Aktualności
[WYWIAD] Mateusz Mak: Lech się przekona, jak trudno grać w Mielcu
Przez prawie dwa miesiące piłkarze wszystkich zespołów trenowali indywidualnie. Jak to było w przypadku braci Maków?
Jak tylko wróciliśmy z Legnicy, gdzie mieliśmy grać z Miedzią, ale mecz nie doszedł do skutku, spakowałem się i pojechałem do rodzinnego domu w Suchej Beskidzkiej. Jak się okazało, to samo zrobił Michał i tam się spotkaliśmy. Dostałem rozpiskę treningową ze Stali, a on z Wisły. Sporo się różniły, bo brat głównie jeździł na rowerze stacjonarnym dostarczonym przez klub. Ja sporo biegałem po lasach, a widoki w Suchej Beskidzkiej i okolicach są piękne. Właściwie każdego dnia mogłem podziwiać na przykład Babią Górę. Trenowaliśmy też na siłowni, ale ćwiczenia były różne. To na pewno nie był zmarnowany czas. Wydaje mi się, że miałem cięższe treningi niż Michał. Wykorzystałem też tę przymusową przerwę na spędzanie czasu z rodziną, z siostrą i jej dziećmi. Niemal od początku sztab medyczny Stali polecił nam wysyłanie raportów dotyczących naszego zdrowia, mierzenie temperatury i oczywiście sprawozdania z wykonanych treningów. To było jeszcze zanim PZPN nakazał nam wypełniać ankiety w związku z izolacją i planowanym wznowieniem rozgrywek. To był świetny pomysł, bo być może pomogło w tym, że cały zespół okazał się zdrowy i mogliśmy rozpocząć przygotowania jak ekstraklasa.
Od kiedy trenujecie całą grupą?
W poniedziałek mieliśmy pierwszy trening. Była nawet gierka wewnętrzna, która sprawiła nam mnóstwo frajdy. Widać było, że każdy miał głód piłki i chciał ją mieć jak najdłużej przy nodze. Kurz szybko jednak opadł i wszystko wróciło do normalności.
Przygotowujecie się do wznowienia nie tylko rozgrywek pierwszej ligi, ale także Totolotek Pucharu Polski. Zanim jednak o tym porozmawiamy, proszę opowiedzieć jakie były kulisy przyjścia do Stali. Przeszedł pan bowiem z zespołu mistrza Polski do drużyny grającej w niższej lidze.
Skończył się mój kontrakt z Piastem Gliwice i długo nie miałem żadnych ofert. W końcu pojawiła się propozycja z Wisły, ale nie doszliśmy do porozumienia. Trenowałem sam, a kontrakt ze Stalą podpisałem dopiero przed drugą kolejką. Wtedy jej trenerem był Artur Skowronek, którego znałem jeszcze z początku mojej kariery w seniorach, bo prowadził mnie w Ruchu Radzionków. Przekonał mnie, że to dobry pomysł, by zdecydować się na grę w pierwszej lidze. Tym bardziej że celem Stali jest awans. Chciałem udowodnić sobie i może też klubom z ekstraklasy, że mogę jeszcze grać na najwyższym poziomie. Zwłaszcza, że przez kontuzje straciłem ponad dwa lata i to mógł być powód, że nikt nie chciał mnie zatrudnić w najwyższej lidze. W Stali od początku poczułem się bardzo dobrze, bo w zespole było kilku zawodników, których znałem. To też mi pomogło w podjęciu decyzji, bo przed podpisaniem kontraktu rozmawiałem z Josipem Barisiciem, Sewerynem Kiełpinem czy Andreją Prokiciem.
Szybko trenera Skowronka zastąpił Dariusz Marzec, którego doskonale znałeś z czasów juniorskich w Wiśle Kraków.
Dla całej drużyny zwolnienie trenera Skowronka był wielkim szokiem. Odchodził, gdy byliśmy na trzecim miejscu z punktem straty do lidera. Kiedy okazało się, że przychodzi trener Marzec, to było dla mnie zaskoczenie. Do tej pory był znany głównie z pracy z młodzieżą, a prowadził seniorów tylko w trzeciej lidze w Kaliszu. Szatnie w Mielcu szybko kupił bezpośrednim podejściem do piłkarzy. Długo sam grał w piłkę i sypie anegdotami jak z rękawa. To dla niego też duża szansa, by zaistnieć w seniorskiej piłce. Jak pokazują wyniki, na razie wszystko idzie w dobrym kierunku. Zarząd i kibice będą nas rozliczać na koniec sezonu. Stać nas na awans, a trener powtarza, by wierzyć w siebie.
Trener Marzec przez ponad 30 lat był w Wiśle, ale trenerem seniorów nigdy nie został. Ty jesteś jej wychowankiem, ale odszedłeś z niej w wieku 17 lat. Nie zazdrościsz trochę bratu, że gra w tym klubie?
Rzeczywiście moim marzeniem jest gra w Wiśle, bo jestem jej wychowankiem. Latem byłem blisko, ale to dwie strony muszą chcieć. Warunki nie były do końca zadowalające. Chciałbym kiedyś zagrać w tym zespole, ale jeśli do tego nie dojdzie, to świat się nie zawali. Plan jest teraz taki, by jak najdłużej być w Stali i to w ekstraklasie. Jeśli tylko mogę, to staram się bywać na meczach brata, by zobaczyć go w koszulce z białą gwiazdą.
Mecz Totolotek Pucharu Polski za około dwa tygodnie. Do tej pory niezbyt dobrze szło twoim drużynom w tych rozgrywkach.
Zwykle druga runda już była nie dla mnie. W tym sezonie poszło dużo lepiej i pierwszy raz jestem w ćwierćfinale Totolotek Pucharu Polski. Chciałbym zagrać w finale na PGE Narodowym i, tak jak brat, który zdobył trofeum z Lechią Gdańsk, wznieść puchar.
Ty za to zdobyłeś mistrzostwo Polski. To chyba jednak cenniejsze?
Udało mi się dołożyć cegiełkę do tytułu Piasta, choć lepiej wspominam sezon, w którym wywalczyliśmy wicemistrzostwo, bo wtedy mój wkład był większy. W poprzednich rozgrywkach więcej grałem jesienią, wiosną byłem głównie zmiennikiem Martina Konczkowskiego. Z bratem jesteśmy bardzo dumni z tego, co nam się udało osiągnąć do tej pory. Zwłaszcza, że obaj mieliśmy kłopoty z kolanami. Ja straciłem dwa lata, Michał półtora roku. Akurat tak się złożyło, że w tym samym sezonie odnieśliśmy duży sukces. Czasem się przekomarzamy, co jest cenniejsze. Tyle że ja mam szansę, by jeszcze w tych rozgrywkach zdobyć Puchar Polski. Najpierw jednak trzeba pokonać Lecha Poznań.
Nie będziecie faworytem, a forma obydwu drużyn po tak długiej przerwie będzie niewiadomą. Tym bardziej że nie będą rozgrywane sparingi, na których można by podejrzeć jak gra rywal.
Tak naprawdę my od grudnia ubiegłego roku zagraliśmy tylko dwa mecze, a jest już maj. Właściwie pół roku bez grania. Trudno spodziewać się najwyższej formy, bo ona przychodzi jak się gra regularnie. Wtedy wszystko przychodzi łatwiej na boisku. Lech będzie jednak w podobnej sytuacji. Przez te dwa tygodnie będziemy starać się jak najlepiej ze sobą zgrać. Pokazaliśmy w Pucharze Polski, że stać nas, by pokonać zespół z ekstraklasy, bo wygraliśmy z Pogonią Szczecin. W Mielcu nie gra się łatwo i Lech się o tym przekona. Będziemy dobrze przygotowani na to spotkanie i na dokończenie rozgrywek w pierwszej lidze. Puchar Polski traktujemy bardzo poważnie. Ostatni raz tak wysoko Stal była bardzo dawno temu (1/4 finału w sezonie 1994/95 – przyp. red.) i możemy po długiej przerwie zaistnieć w tych rozgrywkach. Szkoda, że spotkanie odbędzie się bez kibiców, bo to byłby nasz atut. Zapowiada się fajny mecz ze świetną frekwencją przed telewizorami, bo tak samo my, jak i kibice są spragnieni piłki.
Rozmawiał Andrzej Klemba