Aktualności
[100 meczów na 100-lecie PZPN] Otryt Lutowiska – LKS Olszanica (50/100)
2 czerwca 2019, godz. 15:00, 20. kolejka podkarpackiej Klasy B (grupa Krosno I), Lutowiska.
OTRYT LUTOWISKA – LKS OLSZANICA 1:1.
MECZ NR: 50/100.
PRZEJECHANE KILOMETRY: 27, z Ustjanowej, gdzie wylądowaliśmy po oglądaniu wcześniejszego meczu w Ustrzykach Dolnych. I jeśli wtedy wspomnieliśmy nieco o zachwytach podczas podróży nad okołobieszczadzkimi i bieszczadzkimi krajobrazami, tak teraz jechaliśmy ze szczęką przy podłodze. Co za widoki! A i zdarzyło się minąć jegomościa przemierzającego Wielką Pętlę Bieszczadzką… wierzchem. Niby Bieszczady się komercjalizują i zabudowują, ale wciąż są urzekająco piękne.
TEMPERATURA: 26 stopni Celsjusza. Grzało. Nie tylko nam.
Na marginesie – sędziowie też zaliczyli drugi mecz tego dnia. I tak się przypadkiem złożyło, że dokładnie taki sam zestaw jak my. Z małą roszadą na stanowiskach – główny z Ustrzyk w Lutowiskach biegał z chorągiewką.
I na odwrót.
BILETY: Brak. Niestety.
SPIKER: Tylko pani obsługująca swoim głosem i mikrofonem obywający się kawałek za linią boczną festyn z okazji Dnia Dziecka. Zainteresowania meczem nie wykazywała nawet śladowego.
CATERING: Na festynie.
Na grillu smażyła się kiełbasa, ale… nie można było jej kupić. Wydawano ją tylko najmłodszym wyposażonym w specjalne kupony, więc niestety obeszliśmy się smakiem. A smak był…
TABLICA WYNIKÓW: Brak.
TOALETA: Przy boisku brak. Najbliższa w szkole, do której mimo pilnej potrzeby powinno się zdążyć.
Tak się pięknie złożyło, że półmetek akcji „100 meczów na 100-lecie PZPN” pokrył się z realizacją drugiego etapu planu odwiedzenia klubów walczących o ligowe punkty na czterech krańcach Polski. Najpierw była Karwia (północ), zaledwie tydzień i 826 kilometrów później Lutowiska (południe). Na szczęście po drodze udało się wpaść na chwilę do domu.
Otryt wrócił na ligową mapę naszego kraju po niemal dwuletniej przerwie. Na początku sezonu 2016/17 wycofał się z rywalizacji w Klasie C. W międzyczasie na Podkarpaciu zreformowano system rozgrywek, między innymi likwidując właśnie ten szczebel. Gdy więc latem 2018 roku w Lutowiskach zdecydowano się ponownie zgłosić drużynę do ligi, to już do Klasy B. Nie grać dwa lata, a mimo to w tym czasie zaliczyć awans – wyczyn godny największego szacunku. Nasze najszczersze gratulacje.
Oczywiście poprzednie zdanie pisaliśmy z przymrużeniem oka (albo i obu). Tak czy inaczej – Otryt znów jest w grze. W dużej mierze dzięki prezesowi Markowi Płeszce, który przejął władanie klubem, gdy wydawało się, że ligowa piłka w Lutowiskach umiera. Na szczęście będącego jedną nogą po tamtej stronie pacjenta udało się uratować. Reanimację zaczęto od wpuszczenia do organizmu świeżej krwi.
– Pod koniec 2015 roku powstała obecna drużyna orlików. Wcześniej w Otrycie w ogóle nie szkolono grup młodzieżowych – opowiada Płeszka.
– Było spore zapotrzebowanie. Jesteśmy dużą gminą pod względem obszaru, mamy więc dzieci nie tylko z Lutowisk. Na początku zgłosiło się około 20 dzieciaków. Co ciekawe, zdecydowana większość jest z nami do dziś, a w międzyczasie doszło jeszcze kilku zawodników. Rocznik 2009 to są moje perełki. Fajna, zgrana grupa zapaleńców, pozytywnie zakręconych małych wariatów, którzy by wszystko oddali, żeby móc pójść na trening, a o wyjeździe na turniej czy inne rozgrywki to już nie wspomnę. Gdy ze względu na opady deszczu odwołana została pierwsza kolejka turnieju Deichmann Minimistrzostwa, na które mieliśmy wybrać się do Sanoka, rodzice dzwonili i opowiadali, że część chłopaków spała całą noc przed wyjazdem w kompletnym turniejowym stroju i przepłakała pół dnia w swoich pokojach, bo nie mogli pojechać – śmieje się prezes.
Ze względu na duże zainteresowanie piłką nożną, we wrześniu 2018 roku została utworzona kolejna nowa grupa najmniejszych orlików – roczniki 2011 i 2012. Obecnie w klubie trenuje 30 dzieciaków w rocznikach 2007–12. Funkcjonują trzy drużyny młodzieżowe, podzielone na odpowiednie kategorie wiekowe. W styczniu dwóch trenerów ukończyło kurs i pod opieką mają już swoje drużyny.
Jednym z nich jest Bartosz Drapała, który jest także grającym trenerem seniorów.
