Aktualności
Z czwartej ligi do reprezentacji. Damian Kądzior: Wzorem jest dla mnie Kuba Błaszczykowski
Piątkowy mecz z Jagiellonią Białystok był dla Ciebie szczególny?
Na pewno nie był to mecz jak każdy inny, bo jestem wychowankiem „Jagi”, ale od kilku lat już mnie w tym klubie nie ma, więc normalnie podchodziłem do tego spotkania. Chyba był to szczególny mecz dla moich bliskich i znajomych z Białegostoku. Trzymali kciuki za mnie, ale zależy im też na Jagiellonii.
Trudny był to mecz dla Was?
Nie dzielę meczów na łatwiejsze, trudne i trudniejsze. Jeżeli traci się bramkę w czwartej minucie, to zawsze jest problem, ale pokazaliśmy siłę, potrafiliśmy odrobić straty w starciu z wicemistrzem Polski, którego skład personalny się mocno przecież nie zmienił. Dla nas to podwójna radość i motywacja. Pokazaliśmy, że potrafimy nadal wygrywać.
Ojciec, były piłkarz Jagi, po meczu przekazał jakieś uwagi?
Z tatą mam super relacje. Po każdym meczu jest telefon, najpierw uwagi co zrobiłem źle, czasem też drobna pochwała, ale niezbyt często. Ja do tego przywykłem. Cały czas się rozwijam i oczekiwania wobec mnie też rosną. Nawet bym nie chciał, by tata ciągle chwalił, że zagrałem zaje...mecz, że mogę spoczywać na laurach. Staram się korzystać z uwag ojca, bo sam grał, wiem, że ma pojęcie i są to bardzo cenne wskazówki.
Dzisiaj jesteś czołowym zawodnikiem ligi, ale masz za sobą też trudne momenty. Twoja kariera stanęła nawet w pewnym momencie pod znakiem zapytania.
Cieszę się, że miałem w życiu tylko jedną kontuzję. Miałem wtedy 18 lat, może brakowało mi tego doświadczenia, by zluzować w trudnych momentach. Chodziłem na treningi w Młodej Ekstraklasie w Jagiellonii, ale też bywałem na zajęciach w pierwszej drużynie. Pękła mi kość w stopie, musiałem przejść operację. Rodzice ogromnie to przeżywali. Lekarze nie wiedzieli, jak się tym początkowo zająć. Na szczęście dzięki znajomości taty z dziennikarzem „Przeglądu Sportowego”, Piotrem Wołosikiem przeszedłem zabieg w Krakowie. Do tej pory mam śruby w stopach, mam dzięki temu pewien komfort psychiczny i na pewno nie zdecyduje się ich wyjąć dopóki będę grał. Wtedy żałowałem, że nie mogę pomóc chłopakom w ME, miałem dobry okres, walczyłem o wysokie cele, byłem blisko gry w ekstraklasie, a potem wszystko się odwlekło w czasie. Ale nie miałem co myśleć o piłce, bo były chwile, że nie mogłem się poruszać. Wtedy pomagali właśnie najbardziej rodzice. Takie chwile budują również więzy rodzinne.
Fakt, że ojciec jest byłym piłkarzem, pomagało wtedy?
Tak. Pamiętam doskonale, jak wracaliśmy do domu, gdy dowiedziałem się, że mam złamaną nogę. Tata powiedział mi, że tak wygląda życie sportowca. Że jestem młody, nie zawsze świeci słońce, wrócę po trzech miesiącach i dalej będę budował swoją przygodę z piłką. To doświadczenia na pewno pomaga.
Dzisiaj grasz w ekstraklasie, ale jesteś też przykładem zawodnika, który szczebel po szczeblu wspina się po tej drabinie.
Dokładnie. Grałem w trzeciej lidze, w rezerwach „Jagi”, bo gdy trenowałem z pierwszą drużyną, schodziłem grać do drugiej. Występowałem nawet w czwartej lidze, będąc w Dolcanie, gdy pauzowałem za kartki trener Dariusz Dźwigała pytał się mnie, czy chcę pograć w rezerwach. Byłem wyróżniającym się zawodnikiem w drugiej lidze w Motorze Lublin, w pierwszej grałem w Dolcanie oraz w Wigrach Suwałki. Małymi krokami wyznaczałem sobie kolejne cele. Trafiłem do elity, która była marzeniem. Jestem świadomy tego, gdzie jestem. Doceniam to, wiem ile można osiągnąć ciężką pracą, ale mam też świadomość swoich błędów i słabości.
W lidze rok po roku pniesz się szczebel wyżej, w Pucharze Polski również jest na to szansa.
Tak, z Wigrami rok temu byłem w półfinale, mam nadzieję, że z Górnikiem będzie podobnie, a liczę, że zagramy nawet w finale na PGE Narodowym. Rok temu niewiele nam zabrakło. Chciałbym z ekipą z Zabrza w przyszłym roku kalendarzowym coś osiągnąć.
Zapowiada się fascynująco: walka z Górnikiem o trofea, ale także – a może przede wszystkim – reprezentacja Polski. Byłeś na dwóch zgrupowaniach. Co prawda jeszcze nie zadebiutowałeś, ale dla wszystkich kadrowiczów samo powołanie to zawsze nobilitacja i kop do jeszcze cięższej pracy.
U mnie jest identycznie. Lubię trenerów, którzy wymagają dyscypliny, cenią zawodników, którzy ciężko pracują. Taki właśnie jest selekcjoner Adam Nawałka. Ja wiem, że ciężka praca to jedyna droga do rozwoju i debiutu w kadrze. I odpowiednia forma w każdym meczu ligowym, przynajmniej taka jak w spotkaniu z Jagiellonią. Jestem w kontakcie z selekcjonerem, interesuje się mną, to jest dla mnie bodziec. Widzę, że jest to zainteresowanie i motywacja, by robić progres.
Czy to prawda, że to drugie powołanie ucieszyło Cię nawet bardziej niż pierwsze?
Życie piłkarza jest krótkie, muszę je wycisnąć jak cytrynę. Warto słuchać ludzi bardziej doświadczonych, którzy w piłce coś osiągnęli. Jak selekcjoner Nawałka, trener Marcin Brosz. Wiem, że obaj panowie są w stałym kontakcie. W klubie pod okiem trenera Brosza rozwijam się, ale też korzystam z uwag selekcjonera. A w przeszłości byli już zawodnicy, którzy pojechali tylko na jedno zgrupowanie i więcej się nie pojawiali. Ja co prawda w kadrze jeszcze nie zagrałem, ale zbieram doświadczenie, byłem już dwa razy, potrafię się odnaleźć wśród zawodników. Jeżeli trenerowi Nawałce by coś nie pasowało, to pewnie by mnie już nie zaprosił, bo kadra to najwyższa jakość. Ja muszę dążyć do tego poziomu, grać coraz lepiej. I jeżeli będą robił postępy, to pewnie w reprezentacji zadebiutuję.
Z samego pobytu, na przykład z Robertem Lewandowskim, również wiele wynosisz?
Zdecydowanie. I nie mam tu na myśli fotek (śmiech). Przyjeżdżając na zgrupowanie nie zadowalam się tym, że tam jestem. Staram się wynieść to, co zaprocentuje w mojej grze na przyszłość. Robert to top level, na którym warto się wzorować. Patrzę też na zawodników z mojej pozycji. Kuba Błaszczykowski to dla mnie taki idealny przykład kariery. Chciałbym piłkarsko przejść to, co Kuba. Z niższej ligi, on akurat przez Wisłę Kraków, do zagranicznej. I gra w kadrze. To bardzo doświadczony zawodnik, a to, co imponuje mi szczególnie, to fakt, że jest człowiekiem bardzo otwartym i spokojnym. Na boisku świetnie współpracuje z Łukaszem Piszczkiem, mega mi się to podoba. Ale też od Kamila Grosickiego można wiele się nauczyć, jego gra ofensywna to dla mnie pewien wzorzec.
Czy na lodówce jeszcze masz naklejoną słynną kartkę?
Tak. Wypisuje na niej cele do osiągnięcia. W życiu trzeba do nich dążyć i spełniać marzenia. Było zapisane powołanie do kadry, pominąłem wcześniejsze plany czyli grę w elicie, a teraz mam kolejny, czyli debiut w reprezentacji.
Nie dość, że grasz w piłkę, to stawiasz także na swoje wykształcenie poza boiskiem. Pojawiłeś się w końcu na studiach?
Faktycznie, dwa pierwsze zjazdy miałem w terminach, gdy byłem na kadrze. Ale jeżeli mam mieć nieobecności z takiego powodu, to zgadzam się na same absencje. Bo na kadrze mogą być tylko nieliczni i do maksimum trzeba wykorzystać te chwile. Ale o nauce myślę również poważnie. Wychodzę z założenia, że kiedyś skończę grać w piłkę i chcę się w pewien sposób zabezpieczyć. Oczywiście, nie narzekam na to, co mam teraz i postaram się mieć jeszcze więcej, ale trzeba myśleć o przyszłości. Poza tym ja jestem takim człowiekiem, że nie wysiedzę w domu, chciałbym być kiedyś nadal aktywny. Studia pozwolą mi się otworzyć na inne pomysły, może akademia piłkarska? Ale to na razie odległy pomysł. Mam 25 lat i jeszcze kilka lat grania, mam nadzieję na wysokim poziomie, przede mną.
Rozmawiał Tadeusz Danisz
FOT: Łukasz Grochala / Cyfrasport