Aktualności
100 meczów na 100-lecie PZPN: Polska – Izrael (54/100)
10 czerwca 2019, godz. 20:45, eliminacje UEFA EURO 2020, Warszawa, al. Księcia Józefa Poniatowskiego 1.
POLSKA – IZRAEL 4:0.
MECZ NR: 54/100.
PRZEJECHANE KILOMETRY: 15. Znów sprawdzony scenariusz z dojazdem autem do metra (uroki mieszkania w miejscu, gdzie ptaki zawracają…) i następnie komunikacja miejska (darmowa w dniu meczu dla posiadających bilet). Niezmiennie polecamy, także przybywającym na reprezentację grającą na PGE Narodowym kibicom spoza Warszawy.
TEMPERATURA: 30 stopni Celsjusza. Później na szczęście nieco opadła.
BILETY: 80–180 zł. Tak jak podczas marcowego meczu z Łotwą sięgnęliśmy po towar z najniższej półki cenowej i po raz kolejny ani przez chwilę nie żałowaliśmy, że nie sięgnęliśmy głębiej do kieszeni. Tym razem było nawet lepiej, bo poprzednio oba gole padły na bramkę po przeciwnej stronie stadionu, a teraz tylko trzy z czterech. Krzysztof Piątek na 1:0 strzelał nam pod nosem.
SPIKER: Oczywiście. Zaleceń UEFA nie znamy, ale zakładamy, że wszystko zgodnie z nimi. Bez fajerwerków, ale i margines na spontaniczność i kreatywność prawdopodobnie nie istnieje.
CATERING: Owszem.
Poza popcornem były też konkretniejsze przekąski. Przyjęliśmy zapiekankę. Jedliśmy w życiu lepsze, jedliśmy i gorsze. Ale droższych (13 zł) w Polsce chyba nie.
TABLICA WYNIKÓW: Oczywiście.
TOALETA: Bez zarzutów. Wiadomo, że w przerwie są kolejki, ale chyba nie sposób udostępnić toaletę w jednym momencie kilkudziesięciu tysiącom osób. Swoje trzeba odstać. Albo ryzykować i pójść za potrzebą w czasie, gdy piłkarze hasają bo boisku.
Rozkręca się nam kadra pod wodzą Jerzego Brzęczka, rozkręcamy się i my, jeśli chodzi o chęć jej oglądania. Do niedawna na meczach reprezentacji Polski bywaliśmy od wielkiego dzwonu, ale od kilku miesięcy zasiadamy na trybunach regularnie. I weszło nam w krew. Gdy nabierze się odpowiedniego dystansu i przyjdzie na stadion z pozytywnym nastawieniem, to nawet sąsiedzi w wymyślnych czapkach czy innych pióropuszach, regularnie na melodię „My chcemy gola, Polacy my chcemy gola!” śpiewający „My chcemy piwa, Polacy my chcemy piwa” dadzą się w końcu polubić. Zwłaszcza, gdy na boisku wpada gol za golem. I to jeszcze do właściwej bramki.
Choć do emerytury nam jeszcze trochę zostało (niestety), doskonale pamiętamy czasy, gdy reprezentacji Polski zdarzało się rozgrywać mecze w Iławie, Bełchatowie czy Ostrowcu Świętokrzyskim. Z całym szacunkiem dla tych miast, całe szczęście, że są to czasy minione (choć wcale nie tak dawno). Piłka nożna w Polsce, zwłaszcza w wydaniu reprezentacyjnym, jest jak soczewka, skupiająca w sobie wszystkie najważniejsze zmiany społeczno-gospodarcze, których nasz kraj i my, w nim mieszkający, doświadczyliśmy i których w ostatnich latach staliśmy się częścią. Cieszmy się z tego i doceniajmy.
Mecz z Izraelem był w wykonaniu biało-czerwonych znakomity, zdecydowanie najlepszy za kadencji obecnego selekcjonera. Oczywiście zaostrzył też apetyty przed kolejnymi. Wzmógł nie tylko głód oglądania kolejnych goli, zwycięstw i zwiększającej się przewagi w tabeli eliminacji mistrzostw Europy. Umówmy się – awans to już właściwie formalność. Z większym zainteresowaniem będziemy spoglądać na ewolucję (lub jej brak), której zostanie (lub nie) poddana kadra przy okazji jesiennych meczów. Szymon Żurkowski, Krystian Bielik, Dawid Kownacki, Sebastian Szymański, Patryk Dziczek, Robert Gumny czy nawet Kamil Grabara – teraz już kolizji z młodzieżowymi mistrzostwami Europy nie będzie, można sięgać po młodzież. Pytanie tylko, w jakiej skali i z jakim skutkiem…
Szymon Tomasik