Aktualności
[WYWIAD] Trzecioligowiec sensacją Pucharu Polski. „Młodość to nasza siła”
Dwie największe sensacje w rundach wstępnej i pierwszej Pucharu Polski sprawił Świt Nowy Dwór Mazowiecki, pokonując dwóch pierwszoligowców: Odrę Opole (5:0) i Olimpię Grudziądz (2:2, k. 5:4). – Średnia wieku naszej drużyny to 21 lat. Dla nas mecze z mocniejszymi drużynami w tych rozgrywkach to świetna okazja do sprawdzenia swojego stylu – mówi w rozmowie z „Łączy Nas Piłka” trener trzecioligowca, Rafał Kleniewski.
Jest pan pierwszym trenerem Świtu od stycznia tego roku, a wcześniej prowadził pan drużyny młodzieżowe, prawda?
- Z klubem jestem związany całą swoją karierę. Zaczynałem od prowadzenia drużyny do lat 10, przez kilka sezonów pracowałem z rocznikiem 2001. Następnie przejąłem grupę juniorów starszych, a po roku udało się awansować do ligi wojewódzkiej. I wtedy, pod koniec sezonu dostałem również drugi zespół. Tę drużynę prowadziłem kolejny rok i jeszcze rundę jesienną, by w styczniu 2017 przejąć pierwszy zespół, gdy Przemysław Cecherz odszedł do Widzewa.
I to była bardzo udana runda dla pana zespołu: najwięcej strzelonych goli, tylko dwie drużyny uzbierały więcej punktów.
- Mieliśmy więcej czasu. Przemek zbierał drużynę w pięć minut, latem po prostu nie ma zbytnio na to czasu, a budował od nowa. I tak dużo zrobił. Ja zimą miałem więcej spokoju na pracę i im dłużej liga trwała tym lepiej nam szło. Z tego też czerpiemy dalej.
Przed meczem rundy wstępnej Pucharu Polski z Odrą Opole mówił pan, że możecie mieć problem ze złożeniem osiemnastki na to spotkanie.
- I ostatecznie mieliśmy do dyspozycji tylko szesnastu zawodników. Opuściła nas część podstawowych piłkarzy, również pożegnało się kilku młodszych. Natomiast do tego spotkania nie udało nam się zakontraktować w ich miejsce nowych.
Wynik w takich okolicznościach musiał mocno zaskoczyć także was.
- Tak, 5:0 było dla nas szokiem, ale liczyliśmy, że uda nam się wygrać. Cieszę się, bo mimo wszystko teraz latem zostało dwunastu zawodników, gdy rok temu ledwie pięciu. Już była gotowa jedenastka, pomimo tego, że grać musieli rezerwowi z poprzedniego sezonu. To solidni zawodnicy, którzy z różnych powodów nie występowali w pierwszym składzie, ale traktowaliśmy ich bardzo poważnie.
Ten okres przygotowań przed meczem z Odrą Opole nie był dla Świtu zbyt długi…
- Trenowaliśmy dwa tygodnie. Zaczęliśmy na początku lipca, gdy mieliśmy dużą grupę młodych zawodników na testach, bo szukaliśmy takich w wieku młodzieżowca. Zagraliśmy po tygodniu sparing wewnętrzny, potem jeszcze mecz towarzyski z Dolcanem w środę i w weekend z Odrą. Można powiedzieć, że z marszu. A ten drugi tydzień był trudniejszy, w którym było więcej mocnej pracy.
Mówi pan, że szukaliście młodzieżowców, ale Świt to już młody zespół.
- Trzech zawodników, którzy grali u nas i byli wedle zasad młodzieżowcami skończyło ten wiek. Są z nami dalej – Piotrek Basiuk, Kamil Wolski i Sebastian Cuch – ale musieliśmy szukać nowych, ponieważ na boisku musi być dwóch piłkarzy poniżej 21 roku życia. Wczoraj nawet sprawdzałem średnią wieku naszej drużyny: wychodzi dokładnie 21.
To bardzo niski wynik, także w porównaniu do innych trzecioligowców.
- Zdecydowanie, ale to również nasza siła. Mamy doświadczonych piłkarzy, którzy grali trochę na tym poziomie i są w wieku 26, 27 lat. Mimo że są młodzi to są ograni, podobnie jak ci jeszcze później urodzeni. Oni są ambitni, chcą się rozwijać tak, jak i sztab szkoleniowy, więc razem dążymy do poprawy.