– Wrócił do Polski po 10 latach w Irlandii i mówi: „Maro, zawsze moim marzeniem było poprowadzić drużynę”, a ja na to: „No widzisz, marzenia się spełniają”, bo akurat zbiegło się to z pomysłem reaktywacji drużyny. Przydałby nam się jeszcze jeden trener, bo w planach mamy kolejny nabór. Większym problemem jest u nas kadra szkoleniowa niż dzieciaki – podkreśla Płeszka.
Prezes szczerze mówi, że na razie nie mogą pochwalić się spektakularnymi osiągnięciami. – Wynik jest sprawą drugorzędną i schodzi na dalszy plan. Ważny jest już sam udział, rywalizacja z rówieśnikami i to, że gdy czasem braknie drużynie jednego punktu lub gola do pucharu, bo tak się często zdarza, chłopaki mówią: „Trenerze, w następnym turnieju będzie lepiej”. To buduje i to jak!!! Gramy w turniejach, staramy się jeździć wszędzie, gdzie jest taka możliwość, oczywiście w miarę naszych finansowych możliwości. Z Bieszczad, a z Lutowisk w szczególności, wszędzie daleko. Inne zespoły narzekają: „Oj, do Lutowisk, tyle jechać…”. A my tak jeździmy cały czas. I nie narzekamy, przyzwyczailiśmy się. Organizujemy też turnieje u nas, w Lutowiskach, jeździmy też na mecze ekstraklasy, reprezentacji Polski, na basen, na wakacyjne obozy sportowe. Zimą planuję zachęcić dzieciaki do biegania na nartach biegowych. Mamy super warunki do uprawiania tej dyscypliny. Jest nowa trasa FIS, wszystko na miejscu, tylko korzystać – snuje plany Marek Płeszka, na co dzień funkcjonariusz Straży Granicznej.
Nie byłoby tych planów, a zwłaszcza ich realizacji, gdyby nie finansowe zaangażowanie samorządu. Otryt dostaje od Gminy Lutowiska 40 tys. zł rocznie.
– Bardzo dobrze współpracuje nam się z wójtem Krzysztofem Mrozem. Od początku po reaktywacji nam zaufał i dał pieniądze. Z innych źródeł bardzo trudno coś pozyskać. Przemysłu u nas praktycznie nie ma. Ludzie żyją z turystyki, pracują w administracji publicznej i służbach mundurowych. A potrzeby są duże, same dojazdy sporo kosztują. Stadion mamy malowniczy, ale też widać na nim czasy PRL-u – śmieje się prezes.
No, może troszkę, ale uroku mu odmówić nie można.
– Nie każdy jednak potrafi uszanować to, co mamy. Niedawno pocięli nam siatki w obu bramkach, wybili szybę w wiacie dla rezerwowych. Co zrobić… To frustruje. Człowiek dba o stadion często bardziej niż o swoje. Żona śmieje się, że to moje trzecie dziecko. Jestem tu praktycznie codziennie. Zawsze jest coś do zrobienia – boisko wytyczyć, linie pomalować, założyć siatki, przygotować wszystko to treningów młodzieży – wylicza prezes.
Stadion Otrytu i jego okolica to esencja tego fragmentu Polski. Trudna historia, piękna przyroda i zapierające dech widoki – wszystko w zasięgu minutowego spaceru.
Fantastyczne miejsce.
Jak już wspomnieliśmy, przy okazji meczu seniorów Otrytu z LKS-em obok odbywał się festyn.
Z tego powodu na stadionie pojawiło się zapewne trochę więcej kibiców niż zazwyczaj. Dla tych jednak, którzy postanowili zostać w domu, prowadzona była transmisja na żywo na klubowym fanpage’u na Facebooku.
Podczas rozmowy z prezesem nie mogliśmy nie zapytać, jak sobie tu radzą zimą…
– Fakt, śnieg leży u nas pół roku. Trenujemy wtedy w hali przy szkole, młodzież po lekcjach, seniorzy wieczorem. Z dyrekcją, podobnie jak z wójtem, też współpracuje się bardzo dobrze. Także podczas meczów udostępniają nam zaplecze sanitarne i szatnie – podkreśla szef Otrytu.
Sporo było już o młodzieży, czas więc na kilka zdań o pierwszej drużynie.
– Idzie nam z różnym efektem. Wiadomo, jakie są realia najniższych lig, zwłaszcza w tym regionie. Raz jest zawodnik, raz nie ma. Wyjeżdżają za granicę do pracy. Proporcje w drużynie mamy mniej więcej pół na pół, jeśli chodzi o piłkarzy z Lutowisk i innych miejscowości. Trochę skorzystaliśmy na rozpadzie drużyny Jawornik Czarna, mamy kilku chłopaków stamtąd. Najważniejsze, że jest dobra atmosfera. Co drugi, trzeci mecz robimy integrację. Piwko, kiełbaska. Tego nie może zabraknąć, żeby chłopaki rozmawiali, znali się, szanowali się i doceniali swój wkład – nie ukrywa Drapała. – Nie gramy tu o awans, nie spinamy się, ale całkiem na luzie też nie można podchodzić – podkreśla.
– Braki w umiejętnościach nadrabiamy bieszczadzkim charakterem. Ważne, żeby chłopaki mieli radość z gry w piłkę nożną, a ja satysfakcję, że to co robię, ma jakiś sens. Myślę, że jak na „wioskowy” klub, idzie nam w miarę dobrze – podsumowuje ostatnie lata Otrytu prezes Płeszka.
Całkowicie się zgadzamy.
Szymon Tomasik