Aktualności
[100 meczów na 100-lecie PZPN] Mazovia Rawa Mazowiecka – Korona Wejsce (74/100)
W 2019 roku, z okazji 100-lecia PZPN, oglądamy i zachęcamy do obejrzenia na żywo 100 oficjalnych, rozgrywanych w Polsce spotkań. Jak było na jednym z nich? Zapraszamy do lektury!
1 września 2019, godz. 15:00, 2. kolejka łódzkiej Klasy A (grupa Skierniewice), Rawa Mazowiecka, ul. Zamkowa 3.
MAZOVIA RAWA MAZOWIECKA – KORONA WEJSCE 2:1.
MECZ NR: 74/100.
PRZEJECHANE KILOMETRY: 110, z wcześniejszego meczu w Gąbinie . I tu pojawia się tak zwany paradoks, bo można było nieco krócej, ale za to trochę dłużej. Znamy jeszcze kilka paradoksów, ale zdecydowanie nie nadają się do publicznej prezentacji, zwłaszcza na służbowej ścieżce. Najważniejsze, że droga minęła wartko i zdążyliśmy.
TEMPERATURA: 30 stopni Celsjusza. Nie było zmiłuj, ale na szczęście była kryta trybuna z dachem osłaniającym przed słońcem.
BILETY: Brak, stosuje się jednak wariant alternatywny, czyli puszkę krążącą po trybunie na początku drugiej połowy, do której chętni wrzucają przysłowiowe „co łaska” (uprzedzając pytania – nie znamy żadnego przysłowia ze zwrotem „co łaska”).
W zamian za datek, pan opiekujący się puszką rewanżuje się wyrobem biletopodobnym.
SPIKER: Sprzęt jest.
Obsługa też, w osobie pana Jerzego Stępniaka z zarządu Mazovii. Klasyczną spikerską robotą dokonań pana Jurka jednak byśmy nie nazwali. Meczowej faktografii nie przedstawia, dba za to o atmosferę czy informuje o konkursach i nagrodach. Taki dobry duch.
CATERING: Brak. Kiszki już trochę marsza grały, ale przeżyliśmy.
TABLICA WYNIKÓW: Brak. Na szczęście wynik dał się ogarnąć bez pomocy przedmiotów trzecich.
TOALETA: Jest, ale nieczynna.
Nawet gdyby było inaczej, kibice i tak podczas meczów nie mają wstępu na część stadionu, na której stoi. Trzeba szukać szczęścia w innym miejscu, na przykład w budynku z szatniami.
Tak się złożyło, że jednego dnia byliśmy na dwóch meczach, których gospodarze są akurat na etapie otrzepywania się z kurzu po bolesnym upadku, ale jednocześnie nie rozpamiętują tego, jak mocno się potłukli, lecz obmyślają już plan, a nawet podjęli kilka decyzji i poczynili kilka rozsądnych kroków, dzięki którym w przyszłości ominą przeszkody i dotrą do celu.
Mazovia od początku XXI wieku do 2016 roku krążyła między klasą okręgową a IV ligą. Wtedy nastąpił krach. W wyniku narastających problemów finansowych, organizacyjnych i kadrowych zespół seniorów już po drugiej kolejce rozgrywek 2016/17 został z nich wycofany. W kolejnym nie przystąpił do gry. Powrót na ligowe boiska nastąpił dopiero w sezonie 2018/19. To był jednak łabędzi śpiew poprzednich władz. Zimą stery w klubie przejęli rodzice młodych zawodników.
– Zbierało się, zbierało, aż w końcu zebrało. Rodzice się zbuntowali. Byliśmy traktowani jak petenci, ignorowano nas, zero komunikacji. Podwyższono opłaty za treningi nie dając nic w zamian. Później były już kłopoty z jakimkolwiek kontaktem z poprzednim prezesem. W końcu udało się go odwołać i powołać nowy zarząd – mówi nam zasiadający dziś we władzach Mazovii Jerzy Stępniak, ojciec młodego piłkarza, podobnie jak dwaj inni członkowie zarządu Artur Dudek i Piotr Wróblewski, którzy zespołowo odebrali pamiątkowy proporczyk akcji „100 meczów na 100-lecie PZPN”.
Na nowy zarząd szybko zaczęły wypadać trupy z szafy.
– Przez dwa miesiące nie mieliśmy dostępu do klubowego konta. Gdy założyliśmy nowe, o Mazovii szybko przypomniał sobie ZUS i ściągnął z niego 20 tysięcy złotych zaległości, o których nie mieliśmy pojęcia, jeszcze z czasów IV ligi. Do tego dochodziły nieopłacone faktury za transport z rundy jesiennej czy zaległości wobec trenerów – wymienia Stępniak.
Zamiast lamentować i narzekać, nowa ekipa wzięła się do roboty i zaczęła krok po kroku odbudowywać wiarygodność klubu oraz ciekawymi, nietypowymi rozwiązaniami zasilać klubową kasę. Na początku lutego wystartowała zabawa „Mazovia Challenge”. By wziąć w niej udział, trzeba było na klubowe konto wpłacić co najmniej 19,30 zł (od roku założenia klubu) i oznaczając na Facebooku nominować do wpłaty kolejną osobę. W akcji wzięło udział 170 osób, zebrano 4393,20 zł. To była kropla w morzu potrzeb, ale i ważny bodziec mobilizujący do kolejnych działań. Tych nie brakuje. Cały czas trwają „Przybij piątkę”, „Bądź naszą dychą” i „Wykorzystaj setkę”. Klub namawia w nich swoich sympatyków do regularnych comiesięcznych wpłat w wysokości 5, 10 lub 100 zł.
– Jest pewna pani, nie kojarzę nazwiska, nie jest związana z klubem, nie trenuje u nas jej dziecko. Mimo to co miesiąc z jej konta wpływa 20 zł. To budujące. Na początku akcji, żeby ją rozruszać, udało się zorganizować drobne prezenty dla wpłacających: bilety do kina, voucher do kosmetyczki. Żeby pokazać się ludziom w mieście, piłkarze i działacze wręczali paniom na ulicach tulipany z okazji Dnia Kobiet. Poprosiliśmy też rodziców, by jeśli to możliwe, opłacili z góry składki za treningi swoich dzieci. Część wpłaciła za rok, część za kilka miesięcy. Nie jest rewelacyjnie, ale idzie to wszystko do przodu. Zauważamy, że jesteśmy już też inaczej traktowani przez Urząd Miasta czy OSiR. Rozmawiają z nami. Powoli się odbudowujemy, ale też mamy w sobie pokorę i świadomość, że nie mamy patentu na nieomylność i recepty na wszystko. Od ręki wszystkiego nie zrobimy – tłumaczy Jerzy Stępniak.
Mazovia odbudowuje się organizacyjnie, odbudowuje też sportowo. Przez Klasę B przeszła z kompletem 16 wygranych. Obecny w Klasie A też rozpoczęła od samych zwycięstw.
– W zeszłym sezonie był mecz, w którym bo boisku biegała drużyna ze średnią wieku 17,5 roku. W ostatnim spotkaniu, z Victorią Chrąszczew, w naszych barwach zadebiutował 15-letni Damian Pryć i debiut ten uświetnił strzeleniem trzech goli. Tylko kilku chłopaków z obecnego składu było w Mazovii w czasach gry w IV lidze – mówi Stępniak.
Nie ukrywamy, że jednym z głównych powodów, dla których zależało nam na wizycie na meczu w Rawie Mazowieckiej, jest położenie miejscowego stadionu – tuż obok ruin Zamku Książąt Mazowieckich i zrekonstruowanej baszty. Niestety, pod zabytkowy obiekt dotarliśmy o godzinie 14.55, a że dla zwiedzających był dostępny do godziny 15.00, nie udało nam się zrobić zdjęć boiska z zamku… Nic już jednak nie stało na przeszkodzie, by robić zdjęcia zamku z boiska.
Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. Przynajmniej jest bardzo poważny pretekst, by znów pojawić się na meczu Mazovii. Czego sobie i Państwu życzymy.
– Liczymy, że w kiedyś w końcu uda się znaleźć przy zamku skarb i problemy klubu się rozwiążą – śmiali się działacze. – Lokalizacja stadionu to z jednej strony atut, a z drugiej przekleństwo. Teren jest objęty ochroną konserwatora zabytków. Na boisku treningowym nawet łopaty nie można wbić bez jego zgody – usłyszeliśmy.
Poza chęcią obejrzenia meczu lub choćby jego fragmentu z baszty jest jeszcze jeden powód, dla którego chcemy wrócić do Rawy Mazowieckiej. Poznać legendę Mazovii, związanego z nią od 50 lat w różnych rolach Waldemara Stasiewicza. Teraz nie było okazji…
Szymon Tomasik