Takie zwycięstwo 5:0 mocno pomogło panu i drużynie w przygotowaniach do sezonu, a nawet do kolejnego spotkania pierwszej rundy z Olimpią?
- Obydwa te mecze pozwoliły nam sprawdzić to, co graliśmy na poziomie trzecioligowym z mocniejszymi rywalami. Nie zmienialiśmy swojej charakterystyki, wysoko doskakiwaliśmy do przeciwników, którzy przecież mieli o wiele mocniejsze składy. Na dziś nie jesteśmy w stanie organizować takich sparingów, musielibyśmy z pół Polski przejechać, by w ogóle mieć taką możliwość. Dlatego były one dla nas super.
Jak scharakteryzowałby pan swój zespół?
- Nasz styl opiera się przede wszystkim na ciężkiej pracy po stracie piłki. Każda taka sytuacja oznacza, że doskakujemy do przeciwnika natychmiast, by odebrać piłkę lub zmusić go do wybicia. To też pierwsza zasada drużyny i najważniejsze kryterium w przyjęciu do Świtu: zawodnik musi chcieć tak pracować, być agresywnym, bronić. Patrząc na mecz jest to bardzo dużo biegania, ale moi piłkarze w tym się świetnie czują. A po odbiorze to my staramy się grać: nie boimy się utrzymywać, przejść do ataku pozycyjnego i wedle ustalonych schematów. Trudno wyjaśnić to w kilku zdaniach.
A kogo by pan wyróżnił w swoim zespole?
- Przychodzi mi to z trudem, nie lubię tego robić. Mamy doświadczonych piłkarzy jak bramkarz Mateusz Prus, czy kapitan Karol Drwęcki, którzy podnoszą nam poziom. Kolejnym jest Michał Steć, Kamil Dankowski, Przemysław Przeprawa – nasz blok defensywy wygląda naprawdę mocno. Ale mógłbym wymienić naprawdę każdego, a to wynika z naszego stylu gry. Gdy wypadnie jeden piłkarz, to kolejny daje dokładnie tyle samo. Nie oznacza to dla nas końca. Na pewno jednak Drwęcki jako wychowanek Świtu, kapitan jest wzorem do naśladowania.
Wracając do meczu z Olimpią: czy miał pan momenty zwątpienia? Rywale szybko strzelili wam gola, potem odpowiedzieli na wyrównanie i w drugiej połowie długo trzymali się broniąc wyniku.
- Przed spotkaniem mówiłem zawodnikom, że nadal nie jesteśmy faworytem, ale wychodzimy po wygraną. Nie chcę być zuchwały, lecz takie było nasze nastawienie: skoro już przyjeżdża lepszy zespół to musi się o ten wynik mocno natrudzić. A momenty zwątpienia? Raczej nie, po drugim golu Olimpii byłem bardziej zły, ponieważ mieliśmy rzut z autu, a straciliśmy piłkę i poszła kontra rywali. W drugiej połowie atakowaliśmy i myślałem już, że nie uda nam się wyrównać. Jednak wtedy spojrzałem na zegarek, a po przerwie upłynęło ledwie 20 minut. I już byłem spokojny, bo jeżeli utrzymalibyśmy tempo, to drugiego gola w końcu byśmy strzelili. Faktem jest, że Olimpia miała swoje sytuacje na 3:1, ale my je wytrzymaliśmy. Od początku do końca realizowaliśmy swój plan i to dało efekty.
Mieliście już trening po meczu?
- Nie, ponieważ był to krytyczny tydzień przygotowań i w niektóre dni zawodnicy mieli podwójne treningi, we wtorek najbardziej intensywne zajęcia trwały dwie godziny, w środę jeszcze graliśmy sparing z Legionovią. Dlatego dostali dwa dni wolnego i we wtorek zaczynamy zajęcia rano, a po nich jak najszybciej do sali konferencyjnej, by oglądać losowanie kolejnych rund Pucharu Polski.
A w szatni którego z rywali pana zawodnicy chcieliby dostać w drugiej rundzie?
- Każdy ma swojego faworyta: część marzy o Legii, niektórzy o Lechu, inni bardziej chcieliby Ruchu Chorzów lub Górnika Łęczna… Drugi trener śmiał się, że ja chciałbym Arkę Gdynia, bo bardzo imponuje mi praca Leszka Ojrzyńskiego i taki pojedynek byłby ciekawy. Ale kogo byśmy nie trafili, to kontynuujemy swoją przygodę i będziemy walczyć o wygraną.
Rozmawiał Michał Zachodny
Zdjęcie: Notosport.pl