Aktualności
[100 meczów na 100-lecie PZPN] LZS Zimna Wódka – Czarni Kalinów/Kalinowice (29/100)
W 2019 roku, z okazji 100-lecia PZPN, oglądamy i zachęcamy do obejrzenia na żywo 100 oficjalnych, rozgrywanych w Polsce spotkań. Jak było na jednym z nich? Zapraszamy do lektury!
28 kwietnia 2019, godz. 14:00, 19. kolejka opolskiej Klasy B (grupa Opole VI), Zimna Wódka, ul. Jaryszowska.
LZS ZIMNA WÓDKA – CZARNI KALINÓW/KALINOWICE 4:1 .
MECZ NR: 29/100.
PRZEJECHANE KILOMETRY: 57, z poprzedniego oglądanego tego dnia meczu w Rudzie Śląskiej . Trochę się zasiedzieliśmy na obiedzie u prezesa Wawocznego i trzeba było nadganiać. Na szczęście większość trasy przebiegała autostradą, więc gonić było gdzie. Obawialiśmy się końcowych kilometrów, bo nie znaliśmy dokładnych współrzędnych obiektu piłkarskiego w Zimnej Wódce, ale na szczęście Zimna Wódka to nie San Francisco i na stadion nie sposób nie trafić. Zajechaliśmy o czasie. I całe szczęście, bo już po sześciu minutach było 2:0.
TEMPERATURA: 12 stopni. Znacznie przyjemniej niż kilka godzin wcześniej w Rudzie Śląskiej. I deszcz przestał padać!
BILETY: Brak.
SPIKER: Również brak.
CATERING: Tylko pomeczowy dla zasłużonych.
By jednak kiełbaska miała warunki do uzyskania odpowiednich parametrów, grilla trzeba rozpalić. Miejscowy operator, zapewne zaprawiony w bojach, ma na to sprawdzony patent i płuca może oszczędzać do innych celów.
Na stadionie jest też wygospodarowane własnymi siłami miejsce na biesiadowanie w razie niepogody.
Uwielbiamy ludzi, którzy ułatwiają sobie życie, zamiast je utrudniać.
TABLICA WYNIKÓW: Brak.
TOALETA: Jest i – pozwolimy sobie, Szanowni Państwo, na osobiste wyznanie – dawno nas tak widok stadionowej toalety nie ucieszył…
Nie będziemy ukrywać, że na mecz do Zimnej Wódki przyjechaliśmy przyciągnięci bardzo oryginalną nazwą miejscowości. Bo o ile tutejsi piłkarze walczą o ligowe punkty na ostatnim szczeblu rozgrywek, to w tej kategorii LZS Zimna Wódka gra w Lidze Mistrzów. Nazwa miejscowości nie pochodzi jednak od napoju alkoholowego, lecz od źródeł zimnej wody, z których wieś dawniej była znana. Zresztą niemiecka nazwa Zimnej Wódki to Kaltwasser, a nie Kaltschnaps, co ostatecznie powinno rozwiać ewentualne wątpliwości.
Klub piłkarski powstał tu w 1975 roku. Od początku związany z nim jest prezes Jerzy Niestrój. Najpierw jako piłkarz, ale już po pół roku wszedł do zarządu.
– Gdy zaczynaliśmy, na mecze jeździło się ciągnikiem z przyczepą wypełnioną sianem – wspomina. Przez tych ponad 40 lat małymi kroczkami udało się społeczności piłkarskiej w Zimnej Wódce zagospodarować tak, że osoby za to odpowiedzialne mają prawo czuć dumę.
– Bardzo dużo rzeczy robi się własnym sumptem. W każdej szatni mamy prysznic, są toalety – podkreśla wiceprezes i trener zespołu Paweł Michalski.
Są też krzesełka dla kibiców, kupione po osiem złotych sztuka. Pochodzą z demontażu ze Stadionu Śląskiego w Chorzowie.
Role Michalskiego nie kończą się na działalności w zarządzie i kierowaniu drużyną. Udziela też pomocy przedmedycznej.
Jest również zgłoszony do rozgrywek na wypadek problemów kadrowych. Pozycja? – Łatacz dziur. Mam nadzieję, że czasy, gdy musiałem grać, już nie powrócą – śmieje się Michalski.
Na pytanie, ile wynosi roczna dotacja przekazywana klubowi z kasy gminy Ujazd, Michalski również odpowiada z uśmiechem: – Za mało.
– Podstawa to praca społeczna. Trzeba przygotować boisko, zrobić pranie… Na szczęście pralkę mamy tu, co znacznie ułatwia sprawę. Na mecze wyjazdowe jeździmy swoimi autami – opowiada Niestrój. – Gdy mieliśmy zespoły młodzieżowe, staraliśmy się, by młodzi na mecze jeździli autobusikiem, ze względów bezpieczeństwa. Teraz w pierwszej drużynie grają prawie sami dorośli, więc każdy jest odpowiedzialny za siebie – dodaje Michalski.
Prowadzenie drużyn młodzieżowych miało dwie niezaprzeczalne zalety. Pierwsza z nich wiąże się z finansami.
– Pod tym względem to były lepsze czasy. Mieliśmy trochę więcej pieniędzy, szło coś więcej zrobić. Utrzymanie boiska kosztuje niemal tyle samo czy dla jednej drużyny, czy dla kilku, więc tu wydatki znacząco nie rosły – tłumaczy Michalski.
Druga to oczywiście naturalna droga dopływu zawodników do pierwszego zespołu.
– Bardzo dobrze wspominamy okres, gdy w rozgrywkach trampkarzy występowały drużyny siedmioosobowe, jeśli mnie pamięć nie myli, było to w latach 2011–14. Wszyscy nasi młodzi zawodnicy dziś grający w pierwszym zespole wywodzą się właśnie z tych siódemek. W takiej małej miejscowości jak nasza znacznie łatwiej zebrać drużynę siedmioosobową niż jedenastoosobową – argumentuje wiceprezes i trener.
W końcu udaje nam się przekonać prezesów, by podali wysokość gminnej dotacji.
– Na pierwsze półrocze dostaliśmy 6400 złotych. Dużo z tych pieniędzy na związek i opłaty sędziowskie. Nie zazdroszczę jednak sędziemu. W pojedynkę trudno się pracuje, a w naszej Klasie B standardem jest, że zawody prowadzi tylko sędzia główny, bez asystentów. Ewentualnie na życzenie klubu gotowego ponieść wyższe koszty, OZPN może delegować pełną obsadę – tłumaczy Michalski.
Asystentów namaszczają więc obie rywalizujące drużyny, ale nie ukrywajmy – zwykle pomoc takiego jegomościa z chorągiewką jest niewielka, a delegowany często bardziej niż w sędziego wczuwa się w rolę kibica czy nieformalnego drugiego trenera…
Podczas meczu LZS-u z Czarnymi sędzia radził sobie jednak bez zarzutu. Nie zawahał się nawet przerwać sielanki na ławce rezerwowych gości, gdy zapanowała tam nieco zbyt rodzinna jak na oficjalne standardy atmosfera.
Do 2008 roku rywale przyjeżdżający na mecz do Zimnej Wódki mieli mocno pod górkę, ale żeby było sprawiedliwie – to samo spotykało gospodarzy.
– Boisko wyglądało wtedy jak sąsiednie pole, na którym dziś rośnie rzepak. Po przekątnej różnica poziomów między narożnikami wynosiła ponad cztery metry! – mówi Paweł Michalski.
Wtedy przeprowadzono poważny remont.
– Przede wszystkim gmina wyrównała teren. Efekt prac nie był jednak do końca zadowalający i dwa lata temu wzięto się za nie kolejny raz. Nawieziono ziemi i jest lepiej, ale płyta nadal pozostawia wiele do życzenia. Brakuje wody do podlewania. Nie mamy studni. Gdyby chcieć zrobić tu studnię głębinową, musiałaby mieć co najmniej 70 metrów głębokości. Klubu nie stać na taką inwestycję, a gmina nie kwapi się, by coś takiego zrobić – rozkłada ręce nasz rozmówca.
Prezesi podkreślają też, że marzy im się ogrodzenie boiska. Gdy pytamy, czy chcą w ten sposób odstraszyć dziki, które często niszczą piłkarskie obiekty w Polsce, reakcją Michalskiego znów jest szczery uśmiech.
– Gdyby dzik był w stanie przeryć to boisko, to bylibyśmy nawet zadowoleni. Dwa lata temu było tak ubite, że musiał wjechać tu ciężki sprzęt rolniczy, głębosze, żeby w ogóle to ruszyć po równaniu. Trudno na czymś takim uzyskać piękną murawę – twierdzi.
Gdy przed przyjazdem do Zimnej Wódki zadzwoniliśmy do wiceprezesa Michalskiego poinformować go o naszych planach, usłyszeliśmy: – Rozumiem, że skoro z Łączy nas piłka, to przyjeżdża pan łączyć, a nie szukać taniej sensacji, bo niestety i takie doświadczenia mamy. Ludzie przyjeżdżają mając w głowie z góry upatrzoną tezę, że jak Zimna Wódka, to wiadomo co tu musi się dziać i na siłę szukają jej potwierdzenia…
My potwierdzamy tylko (i aż), że Zimna Wódka to świetne miejsce dla piłki nożnej.
Szymon TomasikMarzenia trzeba spełniać ‼️ 😉
— Szymon Tomasik (@TomasikSzymon) April 28, 2019
29/100 ➡️ LZS Zimna Wódka - Czarni Kalinów.#od100lat #meczing @PZPNGrassroots pic.twitter.com/QU6gyXadMO pic.twitter.com/NaaESfvGev