Aktualności
[100 meczów na 100-lecie PZPN] Mrągowia Mrągowo – Concordia Elbląg (40/100)
W 2019 roku, z okazji 100-lecia PZPN, oglądamy i zachęcamy do obejrzenia na żywo 100 oficjalnych, rozgrywanych w Polsce spotkań. Jak było na jednym z nich? Zapraszamy do lektury!
18 maja 2019, godz. 13:00, 25. kolejka warmińsko-mazurskiej IV ligi, Mrągowo, ul. Mrongowiusza 1.
MRĄGOWIA MRĄGOWO – CONCORDIA ELBLĄG 1:2.
MECZ NR: 40/100.
PRZEJECHANE KILOMETRY: 200. Równiutko. Drogi na Mazury wciąż nie są może prima sort (choć coraz lepsze), za to widoki zdecydowanie tak. W podróż wybraliśmy się nieco wcześniej niż – biorąc pod uwagę godzinę rozpoczęcia meczu – było to konieczne, by bez stresu cieszyć oczy zielenią oraz już w Mrągowie odwiedzić ciekawe miejsce: Muzeum Sprzętu Wojskowego. Idealne opcja dla fanów tego typu zabaweczek.
TEMPERATURA: 19 stopni Celsjusza. Temperatura temperaturą, ale tego dnia według prognoz miało w Mrągowie lać dwie godziny, akurat w czasie meczu. I co? Nie spadła ani kropla. Chyba karta zaczyna się odwracać!
BILETY: 5 zł.
Kasa, wejście i tablica ogłoszeń wręcz krzyczą, zapraszając do środka (tablica wprawdzie na III ligę, ale mniejsza o szczegóły).
Do niektórych chyba jednak wciąż zbyt cicho.
Nigdy tego nie zrozumiemy…
SPIKER: Działa.
Pan Przemysław Witkowski, jeden z kluczowych trybów w sprawnie działającej maszynie o nazwie Mrągowia. Wcześniej jej prezes, dziś sekretarz klubu. A tak właściwie, przyglądając i przysłuchując się z boku, chyba człowiek-orkiestra. W czasie meczu mikrofon, w przerwie szybciutko faktury do podpisania prezesowi Janowi Łuńskiemu…
… a w międzyczasie jeszcze poruszonych i załatwionych pewnie kilkanaście innych spraw. I tak trzeba działać!
Dodajmy, że budka spikera też niczego sobie.
CATERING: W wolnej sprzedaży dla kibiców brak, za to dla zawodników, obsługi meczu oraz namolnych przypadkowych przechodniów, wręczających proporczyk z okazji akcji „100 meczów na 100-lecie PZPN” jak najbardziej. Tak zwanym własnym sumptem, gotuje jeden z działaczy. I to gotuje fachowo.
Głodni kibice z wycieńczenia jednak nie umrą, bo rzut kamieniem od stadionu dostrzegliśmy kebabo-pizzerię.
TABLICA WYNIKÓW: Jak najbardziej.
Na potrzeby IV ligi i miejscowego stadionu skrojona wystarczająco.
TOALETA: Jak najbardziej.
Nówka sztuka.
„Wszystkie drogi prowadzą do Mrągowa, do Mrągowa nad jezioro Czos” – brzmią słowa piosenki będącej hymnem jednej z wizytówek miasta, organizowanego tu od 1981 roku Pikniku Country. My jeziora na oczy nie widzieliśmy, muzyki też słuchamy raczej innej, ale śmiało możemy powiedzieć, że wizytówkę miasta zaliczyliśmy. Bo Mrągowo swojego klubu piłkarskiego absolutnie wstydzić się nie musi. Wręcz przeciwnie. Śmiało może się nim chwalić nie tylko w regionie. I to patrząc na niego z praktycznie każdej perspektywy: sportowej, infrastrukturalnej czy tak zwanego czynnika ludzkiego.
Zacznijmy od sportu. Mrągowia to od około 20 lat etatowy czwartoligowiec, ale z sześcioletnią przerwą na występy w III lidze podlasko-warmińsko-mazurskiej (2008–14). W sezonie 2012/13 była o krok od awansu do II ligi, ale w ostatecznych rozrachunku lepsza o dwa punkty okazała się Olimpia Zambrów. Pójść za ciosem się jednak nie udało. Wręcz przeciwnie – po rozgrywkach 2013/14 drużyna z Mrągowa spadła do IV ligi, gdzie walczy do dziś. OK, ktoś powie, że chwalić się raczej nie ma czym, ale naszym zdaniem jednak jest. Solidność, stabilizacja, brak zawirowań w tak długim okresie – patrząc na różne „przeboje” (wracając do terminologii muzycznej) z udziałem wielu klubów, należy z szacunkiem podejść do takich osiągnięć. Nie mielibyśmy problemów z wymienieniem kilku, jeśli nie kilkunastu, klubów z miast większych (czasem sporo) niż 20-tysięczne Mrągowo, w których kibice z pocałowaniem ręki zamieniliby się osiągnięcia z Mrągowią. Nikt tu nie porywa się z motyką na słońce. Plany, ambicje, marzenia – owszem. Ale wszystko z głową.
Co do infrastruktury – Mrągowo może pochwalić się jednym z najlepszych boisk ze sztuczną nawierzchnią w całym województwie.
Oddany do użytku dwa lata temu plac gry zimą przyciąga wiele zespołów, w tym pierwszoligowy Stomil Olsztyn. Zarządzający Mrągowią żałują, że nie udało się od razu postawić przy nim trybuny. Miejsce na nią jest, może uda się w przyszłości. Również budynek klubowy z szatniami jeszcze pachnie nowością.
I teraz najważniejsze – ludzie.
– Na szczęście jest spore grono osób zaangażowanych w działalność klubu. Mówiąc kolokwialnie, mamy około 12 ludzi do roboty. Członkowie zarządu nie są nimi tylko z nazwy – cieszy się Jan Łuński, prezes nie tylko Mrągowii, ale i produkującej elektryczne elementy grzejne firmy Termik. Firma zatrudnia prawie 50 osób, eksportuje swoje wyroby do 22 krajów. Z całą pewnością nie można więc powiedzieć, że prezes angażuje się w piłkę dla pieniędzy. Chyba że chodzi o to, by je wydać. A propos – jednym ze sponsorów Mrągowii jest prowadzący w mieście hotel Sabri Bekdas, który miał kiedyś swoje pięć minut w polskiej piłce. Za jego rządów Pogoń Szczecin (w składzie m.in. z Grzegorzem Mielcarskim i Kazimierzem Węgrzynem, a epizod w niej zaliczył nawet król strzelców mistrzostw świata w 1994 roku Oleg Salenko) została w 2001 roku wicemistrzem Polski. Później jednak Turek nie dogadał się z miastem w sprawie przejęcia terenów i przestał finansować klub. Co jakiś czas pojawiają się mniej lub bardziej (raczej mniej) sprawdzone informacje na temat jego powrotu do futbolu, a tu okazuje się, że najskuteczniejsi – choć w skromnym zakresie – są na tej linii frontu ludzie rządzący Mrągowią.
Jan Łuński, wiceprezes Roman Kowalski (na zdjęciu z prawej) czy Przemysław Witkowski, z całym ogromnym dla nich szacunkiem, jeśli chodzi o stopień zwariowania na punkcie piłki nożnej w porównaniu z wiceprezesem Krzysztofem Skwirą (na zdjęcu w środku) grają – tak jak Mrągowia – w IV lidze, a pan Krzysztof w Lidze Mistrzów. I to co najmniej w półfinale.
Kiedyś lekarz wojskowy, dziś już „tylko” lekarz, to człowiek siedzący w futbolu po uszy. Na poddaszu swojego domu urządził – jak nazywa to miejsce – strefę kibica. Gdy pokazywał nam zdjęcia, z każdym kolejnym szerzej otwieraliśmy oczy. Wygląda jak muzeum. Większość eksponatów jest związana z FC Barcelona, bo to ukochany klub pana Krzysztofa. Kiedy tylko może (a może relatywnie dość często) lata na mecze. Nawet oprawki okularów ma w barwach katalońskiego klubu. Zresztą – co będziemy opowiadać. Popatrzcie sami.
Mało tego, zobaczcie jak wygląda przychodnia zdrowia, której kierownikiem jest Krzysztof Skwira.
Słabo?
Czego możemy życzyć Mrągowii? Pewnie przydałoby się jeszcze kilka rzeczy uporządkować na stadionie. Klatka dla gości jest niczego sobie.
Za to trybuny dla gospodarzy są dość skromne.
Pilnej potrzeby ich rozbudowy na razie jednak nie widać. – Mamy trochę problem z kibicami. Nie za wielu ich – nie ukrywa prezes Łuński. Faktycznie, frekwencja nie powala. Kibice w Mrągowie, co z wami?
Szymon Tomasik