Aktualności
[WYWIAD] Przemysław Kaźmierczak: Dzięki Lewandowskiemu nasz futbol kojarzy się pozytywnie
W Pana wieku grają zawodowo w piłkę. Pan nie miał wyjścia i musiał powiedzieć stop?
W końcu musiała wyjść eksploatacja mojej prawej nogi. Łudziłem się, że wytrwam jeszcze dłużej, ale gdzieś z tyłu głowy siedziało, że mogę nie dać rady, balansowałem na krawędzi. W krótkim czasie przebyłem cztery operacje i przed rokiem stwierdziłem, że dalsza walka jest pozbawiona sensu. Leczenie, rehabilitacja, tak w kółko. Ryzyko było zbyt duże, może bym zagrał znowu jeden mecz i… Nie chcę już o tym myśleć.
Naprawdę nie ciągnie Pana teraz na boisko?
Już dwa lata nie gram i zadowalam się oglądaniem spotkań piłkarskich w telewizji. Nie czynię tego przesadnie, reprezentacja, Liga Mistrzów, polska ekstraklasa, to w zupełności mi wystarczy. Decyzję podjąłem i już nie zamierzam męczyć siebie, rodziny, kibiców.
Można stwierdzić, że był Pan zawodnikiem z przewlekłymi problemami zdrowotnymi?
Mając 18 lat doznałem pierwszego poważnego urazu, po którym wycięto mi łąkotkę. Wtedy były zupełnie inne metody leczenia i na pewno to z czasem się odbiło na zdrowiu, a chrząstka się niszczyła. Nie mogę jednak powiedzieć, że mam za sobą bezbarwną karierę, bo trochę miłych chwil przeżyłem.
Zwiedził Pan dużo gabinetów lekarskich?
Kontuzja w wieku osiemnastu lat była zalążkiem moich problemów później. Z czasem noga była coraz mnie wydolna, a pewnych rzeczy nie da się ot tak przeskoczyć. Wiedzę na temat różnych urazów zdobyłem, ale raczej jej nie wykorzystam.
Najlepsze Pana wspomnienie jest związane z udziałem w meczu gwiazd ligi portugalskiej, w którym zastąpił Pan słynnego Zinedine Zidane’a?
Na pewno było to dla mnie przyjemne wydarzenie. Debiut w ekstraklasie, Pogoń Szczecin, występy w pierwszej reprezentacji Polski, Boavista Porto, gra w słynnym FC Porto, Derby County, super okres w Śląsku Wrocław… Trochę się wspomnień nazbierało. A ten mecz gwiazd był na pewno wyjątkowy, przyjechałem na niego prosto ze zgrupowania kadry Polski seniorów w towarzystwie Rolanda Linza oraz bramkarza Williama i zetknąłem się z wielkimi postaciami światowego. Zidane, Ibrahimović, Cocu, Quaresma, Pepe okazali się super ludźmi, którzy wcale się nie obnoszą, nie traktują innych z poczuciem wyższości. Mam fajne uzupełnienie piłkarskiego CV.
Najlepsi piłkarze, z jakimi grał Pan w zespole?
Na pewno Lucho Gonzalez, który w gazie zaliczał może jedną stratę w meczu. Argentyńczyk imponował fantastycznym wyszkoleniem technicznym, boiskową inteligencją. Świetnymi występami w FC Porto zapracował na transfer do Olympique Marsylia, ale powinien zostać gwiazdą w Anglii, lub Hiszpanii. O miejsce w składzie „Smoków” rywalizowałem z Paulo Assuncao, który potem trafił do Atletico Madryt, czy Raulem Meirelesem, a jego już przedstawiać nie trzeba. Tych świetnych boiskowych kolegów miałem naprawdę wielu.
Apogeum Pana formy przypadło na sezon 2006/07 spędzony w Boaviście Porto?
Powołanie na mecz gwiazd stanowiło takie zwieńczenie udanego sezonu. W Boaviście znalazłem się we właściwym czasie. Klub wyjątkowo fajny, wkoło życzliwi ludzie, trenerzy Jesualdo Ferreira, Jaime Pacheco, a ja wykonywałem to co do mnie należy i wychodziło mi to całkiem, całkiem. Z Boavisty trafiłem do wielkiego FC Porto, choć miałem też propozycję z Benfiki Lizbona. Wybrałem „Smoki” bo spodobał mi się ich stadion, na dodatek nie musiałem zmieniać miasta i znalazłem się bliżej wielkiego futbolu. W FC Porto wielką estymą cieszy się Józef Młynarczyk. Polaków się szanuje, ale nikt mi przecież nie zagwarantuje z tego tytułu miejsca w podstawowym składzie. Mając konkurentów z najwyższej półki nie pograłem tyle, ile bym pragnął, ale dołożyłem cegiełkę do tytułu mistrza kraju. Słynny klub nie robił mi też problemów z wypożyczeniem do Derby County i Vitorii Setubal.
Przekonał się Pan na własnej skórze, że angielska Championship jest jedną z najbardziej wymagających lig świata?
Jak się gra mecze co trzy dni, nie można często trenować. Piłkarze z Championship dużo czasu spędzają w siłowniach, a kluczem do sukcesu jest odpowiednia regeneracja, odpoczynek. Przykładem jest nasz Robert Lewandowski, który jest w stanie zagrać 10, 15, nawet 20 spotkań z rzędu na wysokim poziomie. A na drugim szczeblu rozgrywkowym w Anglii nie brakuje świetnych zawodników. Takiego walecznego gościa jak Walijczyk Robbie Savage nie spotkałem nigdzie indziej, dla niego spotkania powinny trwać po 180 minut. Derby County z mojego czasu starało się grać w piłkę, kreować, nie tylko kopać do przodu, na mecze przychodziło po 20-28 tysięcy ludzi, niezależnie od tego czy odbywały się we wtorek, czy w weekend. W Anglii wszyscy kochają futbol, żyją nim, ale spokojnie można obalić wiele mitów. Wydaje mi się, że u nas podejście piłkarzy do zawodu jest bardziej profesjonalne. Tam nie ma sentymentów. Paul Jewell w Derby korzystał z 30 zawodników, gdy któryś zaliczał słabszy mecz, albo popełniał w nim choćby pół błędu to siadał na ławce. Każdy musiał ostro walczyć o swoją pozycję. Szkoleniowiec nie ma obowiązku tłumaczyć się ze swoich decyzji, jest najważniejszą postacią w klubie.
Jeszcze trzy i pół roku temu zagrał Pan w kadrze Polski seniorów. Pamięta Pan spotkanie z Danią w Gdańsku?
Dziennikarze przypominali mi je przy okazji konfrontacji z Duńczykami w eliminacjach do rosyjskiego mundialu. W Warszawie wygraliśmy 3:2, jak w Gdańsku, gdy rozstawałem się z drużyną narodową. W sierpniu 2013 Waldemar Fornalik zauważył u mnie zwyżkę formy i dał mi szansę, a ja, jak w każdym przypadku, cieszyłem się z możliwości reprezentowania kraju. 12 spotkań w kadrze A – z jednej strony mało, z drugiej nie mogę narzekać.
A nie żal, że kolejne wielkie turnieje przechodziły Panu koło nosa?
Nie mogę komentować wyborów trenerów, wynikających z różnych kwestii, mojej pozycji w klubie, i tak dalej. Może gdybym nie poszedł do FC Porto dostałbym powołanie na Euro 2008… ale co mi da teraz gdybanie? Kontuzja uniemożliwiła mi udział w Mistrzostwach Europy U-16 w Czechach i jako kibic w Ołomuńcu cieszyłem się ze srebra. Powetowałem to sobie złotym medalem Euro U-18 w Finlandii. Każde trofeum radowało, do dziś z Pawłem Golańskim wspominam, jak wygraliśmy mistrza Polski juniorów. A jeśli chodzi o dorosłą kadrę, to czasu już nie cofnę. Nie mogę narzekać na swoją karierę. Kto wie, może ułożyła się dzięki temu, że trener Bogusław Pietrzak nie bał się dać mi szansy w seniorskim futbolu.
Co przekazuje Pan dzieciom ze szkółki, którą prowadzicie w Łodzi z Pawłem Golańskim i Krzysztofem Nykielem?
Najważniejsza jest pasja, więc niech kopią piłkę dla przyjemności, z radością, a nie bo tak chcą rodzice. Ja swego czasu dla futbolu zrezygnowałem ze studiów, poświęciłem wszystko. Młodzi chłopcy mają frajdę z kopania piłki, ale u niektórych, pięcio-, sześciolatków już widać talent. Staramy się przeprowadzać jak najciekawsze zajęcia.
Nazwiska byłych reprezentantów Polski przyciągają?
Na pewno tak, ale skorzystaliśmy też z dobrego występu reprezentacji Polski na Euro we Francji. We wrześniu po mistrzostwach nie spodziewaliśmy się aż tak dużego odzewu i teraz staramy się dawać z siebie maksimum. Rodzice są zadowoleni, ale my zawiesiliśmy sobie poprzeczkę bardzo wysoko.
Bardzo się zmieniło Pana spojrzenie na futbol na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat?
Zmieniło się tak, jak zmieniała się piłka nożna. Teraz młodzież ma znacznie lepsze warunki do trenowania. Ja dopiero jako junior w ŁKS jeździłem na turnieje, teraz kilkuletnie dzieciaki w szkółkach mają takie możliwości. Na wyobraźnię młodych adeptów futbolu działa osoba Roberta Lewandowskiego, który fantastycznie poczyna sobie w Bayernie, jest liderem reprezentacji Polski i w dużym stopniu dzięki niemu nasz futbol kojarzy się pozytywnie. Po Euro we Francji stworzył się korzystny klimat dla piłki nożnej w Polsce i wszyscy możemy na tym zyskać.
Nie myśli Pan o tym, by zostać szkoleniowcem seniorów?
Czy ja wiem? Na razie realizuje się w naszej Gol Academy Piłkarska Akademia Mistrzów. We trójkę dogadujemy się bardzo dobrze i staramy się nie zaniedbywać żadnych szczegółów. Wierzę, że przez naszą szkółkę przejdzie choć jeden przyszły reprezentant Polski. Lepszej motywacji nie ma.
Rozmawiał Jaromir Kruk
PRZEMYSŁAW KAŹMIERCZAK
Urodzony 5 maja 1982 roku w Łęczycy. Wzrost: 191 cm. Waga: 85 kg. Kariera piłkarska: ŁKS Łódź, Piotrcovia Piotrków, Górnik Łęczna, Piotrcovia, Pogoń Szczecin, Boavista Porto, FC Porto, Derby County, Vitoria Setubal, Śląsk Wrocław, Górnik Łęczna. W reprezentacji Polski w latach 2005-2013 rozegrał 12 meczów i strzelił jednego gola. Sukcesy: mistrz Europy U-18 2001 z Polską, mistrz Portugalii 2008 z FC Porto, mistrz Polski i zdobywca Superpucharu Polski 2012 ze Śląskiem.