAŃCUCKIE 8:0.

MECZ NR: 47/100.

PRZEJECHANE KILOMETRY: 413, z czego większość dzień wcześniej do Sanoka, który był weekendową bazą wypadową na cztery zaplanowane w okolicy spotkania.

TEMPERATURA: 24 stopnie Celsjusza. I pełne słońce. Wygrzaliśmy się jak należy i nieco zarumieniliśmy. Na szczęście bez bolesnych konsekwencji.

BILETY: Brak. Z pustymi rękami jednak z Leska nie wyjechaliśmy. Klubowe gadżety były.

SPIKER: Brak. Jeśli nie liczyć „nakręcacza” zabawy na odbywającym się za płotem Dniu Dziecka połączonym z biegiem i marszem nordic walking, których trasa wiodła między innymi przez leski stadion.

CATERING: Brak. Na szczęście pora była tużpośniadaniowa, więc nie była to nawet najmniejsza niedogodność.

TABLICA WYNIKÓW: Brak, ale spodziewaliśmy się takiego obrotu sprawy, bo byliśmy na stadionie w Lesku trzy lata temu (nieszczęśliwie akurat w tamten weekend nie odbywał się na nim mecz) i mieliśmy jako takie rozeznanie. Skoro nie ma tablicy, to pokażemy chociaż wejście.

No i rzecz jasna przeuroczy sektor dla gości.

Od wielu lat nikt do niej jednak kibiców nie wpuszcza, ale na szczęście nikt stadionowego zabytku nie rusza. I oby stał sobie w świętym spokoju jak najdłużej.

Szkoda, że grano na sztucznym, bocznym boisku.

Na szczęście trybuna jest wspólna dla obu.

TOALETA: W budynku klubowym.

 

Sanovia Lesko to jeden z najstarszych klubów na Podkarpaciu. W tym roku obchodzi 96. urodziny. Trzy lata temu podjęto decyzję, dzięki której klub dostał nową szansę i bodziec do rozwoju. Choć „dostał” jest chyba słowem niewłaściwym. Sam o nią zawalczył. Rękami, głową i sercem Zbigniewa Paszkowskiego.

– Złożyliśmy aplikację do Rządowego Programu „Klub”. Projekt przeszedł. Założyliśmy w nim konkretną liczbę młodzieży, na potrzeby której przeznaczymy pieniądze. A z chłopakami jest jak jest. Przestali chodzić. Trener się nie podobał czy coś. Różnie... Chcieliśmy być uczciwi, nie kręcić przy rozliczaniu projektu, trzeba było działać. Poszukaliśmy kandydata na trenera, zrobiliśmy nabór. Chłopaków zero. Mówię więc do kumpla, nauczyciela: „Słuchaj, a może byśmy z dziewczynami spróbowali?”. Dałem ogłoszenia na Facebooku. Na pierwszy trening przyszło osiem dziewczyn. Po tygodniu przyszły następne, znów następne. Wypadały, dochodziły. Kręciło się – opowiada społecznik i działacz, były radny i prezes Sanovii, dziś formalnie pracujący w klubie jako sekretarz.

Obiecujące początki pionierskiej drużyny kobiecej w promieniu kilkudziesięciu kilometrów rozbudziły apetyty.

– Kończył się kwiecień i pytamy: „Dziewczyny, co robimy? Startujemy w lidze?”. „Startujemy!”. Bez pieniędzy! – podkreśla Paszkowski. Celem lepszego zobrazowania finansowych realiów, w jakich przyszło działać, warto tu odnotować, że z kasy gminy Lesko Sanovia na 2019 rok otrzymała 54 tys. zł. Na cztery drużyny piłkarskie i dwie szachowe. W dodatku z tych środków trzeba spółce Sport Lesko płacić 400 zł miesięcznie za użytkowanie obiektów. – Wcześniej było to 500 zł, jeszcze wcześniej 700 zł – precyzuje Paszkowski.

Nie było innej rady jak szukać niezbędnych środków w innych miejscach. Zwłaszcza, że potrzeby są duże. Choćby na same wyjazdy. Najbliższy ligowy rywal, Izolator Boguchwała, to 80 kilometrów. Na mecz do Pysznicy trzeba jechać 170 kilometrów. Także dla innych zespołów wyprawa do Leska to wyzwanie. Sitowianka połączyła ją z wypadem w Bieszczady. Po meczu zawodniczki i wspierające je grupka kibiców wyruszali do Soliny. Niestety, bez choćby jednego strzelonego w tym sezonie gola…

– Napisałem wniosek do projektu „Decydujesz, pomagamy” Fundacji Tesco. Sukcesem był już fakt, że przez komisję grantową zostaliśmy zakwalifikowani do pierwszej trójki. W niej rywalizacja ze szkółką piłkarską Wilczki, która trenuje na tym samym boisku. Czyli z kolegami. O naszych dziewczynach prawie nikt nie słyszał. Trzeba było się jakoś promować. Dziewczyny za własne pieniądze kupiły czerwone bluzy z napisem Sanovia Lesko i herbem klubu. Ubrane w nie stanęły przy sklepie Tesco w Lesku i prosiły o głosy. I dostaliśmy 5 tysięcy złotych. To były pierwsze pieniądze, jakie klub dostał na drużynę dziewczyn. Trochę się trenerowi zapłaciło, kupiło trochę sprzętu i trochę zostało na wyjazdy. Ale to wciąż mało. Pojawiły się pretensje od rodziców, że sezon się zaczyna, a nie ma nawet na buty. Byłem całkowicie zrezygnowany. Makabra. Ale się nie poddałem. Szukanie dalej. I jakoś daliśmy radę. Napisałem wniosek do PGE i znów się udało. Dali pieniądze. Po roku powtórzyłem, dostaliśmy nawet więcej. Przed tym sezonem już jednak tego grantu nie otrzymaliśmy. Wiadomo, że takich potrzebujących jak my jest w całym kraju mnóstwo, a pula pieniędzy do podziału nie jest nieograniczona. I bieda. I co zrobić? A trzeba było nawet kupić nowe stroje, bo w tych z logo PGE nie mogliśmy już korzystać. Ale trzymamy je, mam nadzieję, że w przyszłym roku znów będziemy współpracować. Nowe dostaliśmy od europosłanki Elżbiety Łukacijewskiej. Też pisałem w tej sprawie do kogo się dało. W końcu ktoś odpowiedział – opowiada Zbigniew Paszkowski, który nie ukrywa, że sekcja kobieca to jego ukochane dziecko. Nikt jednak w Sanovii nie zaniedbuje piłkarzy, a wiele środków z grantów pozyskiwanych formalnie na drużynę kobiet jest przeznaczanych na sprzęt, z którego później korzystają wszyscy. Zostaje też na ich potrzeby więcej pieniędzy gminnych.

Jaka była recepta na biedę po zakończeniu (przerwaniu?) współpracy z PGE? Oczywiście działanie.

– Cały czas szukamy, kombinujemy. Udało się dostać 72 tysiące złotych z Funduszu Inicjatyw Obywatelskich. Dla nas to ogromne pieniądze. Warunek jest jednak taki, że musimy jesienią zgłosić do rozgrywek zespoły juniorek i młodziczek. Jest więc kolejny bodziec do rozwoju klubu i kobiecej piłki w Lesku. Dzięki pieniądzom z FIO możemy wozić młode piłkarki na treningi. W zeszłym roku zaczęliśmy. Jechał bus z Sanoka do Pakoszówki i potem na skróty do Zarszyna, robił pętlę i przyjeżdżał do Leska. Wszystko było pięknie, grupa super. O juniorki się nie martwiłem, byłem pewny, że z tego coś będzie. Wystarczyło jednak, że dziewczyny pojechały trzy razy na turniej futsalu, i dwie zostały namówione, żeby poszły grać do innego klubu, do trampkarzy, z chłopakami. A to były dziewczyny trzymające grupę. Dzwoniły, namawiały, mobilizowały. I grupa się posypała. Ale jest już kolejna, młodsze. Znów bus wozi 12 dziewczyn – opowiada z nadzieją nasz rozmówca. Niesamowite są zapał, determinacja, pomysłowość, upór i ambicja Zbigniewa Paszkowskiego. Nie ma dla niego drzwi, których nie da się otworzyć. Jeśli nie kluczem, to taranem.

Działacz podkreśla jednak ogromną rolę, którą w tworzeniu żeńskiej piłki nożnej w Lesku odgrywają rodzice piłkarek, zwłaszcza mamy. Bez ich zaangażowania nic by się nie udało. Na tych terenach komunikacja jest słabo rozwinięta. Są problemy z połączeniami między miasteczkami i wioskami. A w Sanovii grają dziewczyny z miejscowości oddalonych od Leska nawet o kilkadziesiąt kilometrów. Mało tego, w meczu z Sitowianką w pierwszym składzie nie wyszła ani jedna piłkarka mieszkająca w Lesku. Trzeba je dowieźć na trening czy mecz. O wiele łatwiej o takie poświęcenie, gdy nie robi się tego z przymusu. Mamy piłkarek lubią spędzać ze sobą czas, integrują się.

Od pierwszego treningu są z Sanovią Karolina Słapińska i jej mama Anna. Mieszkają w Sanoku.

Karolina jest bramkarką. Od urodzenia nie widzi na jedno oko. Nie przeszkadza jej to kochać piłkę nożną i realizować się w niej. Poza występami w ligowym zespole pomaga też trenerom podczas zajęć z dziećmi. Mama podejrzewa, że choć córka w szkole średniej uczy się geodezji, wybierając studia zdecyduje się na kierunek sportowy. Pani Anna też bardzo lubi piłkę nożną, choć sama nie gra. Jej pasją i zawodem jest taniec. Tańczy w zespole ludowym, uczy tańca innych. Jej młodszy syn, a brat Karoliny również trenuje piłkę, w Ekoballu Sanok. Co ciekawe, piłkarskiej pasji rodziny nie podziela głowa rodziny. – Mąż w ogóle nie interesuje się futbolem – śmieje się Anna Słapińska.

Dziewczyn kochających piłkę jest w Sanovii mnóstwo. Za drużyną dwa sezony ligowe. W październiku będzie trzecia rocznica rozpoczęcia działalności żeńskiej piłki w Lesku. I coś nam się wydaje, że to co zobaczyliśmy i usłyszeliśmy, to dopiero rozgrzewka przed tym, co tu budują…

Szymon Tomasik

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności