Aktualności
[WYWIAD] Krzysztof Sobieraj: Finał Pucharu Polski to dla nas mecz życia!
Arka drugi raz w historii zagra w finale Pucharu Polski. W rywalizacji z Lechem Poznań nie jest faworytem, ale przed 38 latami też nie dawano jej większych szans przeciwko Wiśle Kraków, a skończyło się wielkim sukcesem gdynian. Jak będzie 2 maja (godz. 16) na PGE Narodowym? – Dla większości z nas to mecz życia – mówi w rozmowie z Łączy Nas Piłka obrońca Arki Krzysztof Sobieraj.
Czy zrywacie w szatni kartki z kalendarza, odliczając dni do finału Pucharu Polski?
Z tyłu głowy tli już się myśl o tym wielkim wydarzeniu. Przed nami jednak arcytrudne spotkanie z Piastem i na nim najpierw się skupiamy. To spotkanie ma wielkie znaczenie w kontekście pozostania Arki w ekstraklasie. We wtorek możemy przejść do historii klubu. Nie ma znaczenia, czy ktoś ma 20, czy 35 lat. Dla większości z nas to najważniejszy mecz w życiu!
Dla Ciebie też?
Pewnie! Tak poważnego spotkania w swojej karierze jeszcze nie grałem. Mam świadomość jak wielka szansa się otwiera. Zdobycie Pucharu Polski to wyjątkowa rzecz.
Wiele osób nie daje Arce większych szans w rywalizacji z Lechem.
I bardzo dobrze. Niech widzą nas w roli kopciuszka. W tym upatruję szansę Arki. Większość już nas skreśliła, jednak ja wierzę w zespół. Lech jest zdecydowanym faworytem, ale Arka też ma swoje marzenia i ambicje. Nie po to tak zaciekle walczyliśmy o finał, żeby teraz nie pójść za ciosem. Tanio skóry nie sprzedamy. Myślę, że z dnia na dzień mobilizacja w drużynie będzie coraz większa. Gramy o spełnienie naszych marzeń.
To będzie Twój pierwszy raz na PGE Narodowym?
Byłem na tym stadionie w roli widza. Czekam jednak na moment wyjścia z szatni. Stąpanie po murawie PGE Narodowego to z pewnością niezapomniana chwila.
Organizatorzy dbają o odpowiednią oprawę meczu. Firma Trawnik Producent przygotowuje „zielony dywan”, a prezes Zbigniew Boniek wrzucił na Twittera zdjęcie piłki, którą rozgrywany będzie finał.
Można powiedzieć, że to polski odpowiednik finału Ligi Mistrzów (śmiech). Cieszę się, że Puchar Polski jest tak prestiżowo traktowany. Jest mi niezmiernie miło, że będę uczestnikiem wyjątkowego wydarzenia w skali kraju.
Do Warszawy wybiera 10 tys. kibiców Arki. To Was mobilizuje?
Na pewno bardziej się nakręcamy. Czuję jednak inne wewnętrzne pragnienie: powtórzyć to, co nasi starsi koledzy z 1979 roku. Też nie byli faworytem meczu, a pokonali 2:1 Wisłę Kraków. Można porównać do naszej sytuacji, bo w lidze również im nie szło. Na finał się jednak zmobilizowali i ograli Wisłę naszpikowaną gwiazdami. Chciałbym zapisać się w historii Arki złotymi zgłoskami i być w jednym z szeregu z takimi legendami, jak: Janusz Kupcewicz, Tomasz Korynta i resztą złotej drużyny.
Jesteś talizmanem Arki, z którą przeżyłeś trzy awanse do Ekstraklasy. Można to traktować jak dobry znak przed finałem?
Wiem jak można moją karierę w Arce spiąć klamrą... Mam nadzieję, że szczęście znów będzie przy mnie. Dlaczego mówię o szczęściu? Bo w sporcie jest ono potrzebne. To tylko jeden mecz. Wiadomo, argumenty są po stronie Lecha, pamiętajmy jednak, że to jest piłka nożna.
Lech musi, Arka może?
No właśnie. Finał ma taką rangę, że jedni i drudzy pójdą na wyniszczenie. Obie drużyny dadzą z siebie maksa. Myślę, że ważne będą też cechy wolicjonalne. Komplet widzów na trybunach zapewne wyzwoli w nas pokłady nadzwyczajnej energii. Siły, która sprawi, że staniemy się nadludźmi. Będą z nami rodziny, znajomi, wielu kibiców. W takim wydarzeniu Arka nie uczestniczyła od 38 lat.