Aktualności
[100 meczów na 100-lecie PZPN] Mazowsze Jednorożec – Mławianka Mława (68/100)
15 sierpnia 2019, godz. 11:00, 1. kolejka mazowieckiej klasy okręgowej (grupa Ciechanów-Ostrołęka), Jednorożec, ul. Piastowska.
MAZOWSZE JEDNOROŻEC – MŁAWIANKA MŁAWA 0:8.
MECZ NR: 68/100.
PRZEJECHANE KILOMETRY: 101, pokonywane nieśpiesznie i z namaszczeniem. Udało się pozytywnie nastroić na właściwą część wyprawy, a właściwie nie zepsuć naturalnego pozytywnego (by nie napisać, że entuzjastycznego) nastawienia. Boczne drogi, słońce, mijane po drodze dwa stadiony. Pięknie.
TEMPERATURA: 24 stopnie Celsjusza. Idealnie, zwłaszcza że na sąsiadującej z wysokimi drzewami trybunie było gdzie schronić się przed słońcem.
BILETY: Brak. Na pamiątkę można było sobie ewentualnie ściągnąć „na mieście” (liczący nieco ponad dwa tysiące mieszkańców Jednorożec praw miejskich jednak nie posiada) plakat meczowy, bardzo ładnie nazwany zaproszeniem na mecz.
SPIKER: Brak. Tu żadnych rozwiązań zastępczych nie zaproponujemy.
CATERING: Tu również klub nic nie oferuje.
TABLICA WYNIKÓW: Także brak, co biorąc pod uwagę przebieg spotkania stanowiło dla niejednego kibica pewną niedogodność. Sami ze trzy razy utwierdzaliśmy się u sąsiadów, czy nie zagubiliśmy się w rachunkach…
TOALETA: Tu już zgubić się nie sposób. Po drodze z wejścia na stadion na trybunę stoją dwie.
Można też skorzystać z dobrodziejstwa baraków, w których mieszczą się szatnie.
Nie miał zbyt tęgiej miny podczas rozmowy z nami prezes Mazowsza Andrzej Grzyb, który zgodził się poopowiadać co nieco o funkcjonowaniu klubu i piłkarskim życiu w Jednorożcu.
Jego drużyna, która po sezonie 2018/19 utrzymała się w okręgówce rzutem na taśmę, po wygranych barażach, traciła w spotkaniu z Mławianką, spadkowiczem z IV ligi, gola za golem. Skończyło się na 0:8. Faktycznie, trudno było o powody do optymizmu.
Jeden z niewielu to frekwencja, na którą zbawiennie wpłynęło kilkudziesięciu przybyszów z Mławy. Młodsza część niemal cały mecz zagrzewała swoich ulubieńców do boju przyśpiewkami i okrzykami.
– Ludzi trochę się pojawiło, mimo że godzina nie najszczęśliwsza, w dodatku mamy konkurencję w postaci odpustu. 100–130 osób regularnie przychodzi u nas na mecze – informuje prezes.
Mecz rozpoczynał się w czwartek o godzinie 11 na prośbę piłkarzy, którzy jak najwcześniej chcieli rozpocząć długi sierpniowy weekend. A każdy gracz jest niemal na wagę złota.
– Graniczny wiek to u nas 19 lat. Idą ludzie na studia albo wyjeżdżają zagranicę. Teraz też ubywa nam dwóch chłopaków. Jeden już od września, drugi, Bartek Wilga pewnie niedługo po nim. Jeszcze wcześniej odszedł Daniel Skała, który w poprzednim sezonie praktycznie co mecz strzelał gola. Wyjechał do Warszawy. Bartek był już wypożyczony do MKS-u Przasnysz, grał w IV lidze, był w Narodowej Bazie Talentów, wziął też udział w projekcie Ty Też Masz Szansę. Po nim pojechał na spotkanie, swego rodzaju testy, do Rakowa Częstochowa. Oceniono go pozytywnie, ale przekazano też, że w tamtym momencie potrzebują raczej defensywnego pomocnika, a Bartek to gracz ofensywny. Ale był, ktoś go zauważył. Teraz przenosi się do Torunia. Wprawdzie deklaruje, że jeśli tylko da radę, to będzie przyjeżdżał na mecze, ale wie pan, jak to jest… Nie ma się co łudzić – nie ukrywał Andrzej Grzyb.
Od naszej rozmowy minęło już kilkanaście dni. W międzyczasie Bartosz Wilga znalazł już nowy klub. Został wypożyczony na pół roku do występującej w kujawsko-pomorskiej IV lidze Unii Gniewkowo.
Grzyb nie wstydzi się mówić, że w Mazowszu się nie przelewa.
– Budżet mamy kiepski, niecałe 50 tys. zł. Sponsorów jak na lekarstwo. Czasem bank czy nadleśnictwo wspomogą tysiącem złotych czy dwoma. Prywatni darczyńcy? Nieee… Nie ma tu przemysłu, wielu firm – wymienia i zaznacza, że sporym obciążeniem dla skromnej klubowej kasy są opłaty transferowe. – Na poziomie okręgówki to 500 zł za każdego zawodnika do Mazowieckiego Związku Piłki Nożnej. Są sytuacje, że przykładowo chłopak idzie od nas do Przasnysza, Chorzel czy Baranowa, bo nie mamy drużyny dla jego rocznika. Gdy ma 16 lat chce do nas wrócić, a my musimy płacić za de facto naszego zawodnika. Opłata powinna być symboliczna. 50 a nie 500 zł. Dla nas to duża kwota – uważa szef klubu.
Kolejna kwestia, która utrudnia rozwój czy wręcz funkcjonowanie Mazowsza Jednorożec to brak wykwalifikowanej kadry trenerskiej.
– Dzieciaki się garną, ale trudno o szkoleniowców. Uważam, że wymogi licencyjne są zbyt wyśrubowane. Jeżeli magister wychowania fizycznego nie ma prawa prowadzić treningu z dziećmi, to chyba trochę przesada. Blokuje nam to grę drużyn młodzieżowych. Nie mamy ludzi z uprawnieniami. Kurs kosztuje, trzeba na niego dojechać, frekwencja musi być stuprocentowa… A pieniądze dla tych trenerów są niewielkie albo nie ma ich wcale. Moim zdaniem na poziomie najniższych lig, jeżeli ktoś ma kwalifikacje z wychowania fizycznego i jest czynnym nauczycielem, powinien móc prowadzić drużynę. Pewnie dla pana i PZPN-u to co mówię jest niepopularne i niezbyt wygodne, ale mówię to w trosce o polską piłkę. Realia w małych klubach, w małych miejscowościach na prowincji są takie a nie inne… – podkreśla. – Grającym trenerem pierwszej drużyny jest Artur Piotrak. Właściwie wspólnie ciągniemy cały ten klubowy wózek. Ludzie się nie angażują. Artur jest nauczycielem wf-u, ma zawody szkolne, pierwszą drużynę, rodzinę. Gdzie tu jeszcze czas na grupy młodzieżowe? – pyta retorycznie nasz rozmówca, który pełni też funkcję kierownika drużyny.
Słowa o niewielkich chęciach środowiska do pracy na rzecz klubu znajdujemy na oficjalnej stronie internetowej Mazowsza – mazowszejednorozec.pl. Ostatni wpis pochodzi z 5 maja tego roku.
Może bodźcem napędzającym do działania i aktywności byłby remont stadionu, zresztą urokliwie położonego i mającego spory potencjał?
– Były takie plany. Bieżnia tartanowa, zaplecze, trybuny, ale coś nie zatrybiło. Chodziło o dofinansowanie z programu, w którym w puli było 10 mln zł na rozwój bazy. Ale jak zrobiono kosztorys naszego projektu, wyszło 2 mln zł, więc nie było szans, by taki wniosek przeszedł przy takiej puli. Do ideału nam daleko, ale jakoś się ratujemy. Ściągnęliśmy kontenery, minimum jest zapewnione – mówi prezes.
Nie jest też łatwo dbać o murawę.
– Podłoże jest bardzo suche. Właściwie bez przerwy trzeba by boisko podlewać, ale jak się nie zrobi odpowiedniego zabiegu, na przykład nawiezienia czarnoziemu, to nawet to wiele nie pomoże. Za bardzo nie możemy też nawet zainstalować krzesełek. Problem jest natury, nazwijmy to, logistycznej. Wieczorami w weekendy spotyka się tu młodzież i to niekoniecznie pograć w piłkę. Zagrożenie zniszczeń jest dosyć wysokie. Po jednym weekendzie może być katastrofa… Fajnie, że stadion jest centrum życia młodzieży, ale wolelibyśmy jednak, by działo się to w nieco innym kontekście – opowiada Andrzej Grzyb, co do którego chyba nikt nie powinien mieć wątpliwości, że kocha piłkę nożną i swój klub całym sercem. Inaczej, biorąc pod uwagę litanię problemów, z którymi na co dzień musi się zmagać, prawdopodobnie dawno by to wszystko rzucił…
Szymon Tomasik